- Ginny... Ginny, wstawaj - Szturchnęła ją w okryty kołdrą bok. - Słyszysz? Musimy szykować się do Hogwartu...
- Powiedz mamie, że zaraz zejdę, Dora... - mruknęła.
- Nimfadory tu nie ma - odparła Natalie unosząc jedną brew w zdziwieniu.
Ginny obejrzała się na nią i podparła na łokciach.
- O rany, macie podobne głosy, wiesz? Nieważne, lepiej się pospieszmy.
Podeszły do swoich kufrów i wyciągnęły ubrania, przebrały się i pobiegły do łazienki, żeby uczesać się, umyć twarze etc, etc. Pani Weasley co chwila poganiała bliźniaków i pana Artura, żeby się pospieszyli. Natalie, korzystając z tego, że do wyjazdu zostało im pół godziny, a była już gotowa, teleportowała się na chwilę do domu państwa Tonks, w którym przebywała Nimfadora. Znalazła się w ogrodzie i obeszła dom dookoła, żeby zapukać do drzwi. Mama Tonks, Andromeda, przyszła otworzyć jej drzwi.
- Och, witaj, Natalie. Dora jest w kuchni, wejdź - zaprosiła ją do środka.
Przeszła przez próg i za zakazem pani Tonks, nie zdjęła czarnych butów na niskim obcasie, tylko weszła do kuchni, gdzie jej kuzynka siedziała w kwiecistej sukience, a jej włosy miały dziś malinową barwę.
- Natalie! - zawołała i wstała od stołu i podbiegła do niej, strącając filiżankę herbaty ze stołu, z czego nie zdała sobie od razu sprawy, bo uścisnęła kuzynkę mocno.
Natalie nawet nie musiała sięgnąć po różdżkę, po prostu pomyślała wingardium leviosa, a filiżanka uniosła się i wróciła na swoje miejsce, choć w połowie opróżniona.
- Dobrze cię widzieć, Dora - uścisnęła ją również. - Jak się czujesz?
- W porządku, mam mdłości od czasu do czasu, ale nie jest źle - uśmiechnęła się pogodnie. - Hej, czy ty nie powinnaś wyruszać na King's Cross? - zapytała podejrzliwie.
- Powinnam, dlatego wpadam tylko na chwilkę, żeby się pożegnać, bo jak dobrze pójdzie, to zobaczymy się dopiero na święta. Dobrze, bo nie liczę na żadne wypadki, rozumiesz...
- Rozumiem, nie przejmuj się, nie pomyślałam przecież... - roześmiała się. - A jak tam Harry, Ron i Hermiona? Jak im idzie? Czy to oni się włamali do Ministerstwa? - zapytała podekscytowana.
- Nie mam pewności, ale to możliwe. Nie rozmawiałam jeszcze z nimi, ale wyślę im chyba patronusa z wiadomością. O mamo, jestem załamana tegoroczną kadrą nauczycielską... Słyszałaś już? Snape i Carrowowie...
- Hej, w razie czego, to kontaktuj się ze mną, a przylecę tam i zrobię rozróbę! Nikt mi nie będzie kuzynki terroryzował!
- A jest jakaś inna opcja? Wiem, że ciąża to nie choroba, ale raczej wolałabym, żebyś nie narażała maleństwa, jeśli wiesz, co mam na myśli - spojrzała na nią przenikliwie.
- Och... Nie przesadzaj! Jestem w końcu aurorem, nie?
- Jesteś, jesteś. Tylko wolę, żeby zjawiła się tam Hestia, Kingsley albo ktokolwiek inny, bo na ciebie, kuzyneczko, trzeba bardziej uważać - uśmiechnęła się przepraszająco. - Wszyscy zdrowi?
- Tak. A u was? Co właściwie u Weasleyów i u ciebie?
- U Weasleyów wszystko w porządku, ale pan Artur chyba jest prześwietlany przez Ministerstwo, bo zadawał się z Harrym. Pani Weasley... U niej po staremu. Ginny jest trochę zdenerwowana przez Harry'ego, bo ją zostawił, przez tą jego wyprawę.. a u Billa chyba wszystko dobrze.
Zapadła cisza. Po chwili Dora odezwała się:
- A bliźniacy?
- Co bliźniacy?
- No jak się mają?
- Nie wiem, chyba dobrze. Nie rozmawialiśmy za wiele od wesela... Praktycznie wcale.
- Jak to? - otworzyła okno i oparła się o parapet z Natalie. - Mieszkacie razem i nie wiesz, co u nich?
- No wiesz, ja siedzę w jednej części domu, a oni w drugiej i tak jakoś się mijamy...
- Jasne. Ściemniasz! Kłócicie się znowu, czy co?
- Nie... Po prostu nie rozmawialiśmy od wesela, jakoś tak wyszło. Nie pokłóciliśmy się, a bynajmniej sobie nie przypominam. Raczej bym pamiętała, co?
- No chyba, bo wiesz... - jej mina mówiła sama za siebie. Bo jak można z kimś nie rozmawiać ot tak przez miesiąc? - Żeby takich rzeczy nie pamiętać, to już trzeba mieć naprawdę duże problemy! - zaśmiała się. - No... Ale wszystko u ciebie w porządku?
Natalie spojrzała na zegarek.
- No wiesz... Denerwuję się trochę tą ich wyprawą. Harry'ego, Rona i Hermiony. Miałam iść z Harrym, a wszystko się pomieszało, bo Dumbledore zaplanował, żebym została... Poza tym, zbliża się siódmy rok, owutemy...
- ... a wojna czarodziejów jest już chyba nieunikniona, bo wątpię, żeby Sama-Wiesz-Kto był skłonny załatwić wszystko pokojowo - dokończyła Nimfadora. - Wiesz czego się obawiam? Właśnie przyszłości tych wszystkich nieletnich, bo nie jesteście w pełni przygotowani na taką walkę. Nawet dorośli nie są! A znając życie, Amycus Carrow będzie was uczył tak jak Umbridge, albo i wcale. Będzie robić wszystko, żebyście nie umieli się bronić...
- Albo zrobią z nas przymusową armię Ministerstwa.
- Otóż to... - mruknęła. - Wiesz co, ja cię tam nie wyganiam, ale chyba pani Weasley rozniesie cały dom, jak nie wrócisz na czas, nie?
- Ach, racja... No, chciałabym jeszcze z tobą pogadać, ale widzisz, czas goni... Może wpadnij kiedyś do Hogsmeade, to się zobaczymy, co?
- Pewnie! Leć już. Powodzenia!
- Dziękuję, trzymaj się - uścisnęła ją i kiwnęła, teleportując się.
Znalazła się przed domem. Pobiegła po bagaże, które stały już w przedpokoju i wyszła z Weasleyami do samochodu. Pani Weasley pożegnała ich i odjechali do Londynu. Dzień był dużo cieplejszy, w porównaniu do pozostałych dni lata, więc humory im się od razu polepszyły. Dojechali przed dworzec King's Cross i popędzili na peron dziewiąty. Przeszli przez barierę dzielącą mugolski dworzec oraz dworzec czarodziejów. Mnóstwo uczniów przepychało się z wózkami i kuframi w stronę pociągu, szukało najlepszych miejsc w przedziałach i rozmawiało z uciechą o zbliżającym się roku szkolnym. Mnóstwo pierwszorocznych było jeszcze zagubionych, a Natalie uśmiechnęła się na myśl o tym, że znowu będzie prowadziła grupę młodzieży do wierzy Ravenclawu i będzie odpowiadać im na najróżniejsze pytania dotyczące zamku. Na chwilę zapomniała o zmartwieniach.
- To co? Zostało wam życzyć powodzenia, nie? - spytał pan Weasley, spoglądając na Ginny i Natalie. - Wam nie muszę tłumaczyć, że nie macie pakować się w kłopoty, zawalać nauki i uciekać z treningów. Nie to co innym, nie chłopaki? - zwrócił się do Freda i George'a.
- O tak, dobrze pamiętamy, że zawsze musiałeś przypominać o tym Ronowi - rzekł Fred.
- Ale prefektowi naczelnemu to nawet nie wypada takich rzeczy przypominać! - zawołał George i spojrzał ze zgryźliwym uśmiechem na Natalie.
Pan Artur spojrzał na nich spode łba i poszedł pomóc Ginny wnieść kufry do pociągu.
- Jeszcze dwa lata temu byś tak nie powiedział, bo wlepiłaby ci szlaban - wypomniał mu brat.
- Chciałam nadmienić, że ani razu nie odjęłam wam punktów ani nie dałam szlabanu - burknęła.
- Ooo! - zawołali obaj. - Ty mówisz!
Obróciła oczami i zacisnęła ręce na wózku. Wciąż trzymają się ich te same żarty... Człowiek jednak nie zmienia się z wiekiem.
- Niesamowite... - mruknęła tonem przesyconym jadowitą ironią.
- No wiesz, niby to nic dziwnego... - zaczął George.
- ...gdyby nie fakt, że nie odzywasz się od... - wtrącił Fred.
- ...miesiąca - skończyli obaj.
- Być może miałam ku temu powody - odrzekła. - A wy co? Wracacie na Pokątną, czy raczej będziecie nawiedzać Hogsmeade?
- Na twoje nieszczęście, a na nasze szczęście, będziemy w Hogsmeade, dopóki nie skończy się rok szkolny lub klienci.
- Chyba nie zabronisz młodszym wychodzić do naszego sklepu, co?
- Ja? Przepraszam bardzo, za kogo wy mnie macie? - spytała ze zdziwieniem. - Co wy myślicie, że macie przed sobą Percy'ego?
Spojrzeli po sobie i parsknęli śmiechem.
- Wróciło ci poczucie humoru! Cóż za progres, aż dwa osiągnięcia wciągu kilku minut!
Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, starając się nie roześmiać, gdy nagle obaj zrobili głupie miny i nie wytrzymała.
- Pomożemy ci wnieść bagaże. Chodź, mała - Fred popchnął ją na bok, objął ramieniem i zaprowadził w stronę pociągu, a George objął ją z drugiej strony.
Wnieśli jej kufry, wyszli na zewnątrz i zobaczyli, że pan Weasley rozmawia z panem Macmillanem.
- O nie, jak ci dwaj się rozgadają...
- Nie narzekaj, przynajmniej mamy trochę czasu i damy radę się ulotnić bez zbędnych rozmów - mruknął George. - Ty patrz, czy to nie Duncan Inglebee? Twój chłopak? - zapytał wskazując na chłopaka odprowadzającego jakiegoś dużo młodszego, chłopca, który najpewniej był jego bratem, bo był bardzo do niego podobny.
- Tak, Duncan. I to nie mój chłopak! A jak wasze przyjaciółki z wesela, wile? - zapytała zgryźliwie.
- Wile? - spytał Fred. - Nawet nie pamiętam ich imion.
- Tak, nie gadaliśmy od tamtego czasu.
- Zaskakujące, naprawdę bym się nie domyśliła...
- Ta? A niby skąd wiedziałaś, że nie rozmawiamy? - zapytał George. - Czyżby kolejne proroctwo?
- Nie. Wyobraźcie sobie, że nie było mnie w namiocie, gdy od was odeszły i słyszałam, jak szczebiotały po francusku z Gabrielle. Powiedzmy, że dość niepochlebnie wyrażały się na wasz temat... Trochę z was drwiły.
- Serio? - zapytał Fred.
- Serio. Niech mnie Slughorn utopi w kociołku na eliksirach, jeśli tak nie było.
- Wiedziałem! - zawołał George. - Francuskie mandragory...
- Głupie krowy. Pardon - dodał Fred, napotykając spojrzenie Natalie. - A coś jeszcze mówiły?
- Chyba nie. Gabrielle pytała je, co robiły z wami tyle czasu, ale nie odpowiedziały. Ja tam nie wnikam... - spojrzała na nich znacząco i się odwróciła.
- Hej, nie wyobrażaj sobie! - zawołał Fred.
- Przecież my z nimi tylko gadaliśmy! I pokazaliśmy im te nasze sztuczne ognie, którymi można grać w zośkę.
- No właśnie!
- Ja przecież nic nie mówię - uśmiechnęła się do nich szelmowsko. No... - urwała bo rozległ się gwizd, nakazujący uczniom wejść już do pociągu. - ...czas się zmywać.
- Ale my na serio...
- Dobrze wiecie, że jak zechcę, to dowiem się wszystkiego. Nie potraficie kłamać, a przynajmniej nie przy mnie. Załóżmy, że wam wierzę... ale dlaczego mi się tłumaczycie, co? Może jednak macie coś na sumieniu, albo...
- Nie! - krzyknęli obaj.
- No dobrze, dobrze... Nie kłamiecie, nic nie zrobiliście, choć nie wierzę, że nie mieliście początkowo takich zamiarów.
- Dopóki nie otworzyły gęb.
Zaśmiała się szczerze. Była o tyle zadowolona, że nie doszło do niczego pomiędzy nimi, że na razie chyba nic nie mogło popsuć jej humoru.
Duncan wprowadził za nią brata do wagonu i przyjrzał się jej przez chwilę.
- Hej, Duncan - rzekła obdarzając go pogodnym uśmiechem i zaśmiała się po chwili. - Co masz taką minę, nie poznajesz mnie?
- Natalie? - zapytał wybałuszając oczy.
- We własnej osobie.
- O rany! Wyglądasz świetnie. Nie żebyś wcześniej nie wyglądała!
- Bujać to my, ale nie nas, Duncan. Mam lustro w domu. Odprowadzasz brata, co?
- Tak... Mały się cieszy, bo może w końcu startować do drużyny. Wiesz, druga klasa... Błagał rodziców o miotłę przez całe lato. A ty ostatni rok, co?
- Ach, daj spokój...
- Napiszę do ciebie list, jak już będziesz w Hogwarcie. Teraz muszę już spadać, czas goni... Na razie! - uścisnął ją.
- Na razie, cześć! - kiwnęła mu, gdy odszedł.
Fred i George pokładali się ze śmiechu.
- Spadajcie! - pisnęła.
- No dobrze, jasne, już spadamy! - zawołał Fred, wciąż chichocąc.
- To do zobaczenia w Hogsmeade - George z uśmiechem nachylił się, żeby ją uścisnąć.
- Do zobaczenia, Georgie.
Odsunął się na bok, robiąc miejsce bratu. Bliźniak podszedł do niej i uniósł ją, przyciskając do siebie.
- Żegnaj, pani prefekt! - zawołał.
- Fred! Natychmiast mnie postaw na ziemi!
Wypełnił jej rozkaz i uśmiechnął się z dumą tak samo, jak wtedy gdy w Pokoju Życzeń uciszył ją, mówiąc: "Nawet nie wiesz, jaka piękna jesteś, kiedy się tak gniewasz, White". Poprawiła szatę i obejrzała się, gdy gwizdek zaświszczał po raz drugi. Pan Weasley podszedł ją pożegnać i weszła do środka. Jeszcze przez chwilę patrzyła na nich przez szybę ze smutkiem.
- Lepiej idź już do przedziału dla prefektów - powiedziała do niej Ginny.
- Racja... - kiwnęła głową. - Jeśli mi się uda, dołączę do ciebie niedługo. Gdzie będziesz siedzieć?
- Z Nevillem i Luną, tylko najpierw musimy odnaleźć Lunę.
- Cześć, Natalie - Neville odezwał się zza jej pleców.
- Neville! - zawołała uradowana i uścisnęła go na powitanie. - Jak wakacje?
- Dobrze, dzięki. A twoje? - spytał zakłopotany.
- Całkiem nieźle - mrugnęła do Ginny. - Do zobaczenia później!
Popędziła do następnego wagonu i jeszcze do następnego. Spotkała tam wielu swoich znajomych, z którymi zaczęli się ściskać i pozdrawiać. Przebrnęła przez tłum przyjaciół i wpadła prosto na Dracona Malfoya. Zmierzyła go wzrokiem i starała się nie zarumienić. Wyglądał naprawdę dobrze - jako jeden z niewielu Ślizgonów naprawdę dbał o swoją powierzchowność.
- Witaj, Natalie - rzekł z uśmiechem. - Widzę, że znowu zmierzamy do wagonu prefektów?
- Witaj, Draco. Tak, najwidoczniej. Jak minęło ci lato? - spytała.
- Bez rewelacji. A tobie?
- Szybko. W pierwszej połowie w ogóle nie odpoczęłam. Mam nadzieję, że przynajmniej w szkole nie będzie aż tak ciężko.
- Czy tobie kiedykolwiek było ciężko w szkole? - zaśmiał się.
- Wiesz, gdyby się zastanowić...
- Tutaj, proszę! - zawołał profesor Slughorn. - Prefekci Naczelni, nareszcie!
Natalie i Draco weszli do jego przedziału i zajęli miejsca.
- Ty też zostałeś prefektem naczelnym? - zapytała.
- O proszę, ile mamy wspólnego... - szepnął.
Profesor Slughorn przedstawił im tegoroczny zakres obowiązków, przypomniał zasady i całą resztę. Wypuścił ich i kazał przejść się po wagonach. Natalie przeszła z Anthonym Goldsteinem przez pociąg, aż do wagonu, który zajęli Krukoni i tam Anthony usiadł z przyjaciółmi, a Natalie postanowiła poprzechadzać się dalej. Spotkała grupę pierwszoroczniaków, która siedziała kompletnie przerażona, rozprawiając o szkole.
- Słyszałem, że w zamku są smoki w podziemiach i że jeśli ktoś nie przestrzega zasad, to wtedy woźny zamyka go z tymi smokami bez różdżki i musi sam się obronić!
- A ja słyszałem, że wtedy się wygania taką osobę do Lasu obok szkoły, bo on jest pełen potworów!
- A gdzieżby tam, nie mają prawa niczego takiego wam zrobić! - wtrąciła się. - Będę uczyć się teraz siódmy rok w Hogwarcie i mogę wam zaręczyć, że najgorsze, co was spotka przez nieprzestrzeganie zasad, to zakaz wychodzenia do Hogsmeade, zakaz gry w Quidditcha... A w waszym wypadku, mogą wam jedynie odjąć punkty lub dać szlaban, bo jesteście dopiero w pierwszej klasie, prawda?
Pokiwali głowami.
- Uwierzcie mi, ja jestem prefektem i nawet nie wolno mi was okłamać. No, to czego jeszcze się obawiacie?
- Bazyliszka! - zawołał mały chłopiec o ciemnoblond włosach. - To prawda, że też jest w zamku?
- Nie, już go nie ma.
- Czyli kiedyś był?! - zawołał czarnowłosy chłopiec, bardziej podekscytowany niż przestraszony.
- Był. Kiedy ja byłam w drugiej klasie. Zabiliśmy go, więc nie obawiajcie się.
- Wy? To znaczy uczniowie? - zapytał z podziwem brunet.
Chłopiec o mysich włosach wpatrywał się w nią w milczeniu, z otwartymi ustami i tylko co jakiś czas wybałuszał oczy coraz szerzej.
- No... Tak. A dokładniej to Harry Potter go zabił. To jest gość, nie?
- On uczy się jeszcze w Hogwarcie?
- Już nie. A gdzie chcielibyście zostać przydzieleni?
Czarnowłosy chłopiec zeskoczył z siedzenia.
- Do Gryffindoru, gdzie kwitnie męstwa cnota, króluje odwaga i do wyczynów ochota! - zawołał, udając, że fechtuje się z niewidzialnym przeciwnikiem. - Tak mówi mój tata!
Blondyn pokiwał głową ochoczo, dając do zrozumienia, że jemu też by odpowiadała taka opcja.
- Ja... Myślę, że Hufflepuff byłby też w porządku - przyznał chłopiec o mysich włosach.
- A ty? - zapytała bruneta. - Gdzie chciałbyś zostać przydzielony?
- To zależy - rzekł, zakładając ręce za głowę i uśmiechając się łobuzersko.
- Od czego?
- A gdzie ciebie przydzielono? - zapytał. - Bo fajna jesteś. Może uda mi się namówić ten kapelusz, żeby mnie też tam wrzucił!
Pozostali chłopacy parsknęli śmiechem.
- Ja jestem w Ravenclawie - odpowiedziała rozbawiona i zaskoczona jednocześnie.
- Pf... - prychnął. - To marne szanse. Mój kuzyn mówi, że do tego trzeba mieć łeb, a ja raczej nie grzeszę mądrością. Bardziej sprytem i przebiegłością.
- To co, Slytherin? - zapytała.
- Być może... Zobaczymy.
- Och, no daj spokój! - zawołał czarnowłosy chłopak. - Przecież nie powiesz mi, że chcesz łazić z tymi wężoustymi i innymi zakapiorami, co?
- A co? Boisz się mnie? Jestem żmijem! - zaczął się wić i syczeć.
Natalie parsknęła śmiechem.
- Tak w ogóle, to jak się nazywacie? - spytała, wciąż się śmiejąc.
- Ja jestem Erick - przedstawił się czarnowłosy. - to jest Alan - wskazał na chłopca-węża. - to Ian - chłopiec o mysich włosach skinął głową. - i Oliver.
Ostatni chłopiec, blondyn (a wkrótce pewnie szatyn, jeśli włosy zaczną ciemnieć mu na zimę), był najspokojniejszy z nich i przypominał jej trochę Remusa Lupina.
- Miło mi was poznać.
- A ty? - zapytał Alan. - Jak masz na imię? Pewnie jakieś ładne imię ma, ale długie. Miranda, Rosalie, Livianne...
- Natalie White.
- Co? To ty? - zapytał Oliver.
- Znasz mnie? - spytała.
- Najmłodszy gracz Quidditcha w Hogwarcie od tysiąc osiemset pięćdziesiątego trzeciego roku! - zawołał Erick. - O rany... To jesteś najmłodszym graczem od ponad wieku, przyjaźniłaś się z Potterem, jesteś prefektem... Co jeszcze?
- Mam same Wybitne od początku szkoły.
- Ale gadasz androny! Tak się nie da! Z sumów też miałaś same Wybitne?
- Tak, Alan. Jako jedyna w swoim roczniku zdawałam dwanaście sumów i ze wszystkich miałam najwyższe wyniki. Ale Harry powinien mieć wyższą ocenę z Obrony Przed Czarną Magią, gdyby była w ogóle jakaś wyższa... Wiecie, jest Troll, Okropny, Nędzny, Zadowalający, Powyżej Oczekiwań i Wybitny.
- Troll?
- Kompletne zero. Wszystkiego się dowiecie niedługo... Ale w razie jakichkolwiek wątpliwości, popytajcie o mnie, ktoś wam powie na pewno, gdzie mnie szukać. Muszę iść patrolować korytarze dalej. Widzimy się później!
Pociąg niedługo zatrzymał się przed jeziorem. Wszyscy wysiedli pośpiesznie - pierwszorocznych profesor Grubbly-Plank zawołała do łodzi, a starsi pobiegli do powozów ciągniętych przez testrale. Natalie wsiadła do łodzi, żeby pomóc przeprawić młodych na drugą stronę jeziora. Akurat trafiła na łódź, w której przebywali czterej chłopcy, poznani przez nią wcześniej. Opowiadała dalej o Hogwarcie, prowadząc ich do zamku. Weszli do Wielkiej Sali i od razu dało się zobaczyć wielką różnicę - nie było w niej tak przytulnie i przyjaźnie jak wcześniej. Nikt nie witał ich w fotelu dyrektora z szerokim uśmiechem. Wystrój był mniej bogaty. Nauczyciele jakby silili się na uśmiech, gdy patrzył na nich Snape. Nie było już tak, jak za czasów Dumbledore'a.
- Pierwszoroczni! Proszę ustawić się tutaj! - zawołała profesor Grubbly-Plank.
Profesor McGonagall przygotowała już taboret, listę i Tiarę Przydziału. W sali zaległa cisza, a dyrektor Snape podszedł do mikrofonu.
- Witam w nowym roku w Hogwarcie. Za chwilę rozpocznie się ceremonia przydziału, a potem oficjalne wprowadzenie i uczta powitalna, po której rozejdziecie się do swoich domów. Zaczynajmy.
Lata temu, gdy nowa byłam,
Gryffindor, Slytherin,
Ravenclaw i Hufflepuff
Wielka przyjaźń łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza'
Przenigdy nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzecze,
Że bystrych nauczać chce,
Gryffindor że ceni dzielność
Bardziej niż czysta krew.
Hufflepuff chce uczyć wszystkich,
Jak głośno oświadczyła.
Sporu nie rozstrzygnięto
Ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli
W domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze
Do końca upiera się.
Slytherin przyjmuje takich,
Co mają czystą krew,'
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni,
Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego co sama wie.
Tak więc spór zakończono
I przyjaźń się umocniła,
Na wiele lat powróciła.
Lecz później znów niezgoda
Wśród czworga się zakrada,
Na błędach wykarmiona,
Czai się w sercach zdrada.
Domy, co jak filary
Dzielnie wspierały szkołę,
Zaczęły sobie nawzajem
Narzucać swoja wolę.'
I już się wydawało,
Że koniec szkoły bliski,
Że odtąd druh druhowi
Stanie się nienawistny,
Że miecz o miecz uderzy
I wnet poleje się krew,
Gdy wtem Slytherin stary
Odchodzi z zamku precz.
I choć ucichły waśnie,
Choć spory wygaszono,
Odtąd we wspólnym dziale
Już się nie jednoczono.
I dotąd zgodna czwórka
Niezgodna trójką się stała,Tiara przydzialu
I odtąd domy Hogwartu
Dzieli różnica niemała.
A teraz mnie posłuchajcie,'
Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Tak jak mi rozkazano,
Na domy was podzielę ,
Choć nie wiem , czy przypadkiem
Przyjaciół nie rozdzielę.
Lecz pamiętajcie tylko:
Będziemy na tyle silni,
na ile zjednoczeni,
i na tyle słabi,
na ile rozdzieleni.
Choć nie wiem, czy mój wybór
Do zguby wiedzie wprost.
Musze go jednak dokonać,
Bo taki już mój los.
Czytajcie znaki czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osnuły złowróżbne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyha,
Śmiertelny gotując nam cios, .
Musimy się zjednoczyć
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam cała prawdę,
Niczego nie ukryłam
I Ceremonię Przydziału
Za chwilę rozpoczynam.
Zaraz za starszakami, pierwszoklasiści zaczęli klaskać, zaskoczeni mówiącym kapeluszem. Jednak klasy czwarte mogły pamiętać jeszcze, jak tiara śpiewała dużo krótsze pieśni i nie dawała w nich ostrzeżeń. Odkąd Natalie skończyła czwartą klasę, pieśni tiary stały się dłuższe i nie ograniczały się tylko do omówienia czterech domów i jej zadania. Było to dość przygnębiające.
- Harrison, Sean! - zawołała profesor McGonagall.Natalie zajęła miejsce przy stole Ravenclawu obok Terry'ego Boota.
- HUFFLEPUFF!
Ze stołu Puchonów rozległy się oklaski i pojedyncze okrzyki.
- Anderson, Erick!
Ledwo tiara dotknęła głowy chłopca, a krzyknęła:
- GRYFFINDOR!
Czarnowłosy chłopiec pomaszerował dumnym, dziarskim krokiem do stołu Gryfonów. Padma Patil, nowy prefekt Gryffindoru, przywitała go i wskazała mu miejsce.
- Longfellow, Miranda!
- Mmm... RAVENCLAW!
Natalie podniosła się z miejsca, klaszcząc, a mała dziewczynka podbiegła do niej.
- Witamy w Ravenclawie. Usiądź tutaj - wskazała jej miejsce.
Srebrno-blond włosy pofalowały za nią, gdy w podskokach ruszyła, by usiąść. Dołączyło do niej po chwili paru innych pierwszorocznych, ale żaden z nich nie był chłopcem, którego poznała dzisiaj. Gdy Alan zeskakiwał z taboretu i pędził do Gryfonów, posłał jej zrezygnowane spojrzenie, co z jednej strony ją rozbawiło, a z drugiej trochę zasmuciło. Potrawy pojawiły się na stole i niemal od razu z niego zniknęły, wszyscy byli bardzo głodni. Snape znowuż powstał ze swojego miejsca.
- Pragnę przypomnieć wszystkim uczniom, że Zakazany Las pozostaje wciąż zakazanym i nie ma do niego wstępu. Lista przedmiotów zakazanych wisi na drzwiach woźnego, pana Argusa Filcha. Zmiany w kadrze nauczycielskiej obejmują w tym roku stanowisko nauczyciela Mugoloznawstwa, które zajęła pani Alecto Carrow, a jej brat, Amycus Carrow, zajął stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Plany lekcji zostaną rozdane jutro, przy śniadaniu. Godziny ciszy nocnej i posiłków są wywieszone na tablicach w Pokojach Wspólnych domów. Opiekunem Slytherinu jest profesor Eliksirów, Horacy Slughorn, - (brawa) - Ravenclawu profesor od Zaklęć i Uroków, Filius Flitwick, - (aplauz) - Hufflepuffu profesor Zielarstwa, Pomona Sprout, - (aplauz) - ... a Gryffindoru profesor od Transmutacji, Minerva McGonagall... - (brawa) - Nabór do domowych drużyn Quidditcha odbędzie się za dwa tygodnie. Pozostałe informacje są na tablicach ogłoszeń, ewentualnie zostaną ogłoszone przez odpowiedzialne za to osoby. Teraz odśpiewamy wspólnie hymn szkoły i rozejdziecie się za prefektami do swoich domów, w kolejności: Ravenclaw, Slytherin, Hufflepuff, Gryffindor.
Ostatnie pomruki ucichły i odśpiewano hymn. Natalie i Anthony wstali, zawołali pierwszorocznych i obstawili początek oraz koniec ogonka. Zaprowadzili ich do wierzy Krukonów, omówili kwestię informacyjną, odpowiedzieli na pytania i odstawili do pokoi młodzież. Wróciła na dół, pobiegła do gabinetu profesora Flitwicka, po chwili wróciła do Pokoju Wspónego i zastała tam akurat tych, których szukała.
- Bradley Chambers, Stewart Ackerley, Edgar Kirk, Amanda Stenton - twarze wymienionych osób zwróciły się na nią. - Czy w tym roku mogę na was liczyć? W drużynie?
Wszyscy pokiwali głowami twierdząco.
- Nawet nie wiecie, jak się cieszę - odetchnęła z ulgą. - Sprawdziłam wasze plany lekcji i ustaliłam daty i godziny treningów. Poniedziałek, środa, czwartek i piątek. Nie chciałam wam zawalać soboty, ale jeśli jednak wolicie przełożyć któryś z dni na sobotę, to mówcie, dopóki nikt nie zaklepał tego terminu.
- Może czwartkowy trening? Żeby mieć dwa południa w środku tygodnia wolne, co?
- W piątek i tak mamy luźne lekcje zawsze, więc nie ma sensu...
- Od teraz w piątki będą dwie godziny Obrony Przed Czarną Magią z Carrowem - powiedziała Natalie. - Dla klas drugich, czwartych i szóstych. Ja i Bradley jesteśmy w siódmej, Stewart w szóstej, Edgar i Amanda w czwartej. Połowa z nas będzie miała...
- To jednak przełóżmy.
- Dobrze. Wszyscy się zgadzamy?
Każdy skinął głową. Natalie pobiegła zmienić datę czwartkowego treningu i w drodze do łazienki, by wziąć prysznic, spotkała Ginny.
- Jak tam wrażenia w nowym Hogwarcie? - spytała ją Ginny niezadowolona.
- Jest... dziwnie. Miałaś już okazję...
- Poznać Carrowów? O tak! Słyszałam, jak Alecto wrzeszczała na jakiegoś małego Puchona, bo upuścił coś na ziemię, a Amycus gada z Filchem jak z najlepszym przyjacielem. Dwa lata z tymi czubkami...
- Jeśli wszystko potoczy się tak, jak dotychczas, nie będzie to nawet rok.
- Czemu?
- Voldemort.
Ginny pokiwała głową ze zrozumieniem i westchnęła ciężko. Teraz już nic, co wiązało się z przyszłością, nie było pewne. Dlatego Natalie nie wybrała konkretnych kilku przedmiotów do klas owutemowych, a pozostała przy nauce wszystkich. Gdy na spotkaniach z porad zawodowych profesor Flitwick zapytał ją, kim chce zostać, odpowiedziała pytaniem: "Profesorze, czy wierzy pan Harry'emu w powrót Voldemorta?". Profesor przyznał, że oczywiście wierzy. Odpowiedziała wówczas "To jest właśnie powód, dla którego nie jestem w stanie podjąć decyzji. Jak mam myśleć o tak dalekiej przyszłości, gdy może nie być jutra? Chcę zostać przy wszystkich przedmiotach... W razie wypadku".
- Oddałabym wszystko, żeby było tak, jak rok temu - powiedziała.
- A ja chciałabym wrócić do czwartej klasy. Do trzeciego zadania Turnieju Trójmagicznego było świetnie... Miejmy nadzieję, że nie będzie aż tak źle, jak się spodziewamy.
- Jak rzeczywiście będzie aż tak źle, to odwalimy to samo, co Fred i George, dobra?
- Umowa stoi. I ja wcale nie żartuję - burknęła Natalie.
- Ja też nie...
I dobrze o tym wiedziały, bo było to tak oczywiste jak fakt, że Hogwart właśnie stał się przykrą koniecznością, zamiast ich drugim domem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz