środa, 30 kwietnia 2014

Rozdział 14. - "Muszelka"

     Harry, Ron, Hermiona i Gryfek upadli za Zgredkiem gdzieś w pobliżu plaży. Harry podniósł się na nogi i rozejrzał się za pozostałymi. Wszyscy stali, roztrzęsieni, rozglądali się dookoła w dezorientacji. Nagle ujrzał skrzata, który stał zgarbiony, z wybałuszonymi oczyma. Trzymał się rękoma za brzuch, z którego wystawała rękojeść noża Bellatrix.
     - Zgredek?! - krzyknął i wybiegł do niego.
     Skrzat osunął się na kolana, oddychając płytko, bardzo wolno. Harry klęknął przed nim i złapał malutkie ciało w swoje ręce.
     - Zgredek... Nie!
     - Harry Potter... - wychrypiał uśmiechając się blado.
     Jego oczy zamknęły się, zanim jeszcze uśmiech zszedł z jego twarzy. Był to okropnie przykry widok. Harry'ego rozdarł okropny krzyk, a Hermiona rozpłakała się, wtulona w Rona. Harry wciąż nawoływał imię Zgredka, wyjął ostrożnie nóż z jego piersi i zaczął różdżką próbować reperować jego ranę. Usunął krew z jego ubrania i odłożył nóż na bok, na piasek. Goblin Gryfek pobiegł w stronę domu na plaży. Przyprowadził Billa i Fleur, która skrzywiła się bardzo na widok martwego skrzata. Harry miał ochotę ją za to potraktować jakąś klątwą, nawet niewybaczalną.
     - Wejdą do środek nasz dom! - zawołała Fleur współczującym tonem. - Chyba będzi burzy z piorunami!
     - Chodź, stary - Ron, z mokrymi policzkami, podał Harry'emu dłoń, opuszczając głowę, by nikt nie widział jego łez.
     - Nie - odburknął Harry. - Urządzę mu pogrzeb. Bill, pożyczysz mi łopatę?
     - Jest w schowku, zaraz ją przyniosę... - rzekł i odwrócił się od nich, ruszając w tamtą stronę.
     - Harry, to może chwilę poczekać... - szepnęła Hermiona.
     - Nie! Nie może! On jest MARTWY! Nie widzisz tego?!
     Hermiona aż podskoczyła i rozpłakała się jeszcze bardziej. Ron był zły na przyjaciela za ten wybuch, ale nie potrafił nim wstrząsnąć. Wiedział, że Zgredek uratował im właśnie życie, dlatego nie potrafił stanąć po stronie Hermiony.
     Harry sam wykopał dół do pochowania skrzata. Pochowali go, stawiając mu nawet mały nagrobek z kamienia i pomodlili się za niego. Weszli do domu Bill i Fleur - Muszelki. Odziedziczyli go po kimś z rodziny Billa i Rona. Zastali wewnątrz Ollivandera. Nie czuł się jednak na siłach, by rozmawiać, czy robić cokolwiek innego. Fleur zaoferowała, żeby zostali na trochę u nich i odpoczęli, na co przystali. Dopóki stan Olivandera nie polepszył się na tyle, by mógł rozmawiać w pełni logicznie, planowali tylko w konspiracji, co mogłoby się wydarzyć później. Ron i Hermiona po tym wszystkim zwątpili, że Insygnia istnieją i stwierdzili, że niewidka Harry'ego jest taka sama, jak każda inna, którą produkują czarodzieje, a nie śmierć. Ich wątpliwości rozwiał Ollivander pewnego wieczora, gdy zgodził się z nimi porozmawiać.
     - Czego chciał od pana Lord... Samozwańczy Lord? - zapytała Hermiona.
     - O rany, dzieciaki... Wiedziałem, że zadacie o to pytanie. Naprawdę nie wiem, czy...
     - Proszę pana - zaczął ostro Harry. - jeśli się nie dowiemy, nie pokonam go. A tylko ja mogę to zrobić i to nie jest mój chory wymysł, a sama prawda. Tak mówiła przepowiednia z Departamentu Tajemnic. Niech pan o tym powie, a my zmodyfikujemy panu pamięć, żeby w razie czego nie musiał pan mówić nikomu o naszym spotkaniu. Nie poniesie pan żadnych konsekwencji... Proszę mówić.
     - No dobra... Przekonaliście mnie, choć poszło trochę zbyt łatwo, co? - zaśmiał się. - Nieważne, przejdźmy do rzeczy, żebym miał to już z głowy... On szuka Insygniów Śmierci. A dokładniej Czarnej Różdżki. Szukał tego już wszędzie, ale nie mógł znaleźć i... Sam już nie wiem.
     - Czyli ona istnieje? I ta peleryna też? - zapytał Ron.
     - Tak.
     - Kamień wskrzeszenia również? - zapytał Harry.
     - Naturalnie. Ale nie wiem nic więcej... Nie wiem, gdzie się znajdują, kto je ma... Nawet nie fatygowałbym się, żeby ich szukać, bo to mało prawdopodobne, że bym je znalazł, a co dopiero komuś odebrał... Wiecie co, na samą myśl o tym całym zdarzeniu, czuję się gorzej... Nie będziecie chyba bardzo źli, jeśli wam powiem, że moje stare serce nie jest w stanie znieść tak dużej dawki wrażeń i wolałbym pobyć sam, żeby sobie to przemyśleć? Jeśli coś jeszcze wpadnie mi do głowy, to wam powiem, przysięgam!
     - Oczywiście, niech pan szybko zdrowieje - Hermiona obdarzyła go pobłażliwym uśmiechem.
     Zeszli na dół. Fleur przygotowała pieczeń, więc wszyscy zasiedli przy stole skorzy do rozmowy. Po raz pierwszy od ich przybycia. Gdy każdy miał już przed sobą talerz z resztkami, Bill zagadnął:
     - To co słychać w domu?
     - W domu? - powtórzył Ron. - Dobrze, ale mama jest ciągle poddenerwowana, bo nie wie, co się z kim dzieje. Wiecznie się o kogoś martwi.
     - A tata?
     - Tata, jak to tata... Niby go to rusza, ale żyje tak, jak dawniej. Tylko bardziej przywiązuje uwagę do środków przeciw czarnej magii i tak dalej. Nawet nie pozwolili Ginny wrócić do Hogwartu po świętach, za co jest im po części wdzięczna.
     - Aż tak? - zapytała Fleur. - To źli musi się tam dzieje bardzo!
     - Natalie też u nich została? - spytał Bill. - Bo ciotka Mary-Jane ostatnio u nas była przelotem i nic nie mówiła na jej temat. Mówi, że nie rozmawiały od dawna, a jak tak, to podawały sobie bardzo niekonkretne informacje. Listy zawierające dwa-trzy zdania.
     - Nie, Natalie miała wrócić do Hogwartu - rzekł Ron po chwili zastanowienia. - Wątpię, żeby nie powróciła, bo jest prefektem naczelnym, kapitanem drużyny, prowadzi chór, uczy Obrony Przed Czarną Magią po kątach i uczestniczy w... w czymś rodzaju ruchu oporu przed śmierciożercami w zamku. Wiecie, nie miałem szansy z nią zbyt długo pogadać, bo widzieliśmy się tylko jeden dzień!
     - A może wyśli do nij patronus? - zaproponowała Fleur.
     - Nad zamkiem krążą dementorzy, szybko zauważą.
     - To do Aberforth! On przekaże do zamek! Oni będą wiedzić co dalij zrobić!
     - W sumie to miałoby sens... - stwierdził Bill. - Moglibyśmy wysłać tam patronusa... No dobra, to ja pójdę to zrobić, a wy tu poczekajcie.
     Bill zniknął gdzieś na dłuższą chwilę. Wrócił dopiero po dziesięciu minutach i oświadczył od razu:
     - Aberforth dał odpowiedź. Powiedział, że postara się przekazać wiadomość i jeśli będzie trzeba, to ona wykradnie się do Hogsmeade i stamtąd wyśle wiadomość. Musimy czekać.
     A oczekiwanie było teraz najgorszym, co ich spotykało. Pełne niepewności, pisania najczarniejszych scenariuszy. Siedzieli w salonie, ktoś od czasu do czasu przechadzał się nerwowo dookoła. Nagle kominek trzasnął, ogień się wzniecił i pojawiła się w nim głowa Natalie. Wyglądała na starszą niż jest, zmęczoną, a wręcz wyczerpaną i zbolałą.
     - Witajcie - rzekła ochrypłym głosem. - Dobrze was wszystkich widzieć. O rany... Harry, Ron, Hermiona... Tyle czasu minęło...
     Hermionie stanęły łzy w oczach. Ze wzruszeniem przysunęła się bliżej ognia.
     - Co słychać? - zapytała, ocierając ukradkiem łzę z policzka.
     - Daj spokój... Mam nowy pokój. W wieży północnej zrobiono trzy pokoje: dwie sypialnie dla prefektów naczelnych, czyli mnie i Malfoya, a trzeci, to nasz pokój wspólny. Chciałam stamtąd się skontaktować, ale uznałam to za zbyt niebezpieczne, więc korzystam z kominka pana Aberfortha.
     - A jak Carrowowie? - zapytał Harry. Jednocześnie czuł smutek i utęsknienie oraz niesamowite szczęście, że w końcu widzi przyjaciółkę.
     - Alecto uczy na mugoloznawstwie takich rzeczy jak... No... Nie chcę wyliczać, żeby nikt sobie nie wziął do serca ich słów... - spojrzała na mugolaczkę Hermionę ukradkiem -  Ale pokrótce: uczy nienawiści do mugoli i ukazuje ich w najgorszym świetle. A Amycus... - Aberforth prychnął. - uczy nas Czarnej Magii.
     - Czarnej Magii? - zapytał Ron z niedowierzaniem.
     - Co na to inni nauczyciele? - zapytał Bill zaniepokojony.
     - Nie mają nic do powiedzenia, Bill. Gdyby się sprzeciwili, skończyliby jak poprzednia nauczycielka mugoloznawstwa: zamordowaliby ją. Wiecie, co tu się dzieje? Jeśli ktoś złamie jakąś zasadę, to karzą jednemu uczniowi karać drugiego klątwą Cruciatusa. Oszczędzają czystych, bo żal im przelewać dobrą krew... Ale reszta wraca nie prosto do domu, tylko najpierw do świętego Munga, a potem do domu, po długim leczeniu. Wszystko jest nie tak... Słyszeliście już, że Ted Tonks nie żyje?
     Zaległa cisza. Tylko Fleur jęknęła ze szczerym żalem.
     - Jak to? - zapytała.
     - Szmalcownicy go znaleźli. Nie wiem, czy zabili go od razu, czy przekazali śmierciożercom do aktualnej siedziby Lorda Jakmutam...
     - Dworu Malfoya - uściślił Harry.
     Natalie uniosła brwi.
     - A więc to prawda... - westchnęła ciężko. - No tak... W zamku panuje atmosfera, jakbyśmy obchodzili zbiorową żałobę każdego dnia od nowa. Niektórzy obchodzą, bo wiadomo, w kółko ktoś teraz ginie. Wszystko jest pod kontrolą. Zdaje mi się, że nawet na treningach Quidditcha jesteśmy pilnowani. Pieśni, które piszę do chóru lub chcę wprowadzić czyjeś, muszą przejść kontrolę u Carrowów. W styczniu zorganizowaliśmy tutaj koncert...
     - Pierwszy raz miałem taki tłok w pubie od dawna! - zawołał Aberforth. - Poszło wspaniale! Odwaliła piosenki o powstaniach i innych takich, więc ludzi trochę to podgotowało do walki i zaczęło się wypisywanie na ścianach haseł przeciw śmierciożercom i tym podobnych...
     Natalie obróciła oczyma i zaśmiała się cicho.
     - Zaraz tam wspaniale... Nieważne. Muszę uciekać ze szkoły do Hogsmeade, żeby cokolwiek zrobić. Ograniczono wyjścia do wioski i to bardzo. Tylko pełnoletni i pod opieką nauczyciela, chyba, że jest mowa o zgromadzeniach, którymi dowodzą prefekci. No właśnie i prefekci mogą wychodzić sami. Ale nie myślcie, że zostawiłam to wszystko ot tak! - ożywiła się znacznie. - Dalej kontynuujemy spotkania GD, prowadzę je na tyle często, na ile mogę, bo mam Zmieniacz Czasu! A oprócz tego cały czas buntujemy się przeciwko Carrowom, mimo kary, bo właśnie mamy tą świadomość, jako czyści, że nie zrobią nam wielkiej krzywdy. Co najwyżej mogą dorwać czyjąś rodzinę, ale... Wiecie, Neville sobie u nich przeskrobał i chcieli zaszantażować go, biorąc w niewolę jego babcię, tylko, że jego babcia to mistrzyni w pojedynkach, więc nie udało im się. Ja rodziny nie mam, więc też się nie martwię. Kiedy ta Alecto znowu najeżdżała na mugoli w styczniu albo lutym, zapytałam ją, ile mugolskiej krwi płynie w jej i w jej bracie.
     Teraz ciszę w pokoju przerwały szmery zdumienia.
     - Żartujesz, prawda? - zapytał Ron.
     Pokręciła głową przecząco. W jej oczach błysnęło coś, na kształt dumy.
     - Co tobie zrobieni za to? - spytała Fleur przerażona.
     - Ach, nic takiego...
     - No mów! - zawołali Harry, Ron i Hermiona.
     - Wiecie, najpierw rzuciła jakieś drobne zaklęcie, które miało wywołać chwilowy ból, ale je odbiłam. Terry Boot stanął w mojej obroni, więc się jeszcze bardziej wkurzyła, to rzuciła na mnie Cruciatusa i...
     - Cruciatusa?! - wykrzyknął oburzony Bill.
      Podnoszenie głosu było tak nienaturalne u niego, że wszyscy przez chwilę byli bardziej zaskoczeni tym, niż niekonwencjonalną formą ukarania Krukonki i rzeczowym tonem, jakim o tym mówiła.
     - Na Nevillu też już tego próbowali i to nie raz, przez to, że jego rodzice byli w Zakonie. Pierwszy raz na mnie to wypróbowali, ale dosłownie przez chwilę, jak właśnie stanęłam w jego obronie i chciałam go ochronić przed tą klątwą. Nigdy mnie nie targali długo, ale pewnie wkrótce się to zmieni. Lee, George i Fred prowadzą stację "Potterwarta", mówią o wszystkim co się dzieje, posłuchajcie czasem, jak znajdziecie. Ach, właśnie! Harry, wspaniała wiadomość! Masz z głowy jednego horkruksa!
     - Jak to?
     - No cóż... Nie żebym się chwaliła, ale zdobyłam go i planuję zniszczyć.
     - Kiedy go zdobyłaś i skąd go wzięłaś? Co to, skąd masz pewność, że to horkruks?
     - Po kolei: Zdobyłam go w sylwestra. Mam pewność, że to horkruks, bo widziałam to - wskazała na swoją głowę - i zobaczyłam cały plan, jak go zdobyć. A zdobyłam go w Gringot... - spojrzała na Billa i wydała z siebie zduszony okrzyk, zasłaniając usta. - Tak... Nie. Nigdzie! Leżał na błoniah pod...
     - Gdzie? - zapytała Hermiona równocześnie z Billem.
     - Jak to możliwe, że wykradłaś z Gringotta cokolwiek? - zapytał Ron.
     - No bo... Bill, nie wściekaj się, błagam. Fleur, proszę, powiedz mu, że tak trzeba było!... Weszłam do skrytki i wyniosłam, a potem wyszłam z banku i uciekłam! - zawołała.
     - Kto cię tam zawiózł, dał klucz, z czyjej skrytki i jak to możliwe, że wyciągnęłaś coś z nieswojej...
     - Wy nie zadawajcie pytań, a ja nie będę wam opowiadać bajek - ucięła.
     - Zupełnie jak Fred i George - powiedzieli Ron i Bill.
     - Muszę uciekać, bo zaraz mój dyżur w patrolowaniu korytarzy z Filchem albo śmierciożercami, a mam małą niespodziankę dla Alecto i Amycusa... - rzekła ze złowieszczym uśmiechem.
     - Normalnie uwielbiam ją z tymi niespodziankami! Bez nich też! - zaśmiał się Aberforth.
     - Trzymajcie się!
     - Poczekaj! - krzyknął Harry, podbiegając do ognia.
     - Tylko szybko.
     - Nie niszcz horkruksa jeszcze przynajmniej do końca kwietnia, chyba, że zobaczysz najczarniejszą wizję z możliwych, jasne?
     - Tak jest, sir. Bawcie się dobrze, dbajcie o siebie. Ładny sweter, Fleur.
     - Dziękui!
     - Ciao!
     Ogień znów się roztańczył i osłabł, dogasając prawie całkiem. Twarz Natalie zniknęła, a wszyscy zastanawiali się teraz, co dalej. Wypili po szklance Ognistej i rozeszli się do swoich sypialni. Tej samej nocy Harry miał wizję, o której nikomu, poza Ronem i Hermioną, nie powiedział. Widział jak Voldemort włamuje się do grobu Dumbledora i zabiera z niego Czarną Różdżkę.

     W ostatnim dniu ich pobytu w Muszelce panowała już dużo luźniejsza atmosfera. Jeszcze po rozmowie z Natalie Bill był trochę poddenerwowany, bo nie chciał powtórki z historii z jego siostrą, gdy ta próbowała wykraść miecz Gryffindora. Cały czas wypytywał, jakby samego siebie: "Jak to możliwe, że dokonała kradzieży sama, nikt nic o tym nie wie i jeszcze powiodło się to w stu procentach? Jak?". Było to pytanie wypowiadane ze złością, ale i z podziwem, ulgą, dlatego, że od Harry'ego dowiedział się tylko tyle, że właśnie bardzo przyczyniła się do unicestwienia Lorda Voldemorta. Miał zamiar przeprosić ją za złość, z jaką to przyjął na początku, o ile uda mu się ją jeszcze zobaczyć. Gdy trójka pakowała się i chciała opuścić niedługo Muszelkę, zjawił się niespodziewany gość. Zapukał do drzwi, powitał go Bill i wpuścił do środka, wołając gości na dół. Harry, ku swojemu zdziwieniu, stwierdził, że to Remus Lupin. Z krwi i kości, żywy, szczęśliwy.
     - Harry! - zawołał ze szczerym uśmiechem. - Żyjesz... Nie macie pojęcia, jak się cieszę. Chodzą plotki, że was wytropiono i zabito, ale sprawę zatuszowano. Oczywiście twoja mama i twój tata w to nie wierzą, Ron - napomniał szybko.
     - Remusie... - Harry podszedł do niego niepewnie. - Ja... Chciałbym cię przeprosić za moja zachowanie podczas ostatniego spotkania na Grimmauld Place 12...
     - Ależ nie ma sprawy, Harry. Przemyślałem to sobie. Podejrzewam, że Natalie też by mi wygarnęła, gdyby nie to, że omijałem ją szerokim łukiem. Odwiedzała Dorę tak często, jak mogła. Po sylwestrze przestała, ale niedawno znowu zaczęła, znalazła jakiś sposób. Jestem tu, bo akurat trafiła na moje odwiedziny u Dory i o coś ją poprosiłem... Zgodziła się... Rozmawialiście z nią?
     - Tak, jakoś niedawno, parę dni temu - odparła Hermiona.
     - Tak? - spytał. - A mówiła, że Dora już urodziła?
     - Że co?! - zawołali wszyscy z radością i zaczęli go zasypywać pogratulowaniami.
     Gdy Harry podszedł jako ostatni, Remus zatrzymał go i powiedział:
     - Nie skończyłem jeszcze, Harry. Poprosiłem ją o coś i przyjęła moją prośbę. Moją i Dory. O to samo chcę prosić ciebie. Chcę, abyś został ojcem chrzestnym Teddy'ego Remusa Lupina.
     Hermiona oniemiała, a Ron zawołał "ale ekstra!". Harry uśmiechnął się szeroko i uścisnął Lupina.
     - Dla mnie to zaszczyt - odparł.

     Parę dni później, kiedy przyjaciele byli już bezpieczni, w nowej kryjówce, zaczęli dalszą podróż. Ciągnęła się bardzo długo, odwiedzali kolejne ważne miejsca. Zbliżał się maj. Nic już nie było pewne. Skoro nie dowiedzieli się o śmierci Teda Tonksa, to mogli nie wiedzieć też o wielu innych śmierciach, co bardzo ich martwiło. Harry chciał prędko odwiedzić Ginny, zobaczyć, co się z nią dzieje. Wreszcie dostał się do umysłu Voldemorta. Ujrzał wizję śmierciożerców i goblinów informujących go o kradzieży czegoś ze skrytki Bellatrix. Z ich rozmowy wynikało, że musiał być to horkruks i Voldemort podejrzewał, że to Harry go wykradł. Był tego niemal pewien. Był wściekły, ponieważ Potter dowiedział się o horkruksach i postanawił sprawdzić, czy pozostałe są bezpieczne. Oznajmił, że najpierw sprawdzi chatę, potem jaskinię, a na końcu Hogwart. Harry obudził się zlany potem i pierwsze, czego był świadom po przebudzeniu to to, że strasznie go mdli. Wybiegł z namiotu, stanął za nim i zwymiotował. Wrócił do środka, oczyścił się i spojrzał na przerażoną dwójkę przyjaciół.
     - On wie, że znajdujemy horkruksy. Wie, że ktoś wykradł jeden z Gringotta, ale myśli, że to ja. Chce sprawdzić najpierw chatę, potem jaskinię i na koniec Hogwart. Musimy dostać się do Hogwartu by znaleźć przedostatni horkruks przed nim. Prędko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz