Natalie wstała spod drzewa, zachwiała się i zatoczyła się na drzewo stojące za nią, rozbijając kieliszek, który trzymała w ręku.
- Na szczęście... cholera jasna - mruknęła i wyjęła różdżkę.
Naprawiła szkło i podeszła do wody, żeby przejrzeć się w niej. Skrzywiła się, spoglądając w odbicie i usłyszała za sobą jakiś dziwny dźwięk. Odwróciła się i spostrzegła czerwone iskry wystrzelone nad namiotem. Upuściła kieliszek, rozbijając go ponownie i pobiegła w stronę namiotu, skąd dochodziły krzyki i hałas przewracanych krzeseł. Stanęła przed wejściem, gdzie dobiegli ją Fred i George.
- Co się stało? - zapytali.
Spojrzała na nich gniewnie i nie uraczyła ich nawet jednym słowem. Popędziła w tamtą stronę, a oni za nią.
Ludzie uciekali w różne strony, a śmierciożercy wdzierali się z drugiej strony, miotając zaklęciami oszałamiającymi i rozbrajającymi. Widząc, że nie zdołają w tym tłumie odnaleźć nikogo, za kogo zostaliby wynagrodzeni przez Voldemorta, zaczęli niszczyć wszystko na swojej drodze i atakować innych, śmiejąc się wniebogłosy. Natalie ujrzała, jak Hermiona, Ron i Harry się deportowali, a następnie spostrzegła śmierciożercę celującego w nią różdżką. Expulso, pomyślała nawet nie dotykając różdżki, a mężczyzna został odrzucony przez niewidzialną siłę w tył. Wystraszyła się i rozejrzała się dookoła - nikt inny nie widział tego śmierciożercy. To znowu jej robota. Po raz trzeci udało jej się użyć zaklęcia bez różdżki.
- Natalie, uważaj!
Płonąca belka podtrzymująca konstrukcję namiotu upadła tuż przed nią. Wszystko zaczęło się palić. Rzuciła się do ucieczki, a kolejne części namiotu lub ozdoby upadały przed nią, zagradzając jej drogę. Dobiegła do Billa i stanęli plecami do siebie, rzucając na przemian zaklęcia, by powstrzymać katastrofę.
- Żyjesz, siostro? - zapytał.
- Żyję i mam się dobrze, braciszku. A ty?
- Póki co, nie oberwałem jeszcze.
- To najważniejsze.
Natalie spostrzegła, że różdżka Fleur śmignęła w powietrzu i upadła pięć stóp od niej. Chwyciła ją i podbiegła do Panny Młodej z jej własnością.
- Merci! Ty w porządku?
- Tak, a ty?
- Oui, ty musi biec ze mną i z Bill, rozumie?
Natalie kiwnęła głową. Fleur zawołała Billa, a on dołączył do nich i we troje dobiegli do państwa Weasley, Ginny, Charliego i bliźniaków. George chwycił ją pod ramię i deportowali się z całą jego rodziną.
Harry, Ron i Hermiona wylądowali w jakiejś ciemnej uliczce bez świateł. Torebka Hermiony upadła na stopę Rona, który jęknął z bólu i podskoczył na drugiej nodze.
- AAAUU! Co ty tam masz?! - zapytał, czerwony z bólu.
- Wszystko - powiedziała roztrzęsionym głosem. - Mówiłam wam, że jestem gotowa na wyprawę w każdej chwili, tak? Mam w torebce wszystko, nawet wasze rzeczy. Użyłam Niewykrywalnego Zaklęcia Zmniejszająco-Zwiększającego, żeby pomieścić wszyściuteńko.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał Harry.
- Jesteśmy w Londynie. To pierwsze ciche i wiecznie puste miejsce, które przyszło mi na myśl. Chodźmy, wypijemy gdzieś kawę i pójdziemy do starej Kwatery Głównej, bo wolałabym nie ryzykować pobytem w Dziurawym Kotle.
Hermiona podała Harry'emu pelerynę niewidkę, schował się pod nią i wyruszyli. Minęli za rogiem grupę facetów, którzy gwizdali za Hermioną i kazali jej przyjść do nich, przez co Ron omal nie rzucił na nich jakiegoś uroku. Weszli do małego, pustego, zaniedbanego baru i zajęli miejsca przy jednym ze stolików. Ładna, młoda kobieta podeszła do nich, żeby odebrać zamówienie, a następnie podeszła do stolika, przy którym siedziało dwóch facetów, zerkających co jakiś czas podejrzliwie na Hermionę i Rona. Warknęli do niej coś, przez co aż podskoczyła i poszła szybko zrealizować zamówienie Hermiony na zaplecze.
- Ci dwaj się ciągle tutaj gapią... - mruknął cicho Ron.
- Nie wydaje mi się, żeby byli mugolami - szepnęła Hermiona.
- To pewnie śmierciożercy. Ale skąd wiedzieliby...
Nagle obaj mężczyźni wyjęli różdżki w tym samym czasie, a Harry zrobił to samo pod peleryną.
- Padnij! - krzyknął Ron do Hermiony, a przez miejsce, gdzie przed chwilą była jego głowa, świsnął zielony promień.
Harry trafił obu mężczyzn zaklęciami rozbrajającymi, a Hermiona rozbiła lampy za pomocą różdżki, dzięki czemu nic wewnątrz baru nie było widoczne. Ron zasłonił żaluzje i zapalił światło na końcu swojej różdżki. Butem odsunął szczątki stołu i spojrzał na nieruchome ciała śmierciożerców.
- Dołohow... A tego drugiego nie znam - mruknął.
- Lepiej pójdę wyczyścić pamięć tej kelnerce - pisnęła Hermiona i wybiegła przez białe drzwiczki na zaplecze.
Zawołała ich po chwili i wyszli na zewnątrz tylnym wyjściem. Założyli pelerynę niewidkę, upewnili się, że są tam bezpieczni i teleportowali się prosto przed drzwi domu na Grimmauld Place Dwanaście. Weszli do środka, zamykając za sobą drzwi. Ogarnęła ich od razu mroczna atmosfera tego miejsca. Wszystko znowu było zaniedbane, ale wyglądało i tak wiele lepiej niż wtedy, gdy Harry odwiedził ten dom po raz pierwszy. Owiał ich chłód i usłyszeli znajomy głos:
- Severus Snape?
Języki cofnęły im się do tyłu i przylepiły do podniebienia. Jasna zjawa pojawiła się tuż przed nimi... Był to duch Dumbledore'a i stał sześć stóp od nich. Zaczął przesuwać się wzdłuż korytarza w ich stronę, a gdy ich języki powróciły na swoje miejsca, Harry krzyknął:
- Nie! To nie my pana zabiliśmy!
Słowo "zabiliśmy" musiało być kluczowe, bo na jego dźwięk zjawa się rozpłynęła w powietrzu i wszystko powróciło do normy. Atmosfera grozy opuściła ich, wszystko stało się bardziej przyjazne i bez oporów ruszyli na górę. Ruszyli do różnych pokoi, by sprawdzić czy ktoś w nich był. Harry wszedł do sypialni Syriusza, gdzie leżało mnóstwo porozrzucanych listów, papierów i jakieś pojedyncze zdjęcia. Uklęknął na ziemi i zaczął je przeglądać. Znalazł nawet jeden od swojej matki. Pisała do Syriusza między innymi o tym, że powinien odwiedzić ją i Jamesa niedługo oraz dziękowała za prezent dla Harry'ego, mały model miotły. Dołączyła zdjęcie, który Harry odnalazł gdzieś z boku - mały chłopiec o czarnych włosach wlatywał i wylatywał ze zdjęcia na miotle dziecięcej z uciechą. Po chwili Hermiona go zawołała, więc wyszedł na korytarz przy akompaniamencie krzyków pani Black.
- Plugawicie dom mojego ojca, brudne szlamy! Szumowiny! Pomioty!
- ZAMKNIJ SIĘ! - Harry ukrył portret za ciężkimi zasłonami i poszedł do salonu.
W salonie spotkał Rona, Hermionę i Stworka, jego skrzata domowego, który ich przywitał. Ron wyciągnął Harry'ego na korytarz i stanął przed drzwiami pokoju brata Syriusza.
- Spójrz, Harry - wskazał na tabliczkę na drzwiach. - Regulus Arcturus Black. R.A.B... Jak na fałszywym medalionie, prawda?
Harry wyjął medalion, który miał udawać horkruksa. Spojrzał na mały liścik wewnątrz niego i pokiwał głową.
- Stworku! - zawołał.
Skrzat podbiegł do nich.
- Tak, Harry Potter, sir?
- Dobrze znałeś Regulusa Blacka, tak?
- Stworek znał bardzo dobrze! Pan Regulus był wspaniałym czarodziejem! Stworek wie o nim dużo, sir!
- Świetnie. Opowiesz nam tyle, ile wiesz. Chodźmy do salonu - nakazał i wrócili do Hermiony.
Usiedli wygodnie, a Stworek zaczął snuć swą opowieść. Mówił, że Regulus był typowym członkiem rodziny Blacków - zawsze najbardziej interesowało go jego własne dobro, należał do Slytherinu i wyznawał zasadę czystości krwi, która jest od lat mottem rodu. Od zawsze pragnął zostać śmierciożercą i walczyć u boku Voldemorta, co też uczynił w bardzo młodym wieku, bo bodajże ukończył wtedy szesnaście lat. Zaczął od zwykłego wykonywania poleceń, ale im dalej to zachodziło, tym mniej mu to wszystko podobało i chciał zaprzestać pracy na rzecz Czarnego Pana. Co więcej, zadecydował działać przeciw niemu. Dowiedział się o jednym z horkruksów, jakie on utworzył, czyli o medalionie Salazara Slytherina, w którym Voldemort ukrył cząstkę swojej duszy. Pewnej nocy poszedł go wykraść z pomocą Stworka z groty, w której później byli też kiedyś Dumbledore i Harry, gdy chcieli ów medalion zniszczyć. Stworek powiedział, że medalionu nie udało się zniszczyć, ale przynajmniej go zabrali stamtąd i był w rzeczach Regulusa, dopóki Mundungus nie przyszedł do tego domu i nie wykradł najcenniejszych rzeczy, wliczając w to cząstkę duszy Voldemorta, o czym złodziej nie wiedział.
- Stworku, musisz odnaleźć Mundungusa i przyprowadzić go tutaj, żebyśmy odnaleźli medalion, który odzyskał Regulus.
- Wstrętny złodziej, łachudra, już ja go dopadnę! Czy mam już wyruszać?
- Jak najprędzej - polecił Harry.
Stworek się pokłonił i teleportował z miejsca, żeby wynaleźć Fletchera i przyprowadzić do dawnej kwatery Zakonu Feniksa. Po chwili w salonie pojawił się patronus ojca Rona i przemówił jego głosem:
- Nie martwcie się, nikt nie ucierpiał. Talie jest z nami. Jesteśmy bezpieczni. Nie odpowiadajcie, jesteśmy śledzeni.
Zwierzę zniknęło, a cała trójka nie wiedziała, czy powinna odetchnąć z ulgą, czy jednak denerwować się tym, co może się stać z Weasleyami i Natalie.
- Wiecie co? Kwatera jest zabezpieczona - zaczął Harry. - i nic nam tu nie grozi, członkowie Zakonu Feniksa przecież wyczarowali tu dla ochrony fałszywego ducha Dumbledore'a i tym podobne, więc myślę, że możemy tu zostać, dopóki nie podejmiemy decyzji co do pierwszych działań.
- Jestem za - rzekł Ron, ziewając.
- Jesteście pewni? - spytała Hermiona.
- Możesz rzucić jeszcze kilka zaklęć ochronnych, jeśli nie czujesz się tu bezpiecznie - mruknął Harry. - Ja idę spać, ledwo stoję na nogach...
- Pozostańmy razem w pokoju, w razie wypadku - poprosiła. - Mam śpiwory i całą resztę, zaraz wam wszystko dam.
Zaklęciem przywołującym wyjęła potrzebne im rzeczy i pobiegła nagle do sąsiedniego pokoju. Wróciła z portretem Fineasa Nigellusa.
- Po co ty to...
- Fineas może donieść dyrektorowi Hogwartu na nas, że przebywamy tutaj i przekazać nasze plany - stwierdziła. - Schowam jego portret. Może jeszcze gdzieś nam się przyda.
- Racja - stwierdził Ron, uśmiechając się do niej z uznaniem.
W ciągu najbliższego tygodnia nie działo się nic. Nie przybył do nich Stworek. Nikt nie próbował wejść do domu na Grimmauld Place Dwanaście. Tylko przed domem stały czasem dwie zakapturzone postaci i wpatrywały się w ukryty dom, tak jakby go widziały i spodziewały się, że zobaczą, jak Harry go opuszcza. Śmierciożercy cały czas mieli na oku to miejsce, niezależnie od dnia czy pogody.
Pewnego razu Harry przyszedł do domu z zakupami i nowym egzemplarzem "Proroka Codziennego" po które wybrał się pod peleryną-niewidką.
- Mam dla was niezbyt dobre wiadomości! - zawołał u progu.
- Stworek nie znalazł Mundungusa? - spytał Ron.
Harry wszedł na górę i rzucił im gazetę. Oboje nachylili się do niej, ale Hermiona była szybsza i porwała ją w swoje ręce, by odczytać fragment artykułu:
- Severus Snape nowym dyrektorem Hogwartu! Alecto Carrow nową nauczycielką Mugoloznawstwa, a Amycus Carrow nowym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią... Przecież to niedorzeczność!
- Troje śmierciożerców w szkole... Do tego jeden z nich został dyrektorem. Pewnie będzie gorzej niż za czasów Umbridge! - oburzył się Ron. - Już współczuję Ginny, że będzie musiała tam wrócić.
- I Natalie... - westchnęła Hermiona. - Zastanawiam się, czy rzeczywiście dobrze zrobiliśmy, zostawiając ją tam...
- Ktoś musi trzymać rękę na pulsie w Hogwarcie - oznajmił Ron.
- Poza tym Dumbledore chyba tego chciał, skoro przepisał jej plany Hogwartu, chciał żeby została prefektem naczelnym i tak dalej... Zastanawiało mnie, jak długo Snape będzie się ukrywał, a tu proszę, od pierwszego września będzie na wyciągnięcie ręki!
- Gdyby nie to, że potrafi się pojedynkować... Uczniowie pewnie by go zdegradowali - mruknęła Hermiona.
- A McGonagall dodałaby im za to punkty! - zawołał Ron i ruszył w stronę okna.
Odsunął zasłony, oparł się na parapecie i popatrzył na ulicę.
- Wciąż tam są? - zapytała Hermiona.
- Mhm... Jakby się spodziewali, że Harry wyjdzie sobie nagle pospacerować. Ciekawe tylko, gdzie jest Stworek...
Odpowiedź nie nadeszła tak szybko jak niespodziewana wizyta pewnego gościa wieczorem. Dokładniej około szóstej po południu, gdy siedzieli we trójkę w salonie i rozmyślali nad tym, co powinni zrobić najpierw, lecz bez jakichkolwiek informacji o medalionie Salazara Slytherina było to bardzo trudne. Drzwi zaskrzypiały i rozległ się znów znajomy głos:
- Severus Snape?
- To nie ja cię zabiłem, Dumbledore - odrzekł sucho mężczyzna, którego trójka przyjaciół od razu rozpoznała.
Podbiegli od razu do schodów i Harry wycelował w niego różdżkę.
- Jak nazywa się ojciec Dory? - zapytał.
- Ted. Dobre pytanie, Harry. To nie byłoby proste dla śmierciożercy - pochwalił.
Cała trójka szybko przybiegła go uścisnąć na powitanie. Weszli do salonu i usiedli przy kominku. Lupin wyglądał wciąż na bardzo zmartwionego, zmarnowanego i na starszego niż jest. Ron zapytał go:
- Co z moimi rodzicami? Są bezpieczni? Nie odzywali się od tego wieczora, gdy odbyło się wesele, a minął już ponad tydzień.
- Wszystko u nich w porządku. Bill i Fleur wyjechali do jakiegoś domu, który należał przedtem do którejś z waszych ciotek. Nazywał się chyba "Muszelka" czy coś takiego... Charlie teleportował się od razu, jak wszystko się uspokoiło i było pewne, że twoi rodzice sobie poradzą. Fred i George zostali z nimi, żeby im pomóc. Teleportują się codziennie rano do pracy i wracają wieczorem.
- A Natalie? - zapytał Harry.
- Ciężko mi powiedzieć. Czy ona generalnie mówi dużo? Mało? Jest gadatliwa?
- Ani gadatliwa, ani wyciszona. Nie wyróżnia się pod tym względem - stwierdziła Hermiona. - Czasem sama przychodziła kogoś zagadać, a gdy to ktoś zaczynał z nią rozmowę, rozmawiała normalnie, bez oporów. A czemu?
- No to w takim razie jest dziwne, bo teraz nie odzywa się prawie wcale - mruknął. - Siedzi ciągle gdzieś na uboczu i nie odzywa się nie pytana. Jak posąg, w ogóle nie okazuje żadnych emocji... Chyba, że bliźniacy są gdzieś blisko i starają się ją zagadać albo zwrócić jej uwagę, wtedy się denerwuje. Pokłócili się?
- Diabli wiedzą, ale jest to bardzo prawdopodobne - stwierdził Ron.
Hermiona i Harry nieznacznie pokiwali głowami, aby Ron nie zauważył tego, ale Lupin już tak.
- Hm... Wiecie, nie żeby kłóciła się z nimi, ale po prostu przeszywa ich wzrokiem bazyliszka i odchodzi bez słowa, albo odpowiada krótko i nietreściwie. Ginny mówi, że ona ma huśtawki nastrojów, co jest dziwne, skoro niczego po niej nie widać, ale przyjaźnią się, więc może mieć rację, tak? Mówi, że raz jest wściekła, raz smutna, raz zrozpaczona, zrezygnowana i zła tylko na siebie... Aż dziwne, że nie eksplodowała, skoro przepełnia ją tyle uczuć na raz. Przynajmniej zaczęła mówić coś więcej od siebie, niż "dzień dobry", "pomóc pani, pani Weasley?" i "Kolacja jest gotowa". Ciągle też komponuje; przetransmutowała jakieś bezużyteczne przedmioty w instrumenty i...
- Gra dołujące piosenki - dokończył Harry.
- Mhm... A wiem... Wiem, co planujecie. Wiem, że nie zamierzacie wrócić do Hogwartu. I nie zamierzam was powstrzymywać. To misja od Dumbledore'a, prawda? Ma służyć zgładzeniu Voldemorta?
Harry skinął głową.
- No właśnie. Słuchajcie, może... Może przydałby się wam ktoś taki, jak ja? Wiecie, mam wiedzę na temat obrony przed czarna magią, skoro was jej nauczałem, więc pewnie mógłbym się okazać pomocny.
- Zwariowałeś? - zapytał Harry. - Czy ty w ogóle siebie słyszysz?... Co na to Dora? Jesteście świeżo po ślubie! Nie powinieneś zostać, żeby jej bronić... i jej pomagać?
- Z pewnością sobie poradzi. Jest u swoich rodziców, pomogą jej - mruknął Lupin.
- Powiedz nam lepiej, co się stało. Wiemy, że nie "nic", bo wyglądasz, jakbyś ujrzał Ponuraka.
Lupin spojrzał na niego zszokowany i smutny za razem, jakby chciał zapytać: "Aż tak to widać?". Opuścił głowę na dół, westchnął i powiedział szybko:
- Dora i ja spodziewamy się dziecka.
- Super!
- Świetnie!
- Gratulacje!
- Wy nie rozumiecie! Dora też nie wie, bo cieszy się tak, jak i wy! - zawołał. - Jestem wilkołakiem, my się zwykle nie rozmnażamy, bo nasze potomstwo jest zawsze takie, jak my! A nawet jeśli dziecko nie będzie wilkołakiem, to wcale nie będzie dumne z posiadania ojca, który nim jest. Nie pomoże mu to w społeczeństwie czarodziei.
- Czemu nie miałoby być dumne? - spytała Hermiona. - Remusie, jesteś odważny, jesteś członkiem Zakonu i...
- No, ja bym nie był dumny z takiego ojca - rzekł Harry całkiem poważnie.
Ron utkwił w nim wzrok. Wszyscy troje wyglądali, jakby dostali w twarze.
- Kto byłby dumny z ojca, który zostawia swoją rodzinę, bo boi się konsekwencji? Pewnie, lepiej zostawić samotną matkę!
- Harry, to nie tak, jak myślisz! To wcale nie jest takie proste! - zawołał Lupin.
- Nie? A jak niby jest? Zachowujesz się jak nieodpowiedzialny dzieciak!
- Harry, przestań! - pisnęła Hermiona.
- Nie! Mój ojciec też nie pochwaliłby takiego zachowania - ciągnął dalej. - Gdyby dowiedział się, że jego najlepszy przyjaciel chce opuścić żonę, która nosi ich dziecko pod sercem, nazwałby go zwykłym...
Lupin wstał, machnął różdżką odpychając Harry'ego pod ścianę i wybiegł z domu. Hermiona i Ron podeszli do Harry'ego i pomogli mu wstać.
- Nie powinieneś był tak mówić do Lupina, Harry! - zganiła go Hermiona.
- Nie? A ja sądzę, że powinienem, jeśli jego obraza jest ceną za to, że przemyśli wszystko i wróci do Tonks.
- To jest po prostu...
Ron urwał w połowie zdania, bo w domu coś huknęło, strzeliło i pojawił się przy nich Stworek z oszołomionym Mundungusem Fletcherem.
- Stworku! - zawołał Harry i zerwał się na równe nogi. - Macie medalion?!
- Harry Potter musi słyszeć wszystko z ust tego śmiecia, sir! - zaskrzeczał skrzat, szturchając Dunga.
Mundungus ocknął się i rozejrzał przerażony po pokoju.
- Och, Harry! Kopę lat, jak ci leci? - zapytał wyraźnie zdenerwowany.
- Gdzie są moje rzeczy? - zapytał groźnie Harry.
- Nie wiem o czym mó...
Stworek wrzasnął i podbiegł do Mundungusa z patelnią. Grzmotnął go nią w łeb i uniósł ją, żeby zrobić to ponownie.
- Weźcie ode mnie tego pokręconego skrzata, on jest jakiś opętany! - wrzeszczał Fletcher zasłaniając się rękoma.
- Stworku, nie! - zawołał Harry, a ten posłusznie opuścił patelnię na dół.
- Stworek chciał pomóc, sir! - zaskrzeczał. - Może jeszcze raz, na rozluźnienie języka?
- Jeśli będzie taka potrzeba, to od razu cię o tym poinformuję, dzięki.
- Do usług, sir - ukłonił się i stanął obok z patelnią w gotowości.
- Mówię o rzeczach, Dung, o rzeczach, które należały przedtem do Syriusza, a po jego śmierci należą do mnie, a ty przyszedłeś tutaj i je ukradłeś! - wrzasnął Harry.
- Ach... No... Stary, nie gniewaj się, miałem po prostu okazję nie do przeoczenia! Jeden facet oferował mi...
- Nie chcemy słuchać o twoich durnych przekrętach, Dung, tylko dowiedzieć się, gdzie jest medalion taki jak ten, który Harry trzyma w ręku - przerwał mu poirytowany Ron.
Mundungus spojrzał na rękę Harry'ego i posiniał na twarzy.
- Ee... No wiecie... Tego to ja już nie mam.
- A kto ma? - syknęła Hermiona.
- No... Byłem kiedyś w Gospodzie Pod Świńskim Łbem obstawić jakiś meczyk, a zaraz po nim miałem spotkać się z jakimś naiwniakiem, żeby dobić interesu... Tylko, że to był handel smoczymi jajami, więc nielegalny. Jakaś baba, strasznie niska, ubrana cała na różowo, stara, taka ropusza paskuda, przyszła i powiedziała, że wie co kombinuję i osobiście zaraz odeśle mnie na pocałunek dementorów. Wtedy zobaczyła, że mam ten medalion na szyi i powiedziała, że może przymknąć na mnie oko, jeśli jej go oddam, a rozumiecie, że nierozsądnie byłoby...
- Niska, gruba, cały różowy strój, ropusza gęba, krótkie mysie włosy, dziecięcy głosik i irytujący uśmiech - wyliczyła Hermiona.
- Do tego bardzo krótka różdżka i wkurzający śmiech - mruknął Harry.
- Cała jest bardzo wkurzająca - dodał Ron.
- Też ją widzieliście? Mieliście z nią jakieś problemy? - spytał Mundungus.
- Oddałeś jej ten medalion, tak? Ona miała go jako ostatnia? - spytał Harry nie zważając na jego pytanie.
- Z tego co mi wiadomo, to tak... Nie słyszałem, ani nie widziałem, żeby kto inny później go nosił.
- Świetnie - burknął Harry. - Stworku, odeślesz go?
- O nie, co to to nie! - Dung zerwał się i stanął u szczytu schodów. - Ten skrzat mnie nie będzie dotykał, już ja się stąd sam wyniosę!
- A proszę bardzo - burknął Ron
Wzrokiem odprowadzili go do samych drzwi. Stworek poszedł do kuchni, odłożył patelnię i wrócił do salonu, by się ogrzać. Przez chwilę wszyscy stali w milczeniu i zastanawiali się, co dalej zrobić z tym fantem. Przecież jeśli Umbridge miała ten medalion, to pewnie wiedziała, że jest on horkruksem, więc równie dobrze mogła już go oddać Voldemortowi, a wtedy szanse na jego odzyskanie były nikłe. Ale bardzo możliwe jest, że Voldemort nie wdrażał śmierciożerców, ani pozostałych popleczników w swoje plany. Tak, śmierciożercy nie wiedzą o niczym, a jeśli oni nie zostali oświeceni tą wiedzą, to już na pewno nikt poza nimi nie ma informacji na temat rozszczepionej duszy Czarnego Pana... Tylko co teraz?
- Stworku - zwrócił się doń Harry i przyklęknął przed nim. - Wykonałeś naprawdę bardzo dobrą robotę i powinniśmy ci za to podziękować. Być może niewiele dla ciebie to znaczy, może nie chcesz wcale mi usługiwać, ale nie wymagam od ciebie tryskania radością z tego powodu. Chciałbym ci coś jednak dać, w zamian za pomoc - sięgnął do kieszeni i wyjął z niego medalion. - Wiem, że należał do Regulusa, więc pewnie wiele dla ciebie znaczy. Weź go.
Oczy skrzata rozwarły się na całą szerokość.
- Sir Harry Potter oddaje Stworkowi naszyjnik pana Regulusa? - spytał z niedowierzaniem i nieśmiało wyciągnął dłoń.
- Tak. Tobie będzie lepiej służył.
Miał na myśli, że im i tak się nie przyda, skoro nie jest już horkruksem. Położył medalion na dłoni skrzata, a on zacisnął na nim pięść, usiadł na ziemi i rozpłakał się. Cała trójka nie widziała już dawno tak żałosnego widoku. Mimo, że nie darzyli skrzata nigdy sympatią, bo zawsze wyzywał wszystkich, bluzgał na Syriusza i nazywał Hermionę szlamą, a Rona zdrajcą krwi, zrobiło im się go szkoda.
- Stworku... - Hermiona uklękła przed nim.
Chciała go złapać, a on cofnął się szybko, jakby oparzony, a potem wrzasnął:
- Ta szlama prawie mnie dotknęła!
- STWOREK! Nie używaj więcej tego słowa! Zabraniam ci kogokolwiek tak nazywać! A już zwłaszcza nie możesz szlamą nazywać Hermiony!
Skrzat przez łzy wymamrotał coś, co chyba było przeprosinami i poszedł do swojego legowiska za pozwoleniem Harry'ego, któremu w głowie zaczął już układać się plan, za pomocą którego mieliby odzyskać trzeciego (zaraz po dzienniku młodego Riddle'a i pierścieniu jego ojca) horkruksa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz