czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 4. - "Przesłuchanie"

     Już następnego dnia Harry, Syriusz, Hermiona, Natalie i Weasleyowie zabrali się za gruntowe porządki w domu Blacków, żeby znowu nadał się do używalności i nie wyglądał aż tak ponuro wewnątrz. Był bardzo zaniedbany, więc dla kogoś, kto nie może posługiwać się magią, sprzątanie mogłoby zająć tam całe wieki.
     Poza bałaganem, w firankach były bahanki i w kilku innych miejscach znajdowały się inne magiczne stworzenia, które trzeba było wytępić. Po południu pan Artur zabrał ze sobą Harry'ego do Ministerstwa, bo ten miał stawić się na przesłuchanie. Zanim jeszcze wyjechali, poznał Stworka, który jest wrogo nastawiony do swojego obecnego pana, Syriusza. Przyjaciele pożegnali Harry'ego zmartwieni, że na przesłuchaniu coś może pójść nie tak.
     - Nie mogą go skazać... Nie mogą. - powtarzała Natalie, jakby bała się, że jej słowa okażą się wkrótce nieprawdziwe.
     - Sprawdziłaś na pewno dobrze te całe reguły? - zapytał Ron i spojrzał najpierw na nią, a potem na Hermionę.
     - Czytałam to po kilka razy, nie wydaje mi się, żeby coś mogło mnie ominąć... - stwierdziła Hermiona.
     Natalie wypuściła z rąk świeczkę. Ta o dziwo nie połamała się, tylko pokulała na bok. Podniosła ją i otarła, bo była cała zakurzona.
     - Przepraszam was na chwilę... - jęknęła i pobiegła na górę. W pewnym momencie było słychać trzask, pisk i śmiechy bliźniaków i jej groźby, ale stłumione, więc nie słyszeli, co dokładnie mówiła Fredowi i George'owi.
     Ron, Ginny i Hermiona spojrzeli na siebie zdziwieni. Natalie wróciła po kilku minutach z grubą księgą, w której były spisane różne prawa i obowiązki czarodziejów. Otworzyła ją i zaczęła wertować drżącymi dłońmi, żeby przeczytać po raz kolejny od nowa tą samą stronę.
     - Nie może być żadnych luk. - powiedziała po chwili. - Jeśli wszystko wyglądało tak, jak w opowieści Harry'ego, to nic mu nie zrobią.
     - Miejmy nadzieję, że wszystko pójdzie bezproblemowo. - mruknęła Ginny.

     Trzy godziny przed kolacją skończyli porządki. Niemal wszystko było już tak, jak trzeba, tylko trzeba raz zawołać Alastora Moody'ego, aby uporał się z czymś, co najprawdopodobniej było boginem i kryło się w salonie, w jednej z szafek.
     Wszyscy rozeszli się gdzieś po domu i zajęli czym innym, żeby zabić czas przed powrotem Harry'ego. Natalie znowu usiadła przy czarnym pianinie i zaczęła grać "Nocturnes" Chopina. Umiała całość, trwającą półtora godziny i też przez tyle czasu siedziała i wygrywała całość w milczeniu. Odzywała się tylko wtedy, kiedy ktoś ją o coś pytał. Skończyła grać koncert Chopinowski i Bill poprosił ją, żeby zagrała "Dla Elizy" i "Preludium". Po tym do pokoju wbiegła Tonks, trzymała w ręku mały pakunek.
     - Natalie! Nie mówiłaś, że masz gitarę elektryczną! Czy to Ibanez?
     - Tak, dostałam na święta i...
     - Cool! Potrafisz zagrać coś Fatalnych Jędz? - Tonks aż podskoczyła podekscytowana.
     - Uczyłam się ich piosenek przez całe półrocze, uwielbiam ich. Głównie znam piosenki mugolskich zespołów, bo nie miałam możliwości uczyć się wcześniej piosenek czarodziejów...
     Natalie odeszła od pianina, przeciągnęła się i wzięła gitarę do ręki.
     - Powiększę ci ją, poczekaj. Engorgio!
     Gitara wróciła do swojego naturalnego rozmiaru. Natalie wzięła ją, założyła pasek do gitary i odczepiła kostkę od małego łańcuszka przy nim. Gitara była zaczarowana i nie potrzebowała wzmacniacza, żeby grać. Mogła też zmieniać swoje brzmienie, sama powtarzać jakieś dźwięki, gdy dobrze się nią sterowało i oczywiście strojenie przypadało tylko na jedno machnięcie różdżką, a nie dziesięciominutowe ślęczenie w gorszy dzień przy niesfornych strunach. Zagrała "Do the Hippogriff", "Magic works", a potem odegrała dwie piosenki mugolskich zespołów metalowych, które znała też Tonks i zabrała się za naukę kilku piosenek klasycznych ze słuchu, pomagając sobie co jakiś czas pianinem. Pozostali słuchali w zdumieniu. Niedługo odniosła gitarę, zasiadła na stołku przy pianinie bokiem i jedną ręką grała "Believe in magic world".
     - Pewnie musiałaś już od dzieciństwa dużo ćwiczyć w domu, prawda? - zapytał Bill.
     - Nie zupełnie... - mruknęła. - W sumie to mój ś... - chciała już powiedzieć "Świętej Pamięci"- ... mój ojciec zakazał mi grania na czymkolwiek. W szkole grałam po kryjomu przez trzy lata i po tym, jak poszłam do Hogwartu, nie grałam już wcale, aż do grudnia.
     - Czemu zakazał ci grać? - zapytał. - Sąsiadom to przeszkadzało?
     - Nie, nie... Ojciec... - popatrzyła na panią Lupina, który był zakłopotany. Podejrzewała, że wiedział wszystko od Dumbledore'a, a dyrektor miał bardzo duże pojęcie na temat wszystkich i wszystkiego, nie wiadomo skąd. - Ojciec był dziwny. - stwierdziła w końcu. - Może jest dziwny nadal, tego nie wiem. Rodzice się rozwiedli i to była jedna z lepszych rzeczy, jaka przydarzyła się mojej rodzinie. Wiem, że brzmi to strasznie i pewnie pomyślisz, że jestem wredna i nie wiem co mówię, ale - Ginny i Hermiona opuściły pokój, pozostawiając Tonks, Natalie, Lupina, Billa, Rona, Syriusza i panią Weasley. - to był człowiek, który nie widział nic, poza własnym nosem. On był najlepszy, najważniejszy, wszyscy powinni go czcić za to, że raczy ich chociażby zwykłym skinięciem głowy na powitanie. Było dobrze, dopóki siedział w pracy i tam pozostawiał wszystko to, co potem zaczął przynosić do domu, gdy obcięto mu etat do połowy. A potem go zwolniono. Mama pracowała na półtorej etatu i brała prace w weekendy, żeby wiązać koniec z końcem. A ojciec? "Tak, Lindsay, niby co robię, gdy znikam na całe dnie z domu? Przecież roznoszę to głupie CV!". A mama wierzyła. Nikt nie wiedział tam naprawdę, gdzie wychodził, gdy zostawiał mnie i siostrę same. Dziś zastanawiam się nad dokładną przyczyną ich rozwodu, bo mama wcześniej nie wiedziała o niczym. O tym, że ojciec potrafił wbiegać do pokoju mojego i Ellie w środku nocy, i z nerwów nagle wyrzucał wszystko z szafek, wrzeszcząc, że za pół godziny wraca i w szafkach ma być wymyte i poukładane wszystko od nowa. Jak mówiłam, że jestem zmęczona i nie chcę, to dostawałam po głowie, po rękach... Gdzie się dało, po prostu podchodził i... - klasnęła w dłonie. Miała już łzy w oczach. - Teraz zastanawiam się... On sam nie miał w domu lekko, z tego co mówiła kiedyś mama do mojej babci, Janice. Ale nie wiem, czy miał tak samo jak ja i Ellie. Elizabeth... Jej zawsze się upiekło. Kazałam jej się schować i sprzątać, a on jej po prostu nie zauważał i nie obrywała. Nie przy mnie. Zawsze zresztą był powód, żeby się do nas czepić... Uczyłam się najlepiej, a on tylko zawsze patrzył na świadectwo i burczał, że zawsze mogło być lepiej. Albo, że pewnie czuję się teraz lepsza od innych, a jestem taka sama jak reszta świata i nie powinnam się wywyższać. Ironia, co? - uśmiechnęła się i opuściła głowę, by otrzeć łzę z policzka. - Zawsze było źle. Nigdy nikt nie miał prawa mu się postawić i udowodnić mu swojej racji. Nie dziękował, nie prosił, nie przepraszał. Prostak. Wkurzał się, gdy ktoś był w czymś lepszy. Więc dlaczego ja miałabym grać na czymś, skoro on nie potrafi? Powinnam się zająć czymś bardziej poważnym, ekonomią na przykład... tak jak on... Gdybym dotarła na to samo stanowisko co on, to może miałabym szansę zyskać pochwałę... - pokiwała głową w milczeniu. - Ale się wygłupiłam! - zawołała nagle i wstała z miejsca. - Niepotrzebnie się wam użalam nad sobą, przepraszam... Nie chciałam się o tym rozgadywać... Nie powinnam! Tylko jak już zaczęłam, to język mi się rozplątał całkiem. Przepraszam, naprawdę.
     - Tylko za co? Dziecko drogie, za co? - zapytała pani Weasley.
     - To dobrze, że powiedziałaś o wszystkim. Zawsze lepiej się wygadać. - stwierdziła Tonks. - A my nic nie wygadamy! Jesteśmy w Zakonie, pilnujemy tajemnic.
     - Tonks ma rację. - przyznał profesor Lupin.
     - Pan... Pan już wiedział, prawda? - zapytała spoglądając mu prosto w oczy.
     Lupin podrapał się po głowie i odrzekł po chwili:
     - Chyba sama wiesz. I pewnie wiesz już skąd.
     - Domyślam się. Profesor Dumbledore ma przerażająco dużą wiedzę na temat życia każdego z nas. - zaśmiała się gorzko.
     - Ale chyba nie czujesz się źle z tym, że powiedziałaś nam o wszystkim? - zapytała pani Weasley.
     - Nie... To nie żadna tajemnica. Ja nie mam czego się wstydzić. Niczemu tu nie zawiniłam. Trochę tylko się boję, że w zaistniałych okolicznościach, zostanę uznana za wyrodną córkę.
     - Nie - Bill pokręcił głową. - Nie, jeśli tak ma się sprawa. Bo gdybyś jeszcze specjalnie kłóciła się z ojcem, a teraz naśmiewałabyś się z tego jak skończył, sprawy miałyby się inaczej... Chociaż wtedy też trudno byłoby ci się dziwić.
     - A i tak masz zadziwiająco zdrowe podejście! - zauważył Lupin. - Normalnie dzieciaki buntują się, przestają się uczyć i mają gdzieś wszystko, jeśli w domu tak czy siak będzie źle. Tylko ciekaw jestem, jak to było, gdy ojciec dowiedział się, że jesteś czarownicą... Tego nie wiem. - dodał napotykając jej wzrok. - To mugol, prawda?
     - Charłak. Tak samo jak i mama, bo babcie podczas Pierwszej Wojny padły ofiarą jakiegoś uroku. Założę się, że babcia zmodyfikowała mu pamięć, gdy mu o tym mówiła. Szkoda tylko, że nie zakombinowała tak, żeby stał się normalny. Możliwie, że mamie też zmodyfikowała, ale w każdym razie strasznie cieszyła się, że szło mi dobrze w szkole. Z pierwszym świadectwem pobiegła do ojca i podała mu je, a on tylko spojrzał na nie i powiedział "No i co mnie to obchodzi? Nie jestem czarodziejem, nawet nie wiem co to jest to "W" i czego uczą się na jakiejś głupiej Transmutacji. A ten Quidditch? Gra miotlarska? Cieszyłbym się, gdyby była nagle w lidze footballu amerykańskiego, a nie w jakiejś durnej drużynie sprzątaczy!".
     Tonks wybuchnęła śmiechem.
     - Rany kota! Przepraszam, ale to było komiczne! - zapiszczała śmiejąc się. - "Drużyna sprzątaczy"! A to dobre!
     Ron również uśmiechnął się, ale widząc spojrzenie matki i brata powstrzymał śmiech.
     - To w żadnym wypadku nic złego, że ludzie się z tego śmieją. Czemu mielibyśmy płakać? Świat jest pełen nieporozumień, a płacz ich nie naprawi. A śmiech przynajmniej jest zdrowy i zaraźliwy. - uśmiechnęła się szczerze.
     Trzask. Cichy, bo pochodził z przedpokoju i tłumiły go dźwięki kominka oraz tupot Stworka. Ktoś się aportował do domu.
     - Harry! - zawołała Natalie i wybiegła z pokoju. Zeszła na sam dół i zobaczyła pana Weasleya oraz Harry'ego. - Dobry wieczór, panie Weasley!
     - Dobry wieczór, Natalie. - uśmiechnął się i zdjął marynarkę.
     - I jak? Jak poszło przesłuchanie? - zapytała.
     Harry i pan Artur wymienili spojrzenia i popatrzyli na nią z uśmiechami.
     - Idź po resztę, to długa historia, zaraz o wszystkim porozmawiamy. - polecił pan Artur.
     Natalie zasalutowała i odwrócila się do schodów. Zobaczyła, że Ginny i Hermiona wróciły do pokoju, więc pobiegła tylko po Freda i Georga. Oni akurat zbiegali w jej kierunku ze schodów, więc gdy byli przed wejściem do salonu zatrzymała ich i wepchnęła do środka.
     - Harry przyjechał, ma wiadomości co do przesłuchania. - zaanonsowała.
     Harry z panem Weasleyem weszli do salonu i zasiedli na wolnych miejscach.
     - Jak poszło? - spytała Hermiona.
     - Nie wyrzucili cię, nie? - zapytał Ron.
     - Spokojnie, dajcie mu dojść do słowa! - zawołała pani Weasley.
     Harry opowiedział całą historię. Gdy dotarł do Ministerstwa, okazało się, że przesunięto przesłuchanie i jest już spóźniony. Knot nie wierzył mu, że Voldemort powrócił, ale wtedy pojawił się Dumbledore i złożył również zeznania. Dopowiedział też o dementorach i wezwano w trybie natychmiastowym Panią Figg. Złożyła swoje zeznania, ogłoszono werdykt i puszczono ich wolno.
     - Ale na czym w końcu stanęło? - zapytała Hermiona zniecierpliwiona.
     - Jak to na czym? Uniewinniono go! - zawołał pan Artur.
     Jednocześnie Natalie z Ginny i Fred z Georgem przybili sobie piątki krzycząc "TAK!". Bliźniacy wstali i zaczęli tańczyć jakiś dziwny taniec wojenny śpiewając:
     - A on się wy... A on się wy... A on się wymigał znowu!
     Dołączyła zaraz do nich Ginny i pociągnęła za sobą przyjaciółkę Krukonkę. Cały wieczór tańczyli i śpiewali, zakładając, że Dumbledore będzie gratulował tego Harry'emu. Wszystko znowu przeszło zgodnie z planem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz