sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 7. - "Pierwsze wyzwanie"

     Artykuł, który opublikowała Rita Skeeter był zmyślony i kompletnie ośmieszył Harry'ego, który teraz musiał znosić jeszcze większe docinki ze strony Ślizgonów niż zawsze. Był w podłym nastroju, więc w piątek, przed pierwszym zadaniem Hermiona i Natalie wyciągnęły Harry'ego do Hogsmeade. Chłopak zgodził się, ale jednak pod warunkiem, że będzie miał na sobie pelerynę-niewidkę. Na miejscu udali się do Trzech Mioteł. Usiedli przy jednym ze stolików i podeszła do nich kelnerka.
     - Co dla was? - zapytała wysokim głosem. Miała bujne szkarłatne loki, ładną cerę, piegi i brązowe oczy, które pod światłem stawały się bursztynowe.
     - Trzy kremowe piwa, proszę. - powiedziała Hermiona.
     - Robi się. - odeszła na zaplecze.
     Natalie, która siedziała naprzeciw Hermiony, wymamrotała:
     - Moody i Hagrid... Za tobą, trzy stoliki dalej.
     Hermiona wstała, pod pretekstem powieszenia kurtki na oparciu i zobaczyła wtedy, że profesor gawędził z Hagridem.
     - Nieważne, musimy i tak nie widzi Harry'ego. Dobrze, że szliśmy tu we trójkę, bo gdyby któraś z nas miała mówić do "pustego" siedzenia, to na pewno zauważyłby, że coś jest nie tak. - stwierdziła Hermiona.
     Nie wydaje mi się, że mnie nie widzi. - pomyślał Harry. Magiczne oko Moody'ego zezowało raz będąc skierowane tam gdzie drugie, a raz kierując się wprost na Harry'ego. Niedługo potem obaj mężczyźni wstali od stołu, zapłacili do zamówienie i ruszyli do wyjścia. Podeszli do stolika Hermiony i Natalie.
     - Witamy, panno White i panno Granger. - powiedział Moody.
     - Dobry wieczór, profesorze. Witaj, Hagrid. - przywitały go.
     - Cześć, dziewczyny. - olbrzym uśmiechnął się do nich przyjaźnie. - Kiedy przyjdziecie do mnie na herbatę?
     - Jak tylko podasz nam wolny termin. - odrzekła Natalie.
     - W czwartek, bo w piątek macie łatwiejsze lekcje, co?
     - Oczywiście. - potwierdziły.
     - A czemu pan Potter się skrywa? - zapytał Moody.
     Popatrzyły na siebie zakłopotane.
     - Proszę się nie wygłupiać, panie Potter. Chyba aż tak nie wpłynęła na ciebie głupota kolegów z domu węża, że skrywasz się przed nimi, co? Nieważne, musimy wracać do zamku. Nie siedźcie tu zbyt długo, żebym nie musiał wygadać waszym opiekunom.
     - Oczywiście, panie profesorze. Do widzenia!
     - Do widzenia. - burknął i wyszedł.
     - Harry, jeśli tu jesteś naprawdę, to przyjdź do mnie o północy i koniecznie bądź w tej swojej pelerynie. - powiedział Hagrid i wybiegł za nauczycielem.
     Dziewczyny z ukrytym przyjacielem wróciły do zamku dwadzieścia minut później. Gryfoni poszli na kolację, a Natalie poszła do swojego dormitorium korzystając z tego, że w wieży nie będzie nikogo podczas wieczerzy.

     Potter około północy wykradł się z wieży Gryffindoru i zjawił się w chacie Hagrida.
     - Jesteś już! - powiedział Olbrzym. - Idź za mną, ale ani mru-mru! Muszę ci coś pokazać.
     Rozległo się pukanie do drzwi.
     - 'Agrid? - zapytał niski kobiecy głos.
     - Już idę, madame Maxime! - zawołał i poprawił się przed pękniętym lustrem.
     Skinął na Harry'ego, żeby poszedł za nim i wyszli na zewnątrz.mu podążać za nim. Po drodze rozmawiał z kobietą na temat pegazów Beauxbatons, którymi się opiekował. Gdy byli już cały kawał od Zakazanego Lasu, a Harry miał dość dziwnego tonu kobiety i przesłodzonego zachowania gajowego, któremu wyraźnie się ona podobała, ujrzeli to, co Hagrid chciał pokazać uczniowi. Były to cztery ogromne, dorosłe smoki, którymi opiekował się między innymi Charlie Weasley, pomagał je poskromić.
     - Widzisz, moja droga, każdy z uczestników turnieju chyba będzie musiał przejść koło jednej bestii i ją obezwładnić, tak mi się wydaje, cholibka. Będzie to trudne zadanie, bo Rogogony Węgierskie to okropne skurczybyki, niełatwo je oszukać, są strasznie przebiegłe. Wracajmy, bo robi się zimno, a nie powinnaś się rozchorować, musisz móc dopingować swoją reprezentantkę! - powiedział z troską.
     Harry biegiem wrócił do zamku, bo przypomniał sobie, że przecież miał się spotkać ze swoim ojcem chrzestnym, Syriuszem. Po drodze omal wpadł na Igora Karkarowa, ale udało mu się go wyminąć i nie zostać zauważonym. Usiadł przed kominkiem i czekał aż cokolwiek się zdarzy. Zmęczony postanowił usiąść w fotelu i kiedy na niego opadł, w kominku zobaczył głowę Syriusza.
     - Syriusz? - zapytał przestraszony.
     - Harry! Dobrze cię widzieć. Muszę cię prędko ostrzec. Igor Karkarow kombinował dotychczas coś dziwnego?
     - Skąd mam wiedzieć? Nie przebywam z Durmstrangiem, ale co on ma do...
     - To był kiedyś śmierciożerca. Musisz uważać na niego, bo może się okazać niebezpieczny!
     Wybrzmiały zbliżające się kroki. Harry rozejrzał się nerwowo po pokoju i powiedział cicho:
     - Ktoś tu idzie.
     - Zobaczymy się jeszcze, do zobaczenia. - głowa Syriusza zniknęła i teraz w kominku jasne płomienie przykrywały tylko resztki palącego się drewna.
     Do pokoju wspólnego wszedł Ron. Spojrzał na Harry'ego i powiedział:
     - Ach, to ty...
     - Spodziewałeś się kogoś? - zapytał Harry.
     - Nie. Chciałem powiedzieć, żebyś nie gadał do siebie i położył się wreszcie do łóżka. A może ty na kogoś czekasz? - zapytał poirytowany.
     - Nie. Jakieś jeszcze pytania? - Harry'ego denerwowało jego zachowanie i tego już nie ukrywał.
     - Nie powiedziałeś mi jak pokonałeś Linię Wieku, więc więcej pytań nie zadaję. - burknął. - Dobranoc.
     Wrócił na górę i trzasnął drzwiami. Potter niedługo potem wrócił również do dormitorium i od razu zasnął.

     Harry rano zdał sobie sprawę z tego, Cedrik jako jedyny nie wie jak ma wyglądać pierwsze zadanie, bo z pewnością Krum i Fleur zostali już powiadomieni przez swoich dyrektorów. Postanowił go odszukać, więc zaraz po lekcjach pobiegł po swoją mapę huncwotów i odnalazł go.
     - Cedrik! - zawołał go.
     Cedrik skończył rozmawiać z Cho i podszedł do Harry'ego.
     - Co jest? - zapytał.
     - Wiem jakie jest pierwsze zadanie. To smoki. Będziemy musieli przejść obok Rogogonów, być może z nimi walczyć... W każdym razie na pewno tam będą.
     - Skąd to wiesz? - zdziwił się chłopak.
     - Nie mogę powiedzieć. Po prostu stwierdziłem, że... powinienem pomóc.
     - Jasne, koledzy ze szkoły muszą sobie pomagać, nie? - uśmiechnął się do niego. - Dzięki. Jeśli czegoś się dowiem, też cię poinformuję. Na razie, Potter. - Cedrik pobiegł do swoich kolegów z drużyny
     - Cześć. - Harry odwrócił się do tyłu i wpadł prosto na profesora Moody'ego. - Przepraszam, panie profesorze, nie widziałem pana!
     - Chodź za mną, Potter. - odrzekł mężczyzna i ruszył bez słowa przed siebie.
     Harry nie zadawał mu pytań, tylko dołączył do niego i poszli do jego gabinetu. Profesor podsunął mu krzesło, a sam usiadł za biurkiem.
     - No siadaj, przecież nie postawiłem tego krzesła, żeby stało! - powiedział zniecierpliwiony.
     Harry zajął miejsce i popatrzył na profesora pytająco.
     - Z początkiem roku dowiedziałem się, że jesteś najmłodszym graczem od wieku w Hogwarcie.
     - Drugim najmłodszym, profesorze. - poprawił. - Natalie White jest młodsza, a dostała się do drużyny w tym samym dniu.
     - White? To ta z Ravenclawu, mam rację?
     Harry potrząsnął głową.
     - No tak, uciekło mi z głowy, coś tam pani McGonagall mówiła. Musicie w takim razie bardzo dobrze latać, co? Wszyscy was chwalą. Dlatego coś ci poradzę. W tajemnicy. Podczas pierwszego zadania użyj swojego talentu do latania. Rozumiesz? Znajdź jakieś proste zaklęcie, żeby przywołać miotłę. Nie powiem ci jakie zaklęcie, bo to będzie zbyt proste. Poszukasz, masz czas, idź do biblioteki czy gdzieś. Tylko już, bo nikt na ciebie nie będzie czekał. - pospieszył go wstając i kierując się do drzwi.
     - Wielkie dzięki, profesorze Moody. - odpowiedział. - Do widzenia!
     - Żegnam. - profesor zamknął za nim drzwi i skierował się do Wielkiej Sali.
     Harry dobiegł do schodów i wpadł na Natalie.
     - Natalie! O matko, jak ja się cieszę, że cię widzę! - powiedział poprawiając okulary.
     - Również się cieszę, że cię widzę, Harry, ale co się...
     - Potrzebuję twojej pomocy. - chwycił ją za ramiona. - I to najszybciej jak to możliwe! Masz czas?
     - Tak, tylko...
     - Świetnie! Musisz mnie nauczyć jednego prostego zaklęcia przywołującego przedmioty. Konkretnie miotłę. Tak, żebym mógł przywołać ją nawet z bardzo dużej odległości. Znasz takie?
     - Znam. Chodźmy na błonia. - odrzekła.
     Chłopak pociągnął ją za sobą i pobiegli w tamtą stronę. Kiedy dotarli, zatrzymali się kawałek od Zakazanego Lasu. Harry spojrzał na nią oczekując, aż pokaże mu zaklęcie. Krukonka uniosła książkę za pomocą zaklęcia Vingardium Leviosa i wyrzuciła ją na ślepo za siebie. Wyciągnęła różdżkę przed siebie, nie patrząc nawet gdzie księga wylądowała i zawołała:
     - Accio!
     Wyciągnęła wolną rękę w górę i książka przyleciała do niej.
     - Tylko tyle? - zapytał.
     - Mhm. Aby rzucić zaklęcie, musisz wymówić słowo Accio i nazwę przedmiotu, który chcesz się przywołać. Przedmiot nie musi być w zasięgu twojego wzroku, może być gdziekolwiek ukryty...
     - Ale ty powiedziałaś tylko Accio, a nie "Accio książka".
     - Więc daj mi dokończyć. Samą regułkę mówisz wtedy, gdy masz chociażby mgliste pojęcie na temat tego, gdzie znajduje się poszukiwany przemiot. Jeśli nie wiesz, wołasz "Accio przedmiot". Gestykulacji przy tym nie ma, po prostu wskazujesz na przedmiot przywoływany, lub unosisz różdżkę do góry, go znowu nie wiesz, gdzie on jest. Ponoć im dalej ta rzecz się znajduje, tym trudniej ją przywołać. Ja uważam, że odległość nie ma znaczenia, trzeba po prostu skupić się na przedmiocie, ale...
     - Ale tobie jak zwykle przychodzi to z łatwością. - przerwał jej.
     Kiwnęła głową i wskazała na jego różdżkę.
     - Spróbuj teraz ty. Ja tu trzymam książkę, a ty ją przywołaj.
     - Accio! - zawołał chłopak, ale książka ani drgnęła.
     Krukonka zmarszczyła brwi.
     - Spróbuj dodając jednak słowo książka. I skup się na niej, na potrzebie jej posiadania.
     Harry zrobił co kazała. Książka od razu wyfrunęła jej z rąk i trafiła w dłoń czarodzieja.
     - Świetnie. - pochwaliła. - Teraz spróbuj... Z szyszką. Tam są choinki, przywołaj jedną z szyszek. - powiedziała wskazując na las.
     Po kolejnej udanej próbie Harry podziękował jej i powiedział, że jeszcze nie wie jak, ale kiedyś się jej odwdzięczy za te wszystkie prace domowe i inne pomoce. Wrócił uradowany do zamku.

     Nastał bardzo ważny dzień. Dzień pierwszego zadania. Harry'ego zaprowadzono do specjalnego namiotu przez panią McGonagall. Trwały tam przygotowania reprezentantów. Przedstawiono im instrukcje postępowania w pierwszym zadaniu i rozlosowano figurki smoków, z którymi zawodnicy będą musieli się zmierzyć. Harry'emu przypada najtrudniejszy smok, Rogogon Węgierski. Okazało się, że każdy miał inny rodzaj smoka, a nie, tak jak Harry myślał, że wszystkie smoki będą takie same. Udało mu się jednak w brawurowy sposób zdobyć złote jajo, wykradając je bestii. Uczestnicy poszli do namiotu pierwszej pomocy zaopatrzyć ewentualne obrażenia. Nagle wbiegli tam Hermiona, Ron i Natalie.
     - Harry! Gratulacje! - zawołała Hermiona i podbiegła go uścisnąć.
     - Dzięki. Dziękuję ci, Natalie. - Harry wstał, żeby uściskać Krukonkę.
     - Ależ cała przyjemność po mojej stronie.
     Hermiona i Ron nie wiedzieli za co Harry jest jej wdzięczny, ale nie to było teraz najważniejsze.
     - Stary, przepraszam za swoje głupie zachowanie. Nie powinienem się obrażać... - wymamrotał Ron.
     - Spoko, nic się nie stało. - stwierdził Harry przebaczając mu. - Lepiej chodźmy zobaczyć wyniki... Cieszę się, że jesteście. - dodał, gdy odchodzili w stronę trybun.
     Przyjaciele kiwnęli mu, a on poszedł z Cedrikiem, Wiktorem i Fleur wysłuchać wyników na arenie.
     - Trzecie miejsce zajmuje panna Fleur Delacour! - ogłosić Bagman.
     Dziewczęta z Beauxbatons zaczęły klaskać i gratulować jej. Nie były zadowolone z wyboru reprezentacji, ale czuły obowiązek, żeby wspierać Fleur i ją dopingować.
     - Drugie miejsce obejmuje pan... Cedrik Diggory!
     Hogwartczycy zaczęli głośno wiwatować, a najgłośniej Puchoni.
     - Pierwsze miejsce... zajmują panowie Harry Potter i Wiktor Krum! - ogłosił Ludo.
     Durmstrang i Hogwart ryknęły z radości. Gryfoni nie posiadali się ze szczęścia. Uczestnicy pogratulowali sobie, wysłuchali gratulacji od Croucha, Bagmana i Albusa Dumbledore'a i udali się do namiotu, żeby wysłuchać następnych wskazówek.
     Bagman ogłosił, że żeby dowiedzieć się czego może dotyczyć następne zadanie, muszą odnaleźć sposób na odkrycie i odgadnięcie zagadki, która znajduje się wewnątrz złotego jaja. Wymęczeni jednak nawet nie poświęcili na to czasu po kolacji, od razu poszli się myć i spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz