sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 6. - "Dolores Umbridge"

     Weasleyowie, Harry, Hermiona i Natalie zostali eskortowani przez członków Zakonu na King's Cross w dniu rozpoczynającym rok szkolny. Jeszcze zanim wyszli z domu, bliźniacy omal nie zabili swoimi kuframi Natalie i Ginny, bo zamiast je znieść, chcieli je sprowadzić za pomocą zaklęcia Mobiliarbus i nie widzieli dziewcząt schodzących na dół. Ginny wyszła z tego bardziej pokiereszowana, ale pani Weasley poskładała ją niemal od razu, a w międzyczasie wrzeszczała niemal tak samo, jak portret pani Black ("MOGLIŚCIE JE POWAŻNIE ZRANIĆ, KRETYNI! CO JA BYM POWIEDZIAŁA CIOTCE MARY?! JEŚLI JESZCZE RAZ ZOBACZĘ, ŻE UŻYWACIE CZARÓW DO NAJPROSTSZYCH CZYNNOŚCI I ROBICIE PRZY TYM TYLE SZKÓD, TO RADZĘ WAM UCIEKAĆ JAK NAJDALEJ STĄD!") Harry szedł z Tonks, panią Weasley i Syriuszem zamienionym w wielkiego czarnego psa, Ginny szła z bliźniakami, Natalie i Lupinem, a Ron z Hermioną i panem Weasleyem. Alastor Moody w przebraniu miał zanieść rzeczy Harry'ego na dworzec i przekazać je potem chłopcu. Nikt nie mógł wiedzieć gdzie jest Harry, żeby nie okazało się, że Śmierciożercy go dopadną. Jedynie w Kwaterze Głównej i Hogwarcie mógł być w pełni bezpieczny.
     Ginny, Bliźniacy, Natalie i Lupin rozmawiali na temat szkoły i planów wobec kariery. Bliźniacy powiedzieli, że chcieli by dołączyć do Zakonu Feniksa, a poza tym prowadzić sklep z magicznymi kawałami, tylko, że ich mama uważa to drugie za bardzo nierozsądne.
     - Otworzylibyśmy ten sklep w Hogsmeade, gdyby była taka możliwość. - rzekł Fred.
     - Tak, interes by się kręcił, bo takie rzeczy zawsze mają popyt wśród uczniów! - zauważył George.
     - A ty, Natalie? - zapytał Lupin.
     - Oho! - zawołał George. - Ta się rozgada!
     - Ona może być każdym, ze wszystkiego ma Wybitne od początku szkoły! - stwierdził Fred.
     - Ja... No właśnie nie wiem co ja bym miała robić. - stwierdziła. - Chodząc jeszcze do mugolskiej szkoły chciałam pracować przy filmach. Nieważne czy jako aktorka, scenarzystka, kostiumograf... Po prostu przy filmach. A tutaj nie mam sprecyzowanego wyboru. Auror to fajna praca... Wytwórca różdżek też. Mogłabym otworzyć sklep z eliksirami albo składnikami. Księgarnia...
     - Zatrudnić ją w księgarni, to tak jak alkoholika w sklepie monopolowym. - stwierdziła Ginny.
     Lupin zaśmiał się.
     - Dokładnie! Nauczycielka w Hogwarcie też byłaby fajną pracą. Ale jak sobie myślę, że trafiłabym chociażby jednego takiego, jak tych dwóch - wskazała na Freda i George'a. - to nie jestem przekonana co do tego wyboru!
     - Zagroziłbym ci, że moje dzieci będą pod twoją opieką, jeśli zostaniesz opiekunką domu, ale moje dzieciaki na sto procent nie trafią do Ravenclawu. - zagroził Fred.
     - Rodzice Syriusza też byli pewni, że będzie w Slytherinie jak cała reszta rodziny, a przydzielono go do Gryffindoru. - przypomniał Remus.
     - Czyli jego dzieci będą próbowały mnie zabić przy najbliższej okazji... Nie wrócę do Hogwartu po ukończeniu szkoły! - zadeklarowała się. - Tak więc nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Jeszcze coś wymyślę. A ty, Ginny?
     - Też jeszcze nie wiem. Najwyżej obie zostaniemy nauczycielkami! - zaśmiała się.
     Za rogiem wyszła przed nich jakaś przysadzista staruszka o długich, siwych włosach upiętych na bok. Miała na sobie pistacjowe spodnie, białą bluzkę i niebieski sweter. Spojrzała na nich z zaciekawieniem i zawołała:
     - O jaka ładna rodzinka! Dobrze widzieć, że niektórzy ojcowie jeszcze odprowadzają swoje dzieci do szkół i dbają o nie! Ale... Czemu ta trójka jest ruda, tu jest blondyneczka, a pan ma ciemne włosy?
     Lupin spojrzał na dzieciaki, a potem na nią.
     - Tatuś w moim wieku też miał takie jasne włosy, ale mu ściemniały. - powiedziała Natalie. - Mnie pewnie też to niedługo czeka!
     - Ach, to wiele wyjaśnia! Miłego dnia, dzieciaki, do widzenia!
     - Do widzenia! - krzyknęła Natalie i ruszyli dalej.
     - Co to...
     - Kim ona...
     - Czemu zrobiłyście ze mnie ojca? - zapytał Lupin i uśmiechnął się po chwili rozbawiony tym, co powiedział. - W sumie to dobrze. Im mniej osób wie kim jesteśmy naprawdę, tym lepiej. A nie miałem czasu się ucharakteryzować.
     - Właśnie wiem. Poza tym znam tą kobietę i wiem, że za pięć minut zapomni, że nas widziała.
     - Zna cię? Przecież wie, że skłamałaś! - przeraził się.
     - Widziała mnie raz w życiu, cztery lata temu. O ile widziała... Po prostu była odebrać wnuczkę ze szkoły, a jej wnuczka to dziewczyna z równoległej klasy.
     - Teraz rozumiem. No... Idźmy dalej, bo znowu nas ktoś taki zaczepi!

     Na King's Cross Lupin dotarł przedostatni ze swoją grupą. Ostatni byli Ron, Hermiona pan Weasley i Bill, który w ostatniej chwili dołączył. Wszyscy stanęli przed pociągiem i oczekiwali na gwizdek, rozmawiając o bezpieczeństwie, jakie wszyscy mają zachować. Tonks w pewnym momencie pociągnęła Natalie na bok.
     - Mała, powiedz mi, na pewno nie denerwujesz się tym, że powiedziałaś nam trochę o swojej rodzinie? - zapytała. - Bo zastanawialiśmy się potem w pokoju, czy nie chciałabyś, żebyśmy to sobie usunęli z pamięci, wiesz o czym mówię - podniosła różdżkę.
     - Hm... To zależy od tego, co wy sobie pomyśleliście na ten temat. Bo jeśli to jest temat, który teraz za wami chodzi albo pomyśleliście sobie źle na mój temat z tego powodu...
     - Nie żartuj. Pani Weasley była oburzona postawą twojego ojca, tak samo Bill i Lupin. Syriusz nawet tego nie komentował, bo wie co czujesz, nie miał lepiej w domu. Przecież zwiał z domu do Jamesa Pottera w wieku szesnastu lat! - przyciszyła głos. - To pow...
     - Ale co dokładniej mówili ci, którzy w ogóle to skomentowali? Przepraszam, może jestem wścibska, ale...
     - Pani Weasley powiedziała "Ojej... Żebym wiedziała wcześniej! Przy najbliższej okazji przemówiłabym mu do rozsądku!" albo coś w tym stylu. Remus i Bill powiedzieli, że zważywszy na całą twoją historię, a mówili coś jeszcze o Bitwie w Beauxbatons, to mas zadziwiająco zdrowe podejście do życia. Wtedy Syriusz mruknął pierwsze i ostatnie zdanie w tej dyskusji: "Przynajmniej w jej domu będzie normalnie, zadba o to na pewno". Swoją drogą, też tak pomyślałam wtedy. I Bill powiedział, żebym zapytała cię, czy na pewno nie czujesz się źle z tym, że nam o tym powiedziałaś. Trochę go to gryzło. Wszyscy się zgodzili. Tobie też to możemy usunąć z pamięci.
     - Chyba Bill ma teraz o mnie nie najlepsze zdanie, nie? - burknęła Krukonka.
     - Bzdura! Totalna bzdura! Nie zmieniło się, a jak tak, to mogło jedynie na lepsze. Nikt nie wracał do tego tematu, poszło już w eter, ale chodziłaś jakaś smutnawa, więc pytamy.
     - Nie ma co... Uważam, że może to lepiej, zważywszy na ten konflikt z Percym.
     - Może zobaczą, że im szybciej się pogodzą tym lepiej. Szkoda, że Percy tego nie słyszał! Nieważne już. Słyszałam, że Ron odkupił od ciebie miotłę, Nimbusa. Ty teraz latasz na kolejnym Nimbusie czy Błyskawicy? Ach, zapomniałam, że przecież widziałam twoją Błyskawicę obok gitary. Chciałabyś zostać kapitanem drużyny?
     - Tak, może mi się uda w przyszłym roku, bo Roger Davies odchodzi. - stwierdziła.
     - To powodzenia! No ładnie... Prefekt, prymus, ścigająca i w dodatku przyszła kapitan. Hej, a kiedy masz urodziny?
     - W dzień przed Wigilią, a...
     Rozbrzmiał gwizdek.
     - O! Widzisz? Uciekaj się pożegnać z pozostałymi. Pisz listy do kuzynki Tonks i pani Weasley, bo zamartwi się na śmierć!
     Natalie pokiwała głową.
     - Fajnie było cię poznać! - powiedziały równocześnie, zaśmiały się i uściskały na pożegnanie.
     Natalie podeszła pożegnać się z pozostałymi członkami Zakonu. Uścisnęła dłoń Remusowi, panu Weasleyowi i łapę Syriusza. Pani Weasley z nerwów nie zauważyła, że ściskała niektórych już drugi raz. Bill uścisnął ręce braci i Hermiony, uścisnął Ginny i Natalie (ku jej ogromnemu zdziwieniu, ale uznała to za sympatyczny gest i nie bała się już o to, że straciła w jego oczach rozgadując się o swojej rodzinie), a następnie pożegnał się z pozostałymi i odszedł. Wszyscy szybko wbiegli do pociągu, żeby zdążyć zapakować swoje rzeczy i znaleźć przedziały.
     - To co? Gdzie siadamy? - zapytał Harry już w pociągu.
     - Ron, Hermiona! - zawołała Natalie. - Idziecie już?
     - My, Harry... No wiesz, musimy iść do przedziału dla prefektów, żeby wysłuchać wskazówek. Wrócimy tak szybko, jak będzie to możliwe! - zadeklarowała Hermiona.
     - A... No tak, spoko... - mruknął Harry. - To do zobaczenia.
     Hermiona i Ron pobiegli za Natalie do kolejnego przedziału.
     - Chodź, Harry, usiądziemy gdzieś razem. - powiedziała Ginny.
     Ruszyli razem poszukując pustych przedziałów, aż natknęli się na Neville'a, który ściskał Teodorę, żeby mu nie uciekła jak co roku.
     - Też szukacie wolnych miejsc? - zapytał.
     - Tak, ale chyba będzie trudno... - westchnęła rudowłosa.
     - Mogę usiąść gdzieś z wami?
     - Pewnie. - zgodził się Harry, bo wiedział, że Ginny nie będzie miała nic przeciwko temu.
     Poszli dalej, a w końcu Ginny znalazła odpowiednie miejsca. Otworzyła drzwi do przedziału, w którym siedziała samotna dziewczyna, z którą Harry i Neville nigdy nie mieli jeszcze okazji rozmawiać. Ale Natalie jak najbardziej. Ta dziewczyna miała długie, brudne blond włosy, niedbałą szatę, naszyjnik z kapsli od piwa, różdżkę wetkniętą za ucho, pulchną twarz (choć wcale nie wyglądała, jakby miała nadwagę) i trzymała do góry nogami gazetę, czytając ją. Kiedy się do nich odwróciła, Harry ujrzał, że miała dość wąskie usta, jasne brwi i wyłupiaste oczy, przez które wyglądała, jakby wiecznie była zdziwiona.
     - Cześć, Luno! Możemy z tobą usiąść?
     Luna nawet na nią nie spojrzała. Wpatrywała się w Harry'ego, zaraz po tym, jak jej wzrok przemknął po twarzy Neville'a. Nie mrugając okiem, przyglądała mu się i milczała, a dopiero po chwili powiedziała:
     - Pewnie. - mruknęła niemal niesłyszalnie i wróciła do czytania.
     - Muszę wam coś pokazać. - powiedział Neville podekscytowany. Wyjął spod zwiniętej szaty jakąś roślinę i wyszczerzył się. Żadnemu z nich nic ona nie mówiła, ale musiało to być coś bardzo ciekawego, bo Neville był miłośnikiem Zielarstwa, to był jego ulubiony przedmiot. - Mimbulus Mimbletonia!
     - Wybacz Neville, ale chyba przespałem parę lekcji z Zielarstwa... - przyznał Harry. - Czy ta roślina coś robi?
     - Jak najbardziej! Ma niesamowity mechanizm obronny! Jeszcze tego nie próbowałem, ale... - wyciągnął różdżkę, przytrzymał donicę i dźgnął roślinę, a ta trysnęła na nich czymś, co śmierdziało jak sfermentowany gnój.
     Ginny zdążyła zakryć się książką i wszystko spływało jej tylko po włosach, Luna zakryła się wielką gazetą, ale Harry nie zdążył zrobić niczego i miał teraz śmierdzącą maź na twarzy.
     - Przepraszam, ja naprawdę nie wiedziałem, nie próbowałem tego jeszcze... - bełkotał Neville.
     Drzwi od przedziału otworzyły się i weszła do nich Cho Chang. Popatrzyła na nich i skrzywiła się, choć po chwili starała się to ukryć.
     - Przepraszam, chciałam tylko ci powiedzieć cześć, Harry, ale widzę... Widzę, że chyba wpadłam nie w porę. Zostawię już was. Cześć... - mruknęła i wyszła prędko, doganiając swoją koleżankę o kędzierzawych, rudoblond włosach.
     Harry chciał zapaść się pod ziemię. Wolałby, żeby Cho Chang nie widziała go nigdy w takiej sytuacji.
     - Bez obaw, zaraz to posprzątam. - powiedziała Ginny i wyciągnęła różdżkę. - Chłoszczyść!
     Maź i odór zniknęły. Po chwili weszli tam Hermiona i Ron.
     - Zgadnijcie kto został prefektem Slytherinu! - zawołał Ron.
     - Malfoy. - burknął Harry.
     - Jakżeby inaczej. - przytaknął rudzielec.
     - I mopsica, Pansy Parkinson. - dodała Hermiona.
     - W Hufflepuffie Hanna Abott i Ernie Macmillan. W Ravenclawie Natalie White...
     - To wiemy, Ron. - przerwała mu Hermiona.
     - Ach, no tak... No i Anthony Goldstein. - dokończył. - Już nie mogę się doczekać, żeby przyłapać na czymś Crabbe'a, Goyle'a albo Malfoya!
     - Ron! Chyba nie zamierzasz nadużywać władzy! - zaskrzeczała Hermiona oburzonym tonem.
     - A bo Malfoy jej nie nadużyje! - obruszył się.
     - Nie zniżaj się do jego poziomu!
     - Pewnie, że nie! Ale jeśli przyłapię na czymś jego kumpli... Będę kazał pisać Crabbe'owi! Tak, to go zabije! On nienawidzi pisać! Wątpię, że nawet potrafi. Tysiąc razy będzie przepisywał zdanie: "Nie będę wyglądał jak tyłek pawiana"...
     Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a najgłośniej Luna, która aż obudziła Hedwigę. Wszyscy ucichli, a ona dalej się śmiała w głos.
     - Nabijasz się ze mnie? - zapytał Ron patrząc na nią spode łba.
     - Tyłek... pawiana! - zapiszczała zanosząc się śmiechem.
     Gazeta jej upadła na ziemię. Harry odczytał z niej tytuł "Żongler". Zobaczył też na okładce artykuły o Syriuszu Blacku i Korneliuszu Knocie.
     - Mogę pożyczyć? - zapytał Harry.
     Luna skinęła głową wciąż się śmiejąc. Podniósł z podłogi egzemplarz i otworzył na artykule o Knocie. Pisano w nim, że jest okropnym mataczem, boi się o swoje stanowisko i zamierza namieszać w sprawach Hogwartu oraz w banku Gringotta. Do tego oskarżono go o zlecanie mordowania goblinów. Jeśli chodzi o materiał na temat Syriusza, to była w nim wypowiedź kobiety, która twierdziła, że nie istnieje żaden Syriusz Black, tylko mężczyzna, który objął to nazwisko jako swój pseudonim artystyczny na krótko przed tym, jak musiał zejść ze sceny, więc nikt o tym nie wiedział, a on sam później się właśnie w ten sposób przedstawiał. Mówiła też, że "Syriusz" nie mógł zamordować tylu osób, za co został skazany, ponieważ w czasie popełnienia tego masowego mordu był u niej, mieli romantyczny wieczór we dwoje.
     - Luno, czy te artykuły są prawdziwe? To nie jest żadna gazeta parodiująca, ośm...
     - Daj spokój, przecież każdy wie, że Żongler to bzdury. - prychnęła Hermiona.
     - Przepraszam. - Luna nagle całkiem spoważniała, a jej ton nie był już ani trochę marzycielski i nostalgiczny. - Mój ojciec jest redaktorem naczelnym tej gazety. Proszę mi to oddać!
     Zabrała od Harry'ego gazetę, odwróciła ją do góry nogami i pogrążyła się w dalszej lekturze. Wszyscy zmarkotnieli, a jedyna Ginny zdawała się być wszystkim rozbawiona.
     - Gdzie Natalie? - zapytała.
     - Chodzi po swoim przedziale i patroluje. My też już musimy lecieć. Do zobaczenia potem! - Hermiona zniknęła za drzwiami, zawstydzona zaistniałą sytuacją.
     - Tak... Przepraszam, Harry, ale się nie wymigam... Ale wcale mnie to nie bawi! Nie mam na imię Percy!
     - Wiem o tym. - przyznał Harry z uśmiechem.
     I wszedł na korytarz. Harry żałował, że nie pozostali dłużej, bo bał się teraz odezwać przy Lunie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz