W sylwestra jedynie zorganizowano małe imprezy w pokojach wspólnych wszystkich czterech domów - Natalie po jakimś czasie poszła do wieży Gryffindoru i tam została aż do końca. Nie wiedziała, że pani Weasley pisała listy do Ginny pytając o samopoczucie Krukonki, bo bała się, że pierwsze święta po utracie rodziny będą dla niej ciężkie.
Wbrew jej oczekiwaniom, nie przeżyła tego aż tak bardzo, ponieważ już czwarty rok z rzędu spędzała święta w Hogwarcie, a domu nigdy nie miała typowo rodzinnej atmosfery podczas świąt - wszyscy przyszli do stołu, najedli się w ciszy, dziewczynki poszły na górę zobaczyć prezenty i wtedy mama przyszła im złożyć życzenia przed snem. Nic więcej nigdy się nie działo, dlatego święta w Hogwarcie, wśród uczniów i nauczycieli były jedną z najlepszych rzeczy, jaka je spotkała w szkole. Dostała od cioci gitarę elektryczną. Zastanawiała się skąd ciotka mogła wiedzieć, że grała na gitarze, ale mimo wszystko prezent był trafiony. Poprawiła tylko za pomocą czarów jej brzmienie i wygląd. Dodatkowo dostała nową miotłę - Błyskawicę. To był prezent od przyjaciela cioci, który "wisiał jej pewną dużą przysługę jeszcze z lat szkolnych. Pracuje w fabryce mioteł, więc nie był to dla niego problem". Nie pokazywała jej nikomu, poza drużyną. Przy okazji zaczęła bardziej przykładać się do swojego wyglądu i od teraz zamierzała po lekcjach przebierać mundurek na zwykły strój codzienny.
W czwartek, po feriach, Gryfoni i Ślizgoni mieli razem lekcję Opieki Nad Magicznymi Zwierzętami. Uczniowie przyszli pod klasę, do której nie przyszedł Hagrid, a jego zastępczyni - profesor Wilhelmina Grubbly-Plank.
- Pana Rubeusa Hagrida dziś nie będzie. - oznajmiła. - Mam poprowadzić lekcję za niego, więc weźcie płaszcze i wyjdziemy do lasu. Z tego co wiem, powinniście już znać zaklęcie "Accio". Przywołajcie ubranie wierzchne i wyjdziemy do lasu.
Młodzież wyszła z pomieszczenia i przywołała płaszcze, szaliki, czapki i rękawiczki (niektórzy również swetry). Ubrali się i wyszli za nauczycielką w stronę lasu.
- Ciekawe co zatrzymało Hagrida? - zastanawiała się Hermiona.
- Jeszcze nie opuścił ani jednej lekcji. - powiedział Harry.
- Nie mówcie tylko, że znowu był jakiś incydent, jak w zeszłym roku z Hardodziobem... - wymamrotał Ron.
- Chcecie wiedzieć co stało się z waszym przerośniętym przyjacielem? - zapytał szyderczo Malfoy. - Proszę bardzo. - wręczył Ronowi Proroka Codziennego. - Miłej lektury!
Blondyn odbiegł ucieszony, a trójka Gryfonów spojrzała na gazetę.
- "Rita Skeeter odkrywa sekrety gajowego Hogwartu." - przeczytała Hermiona. - "Wszyscy w szkole znają go jako budzącego grozę i nieprzewidywalnego. Budzi strach wśród uczniów. Nic dziwnego, skoro gajowy jest pół-olbrzymem, a jego matka, olbrzymka, w swej naturze popełniła wielokrotne morderstwa. Kto uczy wasze dzieci Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami?". Przecież to są kompletne bzdury! Skąd ona to bierze?! Jest po prostu bezczelna i nieobliczalna! Biedny Hagrid.
- Musimy go odwiedzić dziś po lekcjach. - zdecydował Harry.
Przyjaciele zgodzili się.
Wieczorem, po kolacji, wymknęli się z zamku pod osłoną Peleryny Niewidki, jednak Hagrid nie otworzył im drzwi. Obmyślili plan, co zrobić, żeby móc z nim porozmawiać. Poczekali do soboty i wyszli do Hogsmeade z Natalie. Opowiedzieli jej po drodze całą historię. Była bardzo poruszona tą sytuacją.
- Co za oszczerstwa! - krzyknęła w złości. - Jak ona śmie? Prorok schodzi już na psy! Nie sprawdzają w ogóle wiarygodności artykułów, tylko sprzedają to, co wzbudzi zainteresowanie!
- Dlatego musimy się z nim spotkać w Trzech Miotłach.
- Miejmy nadzieję, że tam będzie. - rzekł Ron.
Tam również nie napotkali Hagrida. Za to przyszedł porozmawiać z nimi Ludo Bagman, który akurat siedział sam przy barze i gawędził od czasu do czasu z kelnerem. Zapytał Harry'ego, czy udało mu się już znaleźć sposób na usłyszenie zagadki złotego jaja. Słysząc odpowiedź twierdzącą, powiedział, że w razie problemów, może się do niego udać i wtedy pomoże mu. Przyjaciół zadziwiło zachowanie Ludona, ponieważ nie powinien oferować pomocy uczestnikowi. Harry na szczęście zaprzeczył, mówiąc, że woli sam sobie z tym poradzić. Zapytali też o zdrowie Bartemiusza Croucha, którego już na balu musiał zastąpić jego podwładny, Percy Weasley, bo ten zachorował. Bagman powiedział, że mężczyzna jeszcze nie wróci za szybko do zamku. Pożegnali się i uczniowie po raz kolejny spróbowali spotkać się z Hagridem w jego chacie. Zapukali do drzwi.
- To bez sensu, i tak nam nie otworzy. - burknął Ron, który już trząsł się z zimna. - Jestem głodny, chodźmy do zamku...
Drzwi otworzyły się i stanął w nich Albus Dumbledore.
- To wy? Przyszliście pocieszyć Hagrida, prawda?
Pokiwali głowami twierdząco.
- Niezbyt dobrze się trzyma, więc to bardzo ważny gest z waszej strony w tym momencie. Wchodźcie. - wpuścił ich do środka.
Zobaczyli gajowego, który siedział z nieprzytomnym wzrokiem w fotelu. Przed sobą miał wielki baniak z wodą. Musiał bardzo dużo wypić, ponieważ był czerwony, miał podkrążone oczy i chwiał się, gdy podnosił się z miejsca, żeby ich przywitać.
- Och, dzieciaki... Nie powinniście mnie oglądać w takim stanie. - powiedział pełnym żalu głosem. Wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Przyszliśmy po to, żeby cię wesprzeć. - odrzekła Natalie.
- Tak! - zawołał Ron, szturchnięty przez Hermionę. -Ta cała Rita Skeeter, to wredna, przebrzydła...
Dyrektor odkaszlnął znacząco.
- Przepraszam. - powiedział rudzielec, aż cały poczerwieniał. - Wiedz, że jesteśmy z tobą!
- To bardzo miłe z waaszej strony. Siadajcie, naleję wam ciepłej herbaty. Chce pan dolewkę, panie psorze? - zapytał dyrektora.
- Z chęcią, poproszę. - nadstawił swój kubek.
Po ich wizycie uczniowie wrócili do zamku. Olbrzym czuł się lepiej i postanowił, że wróci do swoich obowiązków nauczycielskich od zaraz.
Zapadła noc. Harry dopiero znalazł czas, żeby zastosować się do rady Cedrika. Udał się do łazienki prefektów, gdy było już późno. Zabrał ze sobą Mapę Huncwotów, jajo i pelerynę-niewidkę. Łazienka była ogromna, sama wanna zajmowała większość pomieszczenia i wyglądała jak mniejszy basen, wypełniony pianą i bąbelkami. Czarodziej zrzucił swoje ubrania, zanurzył się w wodzie i sięgnął po złote jajo. Utrzymując je nad powierzchnią, nacisnął na jego czubek, a ono znowu rozwarło się i zaczęło wrzeszczeć. Zamknął je szybko i odłożył na bok. Jeden z kurków zaczął się sam przekręcać i wyłoniła się z niego Jęcząca Marta. Piszcząc wzleciała do góry i popatrzyła na Gryfona z uśmiechem. Gdyby jej nieżywotna postać, pewnie policzki jej zapłonęłyby ognistym rumieńcem.
- Witaj Harry! Dawno cię nie widziałam! - zapiszczała słodko. Harry'ego bolała głowa od jej głosu, gdy musiał go często wysłuchiwać.
- Cześć, Marto. - powiedział i zaczął pośpiesznie przygarniać do siebie pianę, żeby się zakryć.
- Och, widzę, że zabrałeś ze sobą to jajo. - wskazała na nie. - Wiedziałam, że domyślisz się w końcu jak ono działa!
- No właśnie nie bardzo...
- Otworzyłeś je już? - przerwała mu.
- Tak. Nie... Otworzyłem, ale krzyczało i dałem sobie z nim spokój. - wyjaśnił.
- Głuptasie! Musisz otworzyć je pod wodą! Wsadź głowę pod wodę i usłyszysz zagadkę! - zachichotała.
Wziął jajo w dłonie, nabrał powietrza w usta i zrobił tak, jak powiedziała. Krzyk zmienił się pod wodą w piękny śpiew, a bełkot ułożył się w zrozumiałe słowa:
Szukaj nas tam tylko, gdzie słyszysz nasz głos,
Nad wodą nie śpiewamy, taki nasz już los,
A kiedy będziesz szukał zaśpiewamy tak:
To my mamy to, czego tobie tak brak.
Aby to odzyskać, masz tylko godzinę,
Której nie przedłużysz choćby i o krztynę.
Po godzinie nadzieję przyjdzie ci porzucić,
A to, czego tak szukasz, nigdy już nie wróci.
- Marto! - krzyknął wystraszony.
- Oj, no już dobrze! - zachichotała. - Żegnaj, Harry! Powodzenia! - odleciała znowu do kurka i zniknęła.
Chłopak sięgnął po notatnik i zapisał w nim słowa zagadki, aby móc je przedstawić Natalie i Hermionie. Był pewien, że któraś z nich wpadnie na odpowiedź. Wyszedł z łazienki prefektów i po drodze zauważył na Mapie Huncwotów, że w gabinecie Snape'a jest Crouch, który rzekomo jest na zwolnieniu chorobowym. Postanowił zejść na dół i podsłuchać o czym rozmawiają, bo wydało mu się to podejrzane. Ostatnio wokół nauczyciela eliksirów dzieją się dziwne rzeczy - gdy Harry wymknął się z Ronem do lasu, usłyszał tam jego rozmowę z Karkarowem. Dyrektor Durmstrangu mówił, że coś już niedługo wyjdzie na jaw, a Snape radził mu przez to wyjechać. Miał pewność, że i teraz coś jest nie tak. Ruszył na dół schodami i nie zauważył stopnia-pułapki. Przewrócił się i zrobił przy tym hałas, więc zaczął uciekać na górę. Niestety jajo mu wypadło i potoczyło się na sam dół. Przed ostatnim stopniem otworzyło się i zaczęło wyć. Po chwili zjawił się tam Filch.
- Znowu ten Iryt! - wrzasnął.
- Wydaje mi się, że tym razem to nie poltergeist. - odezwał się z tyłu głos Snape'a. Facet podszedł bliżej i spojrzał na wrzeszczące jajo. - Tym razem to jakiś uczeń-intruz, Argusie. Podejrzewam, że chciał nas specjalnie wywabić. Chodźmy sprawdzić mój gabinet. A co to... - schylił się po duży kawał papieru, już dość podniszczony.
Harry zorientował się, że zgubił Mapę Huncwotów. Nie mógł dopuścić do tego, żeby Snape ją znalazł, ale nie mógł też mu się pokazać.
- Profesorze Snape, Argusie, wracajcie do łóżek. - rozkazał Alastor Moody, który nadszedł zza pleców Harry'ego. Był pewien, że nauczyciel go widział i specjalnie przyszedł uratować go z opresji.
- Ktoś grasuje po zamku! - zawołał Filch.
- Nie obchodzi mnie kto i co robi. - warknął. - Wracajcie, ja się tym zajmę.
Obaj niechętnie powlekli się w stronę lochów. Moody podszedł do Harry'ego i ściągnął z niego pelerynę, oddając mu mapę i złote jajo.
- Profesorze, nawet nie wiem jak mam panu dziękować. - wymamrotał Harry.
- Drobiazg, chłopcze, ale następnym razem masz patrzeć pod nogi, jasne? - rzekł surowym tonem. - A ta Mapa... - rozwinął ją i przyjrzał się zawartości . - Czy mógłbyś mi ją pożyczyć, Potter? Oddam ci ją wkrótce.
- J-Jasne! - odpowiedział zdziwiony. Był wdzięczny nauczycielowi za pomoc i bez wahania mu oddał przysługę. - Dobranoc, profesorze.
- Dobranoc.
- Przecież to proste jak wyczarowanie srebrnej igły z zapałki. - stwierdziła Natalie, gdy Harry przeczytał jej zagadkę.
- Naprawdę?! - zawołali Harry i Ron.
Pani bibliotekarka, Irma Pince, syknęła na nich, żeby byli ciszej. Krukonka włożyła zakładkę do książki, sięgnęła po jabłko i popatrzyła na przyjaciół.
- Chodzi o Hogwardzkie Jezioro. Co do tego jestem prawie pewna. - stwierdziła. - Daj mi tą kartkę. - zabrała rękopis Harry'ego i przeczytała jeszcze raz treść zagadki. - Przed zadaniem coś ci pewnie zginie, Harry... Wszystkim uczestnikom coś zabiorą. Może to być miotła, sowa... Coś dla ciebie cennego. Flegmie...To znaczy... Fleur zginie pewnie lusterko albo jakaś inna bzdura. Albo może jej różdżka. Mówili już wam, czy do dyspozycji będziecie mieli różdżki?
- Nie.
- Ona cały czas opowiada: moi róźdźki był zrobioni na specijalnemi zamówień. Mają włosu z moi babci, oni byli wilą! Fleur to ćwierć wila... Ale wracając do tematu, będziesz mieć godzinę na to, żeby uratować to "coś" z jeziora. Tak wynika z piątego wersu.
- W jeziorze będzie coś dla mnie ważnego i będę musiał to wydostać w trakcie godziny. - powtórzył w skrócie.
- Pewnie będzie się w nim roiło od wstrętnych harpii, węgorzy i innych potworów. - stwierdził Ron.
- Bingo. A to o śpiewie pod wodą... Kojarzy mi się z syrenami. Ale nie wiem z czym to połączyć. Może będą jedną z przeszkód. Poczytam na temat groźnych stworzeń podwodnych i opowiem ci o nich tyle, ile będę mogła.
- Dzięki.
- Drobiazg. A teraz patrzcie na to. - wstała i bez słów udało jej się unieść książkę z pomocą różdżki. Wepchnęła ją między inne na regał i przyzwała kolejną.
Popatrzyli na siebie i nie bardzo wiedzieli co mieli obserwować.
- Możesz jeszcze raz? Chyba coś przegapiłem. - powiedział Ron.
- Nie rozumiecie? Opanowałam zaklęcia niewerbalne! - pochwaliła się podekscytowana. - Ćwiczyłam je już od pierwszego listopada dokładnie.
- Ach... - Ron pokiwał głową ze zrozumieniem. - U nas w domu tylko Fred ich używa, przynajmniej nie zauważyłem, żeby ktoś jeszcze potrafił! Ale on to już potrafił od małego, urodził się z tym.
- Tymczasem was żegnam. Muszę iść się przygotować na trening. Wiktor i Gregorij obiecali mnie nauczyć kilku zwodów na miotle.
Ołówek w rękach Rona trzasnął i złamał się na pół. Natalie machnęła różdżką w jego stronę i znowu złączył się, bez śladu zniszczenia.
- Dzięki. - burknął.
- Baw się dobrze. - dodał Harry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz