Po wymienieniu wszystkich informacji, spostrzeżeń, hipotez i pomysłów, Harry, Ron i Hermiona byli zgodni, ze muszą porozmawiać z Ksenofiliusem Lovegoodem, żeby dowiedzieć się od niego wszystkiego o tajemniczym znaku, który według Kruma miał należeć do Grindelwalda (co okazało się nieprawdą na cmentarzu w Dolinie Godryka) i narysowano go w "Baśniach Barda Beedla". Harry nie był do końca zadowolony z tego pomysłu, ale zgadził się, ponieważ zostaje przegłosowany.
Gdy nadszedł czas, usunęli wszystkie zaklęcia ochronne, zlikwidowali po sobie ślady obozowiska i teleportowali się na wzgórze, na którym mieszka Luna ze swoim ojcem. Już sam dom świadczył, że są nietypową rodziną, ponieważ był kolorowy, ogródek przepełniono okropnie dziwnymi roślinami i wymyślnymi strachami na wróble, a drzwi zdobiła ogromna kołatka w kształcie pyska jakiegoś niezidentyfikowanego zwierzęcia. Przyjaciele zapukali do drzwi. Nikt przez dłuższą chwilę ie odpowiadał, lecz jednak w końcu Ksenofilius Lovegood uchylił drzwi, łypnął na nich i z uśmiechem otworzył drzwi na oścież.
- Witajcie! - zawołał wesoło. - Przyjaciele Luny! Wejdźcie do środka, proszę! Pójdę zawiadomić Lunę, że przybyliście, a wy usiądźcie na kanapie - wskazał ręką na salon i powędrował schodami na górę.
Harry, Ron i Hermiona zasiedli w salonie i wyczekiwali powrotu ojca z córką. Jednak Ksenofilius wrócił sam. Pobiegł do kuchni po szklanki i dzbanek, poczęstował ich herbatą i powiedział:
- Luna czuje się nie najlepiej, więc nie zejdzie na dół, bo chce spać, wybaczcie!
- Nie szkodzi, proszę pana. Proszę życzyć jej od nas szybkiego powrotu do zdrowia - rzekł Harry.
- A chcielibyśmy pana o coś zapytać - zaczęła Hermiona. - Ten znak, który nosi pan jako wisiorek... Mam go tutaj w książce - wskazała na rysunek. - Chcielibyśmy dowiedzieć się, co on oznacza.
- Och! - Ksenofilius odłożył filiżankę na stół. - Naturalnie, są to Insygnia Śmierci!
- Insygnia Śmierci? - powtórzyli Harry i Hermiona.
- No te z bajki o trzech braciach! - zawołał Ron.
- Ron, zdajesz sobie sprawę, że ja i Harry byliśmy wychowani przez mugoli, nam nie czytano takich bajek. My mieliśmy takie bajki jak Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków, Kopciuszek...
- Kopciuszek? To jakaś choroba? - zapytał zdziwiony i jakby zniesmaczony.
Hermiona przewróciła oczyma. Ksenofilius wziął od niej książkę, przejrzał spis treści i otworzył na odpowiedniej stronie. Podał jej książkę, a ta chwyciła ją i spojrzała jeszcze raz na tekst. Przeczytała wszystko na głos:
- Było raz trzech braci, którzy wędrowali opustoszałą, krętą drogą o zmierzchu. Doszli w końcu do rzeki zbyt głębokiej, by przez nią przejść, i zbyt groźnej, by przez nią przepłynąć. Bracia znali się jednak na czarach, więc po prostu machnęli różdżkami i wyczarowali most nad zdradziecką tonią. Byli już w połowie mostu, gdy drogę zagrodziła im zakapturzona postać. I Śmierć przemówiła do nich. Była zła, że tym trzem nowym ofiarom udało się ją przechytrzyć, bo zwykle wędrowcy tonęli w rzece. Nie dała jednak za wygraną. Postanowiła udawać, że podziwia czarodziejskie uzdolnienia trzech braci, i oznajmiła im, że każdemu należy się nagroda za przechytrzenie Śmierci. I tak, najstarszy brat, który miał wojownicze usposobienie, poprosił o różdżkę, której magiczna moc przewyższałaby moc każdej z istniejących różdżek, za pomocą której zwyciężyłby w każdym pojedynku – różdżkę godną czarodzieja, który pokonał Śmierć! I Śmierć podeszła do najstarszego drzewa rosnącego nad brzegiem rzeki, wycięła z jego gałęzi różdżkę i dała najstarszemu bratu, mówiąc: „To różdżka z czarnego bzu, zwana Czarną Różdżką. Mając ją w ręku, zwyciężysz każdego”. Drugi w kolejności starszeństwa brat, który miał złośliwe usposobienie, postanowił jeszcze bardziej upokorzyć Śmierć i poprosił o moc wzywania umarłych spoza grobu. I Śmierć podniosła gładki kamień z brzegu rzeki, dała mu go i powiedziała, że ów kamień ma moc ściągnięcia umarłego zza grobu.
Potem Śmierć zapytała najmłodszego brata, co by chciał od niej dostać. A był on z nich trzech najskromniejszy, a także najmądrzejszy, więc nie ufał Śmierci. Poprosił o coś, co pozwoliłoby mu odejść z tego miejsca, nie będąc ściganym przez Śmierć. I Śmierć, bardzo niechętnie, wręczyła mu swoją Pelerynę-Niewidkę. Wówczas Śmierć odstąpiła na bok i pozwoliła trzem braciom przejść przez rzekę i powędrować dalej, co też uczynili, rozprawiając o przygodzie, która im się przytrafiła, i podziwiając dary Śmierci.
I zdarzyło się, że trzej bracia się rozstali, każdy poszedł własną drogą. Pierwszy brat wędrował przez tydzień lub dwa, aż doszedł do pewnej dalekiej wioski i odszukał czarodzieja, z którym się kiedyś pokłócił. Mając Czarną Różdżkę w ręku, nie mógł przegrać w pojedynku, który nastąpił. Zostawił ciało martwego przeciwnika na podłodze, a sam udał się do gospody, gdzie przechwalał się głośno mocą swojej różdżki, którą wydarł samej Śmierci i dzięki której stał się niezwyciężony. Tej samej nocy do najstarszego brata, który leżał w łóżku odurzony winem, podkradł się inny czarodziej. Zabrał mu różdżkę i na wszelki wypadek poderżnął gardło. I tak Śmierć zabrała Pierwszego brata. Tymczasem drugi brat powędrował do własnego domu, w którym mieszał samotnie. Zamknął się w izbie, wyjął Kamień, który miał moc ściągania zmarłych zza grobu i obrócił go trzykrotnie w dłoni. Ku jego zdumieniu i radości natychmiast pojawiła się przed nim postać dziewczyny, z którą kiedyś miał nadleję się ożenić, zanim spotkała ją przedwczesna śmierć.
Była jednak smutna i zimna, oddzielona od niego jakby woalem. Choć wróciła zza grobu, nie należała prawdziwie do świata śmiertelników i bardzo cierpiała. W końcu ów drugi brat, doprowadzony do szaleństwa beznadziejną tęsknotą, zabił się, by naprawdę się z nią połączyć. I tak Śmierć zabrała drugiego brata. Choć Śmierć szukała trzeciego brata przez wiele lat, nigdzie nie mogła go znaleźć. Dopiero kiedy był w bardzo podeszłym wieku, zdjął z siebie Pelerynę-Niewidkę i dał ją swojemu synowi. A wówczas pozdrowił Śmierć jak starego przyjaciela i poszedł za nią z ochotą, i razem, jako równi sobie, odeszli z tego świata...
- Czyli te insygnia... One istnieją? - zapytał Harry, myśląc o swojej Niewidce.
- Jedni mówią, że tak, inni, że nie... To bajka, ale nigdy nie wiadomo. Coraz więcej słyszy się w tym wieku o tym, że istnieją. Ja wierzę, że tak. Kiedy spytałem Dumbledore'a, powiedział, że też wierzy.
Cała trójka zauważyła, że pan Lovegood niemal cały czas odwracał się do okna i przez nie zaglądał. Był okropnie niespokojny. Podejrzewali, że coś jest nie tak, ale nie wiedzieli jeszcze co. Już wkrótce miało się okazać...
Pan Lovegood przeprosił ich na chwilę i wyszedł piętro wyżej. Nagle okna zatrzęsły się, a Hermiona przez jedno z nich dojrzała nadlatujących śmierciożerców.
- To on ich wezwał! - zawołał ze złością Ron, gdy Ksenofilius schodził na dół.
- Proszę pana, co pan zrobił?! - krzyknęła Hermiona.
- Przykro mi dzieciaki, oni zabrali moją Lunę, bo nie mogła powiedzieć, gdzie jest teraz Harry Potter! Powiedzieli, że oddadzą mi ją, gdy któreś z nas wyjawi, gdzie jest!
A więc to tak, pomyślał Harry. Luny nie ma w domu od dawna, a gościna Ksenofiliusa musi być tak naprawdę pułapką!
Hermiona wyjęła różdżkę i rzuciła na mężczyznę klątwę zapomnienia. Zabrała swoją torebkę z ziemi i pociągnęła przyjaciół za sobą na zewnątrz.
- Prędko, musimy wybiec i pokazać się śmierciożercom, a potem się deportować! - krzyknęła.
- Po co im się pokazywać?! - wrzasnął Ron.
- Żeby nie pomyśleli, że Ksenofilius wezwał ich bez powodu, bo mogą zabić Lunę!
Harry i Ron przytaknęli. Wybiegli na pole i od razu zaczęły śmigać w ich stronę promienie z różdżek. Hermiona chwyciła ich za ramiona i deportowała się z nimi, a kolejne zaklęcia świsnęły ich dosłownie o cale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz