Natalie, Harry, Ron i Hermiona pobiegli wysłać do Syriusza wiadomość dotyczącą wyniku pierwszej próby. Po powrocie, w pokoju wspólnym wszyscy Gryfoni świętowali sukces Harry'ego. Tym razem dał się namówić, żeby zostać i świętować z nimi
- Hej, Harry! - zawołał Seamus. - Otwórz złote jajo!
- Tak, sprawdźmy tą całą zagadkę! - zawołał Dean.
Koledzy zaczęli namawiać go, żeby je otworzył. W końcu wyszedł przed grupę i nacisnął na czubek jaja, które wykradł smokowi w poprzednim zadaniu, a ono otworzyło się i zaczęło okropnie wyć ogłuszając wszystkich. Zamknął je z powrotem ku przerażeniu pozostałych.
- Co to miało być? - zapytał Oliver Wood.
- Czemu to tak wyło? - zdziwił się Neville.
Gryfoni zastanawiali się o co może chodzić. W tym czasie Fred i George wymknęli się z pokoju i poszli pod wieżę Ravenclawu i poprosili Szarą Damę, żeby zawołała Natalie White. Niedługo potem dziewczyna zeskoczyła przed nich w czarnych legginsach i zbyt dużej czarnej bluzce ze znakiem Batmana.
- Cześć, Nietoperz!
Dziewczyna poza tym, że ją wystraszyli, była już zdenerwowana. Coś już wcześniej musiało ją przestraszyć albo zestresować, a skoro nadal była zdenerwowana, to musiało być to całkiem niedawno.
- Co... O co chodzi? - zapytała zdezorientowana.
- Zrobisz za nas zadanie karne dla Snape'a? - zapytali. - Ładnie prosimy!
- Jakie znowu zada...
- Referat na temat eliksirów, które mają swoje zastosowanie w medycynie. - przerwał jej George.
- Prościzna. - odparła bezbarwnym głosem.
- To napiszesz? - zapytali.
- Odpowiedź brzmi nie.
- Dlaczego? - zawołali. Natalie syknęła na nich, żeby się uciszyli, bo ktoś mógł ich przecież usłyszeć. - Dlaczego? - powtórzyli szeptem.
- Przecież mówiłaś, że to proste. - powiedział Fred.
- Dlatego nie zrobię tego za was! Jaka byłaby ze mnie koleżanka, gdybym robiła za was zadania i nie dawała wam szansy nauczyć się tego, co powinniście już wiedzieć? - odwróciła się i ruszyła w stronę wejścia do pokoju wspólnego Krukonów. - Może akurat to pojawi się na SUMach czy tam owutemach i wtedy będę miała wyrzuty sumienia, że zrobiłam to za was i nie zaliczyliście przez to danego przedmiotu na teście. Powtarzam: Jaka byłaby ze mnie koleżanka? - zapytała retorycznie.
- Najlepsza na świecie! - zawołali z irytacją i zniecierpliwieniem.
- I SUMy zdaliśmy w zeszłym roku. - zauważył Fred.
- Wiem, zapomniałam, że one są w piątej klasie, a nie w szóstej...
- Czekają nas jeszcze tylko owutemy na siódmym roku. - dodał George.
- Ale musieliście podchodzić do poprawki z SUMami. - zauważyła.
- I zaliczyliśmy wszystko!... Pomożesz?
Westchnęła ciężko. Opanowała nerwy, które wcześniej ktoś jej zszargał i zatrzymała się, bo stała już przed wejściem do swojej wieży.
- Czy profesor Snape zaznacza wam na referatach błędy i pisze czego brakowało w pracy karnej?
- Wytyka każdy błąd.
- Uwielbia to robić. - stwierdził George.
- Przynieście wasze pergaminy, weźcie swoje pióra i poprawione prace przez profesora Snape'a. - powiedziała.
- Napiszesz? - zapytali z nadzieją.
- Nie. Wy napiszecie. Ja wam powiem co powinniście zawrzeć. Może coś podyktuję.
- Stoi. - odparli.
Fred za pomocą zaklęcia niewerbalnego przywołał to, o co poprosiła Krukonka i oni obaj usiedli na ławce, położyli między sobą papirusy i spojrzeli na nią oczekująco.
- Nie chcesz usiąść? - spytali.
- Postoję. - odparła przeglądając najpierw pracę George'a, a potem pracę Freda. Przestudiowała je po dwa razy i kiwała przy tym głową ze zrozumieniem. - Już rozumiem. Napisaliście tytuł i podpisaliście się?
- Tak, mamo.
- Do waszej mamy to mi jeszcze brakuje! - stwierdziła. - Teraz powiem wam, jak wyglądałaby ta praca według mnie. Tylko... Macie ołówki?
Potrząsnęli głowami.
- Accio ołówki. - powiedziała, a dwa z nim pojawiły się po chwili wylatując przez wejście do wieży Ravenclawu. Podała im je i odchrząknęła. - Sądzę, że eliksiry, które są bardzo ważne w medycynie to: Eliksir Słodkiego Snu, Eliksir Spokoju, Eliksir Wiggenowy... Notujecie te nazwy?
- Mhm...
- To dobrze. Eliksir Życia, Szkiele-Wzro, Wywar Tojadowy, Wywar Żywej Śmierci i Eliksir Leczący. Możecie tak samo zacząć, tylko nie piszcie obaj "sądzę, że...". Zacznijcie różnie. George może zacząć "Uważam, że eliksiry znaczą bardzo wiele w medycynie. Zwłaszcza..." i tu wymienić.
Rudzielec zanotował zdanie.
- A Fred może napisać "Myślę, że eliksiry, które znaczą bardzo wiele w medycynie to:...". Zapiszcie taki wstęp jako pierwszy akapit. - odczekała chwilę, żeby powiedzieć co dalej. - Pamiętajcie o tym, że musicie mieć inną kolejność.
- Napisałem od końca.
- A ja od drugiego końca.
- Czyli?
- Od początku.
- Teraz kolejny akapit. W kolejności, w jakiej wypisaliście te mieszaniny, scharakteryzujecie ich działanie, docelową grupę czarodziei, którzy wymagają leczenia za jej pomocą i wymienicie składniki oraz przygtowanie. Notujcie na dole schemat, ale znowu w różnych kolejnościach. U obu musi być pierwsza nazwa, potem dowolnie: składniki z przygotowaniem, charakterystyka i docelowa grupa... Macie?
- Mhm.
- Wiecie co macie pisać przy poszczególnych eliksirach?
- Nie?
- O matko... Eliksir Tojadowy, Wiggenowy i Leczący znacie, tego nie muszę dyktować, prawda?
- Nie musisz. Co najwyżej możesz potem powiedzieć, a my sprawdzimy, czy mamy tak jak trzeba.
- Zgoda.
Podyktowała im składniki do wszystkich napojów, a następnie opowiedziała o nich i musieli sami ubrać charakterystykę w słowa. Prosili ją, żeby podyktowała, albo napisała za nich, ale pozostała nieugięta. Wreszcie skończyli, ona sprawdziła obie prace i oddała im bez poprawiania błędów, bo zwyczajnie ich nie było. Poza tym, że któryś zrobił błąd w słowie "Wiggenowy" pisząc je przez jedno "g". Podziękowali jej mówiąc, że Hermiona nawet tyle by nie zrobiła, tylko odesłałaby ich do biblioteki, mówiąc, że znajdą odpowiednią księgę w poszczególnym dziale.
- Matko, ale jestem głodna... - powiedziała, bo od paru minut burczało jej w brzuchu na tyle głośno, że chłopacy z początku zastanawiali się, czy czasem ktoś nie wpuścił znowu trolla górskiego do szkoły.
- Głodna? - zapytał George. - Ty w ogóle jesteś kiedykolwiek głodna?
- No jestem, ale teraz to już wybitnie! - powiedziała. Znowu głośno zaburczało jej w brzuchu.
Obaj roześmiali się w głos.
- Wiesz gdzie dokładnie jest wejście do domu Puchonów? - zapytał Fred.
- Tak. - odparła.
- To zaraz przy nim są takie małe drzwiczki... - wskazał mniej-więcej ich wysokość. - raczej się w nich zmieścisz ze swoją posturą. To drzwi dla skrzatów. One pracują w naszej kuchni i właśnie tamtędy się do niej dostają. Jak zapukasz do nich, to każ zawołać jakiegoś skrzata, który jest na zmywaku i poproś go, żeby przyniósł ci coś do jedzenia.
- Skoro tak mówisz... - mruknęła. - Dzięki.
- To my dziękujemy! Forge, dostaniemy pierwszy raz w życiu piątki z eliksirów.
- O ile profesorek się nie przyczepi o najmniejszy przecinek, Gred! Na razie!
- Do zobaczenia, dobranoc!
- Dobranoc, pa. - kiwnęła im i poszła po jedzenie.
Grudzień. W najmniej odpowiednim momencie na lekcji Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami zjawia się oczywiście Rita Skeeter. Zmusiła kolejną osobę do udzielenia wywiadu - tym razem jej ofiarą padł Hagrid. Tego samego dnia, Harry i Ron wracając z wróżbiarstwa spotkali Hermiona i Natalie na korytarzu.
- Ale mówisz, że przy tamtym wejściu do... Hej, wy dwaj, chodźcie tutaj! - zawołała ich Gryfonka.
Podeszli do dziewcząt zdziwieni.
- Wiecie gdzie jest w ogóle hogwardzka kuchnia? - zapytała ich Hermiona.
- Nie! - pokręcili głowami zdumieni.
- Chodźcie, pokażę wam. - powiedziała Natalie i zaprowadziła ich w dobrze znanym jej kierunku. Stanęła przed jednym z portretów i zapytała: - Możemy przejść, madame?
- Och, to ty! Przyprowadziłaś przyjaciół! Wchodźcie. - przejście za portretem ukazało im się.
Weszli do kuchni i Gryfoni wybałuszyli oczy widząc mnóstwo skrzatów domowych.
- Zgredek! - zawołał Harry.
- Harry Potter! Zgredek się cieszy, że pana widzi! - zawołał skrzat szczęśliwie.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony czarodziej. - Chyba nie chcesz znowu mnie wykurzyć ze szkoły, co?
- Nie! Zgredek pracuje tutaj! Zgredek jest zatrudniony przez Dumbledore'a i dostaje stałą pensję!
W czasie gdy Gryfoni byli zajęci Zgredkiem, Natalie odeszła dalej i kucnęła w kącie rozmawiając z jakimś skrzatem, który był teraz zasłonięty przez lodówkę. Przyjaciele dołączyli do niej i zobaczyli, że rozmawia z Mrużką. Skrzatka popadła w depresję, stan załamania nerwowego po tym, jak zwolnił ją Bartemiusz Crouch. Nie chcąc przypominać jej tej sytuacji, wycofali się po cichu, biorąc trochę jedzenia, żeby nie zrobić przykrości skrzatom. Krukonka dogoniła ich i wyszła z nimi na zewnątrz. Hermiona była w wielkim szoku widząc, że to właśnie skrzaty przez tyle czasu gotują i sprzątają po nich.
Następnego dnia, drugiego grudnia dokładnie, zostało ogłoszone, że w szkole odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy, który jest tradycyjną częścią Turnieju Trójmagicznego. Profesor McGonagall poinformowała również Harry'ego, że reprezentanci szkół w Turnieju, oraz ich partnerzy do tańca, otwierają uroczystość. Tym samym zwołała resztę klas czwartych, piątych, szóstych i siódmych, bo tylko te mogły brać udział w balu, chyba, że ktoś ze starszaków zaprosił jako swojego partnera osobę z młodszej klasy, i zarządziła tego dnia naukę tańca dla wszystkich. Wszystkich Hogwartczyków, uczniowie Beauxbatons i Durmstrangu nie przewidywali dla siebie takich lekcji.
- Taniec. - powiedziała uroczystym tonem na wstępie. - Taniec również jest magią. To jak pozwolić swojemu ciału oddychać całą pełnią! Oddychać w rytm muzyki. Panie Filch, proszę pójść po płytę i włączyć muzykę.
- Moje ciało oddycha lepiej wtedy, kiedy może najzwyczajniej w świecie odpocząć od lekcji, a nie wyginać się w każdą stronę w głupim fraku. - skomentował Ron rozbawiając swoich kolegów.
- Panie Weasley. - zwróciła się do niego pani profesor. - Widzę, że jest pan chętny, żeby zademonstrować pozostałym jak się tańczy. Proszę do mnie dołączyć. - rzekła.
Koledzy wypchnęli go na środek, a Harry po raz pierwszy ucieszył się, że jest kontuzjowany przez zadanie ze smokiem i nareszcie to nie on będzie musiał robić z siebie pośmiewisko. Filch włączył muzykę.
- Połóż rękę na mojej talii. - poleciła belferka.
- Na czym? - zapytał Ron.
Chwyciła jego rękę i położyła właściwie, prowadząc chłopaka w tańcu. Bliźniacy zaczęli kołysać się w rytm muzyki i nucić pod nosem, kiedy Harry odwrócił się do nich i poprosił:
- Nigdy w życiu nie pozwólcie, żeby ta chwila poszła w niepamięć.
- Nigdy, przenigdy. - obiecali rozbawieni.
- Teraz proszę, niech pozostali wyjdą na środek i dołączą! - zawołała profesorka.
Niemal wszystkie dziewczyny wstały ochoczo, a chłopacy rozsiedli się na ławkach jeszcze bardziej, nie chcąc tańczyć. W końcu zaczęli pojedynczo podchodzić do dziewcząt. Natalie spojrzała tylko po pozostałych chłopakach - kiedy tylko ujrzała Dracona Malfoya po drugiej stronie sali, zaczęła szybko rozglądać się wokół, nie chcąc nawet pomyśleć, że nie zostanie jej nikt inny do tańca, a przecież nie powie mu "nie", bo pani McGonagall zażąda wyjaśnień. To właśnie przez niego była tak poddenerwowana, gdy bliźniacy poprosili ją o pomoc w referacie na eliksiry. Dosłownie chwilę wcześniej spotkała go wtedy na korytarzu i zagadał ją na temat zadania na eliksiry, które mają wykonać w grupach, a jak na złość w tym roku również musi siedzieć z Draconem na tej lekcji i z nim przypadają jej wszystkie zadania i projekty. Omawiali tą pracę, kiedy zauważył ich Filch i powiedział, że za karę będą musieli zaraz zejść na dół, do Izby Pamięci i wyczyścić wszystkie ramy, gabloty, puchary i inne rzeczy, a w tym czasie on pójdzie poszukać żartownisia, który zaczepił krowi dzwonek na ogonie pani Norris. Nie dość, że musiała przebywać z Malfoyem na lekcjach, to jeszcze teraz przez parę godzin musiałaby z nim odrabiać szlaban! Na szczęście przyszedł profesor Snape i uratował ich od tego, mówiąc, że kazał Draconowi porozmawiać z Natalie o zadaniu, bo nie było jej na poprzedniej lekcji z powodu choroby.
Nagle ktoś wyrwał ją z zamyśleń - stanął przed nią i chwycił jej dłoń w swoją. Popatrzyła przed siebie i zobaczyła Freda.
- Witam, szanowna pani, chyba się pani ogląda za kimś do tańca, prawda? - zapytał.
- O nie, tylko nie ty... - wymamrotała.
Nachylił się, żeby być niewiele wyższym od niej i odwrócił ją w stronę Ślizgonów.
- Proszę bardzo, tam jest Vincent Crabbe, Gregory Goyle i Dracon Malfoy. - wskazał na trójkę chłopaków. - Którego delikwenta wybierasz?
Odwróciła się z powrotem przodem do niego i rzekła:
- Ręka na talię i prowadź.
- Tak myślałem! - wyszczerzył się triumfalnie.
Zobaczyła George'a, który właśnie tańczył z Angeliną Johnson, Hermiona z Nevillem, Dean Thomas z Luną Lovegood, a Seamus... Seamus się właśnie wymknął z sali.
Lekcja tańca trwała długo, ponieważ uczniowie nie okazali się z początku być zbyt dobrymi tancerzami. Czego Natalie nie mogła powiedzieć o bliźniakach, Neville'u i Deanie.
- Dużo tańczysz? - zapytał Fred.
- Bardzo śmieszne. - burknęła.
- Pytam serio poważnie! - obruszył się.
- W ogóle nie tańczę! - powiedziała, co jednocześnie zabrzmiało dla niej śmiesznie i głupio. - Z kim mam tańczyć i kiedy? Zdarzyło mi się jedynie po meczach Quidditcha... A ostatnio z wami, step irlandzki po Mistrzostwach. - odparła. - Tak więc parę razy do roku zdarzy mi się podrygiwać przy muzyce. A czemu pytasz?
- Chciałem spytać właśnie "czemu kłamiesz"? - odparł obserwując kolejne kroki, które pokazywała belferka.
- Nie kłamię!
- W takim razie zaskakująco dobrze ci idzie. Można powiedzieć, że znowu "wybitnie". - wzdrygnął się. - Jak można mieć same "Wybitne", nie rozumiem tego do teraz.
- A ty? Jak u ciebie z tańcem?
- Tańczę tyle co i ty. Mała. - zaśmiał się, spoglądając na nią z góry, bo przy jednym z przejść w tańcu musiała stać ściśnięta przy nim i wtedy musiała zadzierać głowę wysoko do góry, jeśli chciała zachowywać z nim kontakt wzrokowy.
- Tobie też idzie dobrze. W miarę. - dodała z przekąsem, żeby odgryźć się za "małą".
Rudzielec podstawił jej nogę, ale złapał ją, żeby nie upadła. Nigdy nie dawał za wygraną. Zajęcia się skończyły po ponad dwóch godzinach. Wszyscy się rozeszli na kolację i zaraz po niej do dormitoriów.
Ron i Harry leżąc w łóżkach rozmawiali na temat zbliżającego się balu.
- Kompletnie nie wiem z kim miałbym iść. - powiedział Ron zrezygnowanym tonem.
- A ja wiem. Tylko w tym rzecz, że się strasznie wygłupię.
- Co, z którąś Francuzką? - zapytał go przyjaciel.
- Nie. A ty? Nie masz zupełnie nikogo na myśli?
- W sumie to mam... A też się wygłupię. Nieważne, jutro, kiedy tu wrócimy po kolacji, obaj musimy mieć umówione partnerki na bal.
- Tak. Inaczej nie będziemy mieli żadnego wyboru. A ja nie pójdę tańczyć sam ze sobą na otwarciu balu. - rzekł Harry. - Powodzenia.
- Dzięki, stary. Nawzajem.
Następnego dnia Harry strasznie długo myślał jak ma zaprosić Cho Chang na bal. Bardzo mu się podobała, dlatego brak mu było odwagi. Tak samo przedstawiała się sytuacja jego przyjaciela, który chciał zaprosić Fleur Delacour. W końcu podszedł do niej i wymamrotał parę słów, ale za nim zdążyła zauważyć, że coś do niej powiedział, uciekł stamtąd.
Harry poszedł do sowiarni, żeby zobaczyć czy Syriusz mu niczego nie wysłał. W środku nie było nikogo, a przynajmniej tak mu się zdawało zanim nie doszedł na samą górę. Nadarzyła się świetna okazja - spotkał tam Cho Chang.
- Cho? - zapytał, nie chcąc jej przestraszyć.
- Cześć Harry! - uśmiechnęła się do niego.
- Chciałem cię zapytać... Bo może chcesz... To znaczy... Jeśli nie masz nic przeciwko... Bo oczywiście nie...
- Harry, do rzeczy. - zaśmiała się.
- Może... Chciałabyś iść ze mną na bal? - zapytał czując, że zaraz eksploduje.
- To... bardzo miłe z twojej strony, Harry, ale Cedrik cię wyprzedził. To jemu będę towarzyszyć.
- Rozumiem... No to nic, do zobaczenia! - pożegnał się z nią i zbiegł na dół, a jego policzki stały się przy tym różowo-czerwone.
Pobiegł do wieży Gryffindoru nawet nie zauważając Hermiony, która cała w skowronkach właśnie zmierzała do biblioteki. Gryfonka usiadła przy stoliku obok Natalie i westchnęła cicho.
- Co słychać? - zapytała Krukonka.
- Po prostu świetnie. Ty wiesz, że Wiktor zaprosił mnie na bal? - powiedziała niesamowicie podekscytowana.
- Krum? - zapytała odrywając się na chwilę od książki.
- Mhm...
- To cudownie! Wiedziałam, że to zrobi. W końcu biega za tobą do biblioteki niemal cały czas, a ty chodzisz patrzeć na jego treningi, chodź dobrze obie wiemy, że normalnie poświęciłabyś ten czas na czytanie lub cokolwiek innego.
- Tak... Ale świetnie! A wiesz z kim idzie Neville?
- Nie mam pojęcia. - odparła Krukonka.
- Z Ginny! Wspaniale. A ty? Z kim się wybierasz?
- W ogóle się nie wybieram, Hermiono. - odparła Natalie.
- Słucham? Dlaczego? Musisz iść, to jedyna szansa, więcej nie będzie takiego balu! Przecież jest mnóstwo chłopaków, którzy chcieliby z tobą pójść!
- Nie wydaje mi się, żaden jeszcze mnie nie zaprosił. Poza Neville'em, ale mu powiedziałam, że nie idę.
Hermiona wyglądała, jakby chciała w tym momencie albo na siebie rzucić jakąś klątwę, albo na przyjaciółkę.
- Ja się chyba postrzelę... - westchnęła.
- Hermiono, takie rzeczy są naprawdę nie dla mnie, co ja mam robić na balu? Nawet nigdy na weselu nie byłam, nie potrafię tańczyć ani nic z tych rzeczy.
- Fred mówił, że potrafisz.
- Mówił?
- Rozmawiali z Georgem na temat tej lekcji tańca. George chce zaprosić Angelinę, albo już to zrobił.
- Reprezentantów mamy już i tak prawie wszystkich obstawionych. Krum idzie z tobą. Cedrik idzie z Cho.
- Harry już kogoś ma?
- Nie, chciał iść z Cho, ale była zajęta już przez Cedrika.
- To z kim idzie Fleur?
Natalie zamknęła książkę i podała ją chłopcu, który czekał na nią. Popatrzyła przed siebie, w bliżej nieokreślony punkt i uśmiechnęła się nagle bardzo szeroko. Wstała od stołu i skierowała się w stronę wyjścia z biblioteki.
- Chodź. - chodź pociągnęła za sobą przyjaciółkę i wyszły na korytarz.
- No z kim? - dopytywała Hermiona.
Natalie popatrzyła na nią wciąż się uśmiechając. Teraz sprawiała wrażenie ledwo powstrzymującej eksplozję śmiechu.
- Nie słyszałaś jeszcze?
- Nie!
- A nie słyszałaś okropnego pisku dziś przed obiadem dochodzącego z naszej wieży?
Dziewczyna pokręciła głową.
- Aż tak się cieszyła? - zapytała.
- Nie ona! Roger! Jest tak wniebowzięty, że zapomniał pewnie, ze mamy dzisiaj trening. Mówi, że właśnie udało mu się zaprosić najładniejszą dziewczynę w całej szkole. - wzdrygnęła się z pogardy.
- Czy ona jest zaraz taka najładniejsza, to ja nie wiem, ale...
- No nie jest, a do tego jest straszni wyniosli, uniosi się 'onorę i jist bar-zo zarozumiali! - powiedziała naśladując ton Francuzki.
Hermiona zaśmiała się.
- Wiecznie narzeka na 'Ogwart i wychwala Beauxbatons. Nie chce mi się jej słuchać.
- Dobrze, że Wiktor tak nie narzeka. A teraz cię przeproszę, ale muszę wrócić do biblioteki, żeby napisać wypracowanie. Ostrzegam cię, że jeśli nie znajdziesz sobie szybko partnera, to ja ci go poszukam z Ginny!
- Tak jest, pani profesor. - przytaknęła Krukonka i odeszła w przeciwną stronę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz