poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 10. - "Percy i Łapa"

     Harry oczekiwał przy kominku na Syriusza. Miał porozmawiać z nim, Hermioną i Ronem, więc oczekując, zabrali się za pisanie prac domowych, które Hermiona oczywiście już dawno miała skończone.
     - Myślisz, że da nam zajrzeć do jej pracy na chwilę? - zapytał cicho Harry.
     - Nawet jej nie proś. - burknął Ron. - Nie da nam.
     Siedziała z Krzywołapem i gładząc go po sierści gapiła się gdzieś po przestrzeń. Za dwadzieścia dwunasta podeszła do nich ziewając.
     - Skończyliście?
     - Nie - fuknął Ron.
     - Największym księżycem Jowisza jest Ganimed, nie Kallisto. A wulkany są na Io. - stwierdziła, zerkając na jego esej z astronomii.
     - Dzięki - warknął, poprawiając błędne zdania.
     - Ja tylko chciałam...
     - Jeśli przyszłaś tu krytykować...
     - Ron...
     - Naprawdę nie mam czasu wysłuchiwać kazań, Hermiono, już i tak jestem pogrążony po szyję i...
     - RON! - krzyknęła i skierowała jego głowę w stronę okna.
     Na parapecie siedział duży, ładny puchacz. Wpatrywał się w Rona z zainteresowaniem i zniecierpliwieniem.
     - Czy to nie Hermes? - zapytał Harry.
     - Niech skonam, to on! - rzucił wszystko na ziemię i podbiegł do okna. - Percy do mnie napisał! Ale po co?
     Hermes wleciał do środka, wylądował na oparciu fotela i wyciągnął nóżkę, do której przymocowany został list.
     - To pismo Percy'ego... - stwierdził, spoglądając na starannie wypisane słowa: Ronald Weasley, Hogwart, Wieża Gryffindoru. Rozwinął pergamin i zaczął czytać, a im dalej dochodził, tym bardziej stawał się ponury. Gdy kończył, jego twarz wyrażała wręcz odrazę. Rzucił list Harry'emu, a Hermiona dosiadła się do niego, żeby go odczytać razem.

            Kochany Ronie,                                                                            
             Właśnie dowiedziałem się (od Ministra Magii we własnej osobie,
któremu   przekazała tę wiadomość Wasza nowa nauczycielka, profesor
 Umbridge), że zostałeś  prefektem  Gryffindoru!                                        
Byłem  bardzo mile  zaskoczony i muszę Ci przede wszystkim złożyć gra-
tulacje.  Przyznam jednak,  że zawsze obawiałem się, iż obierzesz drogę,
którą od  dawna  kroczą Fred i George, zamiast iść w moje ślady, więc 
możesz  sobie wyobrazić co czułem, jak  usłyszałem,  że nie lekceważysz 
już  autorytetów i podjąłeś się naprawdę odpowiedzialnych zadań.        
             Oprócz gratulacji mam jednak coś innego do powiedzenia. Ron,
chciałbym  ci coś poradzić i to dlatego wysyłam list  wieczorem, a nie po-
ranną pocztą,  żebyś  mógł  utrzymać go z dala  od wścibskich oczu i  kło-
potliwych pytań.                                                                                          
Z tego,  co zdradził  mi Minister, gdy  informował mnie  o tym, że zostałeś
prefektem, zrozumiałem, że nadal spędzasz czas z Harrym Potterem. Mu-
szę  cię ostrzec, żebyś tego nie robił, jeśli nie chcesz utracić odznaki. Tak,
wiem,  na pewno wiesz,  że Potter zawsze  był ulubieńcem  Dumbledore'a,
ale musisz wiedzieć też, że dyrektor może stracić swoje stanowisko, a  lu-
dzie, którzy naprawdę się liczą, mają odmienne zdanie. I jest ono chyba o
wiele bardziej właściwe.  Nie powiem więcej,  po prostu zajrzysz jutro do
"Proroka Codziennego" i zorientujesz się skąd wieje wiatr i sam zorientu-
jesz się, w którą stronę chcesz się odwrócić.                                              
             Inaczej będziesz mierzony tą samą miarą co Potter, a to może pow-
 ażnie zaszkodzić twojej (najdalszej) karierze.  Miał przecież przesłuchanie
dyscyplinarne przed całym Wizengamotem, a  i tak  wiele osób twierdzi  w
nim, że jest winny i wyszedł dzięki kruczkom formalnym!                            
           Może boisz się zerwać z nim kontakty - wiem,  że jest niezrównowa-
żony i gałtowny - ale jeśli  Cię to martwi, to porozmawiaj z Dolores Umb-
ridge - naprawdę wspaniała kobieta i wiem, że będzie prze szczęśliwa  mo-
        gąc Ci doradzić!                                                                                                     
       Naprawdę wielki ból sprawia mi krytykowanie naszych rodziców,
lecz mam nadzieję, że wkrótce zrozumieją swój błąd i gdy ten dzień nadej-
dzie, będę oczywiście gotów przyjąć ich przeprosiny. Przemyśl dobrze to co
napisałem, zwłaszcza to o Harrym Potterze. I jeszcze raz gratuluję odznaki
prefekta.                                                                                                        
Twój brat, Percy

     Harry spojrzał na Rona z powagą.
     - Hm... Jeśli chcesz... Jak to było? - zerknął w list od Percy'ego. - Aha, jeśli chcesz zerwać ze mną kontakt, to przysięgam, że nie będę gwałtowny.
     - Pewnie, że nie chcę! Percy to... - Ron wziął list w ręce i przedarł go na pół. - największy... - teraz na ćwiartki - palant... - i na ósemki. - na świecie! - warknął i wyrzucił list do ognia. - Kretyn... A teraz weźmy się za prace domowe, bo jeszcze dużo nam zostało.
     Harry oniemał. Hermiona z dziwną miną wpatrywała się w Rona.
     - Dajcie mi wasze wypracowania. - powiedziała suchym głosem.
     - Co?
     - Dajcie mi wasze wypracowania. - powtórzyła. - Poprawię je i przepiszecie je na nowo.
     - Hermiono, nawet nie wiem jak mamy ci...
     - Możecie powiedzieć "Przepraszamy, już nigdy nie zostawimy swoich prac domowych na ostatnią chwilę. - powiedziała, ale wyglądała na bardzo rozbawioną ich zaskoczeniem.
     W czasie gdy Hermiona przekreślała i dopisywała własne słowa w obu pergaminach, Harry myślał o tym, co napisał Percy. Połowa szkoły, jeśli nie jej większa część, uważała go za wariata i chciała, żeby Dumbledore popełnił gdzieś błąd, co dla Ministerstwa byłoby powodem, do zawieszenia go w swoich obowiązkach. Całe szczęście, że Ron i reszta jego rodziny, poza Percym właśnie, trzymała z nim i dyrektorem. Czuł się przez to dużo lepiej.
     - Proszę. Przepiszcie na czysto, z poprawionymi błędami i przepiszcie zakończenia, które wam dopisałam. - oddała im ich prace.
     - Hermiono - Ron wyglądał, jakby miał ochotę ją uściskać albo uklęknąć przed nią na kolanach. - jesteś najcudowniejszą istotą jaką w życiu spotkałem i jeśli kiedykolwiek ci coś dogadam...
     - To uznam, że wracasz do rzeczywistości. - rzekła.
     Było już późno, a Syriusz wciąż się nie pojawiał. Harry obawiał się, że zostanie wkrótce sam w pokoju wspólnym i zaśnie. Wkrótce coś trzasnęło w kominku, a Hermiona wydała z siebie zduszony okrzyk.
     - SYRIUSZ! - zawołała.
     - No wreszcie! Co godzinę tu wskakiwałem i sprawdzałem, czy już jesteście i jesteście sami.
     - Co godzinę pojawiałeś się w kominku? A co jeśli ktoś cię zauważył? To niebezpieczne!
     - Jakbym słyszał Molly... - westchnął. - W kominku Ravenclawu to samo. Najpierw wskoczyłem tam przez przypadek i spotkałem samą Natalie, a ona zaczęła syczeć, że mam stamtąd uciekać, bo Umbridge panoszy się po wieży. Jakieś dzieciaki poprosiły ją, żeby przyszła, bo chcieli zrobić jakieś stowarzyszenie do gry w gargulce czy coś takiego... Nie była w ogóle w najlepszym humorze, ale nie żeby się na mnie wyżywała, ma do mnie szacunek. Ale ona bardziej przypominała Molly w ciele Tonks... Albo Lily! Mają coś z siebie... No. Nie ma czasu. Twoja blizna, Harry...
     - Co znowu z tą... - zaczął Ron, ale urwał, gdy napotkał spojrzenie Hermiony.
     - Wiemy już, że bolała cię wcześniej i Dumbledore nie robi z tego ogromnego problemu, więc nie ma powodów do obaw. A to był chyba główny temat twojego listu.
     - Tak. Dumbledore mówił, że blizna daje o sobie znać, gdy Voldemortem szargają jakieś silne emocje. Ale myślisz, że to nie ma nic do tego, że bolała mnie na przykład wtedy, gdy dotknęła mnie Umbridge?
     - Nie. Nie jest śmierciożercą, o to się nie martw.
     - Ale jest tak wstrętna, że mogłaby nim być. - stwierdził Harry rozeźlony, a przyjaciele pokiwali głową twierdząco.
     - Świat nie dzieli się na ludzi dobrych i na śmierciożerców. Trzeba też pamiętać o tym, co mówił o niej Remus...
     - Lupin ją zna?! - zawołał Harry.
     - Taa... W zeszłym roku kombinowała coś przy ustawie na temat wilkołaków, oczywiście na ich niekorzyść.
     - A co ona ma do wilkołaków?! - spytała Hermiona.
     - Boi się ich. Nienawidzi wszystkich nie całkiem ludzkich stworzeń. Chciała, żeby wychwytywać trytony i pozamykać je gdzieś, bo są jej zdaniem bardzo dużym zagrożeniem. Po co komu łapać trytony, gdy po świecie łażą takie kołtuny jak Stworek... - mruknął.
     Ron i Harry parsknęli śmiechem, a Hermiona spojrzała na niego ze złością.
     - Syriuszu! Jestem pewna, że gdybyś był trochę milszy dla Stworka, to...
     - A jak tam lekcje z Umbridge? - przerwał jej Syriusz. - Uczy was zabijać mieszańców?
     - Nie pozwala nam używać czarów. - stwierdził Harry.
     - Przez cały czas czytamy tylko ten głupi podręcznik. - burknął Ron.
     - A to by się zgadzało... Ministerstwo do tego dąży. Nie chcą zaprawiać was do walki.
     - Zaprawiać do walki? Co, boją się, że użyjemy tego przeciwko nim? - zakpił Ron.
     - Właśnie tak. Boją się... A właściwie to Knot się boi, że Dumbledore odbierze mu władzę i twierdzi, że byłby zdolny zrobić wszystko, żeby do tego dojść. Boi się, że Dumbledore tworzy armię przeciw Ministerstwu.
     - To największa bzdura jaką słyszałem w całym życiu! - stwierdził Ron. - Wliczając w to opowieści Luny!
     - Natalie by cię właśnie za to ukamienowała, wiesz? - zapytała Hermiona z pogardą.
     Ron prychnął.
     - Jest tak samo wyczulona na punkcie Luny, jak i ty na punkcie skrzatów, mogłybyście sobie na ten temat długo porozmawiać. A i tak to kompletna bzdura. - powrócił do tematu.
     - Przetłumacz tym idiotom. Wszyscy o tym wiedzą, tylko nie oni. - rzekł ponuro Syriusz. - Kiedy idziecie do Hogsmeade? Pomyślałem, że skoro wypaliło z moja przemianą w psa na dworcu, to...
     - NIE! - wrzasnęli we troje.
     - Malfoy dał do zrozumienia, że jego ojciec cię rozpoznał! - zawołał Harry.
     - Ale spotkalibyśmy się znowu w tej grocie i...
     - Nie chcę, żeby zamknęli cię z powrotem w Azkabanie. - wycedził do swojego Ojca Chrzestnego.
     - Coraz mniej przypominasz mi Jamesa. - stwierdził Syriusz z nutą goryczy w głosie. - Dla niego nie było zabawy, gdy nie było ryzyka...
     - Zrozum, że jesteś...
     - Chyba słyszę Stworka. Muszę kończyć. - skłamał, co od razu zrozumiał jego chrześniak. - Pojawię się tu w kominku za jakiś czas znowu. Mam nadzieję, że takie ryzyko zniesiesz.
     Znowu coś trzasnęło i w miejscu, w którym była głowa Syriusza, tańczyły teraz tylko resztki płomieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz