sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 7. - "Nowa pieśń tiary"

     Kiedy dotarli na miejsce, prefekci trzech domów wybiegli od razu na zewnątrz. Trzech, ponieważ Ron i Hermiona zostali dłużej w pociągu, bo Malfoy brutalnie potraktował jakiegoś chłopca z pierwszej klasy i go uspakajali zapomniawszy, że mają na głowie jeszcze pozostałe dzieciaki. Natalie od razu wybiegła i zaczęła wołać:
     - Pierwszoroczni! Proszę do profesor Grubbly-Plank! Proszę pierwszorocznych za mną, do profesor Grubbly-Plank!
     - Jest wprost idealna do tej roboty. - stwierdziła Ginny. - Gdyby była nauczycielką, byłaby typem łagodniejszej i bardziej pogodnej McGonagall. Takim balansem między nią, a Flitwickiem.
     - O tak. - potwierdził Neville.
     Harry, Ron i Hermiona dołączyli do pozostałych Gryfonów, gdy pierwszoroczni zostali już odprowadzeni. Stanęli obok powozów i Harry zapytał:
     - Co to za stworzenia, które mają ciągnąć powozy?
     Ron obejrzał się w stronę powozów i spojrzał na Harry'ego ze zdziwieniem.
     - Jakie stworzenia?
     - No nie widzisz? Z przodu, przy wozach! Są tam zaprzężone!
     - Nie widzę żadnych...
     Harry obrócił Rona i podszedł z nim do przodu tak, że nikt im nie mógł ich zasłonić.
     - No tu, przed tobą! - zawołał poirytowany.
     - Dobrze się czujesz, Harry? Nie boli cię dziś blizna? - zapytał go przyjaciel z niepokojem.
     Harry kiwnął głową i odwrócił się do Hermiony.
     - A ty? Widzisz je?
     - Nie mam pojęcia o czym mówisz, Harry... - zdawała się być bezradna.
     Prefekci Gryffindoru weszli do środka. Harry został teraz sam w towarzystwie Luny.
     - A ty je widziałaś? - spytał nieśmiało.
     - Pewnie. Zawsze je widziałam. I nie martw się, jesteśmy tak samo normalni jak i oni.
    Wsiedli do powozów i odlecieli do zamku. Prefekci znowu musieli odejść, żeby pomóc przypilnować najmłodszych. Wprowadzili ich do zamku i zastali tam nauczycieli przy głównym stole. Profesor McGonagall biegła już z taboretem i tiarą. Posadziła ją na stołku, a materiał przy rondzie rozdarł się jak usta. Zaczęła śpiewać nową pieśń:

Lat temu tysiąc z górą,
Gdy jeszcze nowa byłam,
Założycieli tej szkoły'
Przyjaźń szczera łączyła.
Jeden im cel przyświecał
I jedno mieli pragnienie,
By swą wiedzę przekazać
Przyszłym pokoleniom.
"Razem będziemy budować!
Wiedzy pochodnię nieść!
Razem będziemy nauczać
I wspólne życie wieść".
Gdzie szukać takiej zgody
I tak głębokiej przyjaźni:
Czworo myślących zgodnie
I nie znających waśni.
Gryffindor i Slytherin
zgadzali się nawet w snach.
I zawsze widziano razem
Ravenclaw i Hufflepuff.
Jak więc taka przyjaźń
Już wkrótce się rozpadła?
Tego młodzież dzisiejsza'
Przenigdy nie odgadła.
Slytherin nagle oświadcza,
Że ani mu się śni,
Nauczać magii takich,
Co nie są czystej krwi.
Ravenclaw na to rzecze,
Że bystrych nauczać chce,
Gryffindor że ceni dzielność
Bardziej niż czysta krew.
Hufflepuff chce uczyć wszystkich,
Jak głośno oświadczyła.
Sporu nie rozstrzygnięto
Ja tego świadkiem byłam.
Bo każdy z założycieli
W domu swym rządzić chce,
Każdy przy swoim wyborze
Do końca upiera się.
Slytherin przyjmuje takich,
Co mają czystą krew,'
Co mają więcej sprytu
Od uczniów domów trzech,
Ravenclaw bystrych ceni,
Gryffindor dzielnych chce,
A Hufflepuff resztę uczy
Wszystkiego co sama wie.
Tak więc spór zakończono
I przyjaźń się umocniła,
Na wiele lat powróciła.
Lecz później znów niezgoda
Wśród czworga się zakrada,
Na błędach wykarmiona,
Czai się w sercach zdrada.
Domy, co jak filary
Dzielnie wspierały szkołę,
Zaczęły sobie nawzajem
Narzucać swoja wolę.'
I już się wydawało,
Że koniec szkoły bliski,
Że odtąd druh druhowi
Stanie się nienawistny,
Że miecz o miecz uderzy
I wnet poleje się krew,
Gdy wtem Slytherin stary
Odchodzi z zamku precz.
I choć ucichły waśnie,
Choć spory wygaszono,
Odtąd we wspólnym dziale
Już się nie jednoczono.
I dotąd zgodna czwórka
Niezgodna trójką się stała,
I odtąd domy Hogwartu
Dzieli różnica niemała.
A teraz mnie posłuchajcie,'
Wybiła wasza godzina,
Teraz Tiara Przydziału
Rozdzielać was zaczyna.
I chociaż nie wiem sama,
Czy błędu nie popełnię,
Ten przykry obowiązek
Dziś wobec was wypełnię.
Tak jak mi rozkazano,
Na domy was podzielę ,
Choć nie wiem , czy przypadkiem
Przyjaciół nie rozdzielę.
Choć nie wiem, czy mój wybór
Do zguby wiedzie wprost.
Musze wyboru dokonać,
Bo taki już mój los.
Czytajcie znaki czasu,
Poczujcie grozy tchnienie,
Bo dzisiaj Hogwart cały
Osnuły złowróżbne cienie.
Wróg z zewnątrz na nas czyha,
Śmiertelny gotując nam cios, .
Musimy się zjednoczyć
By złowrogi odwrócić los.
Wyznałam wam cała prawdę,
Niczego nie ukryłam
I Ceremonię Przydziału
Za chwilę rozpoczynam.

     Wśród uczniów standardowo rozległy się oklaski, ale i pomruki, które nigdy wcześniej nie występowały po odśpiewaniu pieśni, za "kadencji" piątoklasistów.
     - Ale się rozśpiewała w tym roku! - zawołał Duncan Inglebee, pałkarz w domowej drużynie Quidditcha.
     - No, zawsze ograniczała się tylko do omówienia swojej funkcji i scharakteryzowania domów! - odparł Jeremy Stretton, ścigający.
     - Czy tiara już kiedyś wyśpiewywała ostrzeżenia, Szara Damo? - zapytała Natalie.
     - Ależ oczywiście, moja droga. Zawsze czuje się w powinności ostrzec uczniów, jeśli docierają ją słuchy o ewentualnym zagrożeniu! - poinformowała ich Szara Dama, duch Ravenclawu.
     - Hayleen Green! - zawołała profesor McGonagall.
     Dziewczynka o czarnych włosach zebranych w starannego, dobieranego warkocza, udała się w podskokach do tiary.
     - Bardzo dziwne... - mruknęła Cho Chang.
     - RAVENCLAW! - ryknęła tiara.
     Rozległy się oklaski. Natalie odwróciła głowę i uśmiechnęła się do nowej Krukonki. Po chwili popatrzyła badawczo na starszych kolegów i chciała ich o coś zapytać, ale zaraz zrezygnowała. Nagle, tuż przy jej szyi odezwał się męski głos. Wystraszona wybałuszyła oczy i zaparło jej dech w piersiach. Jeremy, Duncan i Jason zaśmiali się widząc jej przerażoną minę.
     - Widzimy się niedługo, żeby omówić sprawy drużynowe. Mam dla ciebie pewne bardzo ważne zadanie... W pokoju wspólnym ustalimy dokładną datę pierwszego spotkania, a ciebie poproszę przed nim, albo po nim, żebyś została chwilę i mnie wysłuchała, dobrze?
     - Oczywiście, Roger. - wstała, żeby się z nim uścisnąć na przywitanie. - Dobrze cię znowu widzieć.
     - I z wzajemnością. - odszedł po chwili na drugi koniec stołu.
     - Co cię tak przeraziło? - zapytał Jason zaśmiewając się niemal do łez.
     - Sam fakt, że nagle jakiś niski, stłumiony głos przemawiał cal od mojego ucha, a nawet nie widziałam, żeby ktokolwiek się do mnie z tej strony zbliżał! - stwierdziła. Znacie to uczucie, gdy czujecie serce pod swoim gardłem? Nie, to nie metafora. Teraz ona to naprawdę poczuła. Odwróciła się z bladym uśmiechem z powrotem do profesor McGonagall i mogłaby przysiąc, że ta odwzajemniła uśmiech.

     Tiara skończyła swój przydział i teraz przy stołach siedziało mnóstwo nowych twarzy. Jednak kogoś przy stole nauczycieli zabrakło... Nie wliczając w to oczywiście Alastora Moody'ego, którego miejsce zajęła jakaś kobieta o wyglądzie zbliżonym do ropuchy. Do tego musiała być starą panną, bo poza zmarszczkami mimicznymi od ciągłego sztucznego uśmiechania się, jej różową szatę przykrywał różowy sweter, a na głowie, oprócz krótkich, mysich, kręconych włosów, była opaska z kokardą, nie zgadniecie w jakim kolorze... różowym! Wygląd ten od razu nie spodobał się starszym uczniom. Co więcej, pewnie tylko nieliczna garstka żółtodziobów (czyli pierwszorocznych i niewtajemniczonych dla starszaków) mogła uważać ten wygląd za normalny, bo na pewno nie za ładny.
     Nie było mianowicie Hagrida, o czym musieli już dawno rozprawiać Gryfoni, bo Natalie zauważyła, że co chwila wychylali głowy rozglądając się wszędzie z niepokojem.
     - A gdzie ten olbrzym? - zapytał Grant Page, obrońca w drużynie Ravenclawu w Quidditchu. W tej samej chwili na stołach pojawiły się wszelkie dania.
     - Nie ma go. - stwierdziła Natalie. - Gdyby był, na pewno by się tu nie ukrył... Ale się z nim stało?
     - Witam was, drodzy uczniowie w tym roku szkolnym! - zagrzmiał Dumbledore. - Żywię nadzieję na to, że ten rok nie będzie w niczym gorszy niż poprzedni, a co najwyżej lepszy! Pragnę wam przypomnieć po raz czterysta sześćdziesiąty drugi na prośbę pana Filcha, że w przerwach pomiędzy zajęciami zabrania się używania magii! Lista rzeczy zakazanych w użyciu w naszej szkole wisi na drzwiach jego gabinetu. Nabór do drużyn Quidditcha odbędzie się w... Ach, właśnie. Proszę, profesor Umbridge. - odezwał się do różowej, pulchnej kobiety.
     Wstała i odchrząknęła piskliwie (yhym, yhym!). Okazało się, że gdy siedziała, wcale nie była niższa.
     - Witam was, moi drodzy! Jest mi baaardzo miło, że mogę zawitać w tym roku w Hogwarcie i zobaczyć tyle uśmiechniętych buziaczków odwróconych w moją stronę! - powiedziała niesamowicie dziecinnym głosem.
     Natalie obejrzała się dookoła i nie ujrzała nikogo, kto się uśmiechał. Wszystkich zirytował fakt, że zwróciła się do nich, jak do pięcioletnich dzieci, a trzeba wspomnieć, że w Hogwarcie znajdowali się tylko ci, którzy ukończyli jedenasty rok życia. Osoby, które urodziły się w drugiej połowie roku nie były więc przyjmowane w tym samym czasie, co osoby z pierwszej połowie, więc między innymi Hermiona i Natalie urodzone były w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym dziewiątym roku, a chodziły do klasy z osobami z osiemdziesiątego rocznika.
     - Znam ją... - mruknął Harry do dwójki przyjaciół. - Ona była na moim przesłuchaniu, pracuje dla Knota...
     - Jestem pewna, że wszyscy będziemy wspaniałymi przyjaciółmi! - zapiała.
     - To jest prawdopodobne. - stwierdzili Fred i George równocześnie, a ich ton przesycony był ironią.
     W tym samym czasie Natalie wymieniła ironiczne uśmiechy z kolegami z drużyny.
     - Ministerstwo Magii przykłada bardzo dużą wagę do edukacji młodych czarownic i czarodziei! Dlatego też do waszej długowiecznej szkoły wdrażamy parę zmian! Niepotrzebny postęp zostanie zniwelowany, irracjonalne praktyki usunięte z programu nauczania, a odpowiednia nauka w końcu znajdzie swoje miejsce w waszych bardzo chłonnych umysłach! - i zachichotała w idiotyczny sposób.
     - Co to za stara dziwaczka? - zapytał Duncan.
     Natalie spiorunowała go spojrzeniem, ponieważ nie chciała, żeby ktoś z młodszych klas to potem powtarzał.
     - Przepraszam, pani profesor. - szepnął.
     - Tak, więc... Nabór do domowych drużyn Quidditcha zacznie się wraz w drugiej połowie października. Szczegółowe informacje pozyskacie w pokojach wspólnych na tablicach ogłoszeń i u członków drużyn. Przypominam, że opiekunem Gryffindoru jest profesor McGonagall, nauczyciel transmutacji. - przedstawił, a pani Minerva wstała od stołu i uśmiechnęła się do uczniów. - Opiekun Slytherinu, nauczyciel eliksirów, profesor Snape. - ukłon ze strony Snape'a. - Profesor Sprout, nauczyciel Zielarstwa i opiekun Hufflepuffu. - ukłon po raz trzeci. - Oraz opiekun Ravenclawu, nauczyciel zaklęć i uroków, profesor Flitwick! - ukłon po raz czwarty. Tylko, że profesora Flitwicka prawie nie było widać zza stołu, nawet gdy stanął na swoim krześle. - Odśpiewamy teraz hymn szkoły. Jak zwykle, każdy na swoją ulubioną melodię! Zaraz po hymnie prefekci odprowadzą uczniów z Sali, w porządku już wam znanym, czyli: stół, który jest najbardziej oddalony od wejścia, wychodzi jako pierwszy, a potem kolejne od końca.
     Znowu każdy zaczął śpiewać słowa dobrze znanej mu pieśni. Bliźniacy znowu zaśpiewali ją w rytm marsza pogrzebowego. Drużyna Krukonów, a raczej jej męska część, odśpiewała ją tak samo, razem z nimi. Po wszystkim Natalie wyszła na przód nie czekając na Anthony'ego, bo on miał iść na samym końcu i sprawdzać, czy nikt nie błądzi.
     - Pierwszoroczni na przód! - zawołała i uśmiechnęła się do nich życzliwie. Grupka uczniów ustawiła się przed nią. - Proszę za mną, słuchajcie moich poleceń! 
     Wymaszerowała dumnie uśmiechając się i rzucając spojrzenia pozostały uczniom, których mijała przy stołach. Podążyła przed grupą do Wielkich Schodów i idąc bokiem, zawołała:
     - Nie przestraszcie się, jeśli ujrzycie nagle ducha! To, że przenikają czasem przez ludzi, też jest normalną rzeczą! Może niezbyt przyjemną, ale nie niebezpieczną! Musicie uważać na stopnie-pułapki. Szósty stopień na tym półpiętrze piętrze jest zapadnią, więc omijajcie go! - ruszyła dalej i zatrzymała się przed schodami, które właśnie się odsunęły. Dzieciaki przyglądały się z przerażeniem ruchomym schodom, żywym portretom i duchom.
     - Prze pani, a te zbroje i figury też się ruszają?! - zawołał jakiś chłopiec przed nią. Miał wielkie, ciekawskie oczy i wyglądał na młodszego niż jest.
     - Nie "pani", tylko Natalie White. Mów mi po imieniu. Wydaje mi się, że niektóre zbroje się poruszają, a co do posągów nie mam pewności. Jest na pewno pięć albo sześć mówiących gargulców. Schody, jak widzicie, przemieszczają się w ciągu dnia, więc trzeba je cały czas obserwować. O, już są. - zatrzymały się przed nimi, więc wkroczyła na nie pośpiesznie. - A tak w ogóle, to jak się nazywasz?
     - Fabian Glowish. - przedstawił się z uśmiechem.
     - Bardzo miło mi cię poznać.
     - Mnie również, proszę pa... Natalie. - poprawił się.
     Kiedy mijali czwarte piętro, wyleciał przed nich poltergeist Irytek.
     - Oooooch! - zakwiczał uradowany. - Kogo my tu mamy? Pierwszoroczniaczki! KOGO MAM WYTARGAĆ ZA USZKA?!
     Dzieciaki zapiszczały wystraszone.
     - Precz, Iryt! Karanie pozostaw nam, prefektom oraz nauczycielom. - powiedziała stanowczo.
     - Karanie? Iryś chce się tylko z nimi pobawić! - powiedział i podleciał blisko, strasząc dzieciaki jeszcze bardziej.
     - PRECZ! - zagrzmiała. - ALBO PÓJDĘ PO KRWAWEGO BARONA!
     Iryt zaczął przeklinać na głos i odfrunął.
     - Zapamiętajcie, że poltergeista Iryta najłatwiej jest przegonić, strasząc go Krwawym Baronem, czyli duchem Slytherinu.
     - A czemu Baron jest krwawy? - zapytała jakaś dziewczynka. Natalie rozpoznała w niej pierwszą Krukonkę z tego roku.
     - To długa historia, Hayleen. Jeśli chcesz, na Historii Magii możesz zapytać o to profesora Binnsa, na pewno wyjaśni ci to bardziej szczegółowo, niż ja. - wyminęła Natalie. Nie chciała im opowiadać tej historii, bo była raczej zbyt zawiła dla dzieciaków i ona sama nie znała jej w szczegółach.
     Dotarli w końcu do wieży Ravenclawu. Jak zwykle przytulna, przestronna - nic się nie zmieniło.
     - To jest pokój wspólny. Przebywać to można, dopóki nikt ze starszaków nie pogoni was do spania. - puściła im oko. - U góry są wejścia do dormitoriów. Po prawej są dziewczęce, a po lewej chłopięce. Czy ktoś ma jakieś pytania?
     Jeden pierwszoroczniak podniósł rękę.
     - Słuchamy. - odparła, gdy Anthony stanął obok niej.
     - Co z bagażami?
     - Są już w waszych sypialniach. - rzekł Anthony. - Jest potrzeba pokazywać każdemu jego dormitorium, czy sami odnajdziecie sypialnie?
     Zapadła martwa cisza.
     - Rozumiem. Dziewczyny za Natalie, a chłopaki za mną...
     Tym razem jedna dziewczynka podniosła dłoń, a zaraz za nią kilka innych osób.
     - Tak?
     - Czy poltergeist Irytek może tu wejść?
     - W żadnym wypadku.
     - Jakie hasła są do pokoju wspólnego? - zapytał kolejny chłopiec, na którego skinęła Natalie.
     - Nie ma haseł. Są zagadki. Jeśli nie znacie odpowiedzi, musicie poczekać na kogoś, kto będzie ją znał. Uzupełnię też, że w razie problemów, możecie się zgłaszać do nas do końca roku szkolnego...
     - Chyba, że nas zdegradują. - mruknął Anthony, a Natalie z trudem powstrzymała śmiech. - Zaraz po kolacji macie być w wieży, inaczej to grozi szlabanem lub odjęciem punktów dla domu. Już wszystko?
     Cisza.
     - To na górę. - skinął i przepuścił Natalie z dziewczętami przodem. - Panowie, uczymy się kultury! - krzyknął, a dziewczynki zachichotały.

     Harry wszedł do swojego dormitorium z Nevillem. Byli już tam Dean Thomas i Seamus Finnigan. Podszedł do swojego łóżka i zaczął rozpakowywać rzeczy. Był w nie najlepszym humorze, ponieważ już wytykano go palcami przez oszczerstwa wypisywane w Proroku Codziennym.
     - Jak minęły wakacje? - zapytał Harry.
     - Całkiem w porządku. - stwierdził Dean. - A twoje?
     - Może być... - mruknął. - A twoje, Seamus?
     Seamus nie uraczył go odpowiedzią za prędko. Wypakował najpierw pozostałe rzeczy, a potem (nawet się do niego nie odwracając) odrzekł:
     - Nie najlepiej... To znaczy... Bywało lepiej.
     - Coś się stało? - zapytał Neville.
     Finnigan odwrócił się do niego, stając tym samym plecami do Harry'ego.
     - Moja matka nie chciała, żebym wrócił w tym roku do szkoły...
     - Że co?! - zawołał Harry. - Dlaczego?!
     - No... to chyba trochę chodziło o ciebie. I o Dumbledore'a, - odpowiedział i dopiero spojrzał na Pottera.
     - A... A więc twoja matka wierzy w to, co wypisuje ten szmatławiec, "Prorok Codzienny", tak? - warknął.
     - Wierzy Ministerstwu i tyle.
     - To ciekawe, bo Ministerstwo miesza we wszystkim. Ta cała Umbridge też jest z Ministerstwa. Czego bala się twoja matka? Co mielibyśmy ci zrobić z Dumbledorem?!
     - Uważa, że jedynym dowodem na powrót Sam-Wiesz-Kogo jest twoje słowo, a Dumbledore ślepo ci w to wierzy.
     - No bo chyba nie wyssałem sobie z palca, że Cedrik zginął przez niego, nie?!
     Ron wszedł do pokoju.
     - O co tu chodzi?! - zapytał rozeźlony. - Krzyki słychać aż na dole, zaraz po wejściu do wierzy.
     - Zapytaj Seamusa i jego matkę. - warknął Harry.
     - Odwal się od mojej matki, Potter!
     - To niech oni wszyscy odwalą się ode mnie! Voldemort powrócił, a wy robicie ze mnie wariata!
     - Bo nim jesteś! Naskakujesz na wszystkich bez powodu, to chociażby jeden z powodów by to stwierdzić!
     - Seamus, jeśli masz jakiś problem, to idź do McGonagall, żeby przeniosła cię do innego dormitorium! - przekrzyczał ich wreszcie Ron.
     - A co? Ty też mu wierzysz?
     - Tak, wierzę i jemu, i Dumbledore'owi!
     - W takim razie ty też jesteś wariatem! - wrzasnął Seamus usiadł na swoim łóżku zasunąwszy zasłonki tak gwałtownie, że zerwały się i opadły na ziemię.
     - Czy ktoś jeszcze ma jakieś problemy z Harrym? - zapytał Ron wściekły.
     - Ja nie mam nic do powiedzenia. - stwierdził Dean. - Moja matka to mugol, a poza tym nie powariowałem jeszcze na tyle, żeby mówić jej o śmierci kogoś ze szkoły.
     - Za to moja matka jest w Ministerstwie i nie ma szans, żeby o tym nie wiedziała! - oburzył się Seamus.
     - A moja rodzina wierzy Harry'emu. - powiedział spokojnie Neville. - Moja babcia od zawsze uważała, że Voldemort powróci. I mówi, że skoro Dumbledore twierdzi, że powrócił, to powrócił.
     Harry był teraz naprawdę wdzięczny Neville'owi za te słowa. Wyjął swoją piżamę, zasłonił się, przebrał i poszedł spać, rzucając tylko ciche "dobranoc" pozostałym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz