czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 15. - "Powrót Hagrida"

     Harry, Ron i Hermiona jeszcze tej samej nocy pobiegli zbudzić Natalie, żeby spotkać się z nią w Pokoju Życzeń. Była zła, że ją obudzili i nie chcieli powiedzieć dlaczego, ale mimo to dała im się tam wyciągnąć. Opowiedzieli jej historię, którą chwilę temu zasłyszeli od Hagrida. Okazało się, że zniknął, bo wybrał się w podróż, żeby odnaleźć innych olbrzymów, wykonać zadanie od Dumbledore'a i przy okazji dowiedzieć się czegoś o swojej matce. Wyruszył tam z madame Olimpią Maxime, dyrektor Beauxbatons, która również jest olbrzymem. Zajęło im miesiąc dostanie się w góry, a przy tym śledzili ich ludzie z Ministerstwa, więc musieli zboczyć do Francji, aby ich zgubić. Kiedy już tam dotarli i zyskali zaufanie przywódcy olbrzymów, zdążyli zaledwie wyjaśnić mu kim jest Dumbledore i co się święci w związku z chaosem w Ministerstwie. Niestety dwa dni później przywódca zginął, bo co jakiś czas olbrzymom coś odbija i zaczynają się tłuc w swoich "stadach". Musieli zyskać zaufanie nowego przywódcy, co nie było już tak proste, ponieważ śmierciożercy interweniowali i namówili go, aby pozostał po stronie Voldemorta. Udało im się jednak namówić sześć lub siedem olbrzymów, żeby mieć jakichkolwiek popleczników w razie walki z Ministerstwem. Hagrid musiał przerwać spotkanie, ponieważ Umbridge wywęszyła, że ktoś opuścił zamek i przepytywała go na temat jego podróży. Nie wyjawił jej prawdy, ponieważ miała być ściśle tajna.
     A już następnego dnia, na zajęciach Hagrida, Umbridge przyszła go wizytować. Mężczyzna akurat pokazywał uczniom Testrale - magiczne stworzenia, które Harry widział na początku roku przy powozach wiozących uczniów do Hogwartu. Było to jedyne obłaskawione stado w Wielkiej Brytanii. Oczywiście Umbridge narobiła hałasu o to, że Ministerstwo uznało je za "niebezpieczne". Napisała w raporcie, że Hagrida "bawią porywcze i groźne zachowania zwierząt, gestykuluje i posługuje się nieoficjalnym językiem, ma krytycznie krótką pamięć i wzbudza strach wśród uczniów". Oczywiście Malfoy był uradowany z tego powodu, Hermiona omal się nie popłakała ze złości, a Ron i Harry musieli przytrzymać Natalie, żeby nie rzuciła na Malfoya Klątwy Niewybaczalnej lub po prostu nie wydrapała mu oczu.

     Przyszedł grudzień. Prefekci mieli dość swoich dodatkowych obowiązków związanych z zimą. Odpowiadali za strojenie zamku ("Spróbuj powiesić łańcuch z zaczarowanymi lampkami gdy Iryt łapie za drugi koniec i oplątuje cię nim od stóp, po samą szyję, a bliźniacy zabierają ci różdżkę lub po prostu pokładają się ze śmiechu, zamiast ci pomóc!", burzyła się Natalie), pilnowanie uczniów klas pierwszych i drugich, gdy ci nie mogli opuścić zamku z powodu mrozu ("Co za bezczelność! Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek poza Ślizgonami się tak zachowywał, gdy byliśmy w ich wieku, a teraz niemal wszyscy się tak zachowują! Tracimy wieczory na dawaniu im szlabanów!", skarżyła się Hermiona) i patrolowali korytarze na zmianę z Argusem Filchem, który podejrzewał, że świąteczny nastrój może sprzyjać epidemii pojedynków czarodziejów ("Temu to chyba czyraki wyskoczyły na mózgu", podsumował wściekły Ron). Byli tak zajęci, że Natalie czytała mniej książek ("O matko, chyba umrę, muszę to wszystko zaraz nadrobić! Będę ślęczeć po nocach!" obiecywała), a Hermiona przestała szyć ubranka dla skrzatów domowych. Bardzo się z tym gryzła i cały czas o tym mówiła, a Harry nie miał odwagi powiedzieć jej, że to Zgredek sam zbiera wszystkie ubrania, bo pozostałe skrzaty uznały to za obraźliwe. Udawał, że nie może o tym rozmawiać, bo miał wiele zadań do nadrobienia. Siedział pewnego popołudnia z Ronem nad pergaminami i odrabiał zadania, starając się nie zważać na śmiechy i krzyki dochodzące z błoni, na których uczniowie bawili się, rzucali śnieżkami, zjeżdżali na sankach, czy szli poślizgać się po jeziorze, które zawsze zamarzało na tyle głęboko, że nauczyciele nie mieli nic przeciwko i wspominali, że sami tak zawsze robili w ich wieku.
      Nastał ostatni tydzień szkoły. Harry dowiedział się, że Hermiona wyjeżdża na święta z rodzicami na narty, co bardzo bawiło Rona, który dopiero dowiedział się, że mugole przywiązują sobie drewniane deski do nóg i zjeżdżają na nich po śniegu. Był smutny, bo miał spędzać święta w zamku, a po raz pierwszy od pięciu lat, wcale tego nie chciał. Zapytał Rona, co planują na święta. Wiedział, że Natalie również u niego będzie, bo jej ciotka wcale nie kwapiła się, żeby spędzać z nią czas. Miała świadomość, że dużo lepiej czułaby się w towarzystwie kolegów ze szkoły, a ona sama ubolewała nad faktem, że bliźniacy już grozili jej, że w nocy wyniosą ją na dach i sturlają z niego prostu w zaspę śniegu. Ron, słysząc irracjonalne pytanie Harry'ego, wybuchnął śmiechem i wytłumaczył mu, że przecież on również jedzie do Nory na święta. Harry jeszcze nie poczuł takiej ulgi w tym miesiącu.
     Na ostatnie spotkanie Gwardii Dumbledore'a Harry przyszedł wcześniej od innych i był rad, że to zrobił, bo okazało się, że Zgredek sam udekorował ten pokój na święta. Nikt inny przecież nie wywiesiłby mnóstwa złotych bombek z obrazkami przedstawiającymi twarz Harry'ego i napisami "WESOŁYCH I HARRYCH ŚWIĄT!". Gdy ściągał już jedną z ostatnich bombek, do pokoju weszła Luna.
     - Ooo... To urocze. Ty to powiesiłeś? - zapytała ściszonym głosem.
     - Nie, to Zgredek. Skrzat domowy.
     - Jemioła... - mruknęła i spojrzała na sufit. Harry zobaczył tuż nad sobą  kiść białych jagód i odskoczył spod niej natychmiast. - Racja, przeważnie aż się w nich roi od nargli.
     Przybycie Angeliny, Katie i Alicji uratowało go od pytania  o to, czym są nargle. Wszystkie trzy były zaspana i zziębnięte.
     - Wiemy już kto będzie twoim zastępcą - oznajmiła Angelina.
     - Moim zastępcą? - spytał Harry zdziwiony.
     - Twoim i bliźniaków. Zastąpi cię Ginny Weasley. Nie wybałuszaj tak oczu, okazuje się być całkiem niezła, choć nie tak dobra jak ty - burknęła i Harry poczuł, że próbuje na nim wywołać po raz kolejny poczucie winy. Już chciał odpowiedzieć, gdy dodała: - A bliźniaków zastąpią Andrew Kirke i Jack Sloper. Nie są tacy świetni, ale byli dużo lepsi od tych kretynów, którzy się zgłosili...
     Przybycie pozostałych członków przerwało tę nieprzyjemną rozmowę. Wszyscy stanęli w grupie i oczekiwali na polecenia od Harry'ego.
     - Dobra, to... pomyślałem sobie... - zaczął omiatając wzrokiem twarze zebranych.- że powinniśmy powtórzyć wszystko, co dotychczas zrobiliśmy, bo rozpoczęcie nowych zaklęć nie ma sensu przez trzytygodniową przerwę.
     - Nie będziemy robili niczego nowego? - zapytał Zachariasz Smit głośnym szeptem. - Gdybym wiedział, to bym nie przychodził...
     - BARDZO NAM PRZYKRO, ŻE HARRY CIĘ NIE UPRZEDZIŁ! - powiedział głośno Fred.
     Kilka osób się roześmiało, a gdy Harry ujrzał, że nawet Cho się śmieje, poczuł pustkę w żołądku, jakby schodził po schodach i nie trafił na stopień.
     - No to... Złapcie się w swoje pary i.. no... powtarzajcie. Może być najpierw zaklęcie spowalniające, a potem weźmiemy poduszki i poćwiczymy oszałamianie.
     Pierwsze dziesięć minut wzajemnie rzucali na siebie zaklęcie spowalniające, a potem nawzajem się oszałamiali. A jaki ubaw miał Anthony, gdy Natalie upadła po oszołomieniu wprost na oszołomionego wcześniej Jeremy'ego, a Duncan skakał nad nimi z jemiołą! Oczywiście nie podarowała mu tego i rzuciła na niego upiorogacka. Jeremy tak długo się z niej śmiał, że w końcu go spetryfikowała, co nie spodobało się Harry'emu, a bliźniakom wręcz przeciwnie. Po wszystkim opuścili salę i Harry został tam sam, żeby uprzątnąć poduszki. Myślał, że był sam, dopóki nie zobaczył Cho, która w drugim kącie również sprzątała. Nagle usłyszał, że ona płacze.
     - Co... Co się stało? - zapytał.
     Zapłakała jeszcze bardziej, ale podeszła do niego.
     - Mamy tu te spotkania... I tak sobie myślę... Gdyby on znał te czary, toby żył... Nie zginąłby tam...
     Teraz zrozumiał, że Cho chciała z nim porozmawiać o Cedriku.
     - Znał je. Szło mu bardzo dobrze, skoro dotrwał aż do końca labirytnu. Ale gdy Voldemort chce kogoś zabić, to nikt nie ma szans...
     Na dźwięk tego nazwiska dostała czkawki. Harry pomyślał, że nawet z czerwonymi policzkami i drżącą brodą jest ładna.
     - Och, Harry, ja go wspominam, a ty widziałeś, jak on zginął... Pewnie chcesz o tym zapomnieć...
     Nie odpowiedział, bo nie potrafił zaprzeczyć.
     - Jesteś naprawdę dobrym nauczycielem. Przedtem nie umiałam nawet nikogo rozbroić... - uśmiechnęła się blado i czknęła.
     - Dzięki. - bąknął. Miał ochotę stamtąd uciec, ale nogi przywarły mu do podłogi.
     - Jemioła - powiedziała cicho i zbliżyła się do niego.
     - Aha - zgodził się Harry. Aż zaschło mu w ustach. - Pewnie roi się w niej od nargli.
     - Co to są nargle?
     - Nie mam pojęcia. - Cho przysunęła się do niego tak blisko, że mógł policzyć piegi na jej nosie. - Musisz zapytać Pomyluny... To znaczy Luny.
     Wydała z siebie jakiś dziwny dźwięk, pomiędzy śmiechem a szlochem.
     - Naprawdę cię lubię, Harry... - szepnęła.
     Teraz był w stanie nawet ujrzeć łzy sklejające jej rzęsy.

     Wrócił do dormitorium po trzydziestu minutach. Wszystkich stamtąd wymiotło, siedziało zaledwie parę osób, w tym Ron z pergaminem i kałamarzem oraz Hermiona bazgrząca jakiś bardzo długi list.
     - Gdzie byłeś? Harry, czy coś ci jest? - zapytała Hermiona obserwując go bacznie.
     Wzruszył lekko ramionami. Prawdę mówiąc, sam nie wiedział, czy coś mu jest, a jeśli tak, to co.
     - Co jest grane? - zapytał Ron. - Co się stało? - podniósł się na łokciach, żeby lepiej widzieć Harry'ego.
     Jedna połowa Harry'ego chciała powiedzieć przyjaciołom co się zdarzyło w Pokoju Życzeń, a druga miała zamiar zabrać tą tajemnicę do grobu.
     - Chodzi o Cho? - spytała Hermiona rzeczowym tonem. - Osaczyła cię po spotkaniu?
     Harry'ego zatkało i zdołał tylko kiwnąć głową. Ron parsknął śmiechem, ale Hermiona skarciła go spojrzeniem.
     - Całowałeś się? - zapytał Ron.
     Harry zamknął oczy i pokiwał głową.
     - HA! - Ron wyrzucił w górę zaciśniętą pięść i ryknął tak głośnym śmiechem, że kilku drugoroczniaków aż podskoczyło w przerażeniu. - No i co? Jak było?
     - Było... Mokro.
     Ron spojrzał na niego z obrzydzeniem.
     - Płakała. - wyjaśnił.
     - Aż tak źle się całujesz? - spytał Ron.
     - Nie wiem... - nawet nie rozważał wcześniej takiej możliwości, a teraz poczuł ścisk w żołądku na samą tę myśl. - Może...
     - Wcale się nie całujesz źle, Harry. - oznajmiła Hermiona.
     - A ty skąd to wiesz? - zainteresował się rudzielec.
     - Od Natalie.
     - Że co?! - Ron aż poskoczył i wywrócił kałamarz.
     - No tak. Mówiła, że Cho teraz ciągle płacze. W dormitorium, w pokoju wspólnym, na lekcjach, przy posiłkach... O każdej porze dnia i nocy. Wciąż opłakuje Cedrika, bo teraz wie, że lubi i jego i Harry'ego. A całowanie się z Harrym może źle świadczyć o jej pamięci o Cedriku. Boi się o to, co ludzie powiedzą, gdy zobaczą, że Harry zaczyna chodzić z Cho. I boi się, że wywalą ją z drużyny Krukonów, bo ostatnio fatalnie lata na miotle.
     - Wiem. - potwierdził Ron.
     - Skąd? Nie skupiałeś się zbytnio na szukającej podczas meczu Ravenclawu.
     - Od Natalie wiem. Siedziałem raz przy niej na przerwie, a ona gadała wtedy z Rogerem. Strasznie ją wypytywał o najgłupsze szczegóły związane z Quidditchem, taktykami, drużyną, treningami... Była zmęczona, ale odpowiadała na wszystko bez zawahania. Wtedy zaczęli rozmawiać o następnych kandydatach do drużyny, bo przecież Roger, Jeremy, Jason i Duncan odchodzą w tym roku ze szkoły. Jeszcze po tym, jak Roger odszedł, bełkotała pod nosem "Co ja zrobię, jak zostaniemy ja, Grant i Cho, a do drużyny przyjdą niedouczeni gracze? A jak nikt się nie zgłosi za rok...? A Cho fatalnie gra... Grant i Nietoperz w drużynie, a nikt się nie zgłosi... Profesor Flitwick zły będzie, zły... Wstyd i hańba... Nie wrócę do szkoły...". Ale co do tego płakania, to właśnie dobre całowanko powinno rozruszać Cho.
     - Jesteś najbardziej nieczułym człowiekiem jakiego miałam nieszczęście poznać, Ron. - burknęła nawet nie obdarzając go spojrzeniem, pochłonięta zapisywaniem całego pergaminu drobnym pismem. - Harry powinien się spotkać z Cho, bo ona pewnie czuje się teraz fatalnie.
     - A co jeśli on tego nie chce?
     - Pewnie, że chce. Od dawna lubi Cho, prawda, Harry? I musiał być dla niej miły.
     - Mhm... - mruknął Harry słuchając piąte przez dziesiąte.
     - Byłeś dla niej miły?
     - Tak... No... Ja ją tak... poklepałem po plecach i...
     - Mogło być gorzej. - burknęła Hermiona.
     - O co tyle nerwów? To zwykłe całowanie, nic ważnego. - stwierdził Ron.
     - To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce do herbaty nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni. Nieważne... Harry wie co powinien robić. Ja tym czasem lepiej już...
     - A do kogo ty wypisałaś ten długi list?
     - Do Wiktora.
     - Kruma?
     - A ilu Wiktorów jeszcze znamy? Dobranoc. - zabrała swoje rzeczy i poszła na górę.
     - Co ona widzi w tym Krumie? - burknął Ron, gdy zamknęły się za nią drzwi.
     - No wiesz... Jest starszy... Gra w reprezentacji Bułgarii...
     - To przerośnięty, gburowaty mruk - warknął rudzielec, czerwieniąc się.
     - Trochę... - mruknął Harry. - Ja też już się zbieram, dobranoc.
     - Czekaj na mnie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz