Hermiona opowiedziała Harry'emu, że w gazecie cały czas wtrącają jakieś głupie uwagi na temat Harry'ego i twierdzą, że łgarz z niego jakich mało, a do tego pragnie na siebie zwracać uwagę w każdy możliwy sposób. Tylko, że nie napisali na przykład o ataku dementorów, ani niczym podobnym. Rozbrzmiały kroki na korytarzu.
- Ożeż...
Fred szarpnął za Ucho Dalekiego Zasięgu, które leżało na ziemi, a sznurek ciągnął się od niego aż na korytarz. Pani Weasley poprosiła wszystkich na kolację, przypominając, że powinni być cicho na dole. Wspomniała coś krótko o Stworku, więc Harry spytał przyjaciół, kim jest Stworek. Okazał się on być skrzatem domowym, mieszkającym w tym domu. Ron nazwał go czubkiem, o co od razu obraziła się Hermiona. Wtedy powiedział, że życiową ambicją Stworka jest, żeby odcięto mu łeb, przybito do deski z plakietką i powieszono przy głowie jego matki, tak jak to zrobiono z innymi skrzatami tego domu.
Wyszli na korytarz i zauważywszy, że członkowie Zakonu jeszcze obradują, chcieli ich podsłuchać. Przed ich twarze, na sznurku opuściło się Ucho Dalekiego Zasięgu. Spojrzeli w górę i zobaczyli bliźniaków z Natalie. Wszyscy obradujący zaczęli opuszczać pokój.
- Niech to szlag. - dobiegł ich szept Freda.
Duża część czarodziei opuściła dom, a Tonks, Remus i pani Weasley zaczęli zamykać drzwi za pomocą zasuw i rygli.
- Pamiętajcie, żeby być cicho. - przypomniała szeptem pani Weasley. - Jemy na dole. Harry, kiedy ominiesz kuchnię na palcach, z...
ŁUBUDU!
- Tonks! - zawołała pai Weasley.
- Przepraszam! - jęknęła czarownica rozłożona na ziemi. - To przez ten kretyński stojak na parasole, potykam się o niego już drugi raz...
Reszta jej słów nie była słyszalna. Wielkie zasłony wyżarte przez mole rozsunęły się, ale nie było za nimi drzwi. Był to portret jakiejś kobiety, najbardziej realistyczny i odrażający, jaki kiedykolwiek Harry widział. Ślina pryskała jej z ust, oczy toczyły się w okropny sposób wybałuszone, pożółkła skóra napięła się ukazując każdą zmarszczkę, a ona wrzeszczała i wrzeszczała. Lupin i pani Weasley rzucili się, żeby zasłonić ją z powrotem, a ta rozwrzeszczała się jeszcze bardziej. Wymachiwała rękami przypominającymi bardziej szpony jakby chciała rozorać im twarze swoimi okropnie długimi paznokciami.
- Szumowiny! Męty! Nędzne, plugawe kreatury! Wynocha stąd, bękarty, mutanty, potwory! Jak śmiecie plugawić dom moich ojców!
Tonks przepraszała raz po razie, a pani Weasley zrezygnowała z prób zakrycia portretu, uciszając różdżką pozostałe obrazy. Do pokoju wpadł nagle mężczyzna z długimi, czarnymi włosami.
- Zamknij się, stara wiedźmo! Zamknij się, ale już! - ryknął chwytając za zasłony w furii.
Staruszka pobladła.
- Tyyyyy! - zawyła dziko. - Ty zdrajco, szkarado, hańbo mego łona!
- Powiedziałem... ZAMKNIJ SIĘ! - krzyknął mężczyzna i jeszcze raz szarpnął z całej siły za zasłonę. Drugą pociągnął Lupin. Udało im się uciszyć kobietę.
W całym domu nastała głęboka cisza. Wybrzmiały po chwili kroki ze schodów, którymi w dół podążali bliźniacy z Krukonką.
- Witaj, Harry. - odwrócił się mężczyzna. Chłopak rozpoznał w nim swojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka. - Widzę, że udało ci się już poznać moją matkę...
- Twoją...
- Tak, moją milutką, starą mamuśkę. Cały miesiąc kombinowaliśmy jak ją zdjąć z tej ściany, ale musiała użyć Zaklęcia Trwałego Przylepca. Chodźmy, zanim znowu się obudzą.
- Co tu robi portret twojej matki? - zapytał Harry, gdy schodzili po kamiennych schodach.
- Nikt ci jeszcze nie powiedział? To dom moich rodziców, a ja jestem ostatni z rodu Blacków, więc to mnie się on dostał. Oddałem go na Kwaterę Główną i to chyba jedyna pożyteczna rzecz, jaką mogłem zrobić dla Dumbledore'a.
W głosie Syriusza była gorycz. Ich pierwsze spotkanie po przerwie nie było więc zbyt miłe. Zeszli do piwnicy, odrobinę mniej ponurej niż hol. Powitali go tam pan Weasley i Bill, a chwilę później Syriusz przedstawił mu Mundungusa.
- Dung, zebranie się skończyło. Harry przyleciał.
- Taa? Ożeż ty karol... Rzeczywiście tu jest. W porząsiu, 'Arry?
- Tak jest - odrzekł Harry.
Mundungus wyjął brudną czarną fajkę, przypalił ją końcem różdżki i wetknął ją do ust.
- Winnym ci jest przeprosiny - zachrypiał.
- Proszę cię ostatni raz, Mundungusie - powiedziała pani Weasley groźnie - żebyś przestał palić w kuchni to świństwo, a zwłaszcza przy jedzeniu!
Schował fajkę do kieszeni.
- Jeśli chcecie coś zjeść przed północą, to mi pomóżcie. Harry, ty nie, ty masz za sobą długą podróż.
Tonks, mimo tego, że pani Molly jej o to nie prosiła, koniecznie chciała też w czymś pomóc. Kobieta obawiała się, że znowu coś zrobi i wszystkie portrety się obudzą. Fred i George zrobili większą rozróbę, próbując za pomocą czarów ustawić dania na stole, a zamiast tego omal nie zrzucili gulaszu rzucając nim przez całą długość stołu, rozbijając kufel z piwem i wbijając nóż w stół.
- Wybacz, stary - przeprosił Fred, wyciągając nóż ze stołu. - naprawdę nie chciałem.
- Chłopcy, wiem, że możecie już czarować, ale nie musicie rzucać zaklęć na co popadnie! - ryknęła pani Weasley.
- Wasza matka ma rację. Moglibyście wykazać się większą odpowiedzialnością. - powiedział pan Artur.
- Bill nie musiał teleportować się z sypialni do kuchni! Charlie nie rzucał zaklęć na wszystko co popadnie! Percy... - urwała i popatrzyła z przerażeniem na męża, którego twarz skamieniała.
- Jedzmy już - powiedzieli szybko Bill i Natalie.
- Wygląda wyśmienicie, Molly - przyznał Lupin.
Natalie siedziała na jednym końcu stołu skąd miała widok na wszystkich, a na drugim siedział Syriusz. Po bokach rozsiedli się pozostali. Tonks usiadła przy Krukonce i zabawiała ją oraz Ginny i Hermionę zmieniając kształt swojego nosa. Musiała robić to już wcześniej, ponieważ prosiły ją o swoje ulubione nosy.
- Zrób teraz ten świński nos! - zawołała Ginny.
Nagle nos Tonks, z pelikaniego stał się taki jak u świni. Hermiona i Ginny zaśmiały się w głos, a Natalie zasłoniła ręką usta i zachichotała bezgłośnie. Cały czas zachowywała się jakoś dziwnie, była smutna, ale skutecznie starała się to ukryć. Harry spojrzał na Tonks ze świńskim nosem i pomyślał, że patrzy właśnie na żeński odpowiednik Dudleya.
Po kolacji, gdy wszyscy pozostali w tym samym miejscu, Syriusz zaczął z Harrym rozmowę na temat Voldemorta. Pani Weasley oburzyła się, zabraniając mu cokolwiek wyjawiać na temat jego działalności lub jej braku oraz o Zakonie, bo Dumbledore kazał "nie mówić więcej, niż Harry powinien wiedzieć". Syriusz bronił się tym, że jest ojcem chrzestnym chłopaka i wie, co jest dla niego dobre, a co nie. Czarownica stwierdziła, że w to powątpiewa. Zaczęli wrzeszczeć na siebie, wykłócając się o to wszystko. W końcu stanęło na tym, że Harry może się dowiedzieć od Syriusza tego, co on chce mu wyjawić.
- Ron, Hermiono, Ginny, Natalie, George, Fred... Opuśćcie pokój. - rozkazała pani Weasley.
- Jesteśmy dorośli! - zawołał Fred.
- Mamy prawo wiedzieć! - krzyknął George.
- Chodzicie jeszcze do szkoły!
- Molly, prawnie są już pełnoletni, pozwól im. - powiedział znużonym tonem pan Artur.
Popatrzyła na nich z niepokojem.
- No dobrze. Harry, Fred i George zostają. - burknęła. - Ale reszta... - zaczęła pani Weasley.
- Jeśli Harry wie, to ja też chcę wiedzieć! - oburzył się Ron.
- O nie! Harry to zupełnie inna sprawa, ty...
- Ron, daj spokój, Harry i tak przekaże wam to, co najważniejsze. - wtrąciła Ginny.
Pani Weasley teraz piorunowała ich wzrokiem.
- Dobrze, świetnie... Wspaniale! Ginny... DO ŁÓŻKA! ALE JUŻ!
Słyszeli jeszcze tylko na korytarzu, jak Pani Weasley awanturowała się z Ginny. Obudziły znowu portret pani Black i Lupin musiał pobiec ją uciszyć. Harry dowiedział się, że Voldemort na razie nie daje o sobie nigdzie znać, nie ma nigdzie słuchu o żadnych porwaniach czy morderstwach w dziwnych okolicznościach. Dowiedział się też, że Knot boi się o swoje stanowisko, myśli, że Dumbledore chce go wygryźć i przez to stara się go zdyskredytować, obierając mu order Merlina, godność czarodzieja z Wizengamotu i całą resztę. Harry chciał wstąpić do Zakonu, ale zarówno Syriusz, jak i Lupin się nie zgodzili. Powiedzieli, że dołączyć może tylko osoba pełnoletnia, a widząc, że Fred i George już otwierają usta, dodali, że musi ukończyć szkołę. Stwierdzili, że dzieciaki wiedzą już wystarczająco dużo i kazali im iść już do łóżek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz