środa, 5 lutego 2014

Rozdział 15. - "Priori Incantatem"

     Harry wylądował w ogromnym namiocie na błoniach Hogwartu. Wyrzucił puchar na bok i spojrzał jeszcze raz na martwe ciało Cedrika, mając nadzieję, że wszystko okaże się zaraz przykrym snem.
     - Matko jedyna... - jęknęła Natalie zaciskając ręce na ramionach Rona i Neville'a.
     Wszyscy zamilkli, orkiestra przestała grać i wśród zdumionych okrzyków pojawili się Dumbledore i Moody. Cho stała pomiędzy Puchonami i patrzyła przerażona na zwłoki swojego chłopaka.
     - Harry! Harry, chodź za mną! - krzyknął dyrektor.
     - Nie! To był Voldemort! On powrócił! Zabił Cedrika! On... On wrócił!
     Nagle pan Diggory przepchnął się przez tłum i upadł na kolana przy ciele swojego syna, a zaraz za nim pani Diggory.
      - Moje dziecko! - wrzasnął ojciec Cedirka. - Moje dziecko!
     Oboje klęczeli i ściskali go, zalewając się łzami. Moody pociągnął za sobą Harry'ego.
     - Dyrektorze, pójdę go zaprowadzić do swojego gabinetu.
     - Dołączę do was wkrótce. - poinformował dyrektor.

     Moody prowadził Harry'ego korytarzem.
     - Co tam się stało? - warknął Moody.
     - To był Voldemort, profesorze. Ten puchar... to był świstoklik. Zabrał nas na cmentarz, na którym pochowany był ojciec Voldemorta. Peter Pettigrew pomógł mu odrodzić się, dodając do jakiegoś wywaru swoją rękę, prochy Toma Riddla Seniora i moją krew. - wskazał na zranioną dłoń. - Wtedy on wziął rękę Glizdogona i nadusił na Mroczny Znak, który był na jego skórze.
     Moody otworzył gabinet i weszli do środka.
     - Wtedy... - kontynuował Harry. - Pojawili się inni śmierciożercy, a wtedy Riddle zaczął mówić o tym, że teraz zacznie się nowa era, w której to on obejmie panowanie. Pojedynkował się ze mną... Ale nasze różdżki... Jakby się połączyły. Pojawiły się wtedy duchy jego ofiar i pomogły mi go powstrzymać na chwilę, a ja w tym czasie wróciłem po ciało Cedrika i puchar... Voldemort powiedział, że w zamku jest jego sługa. Śmierciożerca. To on wrzucił moje nazwisko do Czary Ognia.
     Moody spojrzał na niego z powagą... a po chwili jego usta wykrzywiły się w grymasie uśmiechu i zaczął się przeraźliwie śmiać.
     - Profesorze... Co pana tak śmieszy? - zapytał Harry.
     - To... ja jestem tym śmierciożercą, Harry! Ja! Ja nakłoniłem Hagrida, żeby pokazał ci smoki przed zadaniem. Ja ułatwiłem ci pracę, mówiąc o miotle. Rzuciłem urok na Kruma, żeby powstrzymał innych przed zdobyciem pucharu, a potem sam wpadł w najbliższą pułapkę i wyczarował czerwone iskry symbolizujące poddanie się. To wszystko moja zasługa! A teraz... Skoro wiesz aż tak wiele... Nie wypadałoby, żebym puścił cię wolno, ryzykując, że wygadasz wszystkim o mojej tajemnicy.
     Wyjął różdżkę i w tym samym momencie przez drzwi wpadli Dumbledore, pani McGonagall i profesor Snape. Oszołomili Moody'ego i dyrektor przekazał nauczycielom instrukcje, co do dalszego działania. Podszedł do kufra Szalonookiego, jak zwykli nazywać Moody'ego uczniowie. Wydobył się z jego dna głos Alastora. Znajdował się tam prawdziwy nauczyciel, uśpiony i wynędzniały.
     Snape i profesor McGonagall wrócili ze skrzatką Mrużką. Oszołomiony śmierciożerca zaczął się przemieniać. Harry rozpoznał ten proces. Musiał zażywać nieustannie Eliksir Wielosokowy, żeby podszywać się pod Moody'ego. Kiedy całkowita przemiana się skończyła, Albus Dumbledore spojrzał z politowaniem na oszusta.
     - Barty Crouch Junior... Severusie, podaj panu napój. - polecił mistrzowi eliksirów.
     Nauczyciel podszedł do niego z małą fiolką i zmusił go do wypicia eliksiru o nazwie Veritaserum. Otrzeźwił go i zaczęli przeprowadzać z nim rozmowę.
     - To opowiedz nam Barty, jak to było. Kiedy trafiłeś do Azkabanu, twoja matka była umierająca, tak?
     - Była! A jej ostatnim życzeniem było, żeby mój ojciec mnie uwolnił!
     - Zrobił to? - zapytał Albus. - Czy uciekłeś? Jak to się stało, że jesteś tu teraz z nami?
     - Matka wypiła Eliksir Wielosokowy i dała się zamknąć w więzieniu za mnie, a ja wyszedłem na wolność.  Przyjąłem jej postać. Ojciec podporządkował sobie mnie zaklęciem Imperius, tylko, że ja zacząłem mu się opierać. Musiałem zaplanować powrót Czarnego Pana! A Mrużka się mną opiekowała, głupiutka, namówiła ojca, aby pozwolił synkowi obejrzeć finał mistrzostw świata w Quidditchu. Miałem na sobie pelerynę niewidkę i ukradłem Potterowi różdżkę! Wszyscy, łącznie z tym całym Arturem Weasleyem byli pewni, że sobie śmierciożercy popili i chcieli pokazać, ilu ich jest. Zaczęliśmy znęcać się nad mugolami, a gdy miałem pewność, że nikt mnie nie zobaczy, pobiegłem do lasu i wyczarowałem Mroczny Znak. - łypał teraz spode łba na wszystkich, uśmiechając się złowieszczo. Zdawał się tylko nie zauważać Harry'ego. Veritaserum kompletnie rozplątało mu język i dalej sam już mówił prawdę. - Mrużka użyła swoich czarów. Przywiązała mnie do siebie, dlatego wtedy, jak na polanie zjawili się czarodzieje miotający zaklęciami oszałamiającymi, któryś z uroków trafił nas oboje. Ojczulek usłyszał, że znaleziono Mrużkę, to i poszedł przeszukać krzaki, bo wiedział, że tam będę. Rzucił na mnie zaklęcie Imperius i sprowadził do domu.
     - A nie kontaktowałeś się z Voldemortem?
     - Przybył do mnie kiedyś Glizdogon wraz z Lordem Voldemortem. Podporządkowali sobie mojego ojca i wtajemniczyli w swój plan. Miał bezpiecznie przeprowadzić Harry'ego przez turniej i dopilnować by on pierwszy dotknął pucharu, który przedtem zamieniłem w świstoklik. Napadliśmy Moody'ego i zamknęliśmy go w kufrze, wciąż utrzymując przy życiu, żeby móc tworzyć Eliksir Wielosokowy. To ja włamał się w nocy do gabinetu Snape'a, by wykraść potrzebny mu składnik. Tylko tatuś po jakimś czasie zaczął opierać się zaklęciu i wyruszył do Hogwartu. Widziałem go na Mapie Huncwotów i gdy Potter pobiegł po Dumbledore'a, więc oszołomiłem Kruma i zabiłem ojczulka! Szybka likwidacja problemów. Przetransmutowałem jego zwłoki w kość... i zakopałem w ogródku. U tego gajowego, olbrzyma!
     Pani McGonagall skrzywiła się z obrzydzeniem.
     - Harry, chodź ze mną do gabinetu. Ktoś tam już na nas czeka. - Dumbledore wstał i skinął na Harry'ego.
     Zabrał Harry'ego do swojego gabinetu, a na warcie przy Crouchu zostawił profesor McGonagall. Weszli po krętych schodach na samą górę i ujrzeli Syriusza siedzącego w fotelu. Był przerażony.
     - Harry! Nic ci nie jest?! - zawołał.
     - Nic, wszystko w porządku.
     - Opowiedz nam teraz od nowa, co się tam wydarzyło. Twój ojciec chrzestny powinien o tym wiedzieć. - stwierdził dyrektor.
     Harry zaczął opowiadać wszystko, wraz z informacjami, które pozyskał teraz przez Croucha. Doszedł do momentu połączenia się jego różdżki i różdżki Voldemorta.
     - Nie wiem, czym to mogło być... Po prostu oba zaklęcia się sklepiły i żaden z nas nie mógł nic zrobić.
     - To efekt Priori Incantatem. - wyjaśnił dyrektor. - Wystąpił, ponieważ twoja różdżka i różdżka Voldemorta ma ten sam rdzeń. Pióra Faweksa. Są siostrzane, a to oznacza, że nie da się ich użyć przeciwko sobie.
     - Pióro Faweksa?
     - Opowiadaj dalej.
     Skończył relację i został odprowadzony do skrzydła szpitalnego, gdzie byli już Ron, Hermiona, pani Weasley, Natalie i Bill. Pani Pomfrey podała chłopcu eliksir usypiający, a ten niemal od razu zasnął.

     Obudziły go podniesione głosy Korneliusza Knota i profesor McGonagall.
     - Zabrał pan ze sobą dementora do szkoły, żeby wyssał duszę Bartemiusza? Czy pan oszalał?!
     - A co miałem zrobić, pani zdaniem? Czekać aż ucieknie?! Im szybciej pozbędziemy się śmierciożerców, tym lepiej!
     - Panie Korneliuszu. - powiedział Dumbledore. - W zaistniałej sytuacji radziłbym panu, żeby zawiadomić...
     - Nie obchodzi mnie co państwo zrobiliby na moim miejscu. Sami-Wiecie-Kto nie powrócił! To są kłamstwa. Żegnam.
     Wybrzmiały dźwięki kroków oddalających się od sali. Dyrektor wszedł z profesor McGonagall i Snapem do skrzydła szpitalnego. Stanął przy łóżku Harry'ego, przy którym wciąż czuwali jego przyjaciele, Bill i pani Weasley.
     - Syriuszu, nie musisz się ukrywać. Nie ma tu nikogo, kto cię wyda. - oznajmił spokojnym głosem.
     Syriusz ujawnił się, a Snape najpierw wybałuszył oczy, a potem skrzywił się nieszczęśliwy z widoku kolegi z lat szkolnych.
     - Witaj, Severusie. - wyciągnął do niego dłoń.
     - Witaj, Syriuszu. - niechętnie uścisnął mu rękę.
     - Myślę, że mamy coś do zrobienia, Severusie i Syriuszu. Chciałbym, żebyście mi w czymś pomogli. Przepraszam bardzo, ale będę musiał wam panów odebrać. - zwrócił się dyrektor do pozostałych.
     Syriusz spojrzał po nich i zatrzymał wzrok na Natalie. Przyjrzał jej się krótko, aczkolwiek badawczo i zaraz odwrócił się za dyrektorem. Wychodząc, pomachał im na pożegnanie.
     - Harry powinien jeszcze spać. - stwierdził Bill.
     - Właśnie. Proszę, wypij jeszcze eliksiru. - pani Weasley podała mu kolejną dawkę. - Zostaniemy tu jeszcze trochę.

     Rok szkolny dobiegł końca. Wszyscy znaleźli się w Wielkiej Sali, na uroczystości. Dumbledore, zaraz po przyznaniu punktów dla domów (Gryffindor i Hufflepuff wygrał, ponieważ Harry i Cedrik zdobyli dużo dodatkowych punktów za Turniej Trójmagiczny), miał skończyć wygłaszać mowę.
     - Życzę wam, abyście bezpiecznie spędzili te wakacje. Ale przed tym, muszę was jednak ostrzec... Voldemort powrócił.
     Zduszone okrzyki i szmery ogarnęły Wielką Salę.
     - Pragnę wam przypomnieć, że najważniejszą rzeczą jest teraz jedność. Będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni i na tyle słabi, na ile podzieleni. Trzymajcie się tego i uważajcie na siebie. Do zobaczenia we wrześniu.

     W pociągu do Londynu, Hermiona, Harry i Ron usiedli razem w przedziale. Natalie usiadła w innym z Ginny, Luną i Nevillem. Hermiona, Ron i Harry zaczęli rozmowę na temat Rity Skeeter i jej artykułów.
     - Ostatnio coś cicho, nie ma żadnych skandali, jej artykuły się nie pojawiają nigdzie. - stwierdził Ron.
     - Hm... Nie chciałabym być nieskromna, ale to po części moja zasługa. - przyznała sobie Hermiona.
     - Jak to? - zapytał Harry.
     - Poznałam pewną jej tajemnicę. Trochę długo mi to zajęło, ale dowiedziałam się, że ona jest niezarejestrowanym animagiem. Potrafi zmieniać się w żuka i dlatego tak łatwo jej było szpiegować ludzi!
     - Ale dlaczego przestała pisać? - zapytał Ron.
     - Cóż... Zagroziłam jej, że doniosę na nią do Ministerstwa Magii, jeśli w przeciągu roku napisze jakiś artykuł. - uśmiechnęła się triumfalnie.
     - Hermiono... jesteś niesamowita! - przyznali.
     Drzwi do przedziału otworzyły się z hukiem i wpadła przez nie Natalie, a za nimi Fred i George.
     - Mam dla was pewną... - zaczęła Natalie z szerokim uśmiechem. Chciała wyprzedzić z informacją rudzielców, ale bliźniacy zasłonili jej usta i skrępowali ręce.
     - Mamy dla was pewną rewelację. - powiedzieli równocześnie.
     - Słuchamy. - rzucił Harry.
     - Wiecie czemu Bagman chciał pomóc Harry'emu w turnieju?
     Pokręcili głowami przecząco. George odskoczył na bok i syknął z bólu. Natalie go kopnęła w piszczel.
     - Bo założył się, że Harry wygra! Chodziło o kasę! - zawołała wyrywając się Fredowi.
     Wszyscy popatrzyli po sobie ze zdziwieniem.
     - Przepraszam, Georgie. - wymamrotała do bliźniaka, patrząc na niego z miną zbitego psa.
     - Oberwiesz w domu, Ginn... Nietoperzu. - dokończył.
     - Ginny? - zapytała unosząc jedną brew.
     Fred jedną ręką przycisnął ją do siebie, a drugą roztargał jej włosy.
     - Siostrzyczka! Tylko jakaś taka... nie-ruda!
     Wszyscy się zaśmiali, poza Natalie, która nie mogła mu się wyrwać, żeby przestał mierzwić jej włosy.

     Kiedy uczniowie zaczęli wysiadać, Harry upewnił się, że spakował już wszystko. Dean Thomas, który i tak miał czekać jeszcze na rodziców przez pół godziny, zaoferował, że pomoże mu wynieść rzeczy. Harry wyjrzał prędko za okno, żeby sprawdzić, czy państwo Weasley czekają już na swoje dzieci. Widząc dwie rude głowy w tłumie, stwierdził, że musi się pospieszyć. Zostawił Deana, gdy ten wynosił jego kufer do wózka i pobiegł do Freda i George'a z pakunkiem, który cały czas spoczywał na samej górze w jego kufrze.
     - Fred, George? - zapytał, gdy wyciągali swoje bagaże z przedziału.
     - No? - odwrócili się do niego.
     - Chcę wam coś dać. - wyciągnął pakunek i podał im go. Rzucił okiem przez okno i zobaczył wuja Vernona. - Weźcie to, przyda wam się, gdy będziecie otwierać swój sklep z magicznymi dowcipami.
     - Co to?
     Spojrzał jeszcze raz w okno. Wuj Vernon zobaczył go i kiwnął mu zniecierpliwiony, żeby się pospieszył.
     - Nie mogę rozmawiać. Dursleyowie czekają. Do zobaczenia!
     - Dzięki, Harry. Do zobaczenia!
     Harry zadowolony z siebie opuścił pociąg i zapakował wszystko, co Dean ustawił przy jego wózku. Podszedł do wuja, który warknął na niego, żeby się pospieszył.
     - I czego się tak głupio cieszysz? - zapytał.
     - Absolutnie z niczego! - odparł i uśmiechnął się jeszcze szerzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz