wtorek, 11 lutego 2014

Rozdział 11. - "Wielki Inkwizytor Hogwartu"

     Następnego dnia przy śniadaniu Harry, Ron i Hermiona oczekiwali na sowy, które porozrzucają po sali "Proroka Codziennego". Wkrótce na kolana Hermiony upadł jeden egzemplarz, więc sięgnęła po niego, by odczytać po chwili wielki nagłówek nad zdjęciem Umbridge, krzyczący:

MINISTERSTWO CHCE ZREFORMOWAĆ
SYSTEM EDUKACJI
DOLORES UMBRIDGE PIERWSZYM
W HISTORII
"WIELKIM INKWIZYTOREM"

     - Wielkim Inkwizytorem? - zapytał Harry.
     Hermiona zaczęła czytać na głos:

          Ministerstwo Magii wydało wczoraj dekret, zapewniający mu bezprecedensowy
 zakres kontroli nad Szkołą Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.                                   
"Od pewnego czasu Minister był coraz bardziej zaniepokojony tym, co dzieje się w Ho-
gwarcie", powiedział młodszy asystent Ministra, Percy Weasley. "Chciał też w ten spo-
sób odpowiedzieć na liczne głosy zaniepokojonych rodziców, którzy twierdzą, że szkoła
dryfuje w tym kierunku, którego oni nie pochwalają".                                                     
          Nie po raz pierwszy w ostatnich tygodniach K. Knot wykorzystuje nowe przepisy
prawne, aby wpłynąć na polepszenie sytuacji w szkole czarodziejów. 30 sierpnia został
wydany Dekret Edukacyjny Numer 22, zgodnie z którym, jeśli aktualny dyrektor szkoły
nie jest w stanie znaleźć kandydata na stanowisko nauczyciela, Ministerstwo ma prawo
samo wybrać odpowiednią osobę.                                                                                      
        "Właśnie dzięki temu dekretowi mogła zostać nauczycielem w Hogwarcie Dolores
Umbridge", powiedział Weasley wczoraj wieczorem. "Dumbledore  nie mógł znaleźć ni-
kogo, więc Minister mianował Umbridge, która,  jak można było się spodziewać, odnio-
sła natychmiastowy sukces...                                                                                              

     - CO ona odniosła?! - zawołał Harry.
     - Czekaj, to nie wszystko... - mruknęła ponuro Hermiona.

           - ...natychmiastowy sukces, dokonując rewolucyjnych zmian w metodzie nauczania obr-
           ony przed czarną magią i dostarczając Ministrowi rzeczowej informacji na temat o tym,
           co naprawdę dzieje się w Hogwarcie".
                     Ministerstwo skorzystało też z możliwości, które daje  Dekret Edukacyjny Numer
           23, powołując nowy urząd, a mianowicie "Wielkiego Inkwizytora Hogwartu".
                     "To ekscytująca nowa gaza planu Ministerstwa, polegającego na powstrzymaniu
           zjawiska, określanego jako niepokojące obniżenie standardów w Hogwarcie", stwierd-
           ził Weasley. "Inkwizytor będzie miał prawo wizytować wszystkich nauczycieli, żeby upe-
           wnić się czy proces nauczania przebiega zgodnie z ustalonymi standardami. Zapropono-
           wano to stanowisko profesor Umbridge, niezależnie od jej obowiązków nauczycielskich
           i mamy przyjemność poinformować, że propozycję tę przyjęła".
                    "Te najnowsze posunięcia Ministerstwa spotkały się z entuzjastycznym poparciem
           rodziców uczniów Hogwartu.
           "Czuję się o wiele spokojniejszy, wiedząc, że Dumbledore zostanie poddany sprawiedli-
           wej i obiektynej ocenie", powiedział pan Lucjusz Malfoy, lat 41, z którym rozmawialiś-
           my wczoraj wieczorem w jego dworku w Wiltshire. "Ponieważ dbamy o dobro naszych
           dzieci, niepokoiły nas pewne ekscentryczne decyzje Dumbledore'a w ostatnich kilku la-
           tach i dlatego radzi jesteśmy, widząc, że Ministerstwo panuje jednak nad wszystkim".
                     Do wspomnianych "ekscentrycznych decyzji" należą bez wątpienia bardzo kont-
           rowersyjne decyzje personalne, opisywane w naszej gazecie, więc zatrudnienie w char-
           akterze nauczycieli wilkołaka Remusa Lupina, półolbrzyma Rubeusa Hagrida, oraz po-
           mylonego eks-aurora, "Szalonookiego" Moody'ego.
                    " Sądzę, że mianowanie Inkwizytora jest pierwszym krokiem do zapewnienia Ho-
           gwartowi dyrektora, do którego będziemy mieć pełne zaufanie", stwierdził jeden z pra-
           cowników Ministerstwa.
                    Gryzelda Marchbanks i Tyberiusz Ogden zrezygnowali z członkostwa w Wizenga-
           mocie na znak protestu przeciw wprowadzenia urzędu Inkwizytora Hogwartu.
                    "Hogwart  jest szkołą,  a nie jednym  z wydziałów biura Knota",  powiedział pan 
           Ogden. " To kolejna odrażająca próba zdyskredytowania Albusa!". Więcej informacji
           na temat przypuszczalnych powiązań pana Ogdena z wywrotową grupą goblinów na s.
           17

     Gdy Hermiona skończyła czytać, od razu tuż nad głowami Rona i Harry'ego zawisła jeszcze głowa Natalie, która wyglądała na zaniepokojoną i bardzo poruszoną.
     - Czytaliście już "Proroka", prawda? - zapytała.
     - Ta... - burknął Ron.
     - Nie bądźcie na mnie źli, ale wiedziałam już o tym wcześniej... Znaczy słyszałam pogłoski. Marie mówiła, że być może coś takiego planują. - Mówiła zawsze "Marie", żeby nie używać imienia Mary-Jane lub określenia "ciocia". Bała się, że ktoś może ich podsłuchać. Tak samo na Syriusza w towarzystwie mówili "Wąchacz". Teraz Harry i Natalie pisząc do rodziny lub członków Zakonu, używali specjalnych przydomków, w razie gdyby listy były kontrolowane. Wyuczyli sowy gdzie mają latać, żeby nie pisać adresów.
     - Skąd ma przecieki? - zapytała Hermiona.
     - Nie mam pojęcia... Wiecie skąd jest. - (Irlandia, jak wiadomo). - Nie powinna mieć tam możliwości do pozyskiwania informacji tak szybko... Może to prorokini? Albo telepatka. Nieważne. Muszę wam powiedzieć jeszcze, że Podmore, Sturgis, ten członek Zakonu i przyjaciel Dumbledore'a, został niedawno zesłany do Azkabanu za włamanie do Ministerstwa. To ten sam gość, który od jakiegoś czasu nie pojawiał się na zebraniach i tak dalej.
     - To też wiesz od Marie? - zapytał Harry.
     - Jasna sprawa. - przytaknęła. - Od dziś zaczynają się wizytacje... Wiecie co? Już nie mogę się doczekać!
     - Że co?! - zawołali we troje, a wszyscy, którzy siedzieli wokół, obejrzeli się na nich.
     - No wiecie... - rzekła z triumfalnym uśmiechem. - Wizytacja u profesor McGonagall będzie po prostu świetna. Mam nadzieję, że przypadnie nam albo wam! Przy okazji, przed chwilą odjęłam pięć punktów Ślizgonom z trzeciej klasy za to, że kłócili się coś o ciebie i Dumbledore'a, Harry.
     - Można na ciebie liczyć. - rozpromienił się Harry. - A teraz lepiej się pospieszmy, bo jeśli ma wizytować profesora Binnsa, to nie możemy się spóźnić. Dzięki, do zobaczenia!
     - Do zobaczenia. - odwróciła się na pięcie i powróciła do swojego stołu, żeby zdążyć omówić szybko z Rogerem kolejne zadania na treningach.

     Umbridge nie pojawiła się jednak na Historii Magii, ani na Eliksirach, na których Harry dostał O (czyli Okropny) za swój referat na temat kamienia księżycowego. Po lekcji wyszli na długą przerwę na błonia, gdzie czekała już na nich Natalie. A Hermiona dalej gadała...
      - ...No wiecie, nie spodziewałam się najlepszej oceny, ale byłoby świetnie gdybym dostała W. Na tym etapie trzeba się cieszyć z każdej oceny, która gwarantuje zaliczenie przedmiotu. Zgadzacie się?
     Harry chrząknął wymijająco.
     - Oczywiście do sumów jeszcze wiele się zdarzy, ale oceny, które otrzymujemy teraz, są czymś w rodzaju punktu wyjścia, nie sądzicie?
     - Hermiono. - przerwał jej Harry ostro. - Jeśli chcesz wiedzieć co dostaliśmy, to po prostu zapytaj, a nie robisz jakieś dziwne wywody. Dobrze wiesz, że już nas mdli od słuchania o sumach. Przecież wiemy, że się zbliżają i nie trzeba nam tego przypominać każdego dnia!
     - Ja nie... Nie miałam na myśli... Ale oczywiście jeśli chcecie powiedzieć mi...
     - Dostałem N - powiedział Ron, rozglądając się dookoła, jakby usłyszał jakiś znajomy dźwięk. - Zadowolona?
     - Nie ma się czego wstydzić! - rzekł Fred, wyskakując zza drzewa, przy którym siedziała Natalie, a ona podskoczyła i uderzyła go książką w nogę. - Uspokój się, Lia.
     - Przestań zdrabniać moje imię w głupi sposób! Nat, Lia... Gred!
     - Ja jestem Forge. - George wyskoczył z drugiej strony, strasząc ją.
     - Rany kota! - schowała twarz w dłoniach.
     - A jego nie zdzieliłaś książką! - oburzył się Fred.
     - Bo on w wakacje oberwał ode mnie w pociągu.
     - Kiedy? - zapytał George.
     - Nieważne. Dobrze, że nie pamiętasz.
     - Wróćmy do tematu ocen. - ucięła Hermiona niezainteresowana ich kłótnią. - Ron, dostałeś N? Ale przecież N oznacza...
     - "Nędzny", tak. Ale to lepsze od O, bo O to Okropny, nie?
     Harry poczuł, że robi mu się gorąco i upewnił się, że jego referat nie wystaje z torby z wielkim czarnym O w rogu.
     - Więc najwyższy to W, czyli "wybitny", a potem jest B...
     - Nie B, tylko P. - poprawiła ją Natalie.
     - P, czyli "powyżej oczekiwań". - wyjaśnił George. - Zawsze uważałem, że my z Fredem powinniśmy dostać ze wszystkiego P, bo sam fakt, że pojawiliśmy się na egzaminach, był powyżej oczekiwań!
     Hermiona i Natalie wybałuszyły na siebie oczy.
     - No co? - zapytali bliźniacy.
     - Cicho! - zawołała Natalie do Hermiony, zanim ona zdążyła się odezwać. - Nie mów nic!
     Fred i George złapali ją za ręce.
     - Mów. - rozkazali.
     - Nie uwierzycie, ale ona dokładnie to samo powiedziała po naszym ostatnim spotkaniu prefektów. - Hermiona pokręciła głową.
     - Boli! - zawołała Natalie wyszarpując przedramiona z ich uścisków.
     - Przepraszamy, Nietoperzu. - wypuścili ją. 
     - Ty jednak rozumiesz nas jak nikt inny! - stwierdził George z uśmiechem,
     - I to mnie właśnie przeraża. - odparła.
     - Respektujcie trochę prefekta. - upomniał ich Ron. - Jej to nie zrobi różnicy, czy stracicie dla swojego domu po dziesięć punktów, bo to zawsze bliżej do wygranej Ravenclawu.
     - Robi mi to różnicę, bo jednak to są punkty, które Hermiona będzie cały dzień odrabiać.
     - Co jest po P? - zapytał Harry po chwili.
     - Z. Zadowalający.
     - Potem N. - rzucił George.
     - Nędzny. Albo też N, jak Natalie! Jedno z drugim ma wiele wspólnego.
     - Masz szlaban. - burknęła. - I nawet mnie więcej nie denerwuj.
     Obaj bliźniacy parsknęli śmiechem, ale ucichli, gdy spojrzała na nich z wyrzutem
     - O, czyli Okropny, to jest już ostatni stopień, tak? - zapytała Hermiona.
     - Nie. Jest jeszcze T. - przypomniał George.
     - T? - zdziwiła się. - Niżej niż O? Co to jest w takim razie?
     - Troll.
     Harry się roześmiał. Wyobraził sobie, jak mówi Hermionie, że ze wszystkich sumów dostał T... i natychmiast postanowił sobie, że zacznie się przykładać do nauki. Nie był w końcu pewien, czy George żartuje, a ostatnio odpuszczał sobie naukę, choć był dopiero początek roku szkolnego.
     - Mieliście już wizytację? - zapytał George.
     - Nie. - odparli Gryfoni.
     - A wy? - spytał Natalie.
     - Też nie. Wy już mieliście?
     - Na zaklęciach. - odparł Fred.
     - Profesor Flitwick! - jęknęła Natalie. - Jak było?
     Wzruszyli ramionami w tym samym czasie i w identyczny sposób. Do tego pokiwali głowami tak samo.
     - Nieźle. Znasz Flitwicka, traktował ją jak gościa.
     - Wiele nie mówiła.
     - Pytała Alicję o to, co sądzi na lekcjach.
     - I powiedziała, że są fajne. To wszystko. - uspokoił ją George, widząc, że przejęła się wychowawcą.
     - Jakoś sobie nie wyobrażam, żeby można było się do niego przyczepić. - stwierdził Fred. - Wszyscy u niego zdają.
     - Co macie po południu? - zapytał George.
     - Randkę z Rogerem i miotłami. - burknęła Natalie.
     Ron aż wypluł na trawę cały sok malinowy, którego się właśnie napił.
     - Taki dobry sok poszedł na marne! - jęknął. - Ale... Randka z Rogerem? Od kiedy?!
     - Miałam na myśli długi, męczący trening i wrzaski Rogera, skoro jest kapitanem, Ron. - wyjaśniła. - Mam dosyć, serio, on mnie przeraża. Jest z tym wszystkim nawiedzony.
     - To klasa owutemowa, kochana, tak już będzie do końca roku. - pocieszyli ją bliźniacy.
     - On chce, żebym została jego zastępcą, więc wyobraźcie sobie co z nim przechodzę. Katorga. O agonio! - zawołała i udała, że mdleje, a bliźniacy zaraz podskoczyli i wyciągnęli ręce, żeby ją złapać.
     Wstała i zaśmiała się, a oni rzucili jej karcące spojrzenia.
     - Wkręcać to my, ale nie nas! - fuknęli.
     - A, zapomniałbym, że nie jesteś w Gryffindorze. - rzucił Fred. - To...
     - Co macie po południu? - zapytał George Gryffonów.
     - Trelawney.
     - Jeśli ktoś zasługuje na T, to właśnie ona. - stwierdziła Hermiona.
     - I sama Umbridge. - dodała Natalie.
     - No to bądź grzecznym chłopcem, Harry, i nie podskakuj tej Umbridge, bo Angelinę krew zaleje, jeśli opuścisz kolejny trening przez szlaban. - ostrzegł George. 
     - Na razie, dzieciaki, nie mamy czasu, żeby z wami nadal gaworzyć. - oznajmił Fred i odwrócił się z Georgem w drugą stronę.
     Natalie wyjęła różdżkę i rzuciła upiorogacka na Freda.
     - Natalie! - upomniała ją Hermiona. - Jesteś prefektem...
     - Wybacz. Nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, Ron...
     - Co ty! Chętnie przyznałbym ci za to punkty, ale Hermiona ususzy mi za to głowę.
     Krukonka odwróciła się do bliźniaków i oduroczyła Freda. Rudzielec chciał rzucić na nią jakiś inny urok, ale zdążyła się obronić i odszedł, patrząc z wyrzutem na nią i na George'a, który się z nich śmiał.

     Gdy nadszedł czas na Wróżbiarstwo, Harry był ciekaw tego, jak zachowa się Umbridge. Usiadł w ławce i czekał, aż profesor Trelawney wejdzie do klasy. Kobieta weszła do klasy, rzuciła szybkie "dzieńdobry" i zaczęła rozdawać nerwowo senniki.
     - Dzień dobry, pani profesor Trelawney - powiedziała Umbridge uśmiechając się szeroko. - Mam nadzieję, że dostała pani moją notatkę z datą i godziną wizytacji?
     Profesor Trelawney kiwnęła głową wyraźnie niezadowolona. Skończyła rozdawać książki, opatuliła się szczelniej swoimi szalami i spojrzała na klasę przez znacznie powiększające okulary. Harry spojrzał w prawą stronę i ujrzał Natalie siedzącą w ławce obok niego.
     - Nie miałaś być na treningu? - zapytał szeptem.
     - Jestem. I nie jestem. - odparła.
     - Że co?
     Wyjęła spod koszuli Zmieniacz Czasu, uśmiechnęła się i schowała go z powrotem.
     - Dzisiaj będziemy nadal zajmować się snami proroczymi - oznajmila, usiłując dzielnie zachować swój tajemniczy ton głosu, lecz głos jej lekko drżał. - Podzielcie się na pary i zinterpretujcie sobie nawzajem sny z pomocą sennika.
     Harry odwrócił się do Rona, a Natalie do Neville'a.
     - Co ci się ostatnio śniło? - zapytał Ron.
     - Nie wiem...
     - Ta Umbridge łazi za Trelawney po klasie, patrz. - wskazał palcem na dwie kobiety przechadzające się od stolika, do stolika. Inkwizytor zadawała mnóstwo irytujących pytań nauczycielce, a ona co jakiś czas milkła, zastanawiając się, czy w ogóle są warte odpowiedzi. - Wymyśl szybko jakiś sen, zanim ta ropucha tu podejdzie.
     - Hm... Nie wiem, dajmy na to, że utopiłem Snape'a w kociołku do eliksirów.
     - To będzie "Snape", "topienie" czy "kociołek"?
     - Rób co chcesz.
     - Pani Trelawney. - zwróciła się do niej głośno Umbridge. - Proszę przepowiedzieć mi przyszłość.
     - S-Słucham? - spojrzała na nią wytrzeszczając oczy, które i tak wyglądały jak wielkie gały Skrzata Domowego. - Proszę pani! - zaskrzeczała oburzna. - Przepowiednia nie jest na zawołanie!
     - Hmm... Rozumiem. - kiwnęła głową z satysfakcją. Wszyscy wiedzieli, że Trelawney jest starą oszustką.
     - Ale.. A-Ale zaraz!... Widzę coś! - zawołała, a jej twarz ściągnęła się, jakby ujrzała ducha. - Obawiam się... Obawiam się, że pani jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie!
     - Słusznie. - stwierdziła beztrosko Umbridge. - Dziękuję pani.
     I wybrzmiał dzwonek i wszyscy opuścili pospiesznie klasę, żeby zdążyć dojść na drugi koniec szkoły do klasy Obrony Przed Czarną Magią. Niedługo po tym, jak do niej dotarli i zasiedli w ławkach, przybyła profesor Umbridge. Znowu ten sam rytuał powitania, jednak klasa tym razem nie musiała powtarzać niczego po dwa razy.
     - Schowajcie różdżki, wyjmijcie książki i zacznijcie czytać rozdział drugi.
     Wszyscy zajrzeli do książek. Poza Natalie i Hermioną, które uniosły ręce w górę. Umbridge wyminęła Hermionę i podeszła do Krukonki.
     - Tak, panno White?
     - Przeczytałam już rozdział drugi. I trzeci. Przeczytałam całą książkę.
     - Zgaduję, że panna Granger ma mi do powiedzenia to samo. - rzuciła bez uśmiechu. A to nowość.
     - Tak, pani profesor. - potwierdziła Hermiona.
     - To pewnie panna White potrafi mi powiedzieć, co Slinkhard sądzi o przeciwurokach w rozdziale piętnastym.
     - Mówi, że są niesłusznie nazywane w ten sposób  i że ludzie nazywają przeciwurokami uroki, gdy chcą, żeby to lepiej brzmiało. - wyrecytowała, ku zdumieniu całej klasy.
     Umbridge uniosła brwi i mimo wszystko ta wypowiedź zrobiła na niej wrażenie.
     - Ja się z tym nie zgadzam. Ze Slinkhardem. - stwierdziła Hermiona.
     - Nie zgadzasz się? - zapytała chłodno profesor Umbridge.
     - Tak, nie zgadzam się. Pan Slinkhard po prostu nie lubi uroków, prawda? Ja natomiast uważam, że mogą być bardzo pożyteczne, gdy są użyte w obronie.
     - No cóż, w tej klasie obowiązuje opinia pana Slinkharda, a nie twoja, panno Granger. - na jej twarz powrócił uśmiech.
     - Ale...
     - Dosyć! Gryffindor traci pięć punktów za przerywanie mojej lekcji bezsensownymi wypowiedziami. - krzyknęła.
     Hermioona chciała już się odezwać, ale Natalie rzuciła jej ostrzegawcze spojrzenie.
     - Mam was uczyć metodą Ministerstwa, a ona nie przewiduje zachęcania uczniów do wyrażania swojej opinii, na temat spraw, o których nie mają pojęcia. Wasi nauczyciele tego przedmiotu, którzy byli tu przede mną, pozwalali wam na więcej. Ale skoro żaden z nich... może z wyjątkiem profesora Quirrella, który przynajmniej ograniczał się do tematów odpowiednich dla waszego wieku... skoro żaden z nich, powtarzam, nie uzyskał dobrej noty po wizytacji Ministerstwa...
     - Tak, Quirrell to był świetny nauczyciel - powiedział głośno Harry. - Szkoda tylko, że z tyłu głowy wyrastał mu Voldemort.
     W klasie zrobiło się tak cicho, jak jeszcze nigdy wcześniej podczas tych czterech lat nauki.
     - Kolejny tydzień szlabanu będzie wspaniałym wyjściem i zbawienną karą dla ciebie, Potter. - przyznała Wielki Inkwizytor i od tego momentu w klasie panowała cisza.

     Harry wrócił wieczorem bardzo zły. Gdy Hermiona zapytała go o co chodzi, wyjaśnił całe zamieszanie: przede wszystkim będzie drugi tydzień miał krojoną rękę u Umbridge, stracił dziesięć punktów od McGonagall za to, że nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy, a do tego dostał reprymendę od niej i od wściekłej Angeliny za to, że nie pojawi się na treningach. Miał już stanowczo dość, a do był dopiero początek roku...
     - To jest STRASZNA kobieta. - stwierdziła Hermiona. - Mówiłam do Rona chwilę temu, że coś trzeba z tym zrobić...
     - Zaproponowałem truciznę - mruknął posępnie Ron.
     - Nie, nie o to chodzi. Bo... Harry, wiem, że nie jesteś teraz w najlepszym humorze... - zaczęła nieśmiało Hermiona.
     - To mało powiedziane. - odburknął. - Ale mów dalej.
     - Ale... Pomyśleliśmy z Ronem...
     Ron odchrząknął znacząco i popatrzył na nią ze złością.
     - To znaczy ja pomyślałam, kiedy ty i Ron byliście na treningu...
     A tak, Ron przecież jest nowym obrońcom Gryffindoru.
     - Że powinieneś uczyć Obrony Przed Czarną Magią potajemnie. Ta Umbridge nie nauczy nas przecież niczego, a ty już tyle dokonałeś... Potrzeba nam jakiegoś nauczyciela. A ty jesteś najlepszy z tego przedmiotu.
     - Ja? - Harry uśmiechnął się szeroko. - Byłaś przecież ode mnie lepsza na każdym przedmiocie. - Byłeś ode mnie lepszy w trzeciej klasie, a tylko wtedy mieliśmy razem testy i nauczyciela, który znał się na przedmiocie. Ale nie mówię o wynikach testów, Harry! Myśl o tym, co ZROBIŁEŚ!
     - Co masz na myśli?
     - Chyba nie mam ochoty, żeby uczył mnie ktoś tak tępy - mruknął Ron do Hermiony, uśmiechając się lekko. Potem odwrócił się do Harry'ego. - Pomyślmy... - rzekł, robiąc taką minę jak Goyle, gdy próbował się skupić. - Zaraz... W pierwszej klasie uratowałeś chyba Kamień Filozoficzny przed Sam-Wiesz-Kim.
     - To był szczęśliwy przypadek, a nie umiejętności...
     - W drugiej klasie - przerwał mu. - zabiłeś bazyliszka i zniszczyłeś Riddle'a.
     - Gdyby nie pojawił się Faweks, to wcale bym...
     - W TRZECIEJ KLASIE - przerwał mu ponownie - pokonałeś setkę dementorów na raz...
     - Przecież wiadomo, że bez zmieniacza czasu nie...
     - W-ZESZŁYM-ROKU - Ron już niemal krzyczał - pokonałeś znowu Sam-Wiesz-Kogo...
     - Posłuchajcie mnie! - przekrzyczał wreszcie przyjaciela. - To brzmi pięknie, ale zawsze miałem więcej szczęścia niż rozumu! Nigdy niczego nie planowałem, nie przemyślałem i działałem spontanicznie, a zawsze do tego pojawiała się jakaś pomoc i... Przestańcie szczerzyć zęby, tak jakbyście wiedzieli lepiej ode mnie, jak było. Was tam nie było, nie wiecie co działo się za każdym razem! I jeśli udało mi się wyjść cało z tych przypadków, to dlatego, że zawsze pomoc przyszła we właściwej chwili... albo udało mi się przewidzieć... ale ja po prostu błądziłem po omacku, nie miałem pojęcia, co robię i to nie wynikało z tego, że jestem dobry z obrony przed czarną magią... PRZESTAŃCIE SIĘ ŚMIAĆ!
     Ron i Hermiona spoważnieli. Harry zorientował się, że stoi, a nawet sobie nie przypomniał, żeby wstawał.
     - Wy nie wiecie jak to jest! Żadne z was nie stanęło z nim nigdy twarzą w twarz! Myślicie, że wystarczy zapamiętać zaklęcia i rzucić je tak, jak to się robi w klasie? Przez cały czas masz świadomość, że pomiędzy tobą, a śmiercią, stoi tylko twój wybór i nawet nie masz czasu go przemyśleć dokładnie! Nie myślisz trzeźwo! Nigdy nas nie uczyli, jak radzić sobie w tym czasie... A wy się zachowujecie, jakbym był mądrym chłopcem, bo żyję i stoję tu przed wami w przeciwieństwie do Diggory'ego, który jakby był głupi, bo nawalił i dał się zamordować! Wy wciąż nie rozumiecie, że to byłbym ja, gdyby nie to, że byłem Voldemortowi potrzebny...
     - Nikt nic takiego nie mówił Harry... - powiedział Ron wstrząśnięty. - Nie mówiliśmy o Cedriku. Chyba źle nas zrozumiałeś.
     - Czy ty nasz nie rozumiesz, Harry? - spytała Hermiona nieśmiało. - To jest... dokładnie tak... właśnie dlatego potrzebujemy ciebie... Musisz wiedzieć, co to znaczy naprawdę zmierzyć się z czymś takim i to ty byłbyś najlepszym nauczycielem... Skoro oni nie mogą nas tego nauczyć... bo nie byli nigdy w takiej sytuacji... to czemu to byś się tego nie podjął?... Po prostu... przemyśl to sobie... Dobrze?
     Harry nie wiedział co odpowiedzieć. Było mu głupio z powodu tego wybuchu, więc tylko kiwnął głową, ledwo zdając sobie sprawę z tego co robi.
     - Dobranoc... - szepnął i posprzątał swoje rzeczy, a następnie skierował się do dormitorium. - Idziecie też spać, czy...
     - Poczekaj na mnie. - powiedział Ron.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz