wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 12. - "Powrót Łapy, szaleństwo Bartemiusza"

     Lekcja eliksirów. Gryfoni pilnie pracowali nad zadaniem pisemnym w ciszy. Nagle Hermiona znalazła pod swoją ławką egzemplarz tygodnika Czarownica. Wyjęła go i już na pierwszej stronie znalazła kolejny artykuł Rity Skeeter. Zaklęła pod nosem i podsunęła go Harry'emu i Ronowi.
     - Harry Potter i Wiktor Krum na jednym widelcu. Hermiona Granger, niepozorna uczennica, koleżanka z klasy Chłopca Który Przeżył, bawi się uczuciami dwóch sławnych chłopaków. - przeczytał Harry pół-głosem. Zażenowany odsunął od siebie artykuł tak, jakby dotykał czegoś okropnie obrzydliwego.
     - Mówiłem, żebyś się z nim nie spotykała. - powiedział Ron.
     - To z kim ja się spotykam, to nie twoja sprawa, Ronald.
     - Tylko gdybyś się tak do niego nie kleiła, to nie pisaliby o tobie na pierwszej stronie jakiegoś szmatławca.
     - Przestańcie, to nie jest w ogóle warte zachodu... - szepnął Harry.
     - Panie Potter, proszę przesiąść się do ławki przed moim biurkiem. - rzekł Snape, zdając sobie sprawę z tego, że uczniowie nie uważają.
     Czarodziej przesiadł się niechętnie przed biurko nauczyciela i zaczął skrobać dalej w pergaminie, uważając, żeby chociażby nie spojrzeć na jego biurko, bo mogłoby się to źle skończyć. Pod koniec lekcji do klasy ktoś wszedł.
     - Profesor Snape, musimy pilniu rozmówić. - powiedział Karkarow.
     Wybrzmiał dzwonek i uczniowie zaczęli się pakować. Harry specjalnie stłukł jedną z fiolek z eliksirem Wiggenowym, żeby móc podsłuchać ich rozmowę.
     - Wycieraj to Potter. - warknął Snape i podszedł do Karkarowa.
     Dyrektor Durmstrangu pokazał coś Snape'owi na swoim przedramieniu. Mistrz eliksirów przyjrzał się temu i powiedział:
     - Przyjdź do mnie później, teraz nie mamy warunków, by o tym rozmawiać.
     Harry wstał z ziemi, zgarnął swoje rzeczy i wybiegł z lochów zastanawiając się, co mógł pokazać Snape'owi mężczyzna. Pobiegł do sowiarni, gdzie znalazł list od Syriusza. Ojciec chrzestny prosił, żeby spotkali się w sobotę o czternastej przed jednym ze sklepów obok Hogsmeade.

      Następnego dnia, o drugiej po południu, Harry, Ron, Natalie i Hermiona przyszli do miejsca wskazanego przez Syriusza. Wielki czarny pies czekał już tam na nich. Poprowadził ich do pobliskiej groty. Gdy Syriusz zmienia się w człowieka, cała piątka usiadła gdzieś z boku i zaczęła rozmawiać o osobliwej chorobie Barty'ego Croucha i o jego przeszłości.
     - Muszę wam o czymś powiedzieć. - powiedział Syriusz. - Crouch zamknął w Azkabanie własnego syna, Barty'ego Croucha Juniora, bo tamtego podejrzewali o sprzymierzenie się ze śmierciożercami.
     - No tak, tylko dlaczego Crouch przeszukiwał gabinet Snape'a w nocy? - zapytał Ron.
     - A do tego Igor Karkarow przyszedł dziś rozmawiać ze Snapem. - rzekł Harry. - Pokazywał Snape'owi coś na swoim ramieniu, ale nie widziałem co. Snape go zbył, bo mówił, że nie mają teraz warunków, żeby o tym rozmawiać.
     - To rzeczywiście dziwne... - stwierdził Syriusz.
     - A co z Bertą Jorkins? Tą pracownicą Ministerstwa Magii? - zapytała Natalie. Przeczytała ostatnio o jej zaginięciu.
     - Nadal nie została odnaleziona... No cóż, nie ma co tu dalej przesiadywać. Wracajcie do zamku i piszcie, gdyby działo się coś niepokojącego. Trzymajcie się. - zmienił się w psa i wybiegł z groty.

     Podczas śniadania Hermiona otrzymała mnóstwo anonimowych listów ze złorzeczeniami i groźbami. Wszystko to przez artykuł o jej rzekomych romansach z Harrym i Wiktorem. Ci, którzy nie wierzyli Ricie Skeeter i znali prawdę, bali się, że i oni padną ofiarą jej kolejnych artykułów. W następnym tygodniu, Harry został poinformowany przez profesor McGonagall, że wieczorem na stadionie do quidditcha dowie się na czym będzie polegało ostatnie zadanie. W umówionym terminie udał się na miejsce, by dowiedzieć się o co chodzi.
     Całe boisko pokrywał żywopłot wysoki na parę metrów. Nie rozumiał o co chodzi. Przyszła do niego pani profesor.
     - Żeby wygrać turniej, będziecie musieli przejść przez labirynt pełen pułapek i dotrzeć do pucharu umieszczonego w jego środku. - wyjaśniła.
     - Labirynt? - zapytał. - Ale, pani profesor, tu nie ma żadnego labiryntu.
     - Zostanie utworzony z tego żywopłotu, panie Potter. Musisz dokładnie przećwiczyć zaklęcia i uroki. Wszystko może się przydać. Nie podejrzewam czarnej magii, ale lepiej, żebyś też przejrzał jeszcze podręczniki, bo nie mamy pewności co do tego, co może się tam kryć. Mogą to być groźne magiczne stworzenia, pułapki z urokami, nieprzyjazne rośliny... Dosłownie wszystko. Radzę ci się dobrze przygotować.
     - Dobrze, pani profesor. Dziękuję. - przytaknął i obszedł jeszcze raz dookoła stadion.
     Wyruszył z powrotem do zamku. Gdy miał już wejść na wiadukt, spotkał Wiktora Kruma.
     - Harry? Możymy iźć pomówić? Tylku chwile.
     - Pewnie, nie ma sprawy. Chodźmy. - przytaknął i poszedł za nim.
     Oddalili się na skraj Zakazanego Lasu, dotychczas rozmawiając o trzecim zadaniu. Kiedy się zatrzymali, Wiktor spojrzał groźnie na Harry'ego. Chłopak sięgnął za plecy i wyjął z kieszeni różdżkę, w obawie, że konkurent go zaatakuje.
     - Ja chciuł zapytać... - zaczął. - Cu jest za tobom i Hermijąniną?
     - Za? Chyba chciałeś zapytać jest między nami, tak? - spytał go Harry.
     Krum kiwnął głową w milczeniu.
     - Ja i Hermiona... Jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział pewnym głosem.
     - Tylku?
     - Tak. Tylko. Znamy się od początku szkoły i nic nas nie łączy.
     - A czy tu cuś du nij czuisz? - zapytał. - Albu onu do ciebije?
     - Nie, nie! - zaprzeczył wprędce. - Hermiona oczywiście jest świetna. Jest bardzo mądra i ...
     - Bardzu. - potwierdził Krum.
     - Ale wolę przystać na przyjaźni. I ona tak samo.
     - Dziękuję. - powiedział Krum. Ulżyło mu, choć teraz czuł się niekomfortowo po takiej rozmowie z czarodziejem.
     Nagle zjawił się przy nich Crouch. Zaczął mówić do siebie, dość niezrozumiale. Bardzo dziwnie się zachowywał. Podszedł do Harry'ego i Wiktora, i powiedział:
     - Muszę się zobaczyć... Z Dumbledorem!
     - Z dyrektorem?
     - Kim... jesteś? - wydyszał. Wyglądał, jakby postradał zmysły.
     - Co jemu się stało? - zapytał Krum.
     - Nie mam pojęcia. Jestem Harry Potter. - zwrócił się do mężczyzny. - Może trzeba sprowadzić kogoś, bo...
     - Dumbledore'a! - wrzasnął Crouch i złapał Harry'ego za rękę i szatę. - Muszę... Ostrzeż dyrektora... Zrobiłem coś... głupiego...
     - Dobrze, proszę pana, pójdę po pomoc. - zawołał głośno i wyraźnie Gryfon.
     - Nie! Nie zostawiaj mnie! - zaskrzeczał. - Uciekłem... Trzeba ostrzec... powiedzieć... moja wina... wszystko moja wina!... Berta... nie żyje... mój syn... moja wina...powiedz Dumbledore'owi... Potter, Harry.... Czary Pan... silny... silniejszy... Harry Potter...
     -  Pójdę po dyrektora Dumbledore'a, jak mnie pan puści, pane Crouch! - krzyknął Harry, chcąc jak najszybciej opuścić towarzystwo dziwnie zachowującego się mężczyzny.
     Krum skinął mu głową.
     - A spieszno zrobisz to? - zapytał.
     - Dziękuję ci, Weatherby, pójdźmy po mego syna i żonę, idziemy dziś z Knotem na koncert. Tak, mój syn zdobył dwanaście punktów! Z łaski swojej podaj mi szklankę, Weatherby. - bełkotał sędzia do drzewa.
     Harry odbiegł, zacząwszy denerwować się tym, że pozostawił Kruma samego z Crouchem. Ale ten Wiktor, to jest rosły facet i potrafi się pewnie pojedynkować. W końcu w Durmstrangu naucza się i czarnej magii, za co wyrzucono by w Hogwarcie. Dobiegł do gabinetu dyrektora i napotkał go, gdy chciał tam właśnie wejść. Snape już chciał coś za nim wrzasnąć, ale widząc Albusa, odszedł w ciszy.
     - Dyrektorze, pan Crouch chce się z panem widzieć! Bardzo dziwnie się zachowuje... Mówił o Voldemorcie... że jest silniejszy... że zrobił coś głupiego i ktoś nie żyje...
     - Bartemiusz? Gdzie on jest? - Dyrektor wyglądał na zestresowanego.
     - Obok Zakazanego Lasu, z Wiktorem Krumem.
     Profesor od razu pobiegł w tamtą stronę. Harry ruszył za nim i gdy dotarli na miejsce, ujrzeli oszołomionego Kruma. Croucha nie było już przy nim. Dyrektor rzucił zaklęcie Rennervate i wreszcie uczeń odzyskał przytomność.
     - Chłopcze, co tu się stało? - zapytał go Dumbledore.
     - Pan Crouch... On mniu napaduł, prufesor Dumbledore. Uciekl! Nie zdunżyłem nawyt wyciungnoć różdżki. - wybełkotał Krum. Teraz jeszcze trudniej było go zrozumieć, zważywszy na jego stan i bułgarski akcent.
     Dyrektor wyczarował srebrną smugę, która popędziła do Hagrida. Wkrótce gajowy pojawił się, żeby odprowadzić Harry'ego aż pod samą wieżę Gryffindoru na życzenie dyrektora. Zanim odeszli, zjawił się Karkarow.
     - Co tu się stało?! - zagrzmiał.
     - Pan Crouch rzucil się na mnie i ...
     - Zdrada! Spisek! - wrzeszczał dyrektor Durmstrangu. - Ty! To twoja wina! - wskazał różdżką na Dumbledore'a. - Najpierw wkręciłeś Pottera do turnieju mimo tego, że jest za młody, a potem chciałeś zlikwidować przeszkodę, co?! - splunął Albusowi pod nogi.
     Hagrid chwycił Igora za fraki i rąbnął nim o drzewo, przypierając go do niego.
     - Przeproś! - warknął. - Przeproś, bo inaczej ...!
     - Hagridzie, nie! Odstaw pana Karkarowa na ziemię. - powiedział stanowczo dyrektor.
     Olbrzym postawił go i spojrzał na szeda zdezorientowany.
     - Odprowadź Harry'ego pod samą wieżę.
     - Może jednak powinienem zostać? - spojrzał wymownie na Bułgara.
     - Nie. Zrób to, o co proszę.
     Hagird bez słowa ruszył z Harrym do zamku. Gdy oddalili si wystarczająco, burknął:
     - Nie rozumiem jak mogłeś być tak bezmyślny i iść z tym typem aż do Zakazanego Lasu w nocy. Przecież mógł cię załatwić jednym ruchem różdżki! Nie powinieneś się zadawać z obcymi.
     - Krum jest w porządku! Pytał tylko o Hermionę.
     - Z nią też sobie o tym porozmawiam. I z Natalie, bo chyba coś się klei między nią i tym Iwanowem! - zawołał.
     - Wcale, że nie. Inaczej to z nim poszłaby na Bal Bożonarodzeniowy i z nim siedziałaby w sylwestra, a nawet na chwilę nie poszła odwiedzić tych z Durmstrangu po kolacji. A była cały czas z nami w Gryffindorze.
     - No tak... Była na balu z którymś rudzielcem, nie?
     - Z Fredem. I w sylwestra też siedziała ze mną, Hermioną, Weasleyami i ich kumplami. Potem wyszła, z szóstoklasistami, żeby...
     - Nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć, jeśli coś robili wbrew zasadom. Ale ona nie zrobiła niczego źle, tak?
     - Nic, a nic. Pobiegła za nimi, żeby ich powstrzymać.
     - To dobrze... Ale czekaj. Nie jest z Gregorijem, ani nawet nie próbuje z nim być, tak?
     - No... Raczej tak, jakoś jej się do niego spieszy nigdy. Ich znajomość kończy się na tym, że zamienią może dwa zdania przy posiłkach i cztery zdania podczas treningu, bo to głównie Krum ją instruuje.
     - Okej. Ale bal i sylwestra w dużej mierze spędziła z Fredem?
     - W dużej.
     - To oni są razem?
     Harry zamilkł, żeby pomyśleć.
     - Nie wiem. Mi jest trudno powiedzieć. George tylko się śmieje, kiedy się go o to pyta, a Ron mówi, że chyba tak. To znaczy... Nikt mu nic na ten temat nie mówił, ale on sam tak wnioskuje z tego co widzi.
     - Hermiona nic nie wie?
     - Jest zajęta Krumem.
     - No racja... To naprawdę bardzo niedobrze. Muszę przy najbliższym spotkaniu przemówić jej do rozsądku, bo...
     - Krzyczysz, że my nie możemy spotykać się z nie-Hogwartczykami, a sam dużo czasu spędzasz z madame Maxime! - zauważył młody czarodziej.
     - Wcale, że już nie!... - poczerwieniał. - Przejrzałem ją. Chciała wyciągnąć ze mnie, co będzie w trzecim zadaniu! Bezczelna, cholibka!
     Harry trafił do wieży i obiecał Hagridowi, że już dziś jej nie opuści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz