środa, 12 lutego 2014

Rozdział 13. - "Gwardia Dumbledore'a"

     Pewnego ranka Harry'ego i Rona zbudził bardzo głośny gwar dochodzący z pokoju wspólnego w wieży Gryffindoru. Zeszli na dół i przepchali się przez grupę młodszych uczniów, którzy przekrzykiwali się przed tablicą ogłoszeń. Wisiało na nim ogłoszenie wielkości plakatu, które przykrywało wszystkie inne i głosiło

Wedle Dekretu Edukacyjnego 24, wszystkie uczniowskie organizacje,
 stowarzyszenia, grupy, drużyny, kluby zostały usunięte. O odnowienie
 lub utworzenie organizacji, stowarzyszenia, grupy, drużyny lub klubu
 można prosić Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, profesor Umbridge.
Utworzenie organizacji, stowarzyszenia, grupy, drużyny lub klubu,
tak samo jak przyłączenie się do organizacji, stowarzyszenia, grupy,
drużyny lub klubu bez zgody Wielkiego Inkwizytora grozi
natychmiastowym wyrzuceniem ze szkoły.

     - To oburzające! - zawołała Hermiona.
     - Ktoś musiał jej powiedzieć... - powiedział Harry.
     - Nie. To niemożliwe. - zaprzeczyła Hermiona.
     - A ta znowu swoje! - zachrypiał Ron. - Czy ty naprawdę tak ślepo wierzysz, że wszyscy ludzie są uczciwi?!
     - Nie. Dlatego zadbałam o to, żeby nikt nie powiedział o naszej grupie. A gdyby powiedział, już byśmy o tym wiedzieli.
     - Niby jak?
     - Hm... Powiedzmy, że pryszcze Lavender wyglądałyby przy tym zaledwie jak piegi. Chodźcie na śniadanie. - ruszyła w stronę drzwi, a oni za nią. - Mam pewien pomysł dotyczący W.E.S.Z. Zaczęłam robić na drutach ubranka dla Skrzatów i zostawiać je w naszej wieży, a...
     - Zauważyłem. - burknął Ron. - Wczoraj o mało nie wybiłem sobie zębów, potykając się o coś takiego.
     - Chciałabym, żebyście też się zaangażowali i ...
     - Hermiono. - przerwał jej Harry. - My i szydełkowanie? Wyszywanie? Robienie na drutach? Czy ty masz nas za Natalie, która sama szyła sobie kieckę na bal?
     - Albo spódniczki dla Ginny? Co jak co, ale my do takich rzeczy stworzeni nie jesteśmy.
     - Ale.. Och... Nie przemyślałam tego. - zarumieniła się. - Może następnym razem uda mi się wymyślić coś, w co będziecie mogli się zaangażować.
     - Nie śpiesz się. - szepnął Ron tak, aby tego nie słyszała.
     Harry był jeszcze szczęśliwszy, że robi coś przeciwko Umbridge i Ministerstwu, które za wszelką cenę chce pozostawić ich w kompletnej niewiedzy, jeśli chodzi o Obronę Przed Czarną Magią. Żal mu było dzieciaków, które zaczynały naukę, bo pewnie będą miały dowalone nadgodziny w następnych latach, żeby nadrobić to, co tracą przez tą zołzę. Jeśli w ogóle jej panowania i idiotyzmy Ministerstwa się skończą...
     Daj spokój, muszą się skończyć.
     Nie muszą... Powszechnie wiadomo, że wszystko co najgorsze, trwa długo albo i wiecznie.
     Trzeba temu położyć kres.
     Ale... Jak?
     Gdy zasiedli do stołu, podbiegli do nich Natalie z Deanem, Ginny i bliźniakami.
     - Widzieliście to? - zapytali bliźniacy.
     - Myślicie, że ona wie już o GD? - spytała Ginny.
     - Co teraz? - jęknął Dean.
     - To jasne. I tak to zrobimy. - zadecydował Harry. - To nas nie powstrzyma.
     - Wiedziałem, że tak powiesz. - powiedział Fred.
     Uradowany i zajął miejsce obok Harry'ego i zabrał bratu sprzed nosa jajecznicę i kiełbaski, a ten omal nie dźgnął go widelcem w rękę w akcie zemsty.
     - Prefekci też? - zapytał George z przekorą, patrząc na Rona i Hermionę.
     - Jasne. - syknęła Hermiona lodowatym tonem.
     Ron z ustami napakowanymi jedzeniem pokiwał głową.
     - Ty też, Nat? - zapytał ją George.
     - Pewnie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. - uśmiechnęła się i odwróciła się do Harry'ego, Rona i Hermiony. - Muszę wam coś pokazać. Dziś w bibliotece. O dziewiętnastej... pasuje?
     Zgodzili się i odeszła od stołu. Niedługo potem wszyscy popędzili na lekcje.

     Na Historii Magii znowu wszyscy usypiali z nudów. W pewnym momencie Harry usłyszał pukanie w szybę i znajomy pisk. Hedwiga. Korzystając z nieuwagi profesora Binnsa, zgięty w pół podbiegł do okna i otworzył jej okno, a dopiero wtedy zorientował się, że jest zraniona. Wziął ją na kolana i powrócił szybko do swojej ławki. Profesor Binns obejrzał się w ich stronę, a Harry wtedy uniósł rękę.
     - Tak, panie Potter?
     - Profesorze, bardzo źle się czuję. Czy mogę iść do skrzydła szpitalnego?
     - Źle się czuje... - powtórzył. - Może iść.
     Schował Hedwigę za plecy i odszedł tyłem do drzwi. Na szczęście już dwa piętra niżej natknął się na profesor Grubbly-Plank.
     - Co tu robisz? Powinieneś być na lekcji, Harry!
     - Proszę pani, moja sowa jest ranna!
     Kobieta wzięła sowę w swoje ręce i przyjrzała jej się dokładnie.
     - Jakieś duże zwierzę musiało ją zaatakować... Ale to nie mogły być testrale szkolne, Hagrid je dobrze wytresował, żeby nie tykały sów... Musisz ją u mnie zostawić na trochę, tak czy siak nie byłaby w stanie latać.
     - Dobrze. Dziękuję pani.

     Wieczorem w bibliotece Natalie przyniosła ponad trzydzieści galeonów. Ron spojrzał na nią z przerażeniem i zapytał skąd tyle wzięła. Powiedziała wtedy, że żaden z nich nie jest prawdziwy. Rozłożyła je na stole i powiedziała, że w miejscu, gdzie na prawdziwym galeonie jest numer seryjny, na ich galeonach będzie data i godzina następnego spotkania. Zaczarowała wszystkie monety, żeby zmieniały się wraz ze zmianą jednej z nich, co oznaczało, że nie trzeba było osobno rozsyłać wiadomości do każdego. Hermiona zaś wyjawiła, że zaczarowały z Natalie listę uczestników Gwardii Dumbledore'a tak, że w przypadku, gdyby ktoś wygadał się na temat ich spotkań, na twarzy tej osoby ułożyłby się z pryszczy wielki napis "DONOSICIEL", który nie zniknie. Hermiona wpadła na pomysł kary, a Natalie na umieszczenie uroku w liście. Niedługo potem popędzili do pokoi wspólnych, bo pani Pince co chwila krzyczała na każdego z byle powodu. Była bardzo zdenerwowana, choć nikt nie wiedział dlaczego.
     Jak zwykle w ogniu pojawiła się twarz Syriusza. Ku ich zdumieniu, ojciec chrzestny Harry'ego wyznał im, że chłopak wciąż jest śledzony i Zakon wie o ich planach prowadzenia Gwardii Dumbledore'a oraz wiedzą na czym ma polegać. Miał przekazać, że Molly kategorycznie zabrania Ronowi w tym uczestniczyć, żeby nie zaszkodzić sobie i ojcu, zabroniła też Natalie tego zrobić, ponieważ jej ciotka mogłaby być zła, a Harry'ego i Hermionę prosi, żeby również tego nie robili, choć oboje niestety nie są pod jej opieką. Syriusz powiedział, że nie muszą przekazywać tego Natalie, bo w tym samym momencie ona rozmawia z Tonks. Byli gotowi na to, że zaraz dostaną reprymendę od Syriusza, kiedy on powiedział:
     - Ten pomysł jest genialny! Tylko wiecie co? Popełniliście podstawowy błąd.
     - Jaki? - zapytali wszyscy troje.
     - A taki, że poszliście do gospody Pod Świńskim Łbem. Nie mogliście spotkać się w Trzech Miotłach?
     - Tam jest za dużo ludzi. - fuknęła Hermiona niepocieszona tym, że ktoś zakwestionował jej świetny pomysł.
     - No i to dobrze. - burknął Syriusz. - Im więcej ludzi tym lepiej!
     - Natalie też tak mówiła.
     - A nie mówiła dlaczego? - zapytał.
     - No... Mówiła, ale nie słuchałam. A potem próbowała to powtórzyć gdy szliśmy do Hogsmeade, ale znowu coś się stało, że nikt nie dał jej dojść do słowa.
     - To oczywiste, że lepiej, gdy jest dużo ludzi. Byłoby dużo trudniej was podsłuchać. A w ten sposób Mundungus w przebraniu czarownicy w czarnych chustach podsłuchał was bez problemu.
     - To był on?! - zawołał Ron.
     - Tak. I nie zobaczylibyście go, gdyby nie fakt, że pewien członek Zakonu został zesłany do Azkabanu i straciliśmy przy tym zapasową pelerynę-niewidkę.
     Nagle Syriusz zaczął obracać głową we wszystkie strony i zniknął z płomieni. Na miejscu jego głowy pojawiła się ręka obwieszona pierścieniami na każdym palcu i bransoletami. Łapa Umbridge latała na wszystkie strony, jakby chciała złapać Syriusza za włosy. Wszyscy troje uciekli przerażeni na górę.

     Na drugi dzień Harry znowu do późna siedział przy kominku i nadrabiał zaległe prace domowe oraz uczył się na Zielarstwo. Czytał po pięć razy to samo zdanie, które ani trochę nie wchodziło mu do głowy. Kiedy już zdążył się czegoś nauczyć, przechodził do następnego zdania i zapominał tego, co już wiedział. W końcu umęczony usnął.
     Śniło mu się znowu to samo. Korytarz. Długi korytarz. Mroczny, ciemny, bez okien. Na końcu były tylko jedne drzwi. Tak bardzo pragnął je otworzyć, zobaczyć co za nimi jest... Kiedy był już przy nich, wszystko zniknęło jak za mgłą i zobaczył przed sobą Zgredka.
     - Harry Potter, sir! Dobrze pana widzieć! Zgredek tak długo czekał aż wreszcie pana spotka, sir! Tak długo!
     - Cześć, Zgredku. - powitał go Harry. - Ja też się cieszę, że ciebie widzę. Co ty tu robisz?
     - Zgredek sprząta, sir! Sprząta sam całą wieżę Gryffindoru! Inne Skrzaty obraziły się, bo ciągle są tu porozrzucane ubranka, takie małe jak dla Skrzatów, więc Zgredek sam to zbiera!
     - Zabierasz to wszystko dla siebie?
     - Dla Zgredka i dla Mróżki, sir!
     - A jak ona się trzyma?
     - Mrużka dalej dużo pije, wciąż się nie pozbierała, ale Zgredek dba o nią! Dba i stara się ją ograniczyć, sir! Już jest lepiej, ale daleko do jej pierwotnego stanu, sir! Czy wszystko w porządku, sir? Harry Potter nie wygląda najlepiej! Czy Zgredek może jakoś pomóc?
     - Nie, Zgredku... Chyba nikt nie może mi pomóc... Albo... Poczekaj. Szukam miejsca, w którym blisko trzydzieści osób będzie mogło ćwiczyć zaklęcia obronne. Znasz takie miejsce, Zgredku?
     - Hm... Oczywiście, że Zgredek Zna! To pokój przychodź-wychodź, albo Pokój Życzeń! Tak nazywamy go wśród Skrzatów, sir!
     - Dlaczego?
     - Ponieważ gdy się czegoś bardzo potrzebuje, to on pojawia się i jest w nim to, czego potrzeba! Kiedyś Zgredek chciał położyć gdzieś Mrużkę, która się upiła i pokój pojawił się, a w nim było pełno małych łóżeczek, w sam raz dla Skrzata, sir!
     - Pokażesz mi go, Zgredku? Pokażesz mi go później?
     - Zgredek pokaże, niech tylko Harry Potter zawoła, sir!

     Do wieczora Harry zdążył powiadomić wszystkich o miejscu spotkania. Wyruszył tam z Ronem i Hermioną, przed czasem, żeby nie przyjść spóźnionym na własne zajęcia. Chodzili w kółko po korytarzu - mieli trzy razy przejść w wyznaczonym miejscu i w tym czasie skupiać się na tym, że chcą się dostać do Pokoju Życzeń. W końcu ukazały im się wielkie, sekretne drzwi. Weszli do pokoju, a w jego wnętrzu spoczywało całe mnóstwo różnych książek dotyczących rzucania zaklęć, uroków i obrony przed czarną magią. Hermiona od razu podeszła do regałów i zaczęła w nich przebierać, a Harry i Ron rozeszli się, żeby się rozejrzeć. Po chwili w środku pojawiły się kolejne grupy osób - najpierw dziewczyny z Gryffindoru rozbite na dwie grupki, potem parę osób z Hufflepuffu i dziewczyny z Ravenclawu, kolejno prefekci Hufflepuffu i prefekt Ravenclawu, chłopacy z Gryffindoru i chłopacy z Ravenclawu z Natalie. Podeszli bliżej, witając Harry'ego, którego ucieszył widok tak licznej grupy.
     - Hej, kto wpadł na pomysł tych galeonów z datą i godziną spotkania? - zapytał Dean.
     - Nietoperz! - Duncan objął Natalie ramieniem, szczerząc się od ucha do ucha.
     - Potrafisz rzucić Zaklęcie Proteusza? - zapytał ją Lee. - Przecież to poziom owutemów!
     - Ooo... Owszem, ale... nie wiedziałam, że to tak zaawansowane!... - pokręciła głową. - Naprawdę? Przecież to nie jest trudne... Coś musiało ci się pomylić, Lee!
     - Nie, wczoraj to wałkowałem. - powiedział Jeremy. - I aż wstyd przyznać, skoro to takie łatwe, ale mi nie wyszło!
     - Może popełniasz błąd w geście. Dużo osób popełnia ten błąd...
     - Pamiętasz to, George? - zapytał Fred, rozglądając się po pomieszczeniu ze zmarszczonym czołem. - Schowaliśmy się tu kiedyś przed Filchem. Ale wtedy to była komórka na miotły...
     - No więc... Ee... - zaczął Harry. - To miejsce, w którym będziemy ćwiczyć i... widzę... że wam się podoba. Myślę, że powinniśmy najpierw... ee... O co chodzi Hermiono? - zapytał, gdy ta uniosła rękę.
     - Myślę, że powinniśmy wybrać przywódcę.
     - Harry jest przywódcą - stwierdziła niemal od razu Cho, patrząc na Hermionę jak na wariatkę.
     - Tak, ale przegłosujmy to. - rzekła Hermiona. - W ten sposób nasza decyzja będzie oficjalna.
     - I autorytet Harry'ego wzrośnie. - dodała Luna. - Czy wszyscy zgadzają się, żeby Harry był przywódcą? Jeśli tak, to ręka w górę.
     Wszyscy, absolutnie wszyscy (nawet Zachariasz Smith) ponieśli ręce.
     - A nazwa? Nie mamy nazwy. - stwierdził Terry Boot.
     - Może Liga Antyumbridgeańska? - zapytała Angelina.
     - Umbrbitch. - mruknął Duncan cicho, a Natalie parsknęła śmiechem.
     - A na grupę "Ministerstwo Magii To Sami Kretyni"? - zaproponowali Fred i George.
     - Uważam, że nazwa powinna być krótsza i nie dawać do zrozumienia co będziemy robić. - oznajmiła Natalie.
     - Racja... - bliźniacy kiwnęli głową ze zrozumieniem.
     - Grupa Defensywy? - podsunęła Cho - W skrócie GD, nikt się nie domyśli!
     - Taa... GD jest ok - stwierdziła Ginny - ale jako skrót od "Gwardia Dumbledore'a, bo tego właśnie boją się najbardziej w Ministerstwie, prawda?
     - Kto jest za GD? - zapytał Anthony Goldstein i sam podniósł rękę jako pierwszy. - Większość. Przegłosowane!
     Hermiona zapisała u szczytu listy z nazwiskami: GWARDIA DUMBLEDORE'A.
     - Świetnie - rzekł Harry, gdy Hermiona usiadła i wszyscy zamilkli. - Możemy zabrać się do ćwiczeń, a pierwszym z nich będzie Expeliarmus. Podstawowe zaklęcie rozbrajające, ale nieraz mi się przydało...
     - Daj spokój! - przerwał Zachariasz. - Co, myślisz że nam to pomoże w walce z Sam-Wiesz-Kim?
     - Mnie pomogło, uratowało mi to życie w czerwcu - odrzekł Harry ze spokojem.
     Reszta siedziała cicho, a Smith zbierał szczękę z podłogi.
     - Dobierzcie się w pary i ćwiczymy. - od razu wszyscy złapali się w pary z najbliższymi osobami. Jedynie Harry pozostał sam, bo liczba osób była nieparzysta. - Liczę do trzech i wszyscy mają rzucić zaklęcie. Raz... Dwa... Trzy!
     W pokoju jakby echem odbiło się trzydzieści razy "Expeliarmus!", a kilka różdżek wzbiło się w powietrze, niecelne zaklęcia uderzyły w książki i wysłały je w powietrze. Harry ze smutkiem stwierdził, że niewielu osobom udało się rozbroić przeciwnika. Ci, którym się to nie udało, próbowali po raz kolejny. Natalie, która była w parze z Nevillem (choć nie stał najbliżej niej, gdy Harry kazał dobrać sobie partnerów. Po prostu wiedziała, że Neville zostałby sam, więc poszła do niego, żeby nie robić mu przykrości) tylko uchylała głowę przed niecelnymi zaklęciami przeciwnika i pouczała go, co powinien w końcu zrobić.
     - Harry, mogę cię tu prosić na chwilę? - zapytała. - Dasz się rozbroić Neville'owi.
     Harry stanął w odległości ośmiu stóp od Neville'a, a Natalie podeszła do niego i zademonstrowała mu najpierw sama, jak powinien gestykulować, a potem złapała jego rękę, w której trzymał różdżkę i nakierowała go, żeby zaatakował Harry'ego. Potem spróbował sam i zaczął skakać z radości, krzycząc:
     - UDAŁO MI SIĘ! Pierwszy raz w życiu!
     Teraz Harry mógł spokojnie dalej przechodzić się pomiędzy pozostałymi. Zastanawiał się czemu coś dziwnego działo się z Zachariaszem Smithem za każdym razem, gdy chciał oszołomić Anthony'ego, prefekta Krukonów. Różdżka wylatywała mu w powietrze zanim zdążył dokończyć formułę zaklęcia. Szybko zobaczył, co jest źródłem problemów. Fred i George na przemian rzucali na niego zaklęcia, za jego plecami. W końcu jednego i drugiego trafiły zaklęcia oszałamiające Lee i Natalie.
     - Co jest?! - zawołali łapiąc różdżki z powietrza.
     Harry odchrząknął znacząco.
     - Przepraszam Harry - powiedział szybko George, gdy spostrzegł, że jest obserwowany przez niego. - Nie mogliśmy się powstrzymać.
     Harry pomyślał, że przydałby mu się gwizdek. Chwilę później, na szafce ujrzał srebrny gwizdek na łańcuszku, więc wziął go zadął w niego, a wszyscy odwrócili się w ciszy, którą przerwał jedynie stukot opadających na ziemię różdżek i książek.
     - Nie było aż tak źle - stwierdził. - ale niektórym brakuje sporo do  doskonałości. Nie patrz tak na mnie, Smith. Spróbujcie jeszcze raz.
     Coraz lepiej sobie dawali radę. Harry musiał w końcu podejść do Cho i jej najlepszej przyjaciółki, Marietty. Cho spostrzegła się, że Harry obserwuje ją i jęknęła:
     - Och, nie! Expelliarmious! Expellimus! Och, to znaczy... O nie! Przepraszam cię, Marietto!
     Rękaw szaty jej kędzierzawej przyjaciółki zajął się ogniem. Ona ugasiła go własną różdżką i łypnęła na Harry'ego spode łba, jakby to była jego wina.
     - Rozkojarzyłeś mnie, Harry, a przedtem szło mi bardzo dobrze!
     - Nie było tak źle! - skłamał. - To ostatnie ci nie wyszło, ale poprzednie były w porządku!
     Zachichotała piskliwie, a Marietta obrzuciła ich cierpkim spojrzeniem i odwróciła się plecami.
     - Nie przejmuj się nią - szepnęła Cho. - Sama nigdy by tu nie przyszła, ale ją zmusiłam. Rodzice zabronili jej robienia czegokolwiek, co mogłoby rozzłościć Umbridge, bo jej mama pracuje w ministerstwie.
     - A twoi rodzice?
     - Zabronili mi się sprzeciwiać Umbridge - odparła Cho, prostując się dumnie, najwyraźniej czując, że to co robi, jest jakimś wielkim wyczynem - ale po tym co się stało z Cedrikiem, nie mogę tego tak zostawić.
     Zapadła cisza, a różdżka Terry'ego Boota pacnęła Alicję Spinnet w nos.
     - A mój ojciec sprzeciwia wszystko, co jest przeciw Ministerstwu! - krzyknęła Luna, która najwyraźniej wszystko, nie chcąc lub chcąc, słyszała. - Zawsze mówi, że po Knocie można się spodziewać wszystkiego, bo w końcu ile goblinów pozabijał! Wykorzystuje Departament Tajemnic, żeby wytwarzać jakieś okropne trucizny i podawać je każdemu, kto się sprzeciwia. I ten jego umgubularny kociokwik...
     - Nie pytaj - mruknął Harry do Cho, a ta zachichotała po raz kolejny.
     - Która godzina, Harry? Pilnujesz czasu? Nie możemy się spóźnić! Wszyscy dostaniemy szlabany! - zaskrzeczała Hermiona.
     - Niech ona wyluzuje. - mruknęła Natalie, odwracają się siódmoklasistów z Gryffindoru i Ravenclawu, a Neville korzystając z jej nieuwagi, rozbroił ją.
     - Dziesięć po dziewiątej... - mruknął Harry przerażony. - Dobra, następnym razem spotykamy się na godzinie wyznaczonej na galeonach! W razie czego, po prostu przyjdźcie i zmienimy termin, gdyby wam nie pasowało! Proponuję środę, a godzina do ustalenia!
     Wyjął mapę Huncwotów i wypuszczał wszystkich po troje i po czworo, zacząwszy od najmłodszych, potem Puchonów, następnie wypuszczał z prefektami Krukonów i Gryfonów, obserwując, czy wszyscy dotarli bezpiecznie na miejsce, na swojej mapie. W drodze powrotnej nawet nie skupił się na tym, że Ron i Hermiona kłócili się o to, kto kogo ile razy rozbroił. Myślami powracał do momentu, gdy Cho powiedziała mu, że ją rozkojarzył. Jedynie raz oderwał się od tej myśli - gdy poczuł, jakby ktoś otarł się o niego, przechodząc za jego plecami, a przecież szedł tylko z Hermioną i Ronem. Pomyślał, że pewnie przez to, że myśli tyle o Cho, łudzi się już, że spotka ją nagle na korytarzu i stąd ma te odczucia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz