Następne dni w Norze były ciągiem przygotowywań do wesela Billa i Fleur, które miały odbyć się w wielkim namiocie specjalnie postawionym na tę okazję obok domu. Oprócz tego, zbliżały się siedemnaste urodziny Harry'ego. Spodziewał się, że w całym tym zamieszaniu nie będzie nawet czasu na coś więcej, niż złożenie życzeń i wspólna kolacja, więc poprosił panią Weasley, żeby się trudziła się nad niczym ponad to, gdy spytała go o sposób, w jaki chce spędzić ten dzień.
Pani Weasley umyślnie nakładała na Harry'ego, Rona, Natalie i Hermionę mnóstwo zadań, żeby nawet nie mieli czasu, by ze sobą porozmawiać i zaplanować ucieczkę ze szkoły. Pewnego dnia udało im się w końcu wymigać od zadań i usiedli wspólnie w pokoju Rona.
- Słuchajcie... Ja naprawdę was nie zmuszam, żebyście ze mną się wybierali w tę wyprawę - powiedział Harry. - Zrozumiem, jeśli nie będziecie chcieli w tym uczestniczyć, bo w zaistniałej sytuacji sam chętnie bym sobie to podarował, ale... Przepowiednia mówi, że tylko ja go mogę zabić i Dumbledore chciał, żebym się tym zajął... Inaczej by nie prowadził ze mną tych lekcji. A ja bym się w to nie bawił.
- Żartujesz, Harry, prawda? - zapytał Ron. - Przecież wiesz, że cię nie zostawimy z tym samego.
- Cały wolny czas poświęciłam tej podróży - powiedziała Hermiona. - Uczyłam się wszystkich przydatnych zaklęć, zdobywałam potrzebne rzeczy i informacje... Mam już wszystko gotowe, mogłabym wyruszać nawet dzisiaj, jeśli byłaby potrzeba.
- A ja znalazłem sobie sobowtóra, żeby nikt mnie nie szukał - rzekł Ron.
- Słucham? - zapytał Harry.
- Nie pokazałeś mu jeszcze? - spytała Natalie.
- Właśnie idę to zrobić - uśmiechnął się i skinął na Harry'ego przy drzwiach, żeby poszedł za nim.
Stanęli na korytarzu, a Ron wyjął różdżkę i ujawnił wejście na poddasze. Wyczarował drabinę, po której weszli na górę i uderzyła ich fala okropnego smrodu. W rogu leżał ghul państwa Weasley i miał na sobie starą piżamę Rona.
- Co to? Czy to wasz ghul? Czemu ma twoją piżamę?
- To proste. Ghul tak śmierdzi i jest tak brzydki, że nikt nie podejdzie do niego blisko. Gdyby Ministerstwo szukało mnie, ojciec pokaże mu ghula i powie, że to ja i że jestem chory na groszopryszczkę. Gdy się na to choruje, nie można mówić, więc nie będzie dziwne, że się nie odzywam. Chodźmy na dół, bo zaraz padnę...
Zeszli na korytarz i zamknęli ghula, dematerializując drabinę. Weszli do pokoju, w którym siedziały Natalie i Hermiona.
- Więc twoja rodzina wie, że ze mną idziesz i wie o ghulu, tak? - spytał Harry Rona.
- No... Mama wie, że wyjeżdżam, ale im mniej się z nią o tym gada, tym lepiej, bo popada w jakąś histerię. Ojciec wie, bo pomógł Fredowi i George'owi przetransmutować ghula. Ginny już wie od ciebie o wszystkim... No tak, wszyscy już wiedzą. Poza Percym oczywiście. Hermiona też zresztą już się nieźle poświęciła.
- Ja... Zmodyfikowałam pamięć swoim rodzicom. Wynieśli się do Australii, bo teraz ich największa życiowa ambicja. Myślą, że nazywają się inaczej i są pewni, że nie mają dzieci... - wymamrotała i rozpłakała się.
Harry wstał, żeby ją pocieszyć, ale Ron go wyprzedził. Usiadł przy Hermionie, objął ja ramieniem i rzucił ostrzegawcze spojrzenie Harry'emu.
- Wiele poświęciliście, wiem... - stwierdził. - Zmieniłaś pamięć swojej rodzinie, a ty, Ron, kazałeś swojej kłamać, żeby nas chronić...
- A ja mam takie szczęście, że nie narażam nikogo, prawda? I tak już nie żyją, więc to żadna różnica - burknęła Natalie. - Cieszcie się. Cieszcie się, że będziecie mieli do kogo wracać po wszystkim... Kiedy to się już skończy. Harry, wiedz, że ja też nie zmieniłam zdania. Mnie i tak już na niczym nie zależy...
Nim sens jej słów dotarł do Harry'ego, Natalie była już za drzwiami. Ron utkwił wzrok w ziemi, a Hermiona jeszcze bardziej się rozpłakała.
- Harry, idź do niej... - poprosiła, przyjmując chusteczkę od Rona. - Idź, proszę... Potrzebuje kogoś.
Harry podniósł się z łóżka i wyszedł z pokoju. Zszedł piętro niżej i na schodach zobaczył Natalie, stojącą twarzą do ściany, z włosami spływającymi na twarz. Podszedł do niej i objął ją ostrożnie.
- Ja wiem, jak się czujesz - wyszeptał jej we włosy. - Dobrze wiem, co to znaczy stracić całą rodzinę...
- Tylko, że to nie jest tak, jak tobie się wydaje, Harry... - powiedziała, przyciskając się do jego ramienia. - Ty straciłeś rodzinę jako dziecko i trafiłeś do wujostwa, prawda? Ale nie wydawało ci się, gdy mnie poznałeś, że ja żyję w normalnej, szczęśliwej rodzinie?
- Tak... Byłem przekonany, że...
- A ja wcale nie miałam w domu lepiej niż ty. Nie rozumiesz? Jakoś wszyscy opowiadali ciągle o swojej rodzinie, ale kiedy temat schodził na moją rodzinę, ja nie otwierałam ust. Ciebie traktowano jak powietrze... a ja żyłam cały czas w rodzinie patologicznej, gdzie ojciec tłukł mnie za wszystko i starał się odizolować mnie od reszty świata, nie pozwalał mi się cieszyć niczym, a jak już udawało mi się znaleźć coś, co lubiłam robić, to mi to zabierał. Gdy coś wychodziło mi dobrze, mówił, że jego to w ogóle nie urządza. Co go obchodziło, że mam najwyższe oceny? Było przecież milion innych rzeczy, których nie potrafię robić! - załkała głośniej.
- Starałam się przed tym uchronić Ellie i szło mi do samego końca... Do jej końca...
- Nie musisz o tym mówić, jeśli nie chcesz...
- Chcę, Harry, o to chodzi, że chcę, żebyś wiedział w końcu, jak to jest! Ojciec despota, ja chroniłam przed wszystkim Ellie, a matki nawet nie było prawie wcale w domu! Kiedy miałam okazję pojechać do babci, byłam najszczęśliwszym dzieckiem na świecie. Rodzice się rozwiedli, gdy byliśmy w drugiej klasie Hogwartu, ale zaczęło się sypać między mną, a moją jedyną przyjaciółką, siostrą... Wszystko się rozleciało... A ona zginęła tam z moją jedyną podporą - babcią i dziadkiem. Oni mnie wprowadzili do naszego świat, Harry... Mojego, twojego... Oni zginęli, a wtedy ciotka Mary-Jane, z którą prawie nic mnie nie łączy, jeśli chodzi o więzy krwi, musiała wziąć mnie pod opiekę i nie wiem co by się stało, gdyby nie państwo Weasley. A gdy się dowiedziałam, że Blackowie to i moja rodzina, to zmarł Syriusz... Kto mi pozostał? Nie mam rodziny. Najbliższa jest mi teraz Tonks... Harry, to jest zupełnie inaczej, niż było w twoim wypadku, ale teraz oboje jesteśmy na tej samej pozycji...
- I dlatego nie chcę, żebyś wyruszała ze mną wbrew sobie. Nie rób tego, jeśli nie chcesz lub nie czujesz się na siłach. Zawsze możesz pomóc tutaj, przyczynić się do tego, żeby inni mieli lepiej, a ja sobie poradzę nawet w pojedynkę...
- Nie mogę cię zostawić - pokręciła głową energicznie. - Jeśli nie mam kogo chronić w rodzinie, to muszę chronić przyjaciół. Nie podaruję sobie, jeśli coś ci się stanie, a dobrze oboje wiemy, że to, co zamierzamy zrobić, jest ryzykowne. A co cztery głowy to nie jedna, nie?
- Tak... Ale gdybyś czuła jakieś wątpliwości, po prostu zostań. Wiem, że psychicznie radzisz sobie lepiej od Hermiony, podziwiam to - stwierdził całkiem szczerze. - Wiesz, co między innymi podoba mi się w Ginny? Że tak mało płacze. I ją i ciebie bardzo to wyróżnia. Płaczesz odrobinę częściej niż ona, ale masz ku temu powody. A dobrze by było, gdybyś przemyślała sobie wszystko, bo...
- Harry, ja to już wiedziałam przed śmiercią Dumbledore'a. Przypominam ci o tym, że ciotka i ja mamy pewne źródła - wskazała ręką na swoją głowę - z których znamy pewne szczegóły przyszłości i wiedziałam już, co się święci. I odpowiedź brzmi: zrobię to co najbardziej słuszne, a to wydaje się być właśnie najlepszym wyjściem. Wcale nie wyjdę na tym gorzej, niż gdybym pozostała w zamku. A ciotka przepowiedziała mi w dziewięćdziesiątym piątym, w urodziny... Zaraz po tym, jak powiedziała mi o tym, że mam wizje prorocze... Powiedziała: "Ucieszysz się z tego daru, gdy przyjdzie kres jednego rozdziału w życiu, a jeszcze przed nim czas ostatniego sądu dla wielu. Czarna Armia przyjdzie w miejsce pozornie bezpieczne, widziałam to już. Musisz wypełnić jego ostatnią prośbę, która nie będzie wcale wypowiedziana dosłownie i być może nie przez niego. Wszystko zapisane jest w symbolach...". Miałam ucieszyć się z tego daru w czasie, gdy zaczną się masowe mordy za sprawą Voldemorta, tyle zrozumiałam. Czarna Armia przyjdzie w miejsce pozornie bezpieczne... Śmierciożercy przedostaną się gdzieś, gdzie dotychczas czuliśmy się bezpiecznie, ale nie wiem, o które miejsce może chodzić dokładnie... A "jego ostatnia prośba" pozostaje dla mnie tajemnicą, bo nie wiem o czyją prośbę chodzi. Musimy zwracać też uwagę na różne symbole, bo mogą wiele znaczyć. I ciotce chodziło o symbole takie, jak na przykład... No nie wiem, Mroczny Znak czy coś w tym stylu. Czuję to. Może trzeba będzie zinterpretować parę symboli podczas wyprawy po horkruksy, żeby dopiero wszystko zrozumieć.
Rozniosły się śmiechy Weasleyów z salonu.
- Harry, boję się... Nie chcę, żeby doszło do tego, że znowu stracimy kogoś bliskiego.
- Ja też się boję... Ale to nieuniknione, skoro zabito kogoś takiego jak Dumbledore...
- ...albo Moody. Wiem. Czy pani Weasley już cię wypytywała o to wszystko?
- Podróż? Tak. A ciebie?
Potrząsnęła głową przecząco.
- Jeszcze to zrobi - stwierdził.
- Tak, zdecydowanie. Przepraszam, nie chciałam ci się tutaj rozklejać jak Cho... Fuj.
Harry roześmiał się na głos, aż Fleur wyjrzała na schody.
- Nie szkodzi! - zawołał rozbawiony. - Mi to wiele wyjaśnia, a ty chyba czujesz się już lepiej, co?
- Tak... - skłamała. A może i nie... Czuła się po prostu głupio, bo znowu musiała mówić o tym wszystkim, ale wiedziała, że bez tego Harry wciąż miałby wątpliwości, czy powinien wyruszać z przyjaciółmi. To też widziała w wizji.
- Idę do Rona i Hermiony pomóc im przekopać się przez książki.
- Ja pójdę pomóc pani Weasley - odpowiedziała.
Odwrócili się od siebie i ruszyli w przeciwnych kierunkach. Natalie wyszła do salonu i po dziwnym spojrzeniu Fleur poznała, że musi mieć zaczerwienione oczy. Odwróciła się i powędrowała do kuchni, gdzie pani Weasley bez słowa podeszła do niej i uścisnęła ją.
- Pani Weasley... Pomóc pani z kolacją?
- Nie, nie trzeba, kochanieńka, dziękuję. Artur poszedł już zawołać pozostałych. A gdybyś chciała wybrać się do Londynu po coś, to mów, możemy cię zawieźć i...
- Mam licencję na teleportację, dam radę. A jutro z samego rana wybiorę się po materiał na sukienkę... Kupić coś dla pani? A może chce pani wybrać się ze mną?
- Nie, nie ma potrzeby! Wybiorę się za parę dni, żeby kupić sobie też jakieś ubranie na wesele, w końcu powinnam jakoś wyglądać, jako matka Pana Młodego, prawda? - zaśmiała się cicho.
- Mogę dla pani coś uszyć, jeśli pani chce. Tylko niech mi pani powie, jak ma to wyglądać i wybierzemy się razem po materiały. Mogę pani pokazać zaraz... Chwila... - wyjęła różdżkę i przywołała album ze zdjęciami ze swojego pokoju. Album wpadł jej w wolną rękę i zaczęła go wertować. Wyjęła z niego zdjęcie sprzed dwóch i pół roku. - Nie wiem, czy Fred pani to pokazywał, ale to jest zdjęcie z Balu Bożonarodzeniowego. Tą suknię uszyłam sobie sama.
Pani Weasley wzięła zdjęcie w swoje małe ręce i przyjrzała się mu z podziwem. Natalie stała na nim w pięknej, długiej sukni balowej z Fredem u boku. Uśmiechnęła się i oddała jej fotografię.
- W wieku piętnastu lat sobie uszyłaś taką suknię? Miałaś piętnaście lat i uszyłaś to bez niczyjej pomocy?
- Mhm. Dean Thomas narysował mi tylko projekt tego, jak miałaby wyglądać od przodu i od tyłu, ja zrobiłam swoje poprawki i uszyłam ją. To jak?
- A potrafiłabyś... - pani Molly podeszła do szuflady i wyjęła z niej starą fotografię. - uszyć taki strój, jaki miałam tutaj? Chodzi o to, żeby suknia miała prosty, zielony dół z odcinaną górą, jaśniejszą od dołu, ale dekolt mógłby być wycięty bardziej w łódkę, bo karo jest już niemodne.
- Oczywiście, postaram się. Może nawet w Londynie znajdę już gotowy dół, bo takie spódnice są teraz znów modne. Jakie odcienie materiałów?
- Jakie uważasz, ale żeby po prostu razem grało. Ty się znasz na rzeczy! Ale gdybym mogła zasugerować, to jakieś ciepłe barwy, może jakiś zielony albo żółty... Coś ładnego!
Wszyscy zeszli na kolację i zasiedli razem przy stole.
Dzień urodzin Harry'ego nadszedł prędko. To właśnie tego dnia do Nory zawitali państwo Delacour, co wcale nie odjęło pani Weasley nerwów. Wieczorem przyszli między innymi Tonks i Lupin, żeby zjeść z Harrym jego urodzinową kolację. Był to przeddzień ślubu Fleur i Billa, a Harry chodził cały dzień w skowronkach, bo Ginny go pocałowała w ramach prezentu urodzinowego. Ron dał mu reprymendę, bo dopiero co z nią zerwał dla jej bezpieczeństwa, a teraz znowu się obściskiwali. Zanim pan Artur wrócił z pracy, wysłał do Nory patronusa, który poinformował ich, że zjawi się z nim Rufus Scrimgeour. Goście, rozsadzeni przy stolikach w ogrodzie, otoczeni lampionami wyczarowanymi przez Freda i George'a oraz złoto-fioletowymi ozdobami wyczarowanymi przez Ginny, poruszyli się bardzo tą wiadomością, ale pozostali, bo pani Weasley niosła tort Harry'ego w kształcie wielkiego znicza. Chwilę po tym, gdy zdmuchnął świeczki, Rufus Scrimgeour przeszedł przez bramę posesji i oświadczył, że chce porozmawiać z Harrym, Ronem, Hermioną i Natalie. Weszli do domu i usiedli naprzeciw Scrimgeoura.
- Pewnie zastanawia was, czego mógłbym od was chcieć w taki dzień...
- Mam nadzieję, że czegoś innego, niż chciałeś ode mnie po pogrzebie Dumbledore'a - burknął Harry.
- Uważaj na słowa, panie Potter. Mam tu dla was coś, co na pewno was zainteresuje i nie ma to nic wspólnego z tym, o co cię prosiłem, Harry, i wciąż mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Mam tu dla was fragment testamentu zmarłego dyrektora Hogwartu.
- Minął miesiąc od pogrzebu - warknął Harry.
- Pewnie, że tak. Dziś minie data, do której Ministerstwo może trzymać testament i rzeczy zapisane w nim - powiedziała Natalie. - Teraz testamenty są sprawdzane przez gobliny, ale według prawa, nie mogą zostawać rozpatrywane dłużej niż miesiąc.
- Wiąże pani swoją przyszłość z Ministerstwem, panno White? - spytał Scrimgeour.
- Na pewno woli robić coś bardziej pożytecznego, niż praca u was - wycedziła Hermiona.
- Dumbledore nam coś zapisał? - spytał Ron.
- Jesteś tym zaskoczony? A może uważasz, że nie powinien tego zrobić?
- Pewnie, że nie jest to zaskoczeniem! Ron był ulubieńcem Dumbledore'a! - skłamała Natalie. - To nic dziwnego, że przepisał mu swój wynalazek!
- A jak wytłumaczy pani to, że nie pominął pani w swoim testamencie?
Zamilkła. Harry, Ron i Hermiona wpatrywali się w nią oczekująco, a gdy Hermiona otworzyła usta, Natalie odezwała się:
- Przede wszystkim, ja i Hermiona mamy najwyższe wyniki w nauce od początku nauki w Hogwarcie, więc to mogłoby tłumaczyć wszystko, ale jeśli potrzebuje pan innego powodu, to moja babka pracowała jakiś czas w Hogwarcie i miała świetne relacje z profesor McGonagall, o ile nawet nie były przyjaciółkami. A skoro było tak, to mogła i przyjaźnić się z Dumbledorem.
- Rozumiem... No więc odczytam wam wreszcie to, co najważniejsze. Panu Ronaldowi Biliusowi Weasleyowi zapisuję mój wygaszacz, sądzę, że zrobi z niego dobry pożytek. Sympatia Albusa do pana, panie Weasley, jest powodem, dla którego przepisał panu swój wynalazek, tak?
- Oczywiście - potwierdził Ron bez mrugnięcia okiem i odebrał wygaszacz z ręki Rufusa. Pstryknął nim raz, a wszystkie światła w pokoju zgasły. Pstryknął drugi raz i powróciły na swoje miejsce. - Ale czad...
- Pannie Hermionie Jean Granger zawierzam moją starą książkę "Baśnie Barda Beedla", ponieważ jest osobą wiecznie zaczytaną i inteligentną, dlatego może wyciągnąć z niej wiele ważnych wniosków.
Hermiona sięgnęła po starą, poniszczoną książkę i zapłakała nad nią. Ron przygarnął ją do siebie ramieniem i jemu również łza zakręciła się w oku.
- Pannie Natalie Grace White pragnę podarować tubę na zwoje w głównej barwie jej domu, Ravenclawu, aby przypominała jej o przynależności do niego i utwierdzała ją w tym, że była tam naprawdę potrzebna.
Jasnoniebieska tuba, bardzo lekka, powędrowała do jej dłoni i nagle stała się bardzo ciężka, czego nie okazała Rufusowi. Wiedziała, że Dumbledore coś tam dla niej ukrył i mogło się to ujawnić tylko wtedy, gdy ona tego dotknęła, a więc musiało to być poufne. Położyła ciężką tubę na kolanach i utkwiła spojrzenie w mężczyźnie.
- Dlaczego ją pani podarował? - spytał Scrimgeour.
- Bo ja wiem? - spytała powoli, spokojnym głosem. - Nigdy nie miałam, gdzie pakować zwojów i to pewnie dlatego, być może zauważył, że zawsze biegam z całymi zwojami i w drodze mi się rozwijają, bo nigdy nie zaklejam ich niczym. A może należała wcześniej do kogoś z mojej rodziny... Miałam babcię w Ravenclawie.
- A rodzice gdzie przynależeli?
- Podczas pierwszej wojny czarodziejów obie babcie zostały potraktowane jakimś urokiem, przez który ich jedyne dzieci, a moi rodzice, zostali charłakami.
- Rozumiem. Czyli... Jak jest z pani czystością krwi?
- Pochodzę z rodu Blacków, więc jestem czystej krwi. Tak mam zapisane w drzewie genealogicznym i w dokumentach. Jeden dziadek związany z Blackami miał na nazwisko Stephens, a babcia, nie jego żona, tylko ta druga, z domu była Black, a po ślubie nazywała się Thunder.
- Mhm... A to pani jest wnuczką świętej pamięci Janice i Richarda Thunderów, tak? Została pani przydzielona pod opiekę Mary-Jane White i dlatego nie ma pani nazwiska Stephens, prawda?
- Prawda. Trzeba nadmienić, że ciotka White jest spokrewniona z Prewettami, więc również zasięga się do Blacków. Ledwo, bo ledwo, ale jednak.
- Dobrze, teraz wszystko jasne... Panu Harry'emu Jamesowi Potterowi - serce Harry'ego na chwilę zamarło - zapisuję złoty znicz, który złapał na swoim pierwszym meczu Quidditcha, bo z racji tego pewnie bardzo wiele dla niego znaczy. Czy w tym zniczu jest coś zawarte?
- To znaczy? - spytał Harry.
- Znicze pamiętają dotyk tego, kto ich dotknął. To jest ich zaleta, bo przy sporach podczas meczów można łatwo wykazać, kto zdobył punkt. Nikt ich nie dotyka poza meczami, chyba, że przez rękawiczki. Nawet wytwórcy.
- I co? Ma się tak nagle otworzyć, kiedy go dotknę i przekazać mi plan objęcia władzy nad światem czarodziei ułożony przez kogoś innego? - spytał Harry ironicznie.
- Ja tego nie powiedziałem. Widziałem, że pański tort ma kształt znicza, więc wierzę, że powód podany przez Dumbledore'a jest właściwy. Niech pan go weźmie, panie Potter.
Harry wyciągnął rękę i poczuł, jakby wielki kamień spadł mu do żołądka. Jak złapać znicza, żeby go nie dotknąć? Żeby nie otworzył się nagle i nie wyjawił Scrimgeourowi wiadomości od Dumbledore'a? Chwycił go wreszcie, żeby nie wzbudzić podejrzeń, gdy... kompletnie nic się nie wydarzyło. Znicz zatrzepotał skrzydełkami i schował je. Nie otworzył się.
- Pragnę mu również przekazać miecz Godryka Gryffindora, który spoczywa w moim gabinecie. Panie Potter, wie pan, że ten miecz jest zabytkiem i właśnie to jest powód, dla którego nie może go pan otrzymać. Został skonfiskowany, jako skarb rasy czarodziejskiej.
- Dumbledore mu go przepisał! - zawołała Hermiona. - Nie możecie mu go odebrać!
- Mam na piśmie, że możemy, panno Granger. Skoro to tyle, muszę już was opuścić i powrócić do swoich obowiązków. Żegnam i życzę miłego wieczoru. Wszystkiego najlepszego, panie Potter.
- Dziękuję - burknął Harry, choć wcale nie okazał wdzięczności.
Wrócili do ogródka, lecz nie spotkali go już. Zobaczyli tylko, jak pani Weasley oglądała się za nim za bramą i wróciła zdenerwowana.
- Czego on chciał? - zapytała z pogardą.
- Odczytał nam testament profesora Dumbledore'a - wyjaśniła Natalie.
- Dobry Boże... - zasłoniła sobie ręką usta.
Usiedli z pozostałymi i opowiedzieli im przebieg tej wizyty. Harry był rozwścieczony tym, że nie mógł otrzymać miecza Godryka Gryffindora, który mógł się okazać niezbędny w walce z Voldemortem czy odnajdywaniem horkruksów. Przez cały wieczór rozmyślał, jak mógłby go odzyskać i czy rzeczywiście Ministerstwo ma prawo zatrzymać jego miecz. I ciekawe gdzie on pozostał...
Gdy rozeszli się do swoich sypialni pod rozkazem pani Weasley, Natalie wykradła się ze swojego pokoju i pobiegła po Hermionę, a następnie obie udały się do sypialni Harry'ego i Rona. Natalie miała ze sobą wielką tubę na pergaminy Dumbledore'a.
- Coś się stało? - zapytał Harry.
- Natalie musi wam coś pokazać - powiedziała podekscytowana Hermiona.
Hermiona usiadła na łóżku Rona, a Natalie na Harry'ego. Ron pstryknął wygaszaczem i mała świecąca kula światła powędrowała do lampy, dając słabe światło w pokoju. Natalie uniosła tubę i potrząsnęła nią, a pozostali usłyszeli dźwięk czegoś ciężkiego obijającego się o jej ścianki.
- Co tam jest? - zapytał Ron.
Uśmiechnęła się i otworzyła ją. Wyjęła pierwszy kawałek pergaminu, który wpadł jej w rękę i przeczytała go szybko w myślach, żeby móc odczytać go zaraz na głos:
- Natalie, być może prędko domyśliłaś się, że nie jest to zwykły prezent, jak to pomyśleli pewnie pracownicy Ministerstwa. A już na pewno zorientowałaś się, gdy z obcych rąk dostał się w twoje ręce i nagle stał się dużo cięższy. Zabezpieczyłem go najróżniejszymi zaklęciami, więc jest bezpieczny, gdyby ktoś inny chciał zobaczyć czym jest to opakowanie, lub chciałby chociażby bez twojej woli odczytać jeden z dokumentów. Są tutaj wszelkie moje zapiski, które mogłyby ci się przydać w Hogwarcie, w czasie gdy Voldemort postara się objąć panowanie nad światem czarodziejów. Znajdziesz tutaj chociażby nauki, jakich nie posiądziesz nawet na siódmym roku Hogwartu, czy mapę zamku z pomieszczeniami i ukrytymi przejściami, co okazuje się również bardzo pomocne. Nie bez powodu chciałem uczynić cię prefektem, i to prefektem naczelnym na siódmym roku nauki. Ufam, że dobrze wykorzystasz moją wiedzę. Albus Percival Wulfrick Brian Dumbledore
- A ty wiesz co to oznacza? - zapytał Harry, gdy spojrzała na nich sponad kartki, oczekując na jakąkolwiek reakcję.
- Dumbledore wiedział o wszystkim co się zdarzy - stwierdził z niedowierzaniem Ron.
- No właśnie - przytaknął Harry. - A skoro wiedział o tym, że wojna się zbliża, że jego testament przejdzie gruntowną kontrolę i miał świadomość, że nie wyruszę sam poszukiwać horkruksów... Musisz zostać w Hogwarcie.
- Co? - zapytała otwierając oczy szeroko.
- No tak, to logiczne... - mruknęła Hermiona. - Dumbledore skądś zawsze znał przeszłość, teraźniejszość i przyszłość... A skoro tobie zapisuje takie rzeczy, jak plan Hogwartu, posada prefekta naczelnego i kładzie nacisk na naukę, którą miałabyś zyskać na siódmym roku... Natalie, on chyba chciałby, żebyś została w Hogwarcie, żebyś mogła pilnować tam porządku i abyś była naszym okiem na szkołę, gdy my będziemy poszukiwać horkrkusków. Wiedział, że Ron, ty i ja pójdziemy za Harrym, ale tylko tobie podświadomie kładzie pod nos prośbę, abyś nie opuszczała szkoły.
- Ja już nie rozumiem... - szepnęła kręcąc głową. - Chcecie, żebym została? Żebym nie szła z wami szukać horkruksów?
- Pewnie, że chcielibyśmy cię mieć przy sobie - powiedział Harry. - ale z tego listu wynika, że ty właśnie powinnaś porzucić tą wyprawę.
- Wiadomo, że zawsze lepiej by było, gdybyś mogła z nami być przez cały czas, bo jesteś mądra i nie masz problemów z obroną przed czarną magią - rzekł Ron.
- Ja...
- Czy nie miałaś jakiegoś proroctwa? Albo twoja ciotka? Czegoś, co wyjaśniłoby tą kwestię? - spytała Hermiona.
- Nie... Nie wiem, nie przypominam sobie...
- Spokojnie, pomyśl nad tym dobrze - szepnął Harry, spoglądając jej prosto w oczy.
Widzieli, że jest poruszona tym, co powiedzieli i sama nie do końca chce przyjąć do świadomości, że to, co planowała tak długo z przyjaciółmi, może teraz wyglądać zupełnie inaczej.
- Ciotka pisała do mnie... - powiedziała w końcu. - Pisała, że muszę naprawdę uważać na siódmym roku. Nie ze względu na owutemy, a na to, co będzie się działo w Hogwarcie. I że powinnam dbać o pozostałych. Nigdy nie wysnuwała nawet przypuszczeń, że mogłabym opuścić szkołę, więc... Ale Dumbledore... No jasne... Cholera... Słuchajcie, mi jest naprawdę wszystko jedno, co ze mną będzie, ale chodzi mi tylko o to, jakie jest wasze zdanie na ten temat. Jeśli wolicie, żebym z wami poszła, to nawet się nie zawaham, tylko powiedzcie całkiem szczerze!
Zamilkli. Zdawało się, że można usłyszeć, jak ich mózgi wytężają się i próbują rozważyć skutki każdej z odpowiedzi. Hermiona pierwsza przerwała ciszę:
- Nie przemyśleliśmy właśnie tego, że nie mamy nikogo, kto w razie przypadku mógłby reaktywować Gwardię Dumbledore'a na naszą prośbę, korespondować z nami i mieć oko na szkołę.
- Chyba tylko Dumbledore o tym pomyślał - stwierdził Ron. - Może mieć rację.
Hermiona pokiwała głową. Wszyscy popatrzyli na Harry'ego.
- Jeśli czujesz... Jeśli czujesz, że musisz z nami iść, to ja cię nie zatrzymam. Nie bronię tego Hermionie i Ronowi, więc tobie też nie zabronię. W każdym razie, jeśli proroctwo wskaże na to, że musisz iść z nami, żeby to się powiodło, to nawet byłbym skłonny zaciągnąć cię wbrew woli na te poszukiwania - uśmiechnął się lekko. - Ale w innej sytuacji, czyli takiej, w jakiej jesteśmy teraz, rozsądnie byłoby, gdybyś spełniła ostatnie życzenie Dumbledore'a.
- Musisz wypełnić jego ostatnią prośbę, która nie będzie wcale wypowiedziana dosłownie i być może nie przez niego... Harry, pamiętasz? Proroctwo ciotki Mary-Jane! - zawołała.
- No widzisz? Mamy już odpowiedź - uśmiechnął się słabo, widząc, że jej wątpliwości zostały rozwiane.
- Twoja ciotka to powiedziała? - zapytała Hermiona.
- To zdecydowanie mamy werdykt - stwierdził Ron.
Kolejnego dnia wszyscy byli bardzo poddenerwowani. Zostały ostatnie etapy przygotowania ślubu oraz wesela Fleur i Billa. Skończyli przystrajać wnętrze namiotu, wysprzątali każdy kąt i zabrali się za przystrajanie samych siebie. Harry zażył eliksiru wielosokowego z włosami jakiegoś rudego chłopaka z wioski obok, które podstępem dostali od niego Fred i George - przewrócili go za pomocą magicznej kałuży i upadł boleśnie na ziemię, a w tym samym czasie George wyrwał mu trochę włosów z głowy, czego on nie zauważył, będąc w szoku. Mężczyźni ubrani w garnitury, smokingi, surduty, przenosili krzesła i stoły. Pani Weasley ubrała strój uszyty dla niej przez Natalie i od trzydziestu minut dziękowała jej i wychwalała, że jest wspanialszy, niż to sobie wyobrażała, na zmianę chwaląc niebieską sukienkę, którą sprawiła sobie Krukonka. Ciotka Muriel właśnie stała w kuchni i pouczała Fleur, że jej diadem powinna nosić inaczej i wyliczała Hermionie, że do swojej sukienki ma "za chude pięciny i zbyt nisko osadzone ramiona". Czepiała się wszystkich i o wszystko, tak jak mówiła Ginny. Bliźniacy stanęli przed namiotem i zaczęli wpuszczać gości z zaproszeniami.
- Mogliśmy spetryfikować ciotkę Muriel - burknął George do Freda.
- Taa... Wyrzucilibyśmy jej zaproszenie i byłby spokój. O wszystko się czepia.
Harry stanął przy nich.
- Oni wszyscy są tacy wystrojeni... Sztuczne to takie - burknął Fred.
- Ale można oko pocieszyć, nie? - uśmiechnął się George. - Spójrz tylko tam, na Gabrielle.
- Albo na Ginny, Hermionę czy Natalie - wtrącił Harry.
- No... - mruknął Fred, wodząc wzrokiem za Natalie.
Minęła ich w zjawiskowej, chabrowej sukience i czarnych szpilkach. Piękne, długie włosy zostawiła bez zbędnych kombinacji. Opalona wakacyjnym słońcem, długie, smukłe nogi, proporcjonalnie idealna budowa; wcięcie w talii, kobiece kształty... Dziś absolutnie nikt nie był w stanie przyczepić się ani jednego szczegółu jej ubioru, co Weasleyowie, Harry (i pewnie pozostali goście również) zdążyli zauważyć.
- Kiedy ja będę brał ślub - ciągnął Fred. - nie będę dbał o te wszystkie szczegóły. Przyjdźcie ubrani tak, jak chcecie. Mamę spetryfikuję na czas wesela i będzie po krzyku.
- Hej, braciszku - powiedział George wychylając głowę nad gości. - chyba widzę parę kuzynek-wil. Będą potrzebować pomocy, żeby zrozumieć angielskie obyczaje i całą tą resztę, rozumiesz co mam na myśli...
- Nie tak szybko, bezuchy - rzekł Fred i wyminął go, podchodząc do dwóch wil. - Permettez-moi, że assister vous.
Spojrzały na niego z uśmiechami, w których Harry dojrzał znaczny cień drwiny. George rzucił mu piorunujące spojrzenie i odprowadził niską, starą kobietę za nimi do następnego rzędu, a Harry spojrzał na zaproszenie, które wręczył mu kolejny gość.
- Pan Lovegood? - zapytał, spoglądając na mężczyznę w żółtym surducie.
- Witaj, Harry - obdarzył go promiennym uśmiechem. - Ty znasz moją córkę, Lunę, prawda? Gdzieś tu była...
Luna nadeszła, jakby gdyby słyszała swego ojca.
- Cześć, Harry.
- Hej, Luno. Proszę za mną - wprowadził ich do namiotu z zaskoczeniem.
- Państwo Weasley, wspaniali ludzie, zaprosili nas, bo mieszkamy na wzgórzu, tutaj niedaleko.
- Tak. To wesele, a tata sądzi, że na taką okazję powinno ubierać się wesołe kolory, dlatego oboje jesteśmy ubrani na żółto. To kolor słońca - oświadczyła z dumą.
- Bardzo ładnie - Harry potrząsnął głową, jakby nieświadom tego, co mówi.
Zasiedli przy stoliku, przeprosił ich i powrócił do pozostałych gości, aby ich odprowadzić. Wkrótce wszyscy już siedzieli na krzesłach i oczekiwali na Parę Młodą. Bill stanął na swoim miejscu, a obok niego jego ojciec. Gdy wreszcie nadeszła Fleur, pan Weasley zajął swoje miejsce. Panna Młoda przeszła pomiędzy dwoma rzędami krzeseł, a za nią Ginny i Gabrielle Delacour, druhny. Ginny wyglądała zjawiskowo w swojej sukience i Harry poczuł żal, że musi ją zostawić już wkrótce. Niski człowieczyna przeprowadził całą ceremonię, podczas której pani Weasley i pani Delacour cały czas płakały ze szczęścia i dumy. Bill i Fleur oficjalnie stali się małżeństwem.
Wesele rozpoczęło się - wszyscy usiedli przy swoich stolikach i Harry wyszukał wzrokiem swoich przyjaciół - Rona, który wysłuchiwał ciotki Muriel, Natalie rozmawiającą z Charliem, bratem Rona oraz Hermionę... ściskającą Wiktora Kruma na powitanie! Pewnie Fleur musiała go zaprosić, jako swojego przyjaciela. Ron wyglądał na wściekłego, gdy go zobaczył.
Harry ruszył do stolika Kruma, gdy został mu na tacy ostatni wolny kieliszek szampana. Wręczył mu go, a on zaprosił go do stołu.
- Jesteś kolejnym kuzynem Weasleyów, co? - zapytał, patrząc na jego rude włosy.
- Mhm. Jestem Barney, daleki kuzyn.
- No tak, Barney... Powiedz mi, znasz tą Hermionę Granger?
- Trochę znam.
- A czy ona jest teraz z tym twoim kuzynem, Ronem?
- Tak jakby... Na to wszystko wygląda.
- Ech... Co mi po tym, że jestem sławnym graczem Quidditcha i reprezentuję Bułgarię, skoro wszystkie ładne dziewczyny są zajęte? Hermiona z Ronem... A tamta ruda druhna? Ona ma chłopaka?
Harry zobaczył, że Krum obserwuje Ginny.
- O tak! - zawołał. - Takiego wielkiego osiłka, co to jest o nią strasznie zazdrosny! - skłamał.
- Mhm... I ta w niebieskiej sukience, blondynka... To jest też wila?
- Poniekąd. W jednej ósmej wila, z tego co słyszałem. I też ma chłopaka, ale tego nie znam - znowu skłamał, bo nie chciał, żeby Krum kręcił się przy Natalie.
- No proszę... Kogoś mi ona przypomina...
- Natalie White.
- Tą z Hogwartu, tak odrobinę...
- To ona!
- Że co?! O rany... Ale one wszystkie się pozmieniały! Ale ten gość... Zaraz wyzwę go na pojedynek, mówię ci - nienawistnym wzrokiem obrzucił ojca Luny i wskazał na niego widelcem. - Widzisz ten jego wisior? Ten znak, symbol? To znak Grindelwalda.
- Jesteś pewien?
- W końcu Grindelwald zabił mi dziadka! Parę osób namalowało sobie potem ten znak w szkole na piórniku czy gdzieś, chcieli pokazać jacy to oni nie są odważni, dopóki ich inni nie piętnowali przez tą głupotę...
- Pan Ksenofilius nie jest pewien, co oznacza ten znak, jestem niemal gotów to przysiąc. Ma dość... dziwne spojrzenie na świat i pewnie myśli, że ten znak to przekrój czaszki chrapaka krętorogiego, czy czegoś takiego.
- Czego?
- Nie mam pojęcia.
Krum zaśmiał się.
- Jesteś całkiem zabawny, Barney! No nic, idę pogadać z Hermioną, dawno jej nie widziałem.
Harry również odszedł od stołu i napotkał Elfiasa Doge'a. Przysiadł się do niego i zaczął z nim rozmowę na temat Dumbledore'a, do czego wtrąciła się ciotka Muriel i zaczęła opowiadać swoją wersję tego, co dowiedziała się od sąsiadów Dumbledore'a. W przciwieństwie do Elfiasa, nie mówiła niczego pochlebnego. Minęło już dużo czasu od rozpoczęcia wesela - Harry zobaczył, że Fred i George już dawno gdzieś zniknęli z dwoma wilami, Hagrid, Charlie i jakiś przysadzisty czarodziej w fioletowym stroju śpiewali piesń o mężnym Odonie w kącie, a i Natalie gdzieś zaginęła. Harry skończył rozmawiać z Doge'em i ciotką Muriel, a po chwili podeszła do niego Hermiona.
- Nie mam już sił tańczyć - westchnęła. - Ron poszedł po piwo... Wiesz, to dziwne, ale Wiktor i pan Lovegood chyba przed chwilą się pokłócili, bo Wiktor odchodził od niego w stanie silnego wzburzenia.
- Ciekawe... A widziałaś gdzieś Natalie? Nawet nie zauważyłem kiedy zniknęła.
- Ron mówił, że wyszła z namiotu i chyba poszła w stronę lasu.
- Myślisz...
- Jestem pewna, wyszła zaraz po nich - przerwała mu przytakując bez entuzjazmu. - Na pewno nie miała jakiegoś proroctwa, bo nie zdążyłaby wyjść i pani Mary-Jane zaraz by przy niej była, a siedzi z mamą Rona. Znowu zdarza jej się to samo. Przecież w Hogsmeade, przed świętami, poszło im chyba o coś podobnego... Lepiej pójdę ją poszukać.
- Myślę, że nie powinna się martwić - Harry obejrzał się na boki, żeby upewnić się, że nikt ich nie słucha. - Nic z tego... Widziałem, jak na nich patrzyły.
- Ale ona o tym nie wie. I oni obaj też nie wiedzą, co?
- No nie...
Harry chciał coś dopowiedzieć, ale zdarzyło się nagle coś niespodziewanego. Przez baldachim nad parkietem spadło coś dużego i srebrnego. To był lśniący ryś. Patronus. Wszyscy zamarli i obrócili w jego kierunku głowy. Zwierzę przemówiło donośnym, głębokim głosem Kingsleya Shacklebolta:
- Ministersto padło. Scrimgeour nie żyje. Nadchodzą.
Wszystko nagle jakby zamarło i ucichło. Po chwili ktoś krzyknął i ludzie zaczęli się rozbiegać w różne strony w przerażeniu. Wielu deportowało się pośpiesznie. Ochronne zaklęcia otaczające Norę straciły swoją siłę.
- Ron! - krzyknęła Hermiona. - Ron, gdzie jesteś?!
Przepychając się przez tłum panikujących ludzi, Harry dostrzegł kilka zamaskowanych postaci w czarnych pelerynach, a potem ujrzał Lupina i Tonks, którzy rzucali Zaklęcie Tarczy. Przerażeni goście wpadali na nich i potrącali ich. Harry złapał Hermionę za rękę, żeby się z nią nie rozdzielić i zaczęli nawoływać za Ronem i Natalie. Kilka zaklęć świsnęło im nad głowami, chybiając o cale. Wpadli wreszcie na Rona. Poczuli jak obracają się szybko w miejscu, wszystko znikło, zamilkło i mknęli przez przestrzeń, oddalając się od śmierciożerców, Nory, a może i od Voldemorta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz