środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 15. - "Aberforth"

     Harry, Hermiona i Ron przygotowali się do powrotu do Hogwartu. Nawet nie dbali o zacieranie za sobą wszystkich śladów. Voldemort zbierał się, by wyruszyć do chaty, jaskini, a na koniec miał odwiedzić zamek, czyli w zamku musiał znajdować się jakiś inny horkruks poza tym, który miała Natalie. Tylko gdzie? I co to jest? Czego mają szukać?
     Zebrali co ich i stanęli gotowi do teleportacji. Voldemortem targały tak silne emocje, że blizna Harry'ego nie dawała o sobie zapomnieć ani przez chwilę.
     - Już czas? - zapytała Hermiona.
     - Szybko - wysapał Harry, chwytając ich za dłonie.
     Teleportowali się do Hogsmeade. Przeszli tylko kawałek drogi i akurat, gdy stanęli przy karczmie "Pod Świńskim Łbem", rozległ się alarm. Z pobliskiego domu wybiegają śmierciożercy. Już mieli uciekać, teleportować się, gdy ktoś z ciemnej uliczki krzyknął:
     - Dzieciaki! Tutaj!
     Nawet nie zastanowili się, kim jest ów starszy mężczyzna, po prostu pobiegli do niego. Gdy byli w połowie drogi, nadlecieli dementorzy. Harry wyczarował patronusa-jelenia, który ich przegonił i wbiegli do ciemnego pomieszczenia, które rozświetlał jedynie kominek. Usłyszeli krzyki mężczyzny, który ich uratował
     - Czego tu chcecie? WON! Won stąd!
     - Co tu się dzieje, do cholery jasnej?! - wrzasnął jakiś inny facet. - Dlaczego opuszcza pan mieszkanie po dozwolonej godzinie?!
     Harry pomyślał, że to pewnie śmierciożercy lub szmalcownicy, choć nie widział ich dokładnie, gdy wybiegali na zewnątrz.
     - Czy widzisz, bęcwale, żebym przekroczył próg mojej parceli?! Jak będę chciał wypuścić kota na spacer, to zrobię to o każdej godzinie, jaka mi się spodoba i gówno wam do tego!
     - Jest ustalona godzina, do której...
     - Wtrącisz mnie do Azkabanu za wypuszczenie kota z domu?!
     - Widziałem tu patronusa-jelenia, takiego jak ma Potter! - zawołał inny facet.
     Harry'emu serce podskoczyło do żołądka. Co ma wymyślić ten karczmarz? Jeśli powie, że to jego, każą mu udowodnić. A jak ma udowodnić, skoro może nawet nie potrafi wyczarować patronusa? Mało który dorosły czarodziej potrafi, a jeśli tak, to pewnie duża część nauczyła się dopiero teraz, przez panowania Voldemorta i zsyłki dementorow do patrolowania ulic i krążenia nad Hogwartem, czy Ministerstwem.
     - Sam jesteś jeleń! To była KOZA! Widziałeś gdzieś tutaj Pottera, tępaku?!
     - To był jeleń, przecież widziałem! - zaprzeczał facet nerwowo.
     Karczmarz wyczarował patronusa, który rzeczywiście był kozą.
     - Ty nieuku! Kozy od jelenia nie odróżnisz! Jesteście wszyscy tak samo głupi, jeden lepszy od drugiego! Ten chce mnie ukarać za wypuszczenie kota, a drugi nie odróżni kozy od jelenia! Nie wiem co gorsze! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Idę do łóżka i nie prowokujcie mnie, żebym strzelił pokaz zaklęć pojedynkowych albo niewybaczalnych! - zagroził.
     Zabrzmiała cisza, jakby tamci zastanawiali się nad tym, co mogliby odpowiedzieć. Cała trójka tylko czekała, aż Aberforth zamknie drzwi, by nie musieli martwić się już o to, co się stanie. Co jeśli jednak śmierciożercy, czy tam szmalcownicy, zarządzą, że muszą sprawdzić wnętrze karczmy, bo nie uwierzą, że Harry'ego tam nie ma?
     - Proszę bardzo, tylko musimy ostrzec, że następnym razem tak łatwo nie odpuścimy!
     Wszyscy odetchnęli z ulgą.
     - Gówno prawda, nie będzie następnego razu... - zatrzasnął drzwi mówiąc to.
     Wszedł wgłąb pomieszczenia i spojrzał na trójkę dzieciaków wygrzewających się przy kominku.
     - Pokićkało was, że wychodzicie prosto w łapy śmierciożerców i dementorów? - zapytał.
     - Proszę pana... Pan jest Aberforth? - zapytała Hermiona. - Brat Albusa Dumbledore'a?
     - Ano ja i żeby nie było, to ja wysłałem do was Zgredka. Co z nim?
     - Nie żyje... - mruknął Ron.
     - Oż cholera... - zaklął. - Szkoda. Polubiłem tego skrzata... No dobra, czego tu chcecie? Czego szukacie w końcu?
     - Musimy się dostać do zamku - oznajmił Harry.
     - Co? Oszaleliście? Trzymajcie się od niego z dala! Najlepiej uciekaj, Chłopcze, Który Przeżył i zabierz swoich przyjaciół, za granicę!
     - Pan nie rozumie! - krzyknął Harry. - Pana brat powierzył mi zadanie i ...
     - A czy wyjaśnił ci o co dokładnie w nim chodzi? On od małego miał tendencję do zatajania pewnych faktów! - zawołał zezłoszczony. - Czemu tobie to powierzył? Dzieciakowi?
     - Bo przepowiednia mówiła, że...
     - Nie mógł sam się tym zająć, albo dać tego komuś bardziej doświadczonemu?! Poinstruował cię? Nie? Nie dziwi mnie to wcale! Zawsze tak robił... Zawsze! Czuł się odpowiedzialny za wszystko i wszystkich, ale jakoś nie umiał niczego nie zatajać. Czuł się odpowiedzialny za naszą siostrę, Arianę, ale nigdy o niej z nikim nie rozmawiał! Zatajał wszystkie informacje o niej! Nigdy nie mówił niczego, gdy go o to wprost nie pytano...
     - Proszę pana, my naprawdę musimy, panie Aberforth... Pana brata wolą było, żeby...
     - Mój brat nie żyje, więc rzuć to, chłopcze... Dobrze ci radzę.
     - Właśnie między innymi dlatego, że nie żyje, nie rzucę tego - zastrzegł Harry. - I dlatego, że tylko ja mogę pokonać Lorda...
     - Cicho bądź, zanim sprowadzisz mi tu znowu śmierciożerców.
     - No dobrze, ale niech pan pomoże nam dostać się do Hogwartu!
     - Więc to tak gramy? - zapytał Aberforth. - Jesteś pewien, że nikt inny nie może przejąć tego zadania? Nie odpuścisz sobie?
     - Nie mogę, choćbym chciał... - mruknął Harry, rozcierając czoło, przez pulsującą bliznę. Zobaczył, jak Voldemort zmierza do chaty. - Szybko, błagam!
     - No dobra, dobra, nie gorączkuj się! - zawołał.
     Karczmarz podszedł do jednego z portretów, uchylił go od ściany jak drzwi i ukazało im się wejście do tajemnego tunelu.
     - Tędy. Dostaniecie się prosto do zamku, obiecuję.
     - Dziękujemy panu, naprawdę - rzekł Harry z ulgą i wymuszonym pomimo bólu uśmiechem.
     Weszli z Hermioną i Ronem do tunelu, obraz się za nimi zasunął, gdy Aberforth życzył im powodzenia.
     - Myślicie, że mówił prawdę? Dostaniemy się tędy do zamku? - zapytał Ron.
     - Mam taką nadzieję - odrzekł głośniej Harry.
     - Harry? Ron? - zapytał inny męski głos z przodu tunelu.
     Wszyscy podskoczyli przerażeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz