sobota, 22 lutego 2014

Rozdział 22. - "Walka w Departamencie Tajemnic"

     Harry, Ron, Hermiona, Neville, Ginny, Natalie i Luna weszli do ciasnej budki telefonicznej za Ronem.
     - Kto jest najbliżej aparatu, niech wykręci sześć-dwa-cztery-cztery-dwa! - krzyknął Ron.
     Zrobiła to Ginny, a gdy wykręciła ostatni numer, rozległ się chłodny kobiecy głos:
     - Ministerstwo Magii, witamy. Proszę podać imię, nazwisko i powód wizyty.
     - Harry Potter, Ron Weasley, Hermiona Granger, Ginny Weasley, Neville Longbottom, Luna Lovegood i Natalie White! - powiedział szybko Harry. - Przychodzimy kogoś uratować, chyba, że Ministerstwo zrobi to szybciej!
     - Dziękuję - odrzekł chłodny głos. - Proszę wziąć plakietki i przypiąć je sobie na piersiach.
     Siedem plakietek wypadło z automatu. Neville rozdał je wszystkim i spojrzał na swoją.

NEVILLE LONGBOTTOM
Misja ratunkowa

     - Szanownym interesantom przypominamy o konieczności poddania się kontroli osobistej i sprawdzeniu różdżek w atrium, przy stanowisku ochrony.
     - Świetnie, jedźmy już! - zawołał Ron.
     Ściany budki zadrżały, chodnik podjechał do góry, a oni zaczęli zapadać się w głębię Ministerstwa. Światło oblało ich całych i wyjęli różdżki, na wypadek, gdyby ktoś na nich czekał. Atrium było jednak puste, w kominkach osadzonych w ścianach nawet nie palił się ogień, a na suficie wiły się wciąż złote symbole.
     - Ministerstwo Magii życzy miłego wieczoru - oznajmił kobiecy głos.
     Opuścili windę. Słychać było tylko plusk wody w złotej fontannie. Pobiegli za Harrym, który wydał komendę "naprzód", dotarli do wind, zjechali jedną z nich na dół, a złote kraty rozsunęły się z łoskotem i wpadli na piętro dziewiąte. Dopiero teraz zauważyli jak bardzo jałaśliwe są te windy i wkrótce pewnie ktoś z ochrony ich usłyszy...
     Ale tu nikogo nie ma. Nie ma żadnych ochroniarzy!
     Ktoś musi być... To byłoby zbyt proste. To zły znak...
     Kobiecy głos w windzie oznajmił "Departament Tajemnic", słowa te obiły się echem po pomieszczeniu i dobiegły jeszcze uszy uczniów. Szli teraz mrocznym korytarzem, który Harry tak dobrze znał ze swoich snów. W końcu się tu znalazł, tyle razy widział to miejsce we śnie, a teraz miał przejść przez tajemnicze drzwi, których nigdy nie zdołał otworzyć... Zatrzymał się w połowie korytarza i odwrócił się do pozostałych.
     - Dobra, może... - zaczął niepewnie. - Może parę osób zostanie tutaj jako czujki i...
     - A jak damy ci znać, że ktoś nadchodzi? Możesz być daleko - pouczyła Ginny, marszcząc brwi.
     - Idziemy z tobą, Harry - rzekł Neville.
     - No to do dzieła - powiedział stanowczo Ron.
     Harry wciąż nie chciał, by wszyscy z nim szli, ale nie miał wyboru. Odrócił się do drzwi i ruszył naprzód. Zupełnie jak w jego śnie, drzwi same się przed nim otworzyły. Przekroczył próg jako pierwszy, a zaraz za nim pozostali.
     Stali w ogromnym, kolistym pomieszczeniu. Wszystko było tu czarne - ściany, podłoga, sugit, drzwi bez klamek i tabliczek, pomiędzy którymi płonęły w uchwytach świece. Ich bladoniebieskie, rażące światło odbijało się w lśniącej marmurowej posadzce, co sprawiało wrażenie, jakby mieli pod stopami ciemną wodę.
     - Zamknijcie drzwi - rozkazał Harry i pożałował tego od razu, gdy Neville to zrobił.
     Ogarnął ich kompletny mrok, a po chwili widzieli już tylko wiązki niebieskiego światła odbijającego się w posadzce. Ruszyli w stronę szeregu tuzina drzwi. Rozległ się jakiś łoskot, płomienie świec zaczęły się przesuwać. Okrągła komnata kręciła się wokół własnej osi. Hermiona chwyciła Harry'ego za ramię tak, jakby bała się, że podłoga też zacznie się kręcić, ale nie, tylko ściany pozostawały w ruchu. Po paru sekundach łoskot zmilkł i wszystko się zatrzymało.
     - Co to było? - zapytał przerażony Ron.
     - Pułapka - rzekła Ginny. - To miało nam utrudnić...
     - Rozpoznanie drzwi. Każdych kolejnych i tych, którymi tu weszliśmy. - dokończyła Natalie.
     Harry pojął, że obie dziewczyny mają rację. Nie mógł rozpoznać żadnych wrót.
     - Jak się stąd wydostaniemy? - zapytał Neville.
     - Będziemy się tym martwić, jak znajdziemy Syriusza. Teraz to nieważne.
     - Tylko go nie wołaj, Harry! - syknęła błagalnym tonem Hermiona.
     - Gdzie idziemy? - zapytał Ron.
     Harry zastanowił się przez chwilę jak wyglądało to wszystko w jego wizjach. Wchodził do Departamentu Tajemnic,  przechodził nagle przez jakieś czarne drzwi do ciemnego pokoju... tego, w którym właśnie jest... a potem przez drugie drzi do pokoju z jakimiś... światełkami. Opowiedział to pozostałym.
     - Musimy spróbować je odnaleźć.
     Za pierwszymi drzwiami nie znaleźli światełek. Było tam parę biurek, a pośrodku piętrzyło się olbrzymie, szklane naczynie wypełnione ciemnozielonym płynem. Było tak ogromne, że cała siódemka mogłaby w nim pływać, Drygowały w nim jakieś pełowobiałe kształty.
     - To larwy akwawirusów! - rozległ się okrzyk Luny. - Tata mówił, że ministerstwo je hoduje!
     - To nie to - burknęła Hermiona. - To są... mózgi. Ale nie wiem po co tu one są. Harry, spójrz, tam są inne drzwi!
     Rzeczywiście, w pokoju było mnóstwo kolejnych, czarnych drzwi. Jak rozległe są podziemia Ministerstwa?!
     - Nie, we śnie wchodziłem z tamtego okrągłego pokoju do pomieszczenia ze światełkami.
     Cofnęli się, a Natalie machnęła różdżką i na drzwiach pojawił się czerwony, świecący znak. Rozległ się łoskot i pokój znowu się zaczął obracać, ale teraz wiedzieli już przynajmniej, że jedne z tych drzwi na pewno nie są drzwiami właściwymi.
     - Dobrze pomyślane - pochwalił ją Neville z bladym uśmiechem.
     - Wyjąłeś mi to z ust - dodała Hermiona.
     W kolejnym pokoju również nie znaleźli niczego, co pokrywałoby się z wizjami Harry'ego. Była tam jednak czarna zasłona na starym, popękanym kamiennym łuku, który wyglądał tak, jakby miał się za chwilę zawalić. Harry i Luna słyszeli dobiegające z niego szepty, ale musieli pospieszyć się, żeby odnaleźć Syriusza i nie sprawdzili co jest tego powodem. Kolejne drzwi nie chciały się otworzyć nawet za pomocą czarów, a Harry zniszczył na nich nóż Syriusza, który miał otwierać wszystkie zamki. Czwarty pokój okazał się być pokojem właściwym. Pokój pełen światełek i zegarów, które wypełniały całą wolną przestrzeń między półkami lub spoczywały na biurkach. Przebiegli przez niego do ostatnich drzwi. Wszyscy mieli różdżki w pogotowiu i wpatrywali się ze zniecierpliwieniem to na Harry'ego, to na drzwi. Harry pchnął drzwi i weszli do środka.
     Komnata wypełniona była półkami, na których stały małe, zakurzone, szklane kule.
     - To miał być dział dziewięćdziesiąty siódmy - powiedział Harry i małe światełko zapaliło się na końcu jego różdżki. Przechodzili od półki do półki, szukając tej, z numerem dziewięćdziesiąt siedem. Pięćdziesiąt cztery... Gdzie on jest? Gdzie jest Syriusz?... Sześćdziesiąt osiem... Przecież powinien się odzywać, jeśli tu jest!... Osiemdziesiąt cztery... A co jeśli już jest martwy?
     - Harry, tutaj! - Natalie wskazała mu tabliczkę z właściwym numerem.
     Harry wbiegł tam i rozejrzał się dookoła. Nikogo tam nie było... Nie było ani śladu Syriusza. Żadnych śladów walki...
     - Ja myślę... Myślę, że tu nikogo nie ma, Harry - szepnęła Hermiona z przerażeniem w głosie.
     - Musi być!
     Zaczął biegać w kółko, zajrzał wszędzie zaglądać, ale nie znalazł niczego, zupełnie niczego, co świadczyłoby o obecności jego ojca chrzestnego.
     - Hej, Harry, tu jest twoje nazwisko! - krzyknął Ron.
     Wrócił do swojego przyjaciela i odnalazł na półce szklaną kulę, pod którą był napis:

S.P.T do A.P.W.B.D
Czarny Pan i
(?) Harry Potter

   Harry wyciągnął rękę po szklaną kulę, czuł, że musi to zrobić.
     - Harry, nie, to może być niebezpieczne! - zawołała Hermiona.
     - Tutaj jest tylko twoje nazwisko - rzekła Natalie. - Naszych tutaj nie ma.
     Rozejrzał się po półkach. Nie rzuciło mu się w oczy żadne znajome nazwisko.
     - No właśnie - rzucił. - To jest moje imię i nazwisko. Dotyczy to mnie, więc chyba mogę to sprawdzić.
     - Harry, nie! - zawołał Neville.
     Jego krągła twarz była teraz pozbawiona koloru i przerażona.
     - Tu jest moje imię i nazwisko - powtórzył.
     Sięgnął po kulę i zdał sobie sprawę, że robi coś lekkomyślnego, ale może w końcu stanie się coś, co sprawi, że ta wyprawa jednak miała swój sens, może wreszcie zdarzy się coś ważnego i...
     Kula wcale nie była chłodna. Wręcz przeciwnie, była ciepła, jakby parę godzin leżała na słońcu, ogrzana swoim własnym, wewnętrznym światełkiem. Zacisnął na niej palce i nic się nie stało. Pozostali zbliżyli się, żeby zobaczyć, czy coś się zdarzy, a za ich plecami wybrzmiał głos, przeciągający sylaby:
     - Bardzo dobrze, Potter, a teraz odwróć się i oddaj to mi, a może nic ci się nie stanie.

     Zakapturzone postacie stały teraz przed nimi i trzymały różdżki w rękach. Harry zorientował się, że są to śmierciożercy.
     - Oddaj mi to, Potter. - powtórzył Lucjusz Malfoy.
     - Gdzie jest Syriusz?
     Kilku śmierciożerców parsknęło śmiechem.
     - Czarny Pan zawsze ma rację! - oznajmiła jedna z postaci ochrypłym kobiecym głosem.
     - Zawsze - powtórzył cicho Malfoy - a teraz daj mi tę przepowiednię, Potter.
     - Chcę wiedzieć, gdzie jest Syriusz!
     - Chcę wiedzieć, gdzie jest Syriusz! - powtórzyła drwiącym głosem stojąca na lewo kobieta, a znowu parę osób zaśmiało się szyderczo.
     - Wiem, że go macie! Gdzie on jest?!
     - Dzidziuś obudził się w nocy psielaziony i myślał, zie to cio mu się psiśniło, to była plawda! - kobieta udawała dziecięce szczebiotanie.
     Śmiechy jeszcze bardziej się namnożyły. Ron poruszył się gwałtownie, ale Harry skarcił go:
     - Nic nie rób. Jeszcze nie teraz.
     - Słyszycie go? Słyszycie? Udziela im rad, jakby chciał z nami walczyć!
     - Cicho bądź, Bellatrix, znam Pottera lepiej niż ty i wiem, że ma skłonności do robienia z siebie bohatera. Czarny Pan też bardzo dobrze o tym wie. Już czas, żebyś nauczył się rozróżniać życie od snu, Potter! Oddaj przepowiednię, bo będziemy musieli użyć różdżek!
     - Spróbujcie!
     Wszyscy w pomieszczeniu unieśli różdżki. A co jeśli Syriusza naprawdę tam nie ma? Jeśli Harry przyprowadził swoich przyjaciół na bezsensowną śmierć? W dodatku gdyby miał wybrać kogoś z Gwardii Dumbledore'a do walki z Voldemortem, to na pewno nie byliby to Ginny, Luna i Neville... Choć nie, Neville zrobił naprawdę duże postępy w tym roku i być może mógłby sobie poradzić...
     Ale śmierciożercy ich nie zaatakowali.
     - Oddaj przepowiednię, a nic ci się nie stanie.
     Tym razem to Harry się zaśmiał.
     - Mam ci oddać tę... Ee... przepowiednię, tak? A ty wypuścisz mnie wolno? A czemu Voldemortowi na niej zależy?
     - ŚMIESZ WYPOWIADAĆ JEGO IMIĘ?! - wrzasnęła Bellatrix.
     - A, tak! - Harry potrząsnął głową. - Śmiem. Bez obaw wymawiam: Vol...
     - Cruc...
     Malfoy zabrał jej różdżkę, a czerwony promień śmignął tuż nad ich głowami.
     - POWIEDZIAŁEM CI: NIE! - wrzasnął na nią. - Czarny Pan chce mieć przepowiednię! Jeśli ją roztrzaskasz...
     Harry nadepnął na stopę Natalie.
     - Walcie w półki... PRZEPRASZAM! - krzyknął, gdy Malfoy i Bellatrix się sprzeczali. - Ale co to w ogóle za przepowiednia?
     - Nie wierzę... To niemożliwe! - zawołał Malfoy.
     - ...kiedy powiem... - szepnął Harry do Natalie.
     - Dumbledore ci nie powiedział? Nie mówił ci, dlaczego Czarny Pan chciał cię zamordować?
     - ...gdy powiem "teraz"... Nie, nie mówił! Nie wiem tego! Czy... Czyli ktoś wypowiedział przepowiednię o mnie i o Voldemorcie, tak?
     - Brawo, Potter.
     - I próbował się posłużyć Sturgis'em i Bode'm, żeby ją wykraść, ale może ją wziąć tylko ten, kogo ona dotyczy, tak?
     - Cóż za wspaniała dedukcja. Wypowiedziano o was przepowiednię i Czarny Pan zwabił cię, żebyś przyniósł mu tą przepowiednię. Wie, że nie jesteś już tak głu...
     - I odwalacie całą czarną robotę za Voldemorta, tak? - zadrwił.
     - TY GŁUPCZE! - kaptur spadł z głowy Bellatrix. Pobyt w Azkabanie sprawił, że jej twarz się zapadła i wyglądała teraz jak trupia czaszka, ale ożywiała ją jednak jakaś szaleńcza... - PLUGAWISZ SWOIM JĘZYKIEM JEGO IMIĘ, WSTRĘTNY MIESZAŃCU!
     - A wiesz, że on też jest mieszańcem? - zapytał Harry. Nie miał pojęcia co zrobić, żeby zyskać na czasie, więc plótł, co mu ślina na język przyniosła. - Jego ojciec był mugolem i...
     - KONIEC! Nie masz zachęty, żeby oddać nam przepowiednię, co? Już ja wiem, co cię do tego zmusi - Bellatrix wyszczerzyła się triumfalnie. - Łapcie tą najmłodszą. Niech sobie popatrzy chłopak, jak wyglądają tortury... Ja to zrobię.
     Harry zasłonił Ginny.
     - Jeśli ją tkniecie, będziecie musieli mnie odrzucić, a to oznacza, że rozbijecie przepowiednię!
     Voldemortowi zależy na tej przepowiedni. Ale Herry'emu nie. Jego ona w ogóle nie obchodzi i nie obchodziła. Ważne było, żeby żadne z jego przyjaciół nie ucierpiało za jego głupotę.
     - Teraz!
     Siedem promieni świsnęło prosto w półki, a z nich pospadały przepowiednie.
     - W nogi!
     Na miejscu, gdzie przepowiednie się roztłukły, powstały srebrne widma ludzi, które zaczęły wypowiadać proroctwa. Uczniowie uciekali, porozbiegali się w różne strony i walczyli ze śmierciożercami. Jeden z nich został czymś oblany i jego głowa najpierw zmniejszała się, stawała się taka jak u niemowlęcia, a potem znowu stawała się normalna i tak w kółko.
     - MAMY GO! JEST W POKOJU...
     Natalie machnęła różdżką i zapewne zastosowała zaklęcie Silencio, bo śmierciożerca bezgłośnie wypowiadał dalsze słowa.
     - Petrificus Totalus! - wrzasnął Harry, a kolejny śmierciożerca padł na ziemię.
     - Dobra robota, Ha...
     Fioletowy promień trafił Hermionę prosto w pierś. Jęknęła "ojej" jakby to ją zdziwiło i upadła nieprzytomnie na posadzkę. Harry padł przy niej na kolana, a w tej samej chwili Neville wylazł na czworakach spod biurka z wyciągniętą różdżką. Niemy śmierciożerca odwrócił wzrok od Hermiony, którą spetryfikował i mocnym kpniakiem przełamał różdżkę Neville'a na pół i trafił go w twarz. Zawył z bólu i potoczył się pod biurko zostawiając za sobą plamy krwi. Śmierciożerca zerwał maskę z twarzy i wycelował różdżkę w Harry'ego. To był Antonin Dołohow, zabójca Prewettów, Harry zapamiętał go z "Proroka Codziennego". Uśmiechnął się triumfalnie i wolną ręką wskazał na przepowiednię, potem na siebie i na Hermionę. Harry zrozumiał, że chce powiedzieć "Oddaj mi przepowiednię, bo jak nie, to spotka cię to samo, co ją..."
     - I tak nas wszystkich pozabijasz, jak ci ją oddam! - warknął Harry.
     Narastające w nim strach i panika nie pozwoliły mu zebrać myśli. Nie miał odwagi spojrzeć na Hermionę, której ramię wciąż było ciepłe. Bał się, że jest martwa... Jeśli umarła, to będzie moja wina... Niech ona nie będzie martwa, niech nie będzie martwa... Coś huknęło za drzwiami i Harry wycelował różdżkę w Dołohowa, który odwrócił się od niego.
     - Petrificus totalus! - wrzasnął, a Dołohow upadł na plecy.
     Neville podpełzł do Harry'ego, a Natalie przyczołgała się spomiędzy półek.
     - Dzo dzi złobibi? - zapytał ją Neville.
     - Żebym jeszcze wiedziała... Sparaliżowali mi nogi!
     - Harry, ty beź Herbiooo-ę, a ja bobrobadzę Nadalie.
     - Nie... Musicie się dostać do wind i wszcząć alaram... Ja znajdę resztę i... Może uda nam się jakoś wrócić... Czy ona żyje? - zapytał wskazując na Hermionę.
     Oboje sięgnęli, żeby sprawdzić puls Hermionie, ale Neville ją wyprzedził.
     - Dag, żyje. Buls bije, Harry, ma bewno... Bójdziemy z tobom ich boszukadź.
     - Neville, weź różdżkę Hermiony - poleciła Natalie.
     Sięgnął po nią i schował swoją do kieszeni.
     - Harry, wypowiedz zaklęcie Mobiliocorpus i wykonaj różdżką taki zawijas - zademonstrowała. - Będziesz mógł przenieść Hermionę. Albo... Może ja to zrobię, żebyś ty miał wolną różdżkę i mógł walczyć. Mobiliocorpus!
     Ciało Hermiony uniosło się nad nimi. Neville wstał z ziemi i podniósł Natalie, a Harry ruszył przed nimi z uniesioną różdżką.
     - Rób bszyzdko dzo dzchdzesz, Harry, ale nie oddabaj ib brzebobiedni! - ostrzegł Neville.
     Spostrzegli się, że w okrągłym pokoju z drzwiami nie było już czerwonych krzyżyków, które miały im pomóc. Weszli więc przez pierwsze drzwi z brzegu i znaleźli tam Ginny, która miała złamaną kostkę, ogłupionego Rona oraz całą i zdrową Lunę. Przenieśli się do następnego pokoju, w którym były mózgi w zbiorniku i tam zaskoczyli ich następni śmierciożercy. Teraz tylko Harry i Neville byli w stanie walczyć. Zostawili za ścianą pozostałych i miotali zaklęciami we wrogów, choć przez wadę wymowy Neville'a, jego zaklęcia w ogóle nie działały. Nagle zobaczyli, że Natalie odnalazła jakiś sposób, żeby zniwelować zaklęcie paraliżujące i pomknęła w stronę drzwi, które przez Malfoya zamknęły jej się tuż przed nosem. Dobijała się przez chwilę, ale nic to nie dało. Osaczyli Harry'ego.
     - No, mamy cię z głowy, zostałeś sam, Potter! - zawołał Malfoy.
     - Bie jezd sam! Ba jeżdże bnie! - krzyknął Neville i zszedł po kamiennych schodkach do nich. - DRĘDWODA! DRĘDWODA! DRĘDWO...
     Dwóch śmierciożerców chwyciło go, a on zaczął wierzgać nogami i nie dał rady im się uwolnić w żaden sposób.
     - No proszę, Longbottom! - krzyknął Malfoy. - Twoja babcia jest już przyzwyczajona, że odbieramy jej członków rodziny, więc nie będzie zaskoczona twoją śmiercią!
     Rozległy się śmiechy.
     - Longbottom, tak? - Bellatrix wyszczerzyła się okropnie. - Miałam okazję i przyjemność poznać twoich rodziców, chłopcze...
     - BIEM, ŻE BIAŁAŹ! - ryknął Neville i zaczął się szamotać tak gwałtownie, że kolejny śmierciożerca kazał go oszołomić.
     - Nie, nie, nie! - zakazała Bellatrix. - Zobaczymy jak długo mały Longbottom wytrzyma, zanim zgłupieje jak jego starzy... Chyba, że Potter odda nam przepowiednię!
     - NIE ODDABAJ JEJ IM, HARRY! BÓWIŁEM CI! - wrzasnął. Wierzgał jak szalony, gdy Bellatrix podeszła z różdżką do niego. -  NIE DABAJ IB JEJ!
     - Crucio!
     Śmierciożerca wypuścił Neville'a na posadzkę, a ten zawył z bólu i podciągnął kolana do piersi. Leżał na ziemi i krzyczał, łkając i zginając się.
     - To na początek! - zapiała Bellatrix i opuściła różdżkę. - To jak Potter? Oddasz nam tę przepowiednię?
     Harry nie miał już wyboru. Nie mógł patrzeć na to, jak jego przyjaciele cierpią, a już zwłaszcza Neville, którego rodzice omal nie zginęli z rąk jego oprawcy. Wyciągnął rękę z przepowiednią. Malfoy doskoczył do niego i sięgnął po kulę, gdy nagle rozbrzmiał krzyk Natalie:
     - Bombarda Maxima!
    Drzwi wybuchły, a ich odłamki wystrzeliły w ich stronę. Natalie wpadła do pokoju i wrzasnęła:
     - Expulso!
     Jeden ze śmierciożerców, którzy przytrzymywali Neville'a, odleciał prostu w Bellatrix, która w ostatniej chwili przed nim umknęła. Do pokoju wbiegli Tonks, Remus, Syriusz, Dumbledore i inni członkowie Zakonu Feniksa. Harry schował przepowiednię i razem z Zakonem zaczęli walczyć ze śmierciożercami. Udało im się oszołomić kilku śmierciożerców i ukryli się, pomagając innym ze swojej kryjówki. Zobaczyli jak Syriusz pojedynkuje się z Bellatrix. Kolejne jej zaklęcie chybiło go, ale Harry nie wytrzymał i wybiegł stamtąd, żeby mu pomóc. Natalie i Neville pogonili za nim, ale ktoś trafił Neville'a zaklęciem Tarantallegra, przez co runął na ziemię, a jego stopy podrygiwały w dziwny sposób. Przy okazji wytrącił Harry'emu przepowiednię z ręki.
     - Harry, dag bi brzygro! Nie chdziałem! Brzebrażam!
     - Nie szkodzi, schowajcie się gdzieś! - odparł.
     Neville wypuścił różdżkę po drodze, więc Natalie przyklękła przy nim i osłaniała ich przed następnymi zaklęciami. Zielony promień omal nie musnął jej ramienia, a po chwili kolejny wystrzelił ku Syriuszowi i ominął go o cal.
     - Zmykajcie stąd! - wrzasnął do nich Syriusz. - No dalej, kuzyneczko! - zawołał do Bellatrix tym razem. - Postaraj się bardziej, przecież potrafisz! - ryknął, a jego głos potoczył się echem po kamiennej sali.
     Drugi promień trafił go prosto w klatkę piersiową.
     Śmiech jeszcze nie wygasł na jego twarzy, lecz oczy rozwarły się szeroko.
     Nie zdając sobie z tego co robi, Natalie wypuściła Neville'a i ruszyła w tamtą stronę, a z naprzeciwka dobiegał do nich Dumbledore.
     Syriusz... Syriusz opadał na ziemię jak w zwolnionym tempie. Jego ciąło wygięło się i osunęło do tyłu przez postrzępioną zasłonę zwisającą pod starym, kamiennym łukiem...
     I Harry ujrzał na zniszczonej, niegdyś przystojnej twarzy swojego ojca chrzestnego mieszaninę stracu, zaskoczenia i dawnego rozbawienia, gdy przeleciał pod starożytnym łukiem i zniknął za zasłoną, która falowała wciąż przez  chwilę, jakby uderzał w nią mocny wiatr.
     I znieruchomiała.
     Triumfalny okrzyk i śmiech Bellatrix poniósł się po sali. Nie przejął się tym, bo Syriusz zaraz przecież pojawi się po drugiej stronie zasłony...
     Nie. Nie zrobił tego. On... zniknął.
     - SYRIUSZ! - ryknął Harry. - SYRIUSZ!
     Natalie zatrzymała się i obejrzała się najpierw na Neville'a, a potem na kamienny łuk. Pobiegła w stronę łuku za Harrym, a jej szata falowała za nią, gdy przecinała powietrze. Oboje zatrzymał Lupin i przycisnął mocno do siebie.
     - Nic nie możecie już zrobić... - wykrztusił.
     - Muszę go stamtąd wyciągnąć! On tylko wpadł za zasłonę! - wrzasnął Harry, wciąż się wyszarpując.
     - Za późno, Harry...
     - Nie! On żyje! - wrzasnął.
     Szarpał się wciąż z Lupinem, ale ten go nie puszczał. Usłyszał szloch Natalie, ale nadal nie mógł uwierzyć, że coś mogło się stać jego ojcu chrzestnemu.
     - Nie! On nie odszedł!

     Nie wierzył w to i nigdy w to nie uwierzy. Nadal wyrywał się ze wszystkich sił: Lupin tego nie rozumie, za zasłoną ukrywali się ludzie, przecież on i Luna ich słyszeli, słyszeli ich szepty, kiedy po raz pierwszy pojawił się w tej sali. Syriusz po prostu tam się schował!
     - SYRIUSZU! - zawołał. - SYRIUSZU!
     - On już nie wróci, Harry - rzekł Lupin łamiącym się głosem. - Nie może wrócić, bo zgi...
     - ON... NIE... ON NIE ZGINĄŁ! - ryknął Harry. - SYRIUSZU!
     Wokół panowało zamieszanie. Przebłyski zaklęć migotały w całym pokoju, wszyscy byli zbyt zajęci walką  o przeżycie, żeby móc teraz iść i pomóc Syriuszowi. Nikt nie wiedział, że on tam się schował za zasłoną. Nie mógł odejść... Przecież wyjdzie zaraz zza kotary, odgarnie grzywę czarnych włosów z czoła i rzuci się do walki, śmiejąc się w twarz Bellatrix.
      Tonks leżała nieprzytomnie, Moody próbował ją cucić, a Kingsley pojedynkował się z Bellatrix. Natalie odeszła do tyłu i za poradą Lupina rzuciła na Neville'a zaklęcie Finite, a jego nogi przestały pląsać. Objął ją ramieniem i podszedł do Harry'ego.
     - Harry... dag bi brzygro... Dży den dżłobieg... Syriusz Black... Był tboim brzyjadzielem?
     Harry skinął głową.
     - Chodźcie, znajdziemy innych - powiedział Lupin.
     Harry stał teraz nieruchomo i wpatrywał się w zasłonę. Wiedział już, że Syriusz nie wróci. Wszyscy tutaj walczyli, a on stał z Nevillem, zapłakaną Natalie i Lupinem, któremu mówienie sprawiało trudność, bo głos strasznie mu się łamał.
     - Gdzie oni są, Neville?
     - Zą dab - odrzekł Neville. - Mózg zaadagował Rona, ale nidz mu zie nie zdało... A Herbiona jezd niebrzydobna, ale bulz jej bije...
     Zza podestu dobiegł huk i krzyk. Kingsley padł na posadzkę wyjąc z bólu. Harry ruszył za Bellatrix w pogoń, a ona uciekała właśnie przed zaklęciem Dumbledore'a. Dobiegli do wind i wyprzedziła go, wskoczyła do pierwszej, a Harry poczekał na następną złapał ją w atrium, gdzie od razu rzuciła zaklęcie, które go omal nie trafiło w dłoń. Schował się za posągiem czarodzieja.
     - No wyłaź! Myślałam, że gonisz mnie, bo chcesz pomścić mojego kuzyna!
     - Bo chcę! - wrzasnął i wyskoczył zza posągu, a echo odpowiedziało jak chór "Chcę! Chcę! Chcę!".
     - Ajajaj! - zapiała. - A więc dzidziuś go kochał?!
     - Crucio!
     Zaklęcie zwaliło ją z nóg, ale nie wiła się z bólu jak Neville. Podniosła się bez uśmiechu i zapytała:
     - Nie rzucałeś jeszcze Zaklęć Niewybaczalnych, co Potter? Musisz chcieć zadać ból! Cieszyć się z tego! Słuszny gniew nie sprawi mi bólu na długo! Byłam i jestem najwierniejszym sługą Czarnego Pana i to od niego nauczyłam się czarnej magii! Chcesz to ci pokażę!
     Czerwony promień uderzył w głowę posągu i strącił ją na podłogę. Harry schował się teraz za złotym centaurem i zdarzyło się to samo. Pobiegł do trzeciego posągu.
     - Ostatnia szansa, Potter! Oddaj przepowiednię!
     - NIE MAM JEJ! Stłukła się, gdy biegłem do Syriusza i się przewróciłem! Wszyscy byli tak zajęci, że nikt nawet tego nie zauważył i nie usłyszał przepowiedni!
     - KŁAMIESZ! Wiem, że ją masz, łgarzu! Accio przepowiednia! ACCIO PRZEPOWIEDNIA!
     Harry parsknął śmiechem, bo wiedział, że to ją teraz najbardziej zaboli.
     - Ciekaw jestem, co na to twój stary kumpel, Voldemort!
     - ZAMKNIJ SIĘ!... Och, panie! Wybacz mi! Nie chciałam! Nie wiedziałam, że...
     - Przecież on cię nie usłyszy stąd! - zaśmiał się Harry.
     - Jesteś tego taki pewien, Potter? - zapytał wysoki, drwiący głos.
     Harry odwrócił się za siebie. Wysoki, zakapturzony, z białą twarzą, szparkami zamiast nosa i świdrującymi czarnymi otworami w oczodołach, w których lśnił szkarłat podłużnych źrenic, celował w niego różdżką. Harry był sparaliżowany, jego różdżka była utkwiona w ziemi i nie był w stanie nawet mrugnąć.
      - On nie kłamie, Bella. Widzę to... Za długo mnie denerwowałeś, Potter. Za często. Nie mam nic więcej do powiedzenia... Avada Kedavra!
     Posąg nad głową Harry'ego zeskoczył i stanął pomiędzy Harrym i Voldemortem. Zaklęcie spłynęło gładko po jego piersi.
     - Dumbledore! - wrzasnął Voldemort.
     Obaj mężczyźni zaczęli się pojedynkować. Nagle Voldemort zniknął z pola widzenia i Dumbledore wrzasnął, do Harry’ego:
     - Zostań tam gdzie jesteś, Harry!
     Rozdzierający ból przedarł jego bliznę. Poczuł, że umiera. Stracił z oczu salę i widział tylko ciemność, a potem usłyszał swój głos. Istota znowu przez niego przemawiała...
     - Skoro śmierć nie jest niczym, Dumbledore, to zabij mnie! Zabij teraz tego chłopca!
     - Nie... To za proste, Tom! Gardzę brutalnością, a zabicie ciebie nie jest wystarczającą karą.
     - Nie ma niczego gorszego od śmierci!
     - I tu popełniasz straszliwy błąd, Riddle!
     Istota opuściła ciało Harry'ego, a on upadł na posadzkę twarzą w dół. Po jakimś czasie ocknął się i zobaczył nad sobą Dumbledore'a.
     - Co się dzieje? Gdzie jesteśmy? Oni żyją?... Kim są ci ludzie?
     - SAM-WIESZ-KTO... W MINISTERSTWIE?! - wrzasnął Knot. - Jak to możliwe?! W Ministerstiwe, w nocy... Jak to... Dumbledore? Potter? Co wy tu robicie?!
     - Nie czas na wyjaśnienia, Korneliuszu. Poświęcę ci pół godziny, gdy odstawię Harry'ego do Hogwartu. Zdążę opowiedzieć ci całe zajście, a ty w tym czasie masz usunąć Umbridge z Hogwartu i odwołać swoich aurorów, żeby nie ścigali mojego nauczyciela opieki nad magicznymi stworzeniami, aby mógł nadal nauczać w mojej szkole. Wszystkie listy trafią do mnie na adres dyrektora Hogwartu, o to się nie przejmuj.
     Mnóstwo ludzi z Ministerstwa Magii było świadkami tego, jak Voldemort uciekał z Ministerstwa w towarzystwie Bellatrix Lestrange.
     - On... powrócił. Dumbledore, jak to się...
     Dumbledore chwycił głowę jednego z posągów i zamienił ją w świstoklik.
     - Hej! Nie ma pan pozwolenia na ten świstoklik! - zawołał Knot. - Nie możesz tego zrobić w obecności Ministra, bo...
     - Widzimy się za trzydzieści minut. - oznajmił Dumbledore. - Harry, wiesz co masz robić. - skinął na niego i podał mu świstoklik. - Trzy... Dwa... Jeden...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz