- No? W czym jest problem? - zapytała Hermiona.
- W niczym, naprawdę... - odparła Ginny.
- Ginny. - Natalie popatrzyła na nią z powagą. - Jeśli nam nie powiesz, to będziesz musiała powiedzieć któremuś z braci. Chodzisz ostatnio jakaś struta. Co się stało? Malfoy ci dokuczał? Mam znowu go zaatakować?
- Mam mu dać w twarz, jak w zeszłym roku? - zapytała Hermiona rozbawiona.
- Mamy go zamienić w tchórzofretkę? - zapytały teraz równocześnie Natalie z Hermioną.
- Słucham? - spytała Ginny śmiejąc się.
- Profesor Moody tak zrobił, ale o tym pomówimy innym razem. Co jest?
Ginny schowała twarz w rękach.
- Ale nikomu nie powiecie? - zapytała zażenowana.
- A komu miałybyśmy mówić? Nie zauważyłaś, że tylko my we trójkę tak się przyjaźnimy? - zapytała Hermiona.
- Ja jeszcze dogaduję się dobrze z Luną. - powiedziała Krukonka. - I Cho Chang jest w porządku, ale jej nie darzę wielką sympatią. Ograniczamy się do tego, że w naszej wierzy czasem spędzamy czas i na treningach sobie żartujemy z Duncana, ale po przyjacielsku, tak, że on o tym wie i śmieje się z nas z Jeremym w odwecie. Ale nie zwierzam jej się, a Luna i tak wie więcej niż powinna, bo wszystko wyczuwa, więc nie zdziw się, jeśli już sama wie co ci dolega!
- O tak, też się z nią dobrze dogaduję i zdążyłam to zauważyć. - potwierdziła rudowłosa. - To co mam wam powiedzieć jest tak głupie, że aż śmieszne...
- Nie będziemy się śmiać. - wtrąciła Natalie.
- Wiem, wam ufam i znam was na tyle, żeby to wiedzieć...
- To mów! - powiedziały razem.
Wybełkotała coś niewyraźnie pod nosem i zaczęła się robić czerwona.
- Hm? Wybacz, ale mówisz zbyt cicho i...
- Chyba zakochałam się w Harrym. - wymamrotała ponownie.
- Też nam nowość. - odparły.
Ginny popatrzyła na nie z przerażeniem.
- On już też wie?
- Nie, chłopcy są zbyt niedomyślni. - wyjaśniła starsza Gryfonka.
- Ale my widzimy jak się zachowujesz przy nim od pierwszego roku.
- Wyluzuj trochę, jesteś przy nim okropnie spięta i nerwowa.
- Bądź sobą, zamiast chować się i wpadać w panikę. Harry pomyśli, że się go boisz, jeśli dalej tak będziesz robić. - powiedziała Natalie.
- T-tak myślicie? - zapytała Ginny cicho.
- Tak. - odpowiedziały chórem i spojrzały na siebie znacząco.
- Spróbuję...
- Nie spróbujesz, tylko tak będziesz robić. - rozkazała Hermiona. - Zobaczysz, od razu zmieni się jego stosunek do ciebie.
- No dobrze... Dziękuję wam. - uścisnęła je mocno.
- Nie ma za co.
- Przyjemność po naszej stronie. A dzisiaj to wy mnie będziecie wspierać, jak Beauxbatons odwiedzi nas i zobaczę kogoś podobnego do Ellie.
- To raczej mało możliwe, bo przyjadą tylko starsze dziewczyny. Chyba, że na zadanie końcowe przyjedzie młodsze rodzeństwo dziewcząt, ale wątpię, bo to są Francuzki, one mają bardzo jasną karnację, podłużną lub owalną twarz, oczy w kształcie migdałów i mocno zarysowaną brodę. Tam w szkole przeważają dziewczyny z kolorem włosów zbliżonym do mojego, bo nawiązałam rok temu kontakt z jedną z tamtych uczennic i tyle zdążyłam się dowiedzieć. - wyjaśniła starsza Gryfonka.
- To nie ma obaw. Ellie miała szerokie ramiona, bardzo ciemne włosy, małe oczy i zbyt podłużne, żeby były migdałkowe, szeroki nos, wąskie usta i nieuwydatnione kości policzkowe. - rzekła Natalie z ulgą. Naprawdę się bała, że nagle zobaczy tam takiego małego klona Ellie i rozpłacze się przy wszystkich. A ani razu nie płakała przy żadnym z uczniów, poza momentem, gdy zleciała z miotły na treningu w zeszłym roku, ale wtedy uroniła dosłownie parę łez. No i ze szczęścia, gdy wzruszyła się w pierwszej klasie podczas przyznawania dodatkowych punktów przez dyrektora na koniec roku szkolnego.
- Teraz chodźmy do zamku, bo zaczyna się robić coraz chłodniej.
Zgodziły się i weszły do budynku. Dołączyli do nich Harry i Ron, a już wtedy Ginny zachowywała się nieco lepiej - nie trzęsła się z nerwów, ale zarumieniła się delikatnie na widok Pottera.
- Dostałem odpowiedź od Syriusza. - powiedział.
- I? Co mówi? - zapytała Natalie. - Zresztą, chodźmy gdzieś w bardziej ustronne miejsce. Musimy i tak coś robić, dopóki nas nie wezwą przed zamek.
Pobiegli przed łazienkę Jęczącej Marty i tam porozmawiali. Hermiona była zła na Harry'ego, że bagatelizuje teraz ból blizny i okłamuje swojego ojca chrzestnego. Black mimo to nie dał sobie niczego wmówić i powrócił do kraju, zaszywając się gdzieś w ukryciu. Poprosił również Harry'ego, żeby mówił mu o wszystkim co się dzieje w Hogwarcie. Po tej rozmowie Natalie jeszcze trochę porozmawiała z Ginny i wróciła do swojego dormitorium. Tam przez długi czas mówiła z Luną, wymieniały się spostrzeżeniami na temat Turnieju Trójmagicznego. Po siedemnastej siedziała w salonie, przy kominku.
Kiedy zbliżała się godzina osiemnasta, opiekunowie domów zaczęli ustawiać uczniów przed zamkiem. Wyczekiwali delegacji dwóch pozostałych szkół w zniecierpliwieniu. Natalie przestępowała z nogi na nogę drżąc z zimna. Stała gdzieś z przodu, ponieważ była jedną z niższych osób. Była dokładniej ustawiona gdzieś między trzecioklasistami, a razem z nią Luna, która była tego samego wzrostu.
- Jest tak zimno, a już od piętnastu minut tutaj stoimy. - powiedziała Natalie.
- Jeszcze chwila, uwierz mi. - odpowiedziała Luna.
- Tobie zawsze wierzę na słowo. Masz niezawodną intuicję. - odparła.
- Nie powinnaś stać gdzieś dalej? - zapytał Natalie drugoklasista, który stał przed nimi. - Ze swoją klasą? Na pewno nie jesteś trzecioklasistką.
- Nie jestem, ale wzrostem przydzielili mnie tutaj, żebym widziała cokolwiek.
- On myśli, że jesteś w szóstej klasie.
- Skąd wiedziałaś? - zapytał Lunę patrząc na nią z zaintrygowaniem.
- Ona wie wszystko. - stwierdziła Natalie.
- A ona prawie wszystko. - powiedziała Luna patrząc na nią z rozbawieniem. - A jesteśmy w czwartej klasie.
- Słucham?! - wybałuszył oczy. - Byłbym pewien, że ty - wskazał na Lunę. - jesteś właśnie w trzeciej klasie, a ty - wskazał na Natalie. - w szóstej, może rok w tę czy w tę. Nie miejcie mi tego za złe czasem, nie chciałem niczego...
- W porządku. - odparły.
Do czasu gdy powozy miały się pojawić, uczniowie i tak się już pomieszali, więc na nic było ustawianie ich osobno. Na niebie pojawił się olbrzymi powóz ciągnięty przez białe pegazy. Gdy wylądował na ziemi, z jeziora obok zamku wyłonił się statek... z Durmstrangu. Z powozu uczennice wyprowadziła zdumiewająco wysoka kobieta, madame Maxime, która z pewnością jest olbrzymem, albo chociaż pół-olbrzymem, jak Hagrid. Z drugiego zaś uczniów wyprowadził ich dyrektor, Igor Karkarow. Fred i George, którzy stali po obu bokach Natalie, zawołali:
- Hej, czy to Wiktor Krum?!
- Gdzie? Gdzie?! - zawołała Natalie podskakując. Nie widziała nic sponad głów innych uczniów, bo stała teraz za wysokimi osobami.
- No tam! Obok madame Maxime, ścisnął jej dłoń przed chwilą!
- Żebym jeszcze cokolwiek widziała! - powiedziała poirytowana.
Dean Thomas, który stał za nią, złapał ją w talii i podciągnął do góry. Ona pisnęła i chwyciła za ramiona bliźniaków, z którymi niemal teraz się zrównała.
- Dobra, już widzę! To on! - zawołała. Dean postawił ją na ziemię. - Dziękuję. - powiedziała zakłopotana, a zarówno on, jak i bliźniacy ledwo powstrzymali się, żeby wybuchnąć śmiechem.
- Jak można być takim niskim? - zapytał George.
- Nietoperze z reguły są małe. - odparła.
- Dobre! - Fred szturchnął ją mocno w bok.
- Au. - mruknęła i sprzedała mu lekką sójkę w bok.
Poza rzuceniem jej krótkiego spojrzenia z góry, nie zrobił jej nic, tylko dalej wypatrywał Kruma.
- Ciekawe gdzie usiądzie. Mam nadzieję, że przy naszym stole. Stawiam, że będą patrzyli na kolory wystrojów i Beauxbatons usiądzie z Ravenclawem, a Durmstrang z nami albo Hufflepuffem. - powiedział George.
W Wielkiej Sali oficjalnie powitał gości dyrektor Dumbledore. Rzeczywiście - Ravenclaw musiał ugościć przy stole Beauxbatons, a Gryffindor ugościł Durmstrang. W trakcie uczty do stołu prezydialnego dołączyli również Ludo Bagman i Bartemiusz Crouch. Natalie siedziała przy Francuzkach. Zawsze siedziała z Luną gdzieś na początku stołu.
- Ten 'Ogwart to ist inni ni miślelimy! Nasi szkoli są bardzo różni! - powiedziała do niej jedna z dziewcząt. Wszystkie Francuzki bardzo kaleczyły angielski.
- Tak, wiem, moja siostra mi opowiadała. - odparła Krukonka.
- Twoi siostry? Ist w naszyi szkoli? Czemu ty jesteś w ęgilski 'Ogwart wytedy, a ni w Beauxbatons?
- Może wolisz rozmawiać po francusku? Trochę znam francuski, a w razie gdybym popełniła błąd, po prostu mnie poprawisz. - zaproponowała.
- Ędzi- mi bardzo mili! Merci!
Po francusku Natalie wyjaśniła, że jej siostra chodziła do Beauxbatons przez dwa lata, ale zginęła w tegorocznej bitwie. Francuzka powiedziała, że bardzo jej współczuje, ale nie kojarzyła Ellie.
Po zakończeniu posiłku, profesor Dumbledore wstał i rzekł do mikrofonu:
- Proszę o wniesienie szkatuły!
Nagle Hagrid przytaszczył ze sobą szkatułę, którą profesor Moody miał zaraz otworzyć.
- Moi dordzy! W szkatule tej znajduje się Czara Ognia. To właśnie do niej pełnoletni uczniowie mogą wrzucać swoje nazwiska i to ona wybierze w Noc Duchów trójkę reprezentantów do Turnieju Trójmagicznego. Aby osoby, które nie ukończyły jeszcze siedemnastu lat nie chciały czasem złamać reguły, zostanie nakreślona wokół niej Linia Wieku. Potencjalni kandydaci, macie przed sobą calutką noc na podjęcie decyzji. Myślę, że tyle wam wystarczy. Przy Czarze będą małe karteczki na wasze nazwiska. Życzę powodzenia!
Odszedł od mikrofonu dając do zrozumienia, że można już opuszczać salę.
- Czemu tu ist taki zimni! - zapiszczała jedna z Francuzek odchodząc od stołu. Miała blond włosy i zdaniem Natalie była średniej urody, ale wielu chłopców - z niewiadomego powodu - za nią się oglądało.
- Klimat we Francji jest dużo łagodniejszy niż w Wielkiej Brytanii, a wy macie szaty nieprzygotowane do naszej pogody. - stwierdziła Natalie.
- Czy możni zrobić cieplijsi w zamek? - zapytała poirytowana.
- Poproszę profesora, żeby coś z tym zrobić. - obiecała.
- Merci beaucoup! Przeprosim za moi ęgilski! Je m'apelle Fleur Delacour!
- Je m'apelle Natalie White.
- Ravi de vous connaître. - powiedziały równocześnie i ruszyły w różnych kierunkach.
Natalie podbiegła do profesora Flitwicka i powiedziała mu, że uczennice z Beauxbatons narzekają na chłód i proszą, żeby zrobić coś z tym problemem, jeśli jest to możliwe.
Nazajutrz Harry, Hermiona i Ron poszli odwiedzić Hagrida po lekcjach. Natalie została, żeby zrobić swoje zdania i poczytać na temat Turnieju Trójmagicznego. W międzyczasie odpowiadała na mnóstwo pytań od Francuzek. Teraz wielu chłopców zaczęło zwracać uwagę na to, które z dziewcząt z Hogwartu są w jakimś stopniu podobne do tych, z Beauxbatons. Przede wszystkim chód. Dziewczyny z francuskiej akademii magii chodziły z wielką gracją, a przynajmniej większość. Niewiele dziewcząt tutaj chodziło tak jak one - niewiele, ale jednak znalazło się ich trochę. Obcasy - zwracali uwagę, które z nich noszą obcasy, bo Francuzki chodziły przeważnie w butach na obcasach. Ale mimo to, bardzo często komentowali głośno, że tylko część z reprezentantek jest tak naprawdę urodziwa - reszta była tak przeciętna, że aż brzydka, lub po prostu brzydka. I były to tylko dziewczyny do popatrzenia na nie - kiedy zaczynały coś mówić, to zaraz schodziło to na temat ich szkoły i narzekały, że " 'Ogwart jest aki zimni, nieladni i staroświecowni". Mimo to nie sprawiały problemów i nie było zagrożenia wywołaniem wojny. Na szczęście.
Natalie usiadła w sali, w której stała Czara Ognia, ponieważ tymczasowo było tam najspokojniej i nie przebywało tam wiele Francuzek. Miała też znaleźć tam Rona, Harry'ego, Ginny lub Hermionę, ale widząc, że jest t kolejne miejsce, w którym ich nie znajdzie, zaprzestała poszukiwań, które ciągnęła od dwudziestu minut. Zaczepił ją jakiś Bułgar.
- E ty nie bierzesz udzialu w Turniju? - zapytał.
- Ja? Nie, nie, brakuje mi jeszcze trzech lat. - odparła zakłopotana.
- Naprawdy? Myślelim z kolegomi, że ty masz wincej lat!
- Niestety nie. - uśmiechnęła się przepraszająco. - Jak podoba ci się w zamku?
- Nu, ładni jest. My też mamy zamek, choć nie tak wielki jak ten i nie tak wigłodny. Mamy tylko cztiry pietra, a w kominkach rozpalilo się wtydy, gdy wimłaga tego magłia. Ale mi mamy więksi zielony tereny, tyle że w zjimje u nas dźni krótsze, więc z nich nie korzystamy. Nu, ale w latu... dziń w dzień latamy, nad jizorami i gorami... A jak si nazywosz?
- Natalie White. A ty?
- Gregorij Iwanow. Musze iść, Natalija. Moi przyjaciele chco iść na zieloni tereny. Może chcesz iść z mną?
- Bardzo mi miło, ale niestety dzisiaj nie dam rady. Muszę skończyć coś czytać i mam jeszcze trening. Ale innym razem bardzo chętnie. - uśmiechnęła się do niego.
Chłopak również wyszczerzył się szeroko, ucałował jej dłoń i odszedł. Chwilę po tym, gdy Bułgarzy opuścili salę i zostali w niej tylko Hogwartczycy, do środka wbiegli Fred i George z małymi fiolkami eliksirów w ręku.
- Mamy to! - zawołali. - Eliksir Postarzający!
Rozległy się oklaski i wiwaty pozostałych uczniów, którzy od wieczora kombinowali jak obejść Linię Wieku. Obaj ruszyli do Lee Jordana i Deana Thomasa, którzy stali na ławce dwa rzędy za Natalie. Przyjaciele im pogratulowali.
- Gred, to będzie coś niezwykłego. - powiedział Fred.
- O tak, Forge. - odparł George. Zamieniali pierwsze litery imion od czasu gdy mama przysłała im swetry Weasleyów z pierwszymi literami imion i naśmiewali się z braci mówiąc, że oni dostają te swetry tylko dlatego, że inaczej nie zapamiętają swoich imion, a oni przecież wiedzą, że są Gred i Forge.
- Nie będzie niczego niezwykłego. - rzekła Natalie rozwiewając ich marzenia.
Bliźniacy spojrzeli na siebie, a potem na nią i usiedli po obu jej stronach, wpatrując się w nią z intrygą.
- A to niby czemu? - zapytał George tuż nad jej lewym ramieniem.
- Bo to Linia Wieku.
- No i? - zapytał Fred tuż przy jej twarzy.
- Sam Dumbledore ją wyczarował po konsultacji z panią McGonagall, Moodym i moim opiekunem. Myślicie, że to przejdzie?
- Widzisz to? - zapytał George pokazując jej małą fiolkę.
- To maleństwo pomoże nam przejść do historii. - stwierdził Fred.
- Jeszcze wspomnisz nasze słowa! - powiedzieli równocześnie. Natalie w tym samym czasie powiedziała "Jeszcze wspomnicie moje słowa". Popatrzyli na nią z niedowierzaniem i odeszli. Stanęli przed Linią Wieku, zahaczywszy się w łokciach wypili całą zawartość butelek i przeskoczyli przez Linię Wieku. Rzucili trzecią fiolkę Lee Jordanowi, który zrobił to samo. Nic się nie stało, nie odrzuciło ich, nie zaatakowały ich przeciwzaklęcia. Znowu zaczęły się oklaski, a jeszcze większe wiwaty zasłyszano, gdy wrzucili kartki i pochłonął je niebieski ogień, nie wypluwając ich z powrotem. Natalie przewróciła oczyma i odliczała sekundy, kiedy to Czara wypluje kartki czy coś w tym stylu. To nie mogło być tak proste.
Nagle dwa niebieskie języki ognia wyrzuciły karteczki w górę i spaliły ja na popiół, a niebieskie iskry trafiły bliźniaków i Jordana, wyrzucając ich poza okrąg. Gdy się podnieśli, mieli siwe włosy i długie brody. Wśród śmiechów rówieśników, bliźniacy zaczęli się bić i krzyczeć na siebie. Natalie i Neville podbiegli ich rozdzielić.
- Chodźcie, zanim któryś z nauczycieli was zobaczy. - powiedziała do nich.
- No i co? Przecież to długo nam nie zejdzie! Jak my mamy teraz się pokazać na lekcjach? Zlinczują nas za to, że straciliśmy sto pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru. Ale będzie zabawa...
- To też chcę wam pomóc, żeby nikt tego nie zauważył, matołki! - powiedziała poirytowana.
- Jak się zwracasz do staruszków, smarkulo? - zapytali.
Podała im ręce i chcąc pomóc im wstać, a oni pociągnęli ją na ziemię, podnieśli się i zaczęli ją ciągnąć w stronę Czary. Lee podniósł się z ziemi nieświadom tego, jak dziwnie wygląda. Przypatrywał się bliźniakom, którzy targali Krukonkę po podłodze.
- Tobie też dorobimy zaraz siwe włosy. - powiedziała.
- Puszczajcie! - zawołała. - Neville, błagam, pomóż!
Neville popatrzył na nią, a następnie na okręg, do którego się zbliżała. Wyjął różdżkę i równocześnie z Jeremym Strettonem trafili bliźniaków iskrami w plecy. Puścili ją i spojrzeli na nią, myśląc, że to ona to zrobiła. Jej różdżka akurat leżała na jej kolanach, bo gdy ją przewrócili, wypadła jej z rąk i nie zdążyła jej wrzucić do kieszeni.
- Ty umiesz rzucać zaklęcia niewerbalne? - zdziwili się.
- Pomóc wam, czy nie?! - krzyknęła otrzepując spódniczkę.
Pomogli jej wstać i razem z Lee poszli za nią do łazienki Jęczącej Marty za pomocą skrótu.
- Skąd wiedzieliście, że jest takie przejście? - zapytała.
- Ja i George znamy absolutnie wszystkie sekretne przejścia w Hogwarcie. - stwierdził dumnie Fred.
- I nie blefujemy, jesteśmy gotowi to przysiąc na nasze różdżki! - dodał George.
- A znacie jakieś przejście do Hogsmeade?
- Może tak, a może nie. - odparli, zamykając drzwi za sobą.
Krukonka oparła się o jeden ze zlewów i otworzyła książkę. Zaczęła kolejno wertować strony mrucząc coś pod nosem. Chłopacy z początku robili głupie miny do wiszącego za nią lustra, a potem znużeni stali tylko opierając się o siebie.
- Aha! - zawołała w końcu.
- Masz? - spytali z nadzieją.
- Nie, to nie to, ale coś innego, co mi się spodobało... A nie, to też jest! Poczekajcie, muszę to uwarzyć, nie powinno to zająć dłużej niż piętnaście minut. - stwierdziła i otworzyła drzwi do jednej z kabin.
Popatrzyli na siebie zaskoczeni.
- Mamy wyjść? - zapytał Lee.
- Nie, głuptasy, to kabina Marty. Tutaj nikt nie wchodzi w celu... Tutaj nikt w ogóle nie wchodzi! - wyjaśniła. - Mam tutaj kocioł i składniki.
Podeszli do niej i uśmiechnęli się na widok mnóstwa różnych składników odłożonych w lnianym worku.
- Przecież to wbrew zasadom! - zawołali Weasleyowie chcąc zobaczyć jej reakcję.
- Czy próba oszukania Czary nie była również wbrew zasadom? - zapytała z przekąsem.
- Nie wygracie z nią. - stwierdził Lee. - A jak długo łamiesz tu zasady?
- Od drugiej klasy. - odparła beznamiętnie wyciągając pudełeczko z suszonych fig. - Czytajcie mi z książki przepis na ostatni eliksir ze strony sto czterdzieści osiem.
- Mięta...
- Korzonki...
- Asfodelus...
- Sok z granatów. To wszystko.
Wyciągnęła wszystko co trzeba i kazała im się odsunąć. Rzuciła zaklęcie Vingardium Leviosa na książkę, żeby się przed nią unosiła i zaczęła ucierać korzonki. Sproszkowała miętę, dorzuciła ją do korzonek i dodała asofelus. Wymieszała to wszystko z sokiem z granatów i płynnym składnikiem neutralnym, a następnie zaczęła podgrzewać i kazała mieszać w tym samym czasie wywar jednemu z braci.
- To na pewno zadziała?
- Czterdzieści lat temu zadziałało. - odparła.
- Jak to?
- Masz czterdzieści lat?! - zawołał Fred.
- Nie! - spojrzała na niego z zażenowaniem. - Mój dziadek zrobił to samo co wy. Babcia musiała go ratować z opresji, ale to działo się na wybrukowanym dziedzińcu albo na wiadukcie, bo nikt wtedy nie chciał wyjść na dwór z powodu ulewy. Po wszystkim dziadek wyciągnął ją poza teren szkoły i poprosił ją o chodzenie, bla bla... Dziadek był ponoć taki sam jak wy dwaj w szkole.
- Też grał w Quidditcha?
- Też.
- Też wkurzał woźnego?
- Mhm...
- Też był rudy?
- Nie, a przynajmniej mi się nie wydaje.
- Hm... Lee, czy ty też zabierzesz Natalie poza teren zamku i poprosisz o chodzenie? - zapytał George.
- Nie, zrobię to tu, w toalecie, żeby było romantyczniej. - powiedział sarkastycznie.
- Gotowe. - przestała podgrzewać kociołek i wyciągnęła z worka trzy kubki.
Postawiła je w zlewie i obmyła za pomocą zaklęcia Aqua Eructo. Oddała chłopakom kubki i nalała wywaru.
- I nic nam nie będzie? Nie ma skutków ubocznych?
- Jeśli zbyt wolno mieszałeś, George, to będziecie mieli bardziej płomienne włosy, zbliżone do koloru Ginny, ona ma ciemniejsze włosy po waszej mamie. A Lee już chyba ciemniejszych mieć nie może, więc jemu to nie zaszkodzi. Może dłużej będzie siwieć. Nic poza tym.
- Jasne.
Pokiwali głowami i wypili zawartość kubków. Oddali je Krukonce nawet nie patrząc na siebie i dopiero po chwili otworzyli oczy. Utkwili je w podłodze, bojąc się zobaczyć efekt.
- Nie chcecie się zobaczyć w lustrze? - zapytała, zasłaniając im ich odbicia.
Spojrzeli na nią i skinęli głowami. Odeszła na bok, a oni najpierw popatrzyli na odbicie, a potem na siebie i przybili piątki uradowani.
- O tak! - wrzasnęli entuzjastycznie.
- Ciszej, bo jak ktoś usłyszy męskie głosy w damskiej łazience, to ...
Wszyscy trzej się roześmiali.
- I czujecie to? - zapytał Lee z wybałuszonymi oczyma. - Taki profesor Flitwick wszedłby tutaj, zobaczyłby nas z Nietoperzem i chyba by na miejscu dostał zawału!
- Dlatego zbierajmy się stąd. - powiedziała chowając swoje rzeczy z powrotem do worka i wrzuciła je do kotła.
Zamknęła kabinę jęczącej Marty zaklęciem. Umówiła się, że w razie wypadku, Marta będzie pilnować, żeby nikt nie wszedł do środka i nie zobaczył, że Natalie urządziła tam sobie małą pracownię do eliksirów. - Kolacja zaraz się zacznie.
Wyszli z łazienki i pobiegli do Wielkiej Sali na ucztę z okazji Nocy Duchów. Tradycyjnie ta Noc była jednym z najhuczniej celebrowanych świąt w Hogwarcie. Gdy wieczerza dobiegała końca, wszyscy w zestresowani oczekiwali na wyłonienie reprezentantów do Turnieju Trójmagicznego. Dyrektor kazał przynieść Czarę, która nadał jasno żarzyła się błękitnym płomieniem. W końcu jej płomienie zmieniły kolor na czerwony i wyleciał z nich skrawek papieru.
- Z głosu Czary wynika, że reprezentantem Durmstrangu będzie... Wiktor Krum! - ogłosił dyrektor.
Rozległy się oklaski zarówno wśród uczniów Bułgarskiej szkoły jak i francuskiej akademii oraz Hogwartczyków. Chłopak minął stół nauczycielski i wedle zaleceń, wszedł do przyległej komnaty. Płomienie znów poczerwieniały. Prosto w ręce dyrektora opadła karteczka.
- Beauxbatons reprezentować będzie... Fleur Delacour!
Dziewczęta z Beauxbatons nie były zadowolone z tego wyboru. Trzy z nich nawet się rozpłakały. Od razu wypadła kolejna kartka z płomieni, które nie zdążyły jeszcze przybrać z powrotem niebieskiej barwy.
- Decyzją Czary, reprezentantem Hogwartu będzie Cedrik Diggory! Moje gratulacje!
Dyrektor już gratulował wybranym, kiedy to nagle płomienie Czary Ognia znowu się przebarwiły i wyrzuciły kartkę. Podniósł ją z ziemi i wyczytał:
- Czwartym reprezentantem będzie... Harry Potter.
Harry był kompletnie zaskoczony i przeraził się tym, co się stało. Przecież nie wrzucił swojego nazwiska! Nawet nie próbował ominąć nijak Linii Wieku!
- Profesorze Dumbledore, to musi być pomyłka! - powiedział.
- Chodź za mną, Harry. Czara cię wybrała. - powiedział odchodząc do komnaty, w której stała już pozostała trójka wybrańców.
Gryfon wszedł tam, a zaraz za nim zrobił to także Ludo Bagman. Następnie zjawili się Crouch, Karkarow, madame Maxime i Snape. Żądali wyjaśnień, a jednak Harry nie mógł powiedzieć im niczego sensownego, zaprzeczał tylko temu, że wrzucił swego nazwiska do Czary Ognia i temu, że poprosił o to jakiegoś starszego ucznia.
- Proszę rozwiązać problem, panie Crouch i panie Bagman. - powiedział Karkarow, dyrektor Durmstrangu.
- Wszystkich wybranych kandydatów wiąże niestety magiczny kontrakt i Harry musi przejść przez wszystkie trzy zadania. - powiedział Crouch. - Harry, dołącz do panny Delacour, pana Kruma i pana Diggory'ego, zaraz wyjaśnię wam resztę.
Potter przeszedł do komnaty pozostałych wybrańców. Crouch wszedł za nim i zaczął mówić:
- Macie przed sobą trzy zadania. Pierwsze z nich wystawi na próbę waszą odwagę. Będziecie uzbrojeni tylko w różdżki i nie możecie prosić nikogo o pomoc. Ani jej przyjąć! Nie możemy zdradzić więcej, po prostu przygotujcie się na każdą ewentualność. Rozejdźcie się do swoich dormitoriów.
Harry powrócił kompletnie skołowany do pokoju wspólnego Gryfonów. Byli wniebowzięci.
- Harry, chodź, będziemy świętować! - zawołał go Seamus.
- Tak! Nieczęsto komuś udaje się znaleźć sposób, żeby złamać przeszkodę dyrektora!
- My, Gryfoni, mamy reprezentanta w Turnieju! - wykrzyczał Oliver Wood. - Gratulacje, Harry!
- Słuchajcie, jestem strasznie zmęczony, muszę iść się szybko położyć. - odpowiedział chłopak. - Dobranoc.
- No Harry!
Nie zareagował jednak na kolejne nawoływania. Udał się do swojego dormitorium przerażony całą tą sytuacją. Napotkał Rona, leżącego na swoim łóżku.
- Cześć, Ron. - powiedział kładąc wyjmując piżamę z szafy.
- Jak to zrobiłeś? - zapytał od razu rudzielec.
- Co?
- No nie udawaj, że nie masz pojęcia o czym rozmawiamy! Jak znalazłeś sposób, żeby obejść Linię Wieku?! - zapytał poirytowany i podekscytowany jednocześnie.
- O czym ty mówisz? Sam nie wiem jak to się stało! Nawet go nie szukałem! - odparł Harry.
- Więc sam ci się nasunął, tak?
- Nie! To nie ja wrzuciłem swoje nazwisko do Czary! Mógłbyś mnie trochę wesprzeć, bo wszyscy głupio o to dopytują, a ja na serio nie mam z tym nic wspólnego. - burknął.
- Och, widzę. Taki z ciebie przyjaciel. Mogłeś mi powiedzieć. - wymamrotał rudzielec i odwrócił się do niego plecami milknąc.
Następnego dnia, Harry po długiej rozmowie z Hermioną i Natalie pisze do Syriusza. Nie chciał mówić chrzestnemu o tym, co go spotkało, ale nie miał innego wyboru. Lekcje eliksirów stały się od tego czasu jeszcze bardziej uporczywe dla młodego czarodzieja. Podczas jednej z nich, na szczęście przyszedł po niego profesor Dumbledore, mówiąc, że musi go zabrać i prawdopodobnie nie wróci przed końcem lekcji. Harry spakował swoje rzeczy i pobiegł ochoczo za dyrektorem.
- Zaprowadzę cię pod jedną z klas, gdzie wywoła cię Ollivander i przyjdziesz, żeby sprawdzić twoją różdżkę. To rutynowe działanie, musimy sprawdzić czy jest w pełni sprawna i czy nikt jej nie "ulepszył" przed kolejnym zadaniem, rozumiesz? Taka mała ceremonia.
- Rozumiem, profesorze.
Harry czekając na rozpoczęcie ceremonii sprawdzania różdżek, napotkał Ritę Skeeter, dziennikarkę, zmusiła go do odpowiedzenia na kilka pytań do wywiadu dla Proroka Codziennego. Na szczęście niedługo potem nadszedł Albus Dumbledore wraz z panem Ollivanderem, wytwórcą różdżek. Oględziny różdżek uczestników turnieju wypadły pomyślnie: żadna z nich nie była niesprawna i "ulepszana". Zostali wypuszczeni wolno.
Wieczorem Harry wrócił do swojego dormitorium. Na oknie czekała na niego Hedwiga z listem od swego ojca chrzestnego. Wręczyła mu go i uszczypnęła, czekając na zapłatę. Harry uświadomił sobie, że ostatnio zaniedbał ją trochę, więc teraz dał jej dużo myszy i odprawił. Wyciągnął z koperty list, wypisany mu znajomym pismem.
Harry, czy mógłbyś zostać sam przy kominku w wieży
Gryffindoru, w pokoju wspólnym o pierwszej godzinie
dwudziestego drugiego listopada? Proszę, bądź czujny.
Ojciec chrzestny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz