piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 8. - "Pierwszy trening."

     Następnego dnia, po przygodzie z trójgłowym psem, Malfoy był zdziwiony, że Gryfoni i Krukonka są tak uśmiechnięci. Myślał, że Filch ich złapie i uziemi albo coś w tym stylu. Oni jednak, zważywszy na to, że nic nikomu się nie stało, odebrali to jako świetną przygodę. Debatowali długi czas na temat tego co mogło się kryć pod klapą psa. Harry wspomniał, że gdy szedł wyjąć pieniądze ze swojej skrytki z Hagridem, on wyjmował małą paczkę ze skrytki Dumbledore'a. Mówił wtedy, że Gringotta to najbezpieczniejsze miejsce, żeby coś ukryć. Potem dodał, że może poza Hogwartem, bo w Hogwarcie wszyscy i wszystko jest bezpieczne. A w ten sam dzień potem ktoś włamał się przecież do jednej ze skrytek, która została już opróżniona chwilę wcześniej. Młody czarodziej łączył fakty z  pomocą przyjaciół i planował dowiedzieć się prawdy. Hermiona im nie towarzyszyła. Nie odzywała się do nich dalej. Potter podejrzewał nawet, że Hagrid może wiedzieć więcej, niż im się wydaje.
     Piątek, rano, końcówka drugiego tygodnia w Hogwarcie. Natalie dotychczas nie otrzymała zbyt wiele przesyłek. Jedną odebrała sama z sowiarni w ten sam dzień, w którym bliźniacy zabrali jej różdżkę, a drugą dostała w środę, był to list od mamy Natalie, Lindsay. Dziś, wszyscy siedzieli przy śniadaniu i oczekiwali na swoje sowy. Harry nic dotychczas nie dostał, poza krótkim listem od Hagrida, co Malfoy zdążył mu już wytknąć. Dziś jednak, dwanaście sów wleciało do wielkiej sali. Po sześć przy jednej paczce. Paczki były wąskie i podłużne. Jedna paczka wylądowała na stole Gryfonów, a druga na stole Krukonów. Tuż przed nosem Harry'ego, oraz na kolanach Natalie. Wszyscy przyglądali się w zdziwieniu paczkom. Pytali "co to jest?" albo krzyczeli "otwórz, otwórz!". Zabrali się wpierw jednak za otworzenie dołączonych do nich listów... I dobrze zrobili, bo list głosił:

NIE OTWIERAJ PACZKI PRZY WSZYSTKICH! 
To nowy Nimbus Dwa Tysiące. Jeśli otworzysz teraz  
paczkę, wszyscy będą chcieli też go otrzymać. Udało 
się namówić Dyrektora, żeby zakupił nową miotłę dla
 ciebie. Znasz termin pierwszego treningu. Powodzenia.

     A poniżej widniały podpisy: na liście Harry'ego "Profesor M. McGonagall" i na liście Natalie "Roger Davies". Natalie wstała od stołu z paczką i wypatrzyła Harry'ego. Chłopak spojrzał na nią i wskazał na wyjście. Zrozumiała, że mają wyjść teraz na korytarz. Oboje odeszli w stronę sali wejściowej, Harry otworzył przed nią drzwi i stanęli przed Wielkimi Schodami. Nagle napatoczył się oczywiście Draco Malfoy. Chwycił najpierw paczkę Harry'ego, potem spojrzał na paczkę Natalie i rzekł:
     - To miotły. Macie przechlapane, pierwszoklasistom nie wolno ich mieć. Profesorze! - zawołał do profesora Flitwick'a. Mężczyzna podszedł do nich, wyraźnie zdziwiony, że ktoś się do niego zwraca z rana. - Oni mają miotły!
     - Miotły? Ach tak, to świetnie, wreszcie dotarły. Natalie, jeszcze raz gratuluję, przydzieliłem nam dodatkowe punkty za twoje bohaterstwo i odwagę, a Slytherin miał odjęte punkty. Jestem z was obojga dumny, bo jesteście najmłodszymi graczami od wieku! I to bardzo zdolnymi, z tego co słyszałem! Jeszcze wiele w Quidditchu osiągnięcie.
     - I to wszystko dzięki Malfoyowi! - wyszczerzył się Harry i pociągnął Natalie za sobą na schody. Gdy byli już na pierwszym piętrze, ze śmiechu siedzieli na podłodze. - Ale to prawda, że to dzięki niemu! - przyznał.
     - O tak! Gdyby nie to, że chciał się popisać, nie odkrylibyśmy, że tak dobrze latamy!
     - Dzisiaj jest twój pierwszy trening, prawda?
     - Och, tak... Martwię się trochę. - stwierdziła z powagą. - A co jak pójdzie mi beznadziejnie?
     - Żartujesz? Nie ma takiej możliwości!
     - A jeśli Roger przydzieli mnie na pozycję, na której się nie sprawdzę?
     - Spokojnie, nie będzie żadnych problemów. Uwierz trochę w siebie, co? - zaśmiał się.
     - Łatwo ci mówić! - rzekła i położyła pakunek na swoich kolanach. - Otwieramy?
     - Otwieramy.
     Rozwinęli papiery siedząc obok siebie. Żadne z nich nie znało się na miotłach, ale wyglądały dla nich po prostu pięknie. Długie, lśniące mahoniowe trzonki, proste witki, złoty napis na końcu trzonka "Nimbus Dwa Tysiące"...
     - Coś niesamowitego.
     - Tak... Harry, dziękuję ci. - powiedziało zawijając z powrotem miotłę.
     - Ale za co? - zdziwił się.
     - Za to, że nie jesteś egoistą i cieszysz się tym, że ja również dostałam się do przeciwnej drużyny. Kto inny mógłby podchodzić do tego sceptycznie, bo mogłabym być zagrożeniem dla niego. A ty jeszcze mi pomagasz, podnosisz mnie na duchu. Dziękuję. - uścisnęła go mocno. - Chodźmy lepiej odłożyć miotły do dormitoriów i idźmy na lekcje, zaraz się zaczną!
     - Szybko!
     Gryfon i Krukonka dostali się do swoich wieży i wkrótce wrócili rozpromienieni na lekcje. Nie mogli się doczekać, żeby dosiąść nowych Nimbusów.

***

     Upragniona chwila Natalie nadeszła już o osiemnastej. Poszła na pole do Quidditcha i czekała tam na Rogera Davies'a. Stwierdziwszy, że pozostało jej jeszcze dziesięć minut, postanowiła trochę polatać. Położyła miotłę na ziemi i wyciągnęła prawą rękę przed siebie.
     - Do mnie. - powiedziała cicho.
     Miotła powędrowała z szelestem przecinającego się powietrza do jej ręki. Dosiadła jej i wzbiła się w powietrze. Uczucie to było nie do opisania, tak jakby marzenia spełniały się wszystkie na raz w jednym momencie. Przecinała powietrze zygzakiem, latała między obręczami, które przypominały trochę tą końcówkę, przez którą dmucha się bańki mydlane, tyle, że one miały jakieś pięćdziesiąt stóp wysokości. Kręciła kółka, robiła beczki, rozpędzała się i zwalniała tuż nad ziemią, świdrowała w górę i ...
     - Natalie, na dół, proszę! - zawołał Roger.
     Spiralnym torem powróciła na ziemię.
     - Już wiem co miały na myśli pani Hooch i McGonagall, mówiąc, że masz ogromny talent. - stwierdził. - Nie ściemniałaś, że to twój pierwszy raz na miotle?
     - Absolutnie nie! Moi rodzice wychowywali nas... typowo mugolsko, jeśli mogę tak powiedzieć. Nie wiedziałam o Quidditchu nic aż do podróży do Hogwartu pociągiem.
     - No dobrze. Zapoznam cię teraz z zasadami. Oczywiście trudniej to opanować w praktyce, ale od czegoś trzeba zacząć. Tak więc na boisku znajdują się dwie drużyny.
     - Po siedem osób. - dodała.
     - Tak. Dwóch pałkarzy, chroniących innych kolegów przed tłuczkami. - otworzył skrzynkę i pokazał jej dwie czarne piłki, przywiązane rzemykami do skrzynki. - Trzech ścigających, którzy grają kaflem - wskazał na kolejną piłkę. - i muszą przerzucać go przez bramki, żeby zdobyć punkt. Jest też obrońca, który pilnuje wszystkich trzech bramek. Ostatnim, najważniejszym zawodnikiem jest szukający. Szukający ma za zadanie schwytać złoty znicz, który jest bardzo słabo widoczny, szybki i zwinny. Gra kończy się dopiero w momencie schwytania znicza. Rekord gry to trzy miesiące, ale wtedy potrzeba było wielu rezerwowych, żeby zawodnicy mogli trochę się przespać. Kapujesz wszystko?
     - Dwóch pałkarzy, którzy chronią kolegów przed tłuczkami za pomocą kijów, podobnych do baseballowych, ale trochę krótszych i odbijających je w stronę przeciwników. Au... Trzech ścigających zdobywa punkty rzucając kaflem przez bramki. Obrońca stoi na trzech bramkach. Ścigający łapie znicz i zdobywa dzięki temu sto pięćdziesiąt punktów, zakańczając mecz. Zrozumiałe.
     - Świetnie. Nie wiem jeszcze w czym jesteś najlepsza, bo nie było z tobą tak klarownej sytuacji jak z Potterem. Muszę z tobą przećwiczyć dziś wszystko, żeby poznać twoje mocne strony. Ale teraz spójrz na to. - Roger odwiązał jeden tłuczek i przytrzymał go. - Weź szybko kij.
     Chwyciła kij leżący na ziemi i przygotowała się. Roger wypuścił tłuczek, który z wielką prędkością wystrzelił w stronę Natalie, która odbiła go przez pół boiska. Tłuczek wrócił i wleciał w Rogera, który złapał go i wpakował do skrzynki, zanim narobił szkód.
     - Teraz bierz miotłę i wzbij się w powietrze. Bez kija. Ale poczekaj, nie, nie... Masz gumkę do włosów? Mogą ci przeszkadzać.
     Natalie przytaknęła i zdjęła gumkę z nadgarstka. Jej włosy sięgały prawie do kolan, zawsze spotykało się to z podziwem u wszystkich i przez te dwa tygodnie w Hogwarcie zdążyła się też nasłuchać o tym, jakie to ma ładne włosy i tysiąc razy odpowiedzieć na pytania "jak długo je zapuszczasz?" i "czy czesanie ich zajmuje dużo czasu?". Związała je przeglądając się z kałuży.
     - Idealnie. Wzbij się w powietrze. Przećwiczymy łapanie znicza... Ale użyję zamiast niego piłeczek tenisowych, żeby znicz nam nie zginął.
     Przez długi czas Roger rzucał jej piłeczki w różne strony, a ona złapała prawie wszystkie.
     - Super, mogę od razu powiedzieć tylko, że z pozycji pałkarza cię wykluczę, bo jesteś jeszcze dość mała i słaba, więc możesz się uszkodzić... Nie masz mi tego za złe, prawda?
     - Nie, oczywiście! Lepiej tak, niż jakbym leżała potem u pani Pomfrey i przegrywalibyście przeze mnie mecze!
     - Podoba mi się twoje podejście. Myślisz o całej drużynie. Dlatego byłabyś dobra na pałkarza, gdyby nie wiek i budowa. Rozumiesz? Teraz przećwiczysz stanie na bramce. Ubierz ochraniacze. - podał jej komplet ochraniaczy. - Mogą nie być dopasowane, ale jeszcze nie byłaś na pomiarach i nie byłem pewien, co do ciebie pasuje. Wybierałem na oko.
     Przytaknęła i ubrała je z pomocą kapitana. Podfrunęła na bramkę, ale to zadanie poszło jej znacznie gorzej niż łapanie znicza. Przy którymś razie gdy udało jej się obronić piłkę, usłyszała okrzyki z trybun. Gryfon Lee Jordan i Jeremy Mauritz, Krukon rok starszy od Natalie, siedzieli tam i obserwowali ich z góry. Lee klaskał rozentuzjazmowany, a Jeremy tylko obserwował ich z zainteresowaniem.
     - Jordan, pozwól tutaj na chwilkę! Weź miotłę i ochraniacze! Ty też, Jeremy!
     Chłopacy wkrótce dołączyli do nich, gotowi do pomocy.
     - Jordan, leć na bramkę. Jeremy, ty będziesz ścigającym w drużynie Natalie. Ja zagram przeciwnika. Znacie swoje zadania?
     - Zdobywać punkty czerwonym kaflem.
     Kapitan kiwnął głową i rzucił kafla Jeremy'emu. Podawali między sobą kafla, próbując nie dopuścić do tego, by Roger go przejął. Na trzynaście rzutów trafiła jedenaście, więc wynik był całkiem dobry. Wylądowali na ziemi.
     - Kwalifikowałbym cię do ścigającego lub szukającego. Muszę to jeszcze przemyśleć. Wiem też, że denerwowałaś się trochę obecnością chłopaków, bo tak nagle wkroczyli, ale to zrozumiałe. Może lepiej by ci wtedy poszło to przejmowanie kafla, po podania są świetne. Może być tak, że będziesz pełniła jedną z tych funkcji, a będziesz zastępcą dla kogoś, kto będzie pełnić tą drugą. Jeszcze się namyślę i dowiesz się niedługo, jasne? Ewentualnie poproszę cię, żebyś jeszcze raz to przećwiczyła, ale już z pełnym składem drużyny, w porządku?
     - Oczywiście. Dziękuję bardzo.
     - Och, to ja ci dziękuję! Potrzebowaliśmy nowego gracza! A teraz zmykaj do zamku, za czterdzieści minut kolacja.
     - Tak jest! Do zobaczenia!
     W podskokach powróciła do zamku. Spotkała po drodze ducha Szarej Damy.
     - I jak, Natalie? Znalazłaś się w drużynie?
     - O tak, ale jeszcze nie jestem pewna jaką będę pełnić funkcję! Roger zastanawia się nad ścigającym i szukającym! Na bramce sobie nie poradziłam, ale bał się zrobić ze mnie pałkarza, bo coś mogłoby mi się stać.
     - Tak, to nie byłby najlepszy pomysł. Jestem pewna, że poradzisz sobie świetnie.
     - Dziękuję, mam taką nadzieję. Do zobaczenia!
     - Do zobaczenia.
     Krukonka pobiegła pod prysznic przed kolacją, zaraz po tym jak zostawiła miotłę pod łóżkiem. Odesłała swoje rzeczy do dormitorium, aby wylądowały pod łóżkiem i poszła do Wielkiej Sali. Usiadła obok Luny, to jej stałe miejsce i podeszło do niej kilku Gryfonów.
     - I jak? Jak po treningu? - zapytał Harry.
     Odeszła od stołu, by z nimi porozmawiać.
     - Całkiem nieźle. Roger przemaglował mnie nieźle, musiał sprawdzić mnie na każdym stanowisku. Wykluczył obrońcę.
     - A pałkarza? - zapytał George.
     - Też, bo "jestem za mała, źle zbudowana i boi się o mnie". Miałabym to, za przeproszeniem, gdzieś, ale wiem, że w akcji z tłuczkami bym sobie mogła nie poradzić. Gdyby coś się komuś przeze mnie stało... Bo wybicie mam mocne, a...
     - Tak, Lee opowiadał, że wybiłaś tłuczek przez pół boiska.
     - Mhm, ale latając z tym kijem na miotle, mogłabym mieć spowolniony refleks. Kij jest dość ciężki, a żeby jeszcze skupić się na tym, by dolecieć z nim do współzawodnika nie powodując faulu, odbić tłuczek mocno i w tą stronę co trzeba... Nie, nie. Musiałabym poćwiczyć. Tylko, że nie będę miała możliwości! Zostaną mi treningi z moją drużyną, ale poza nimi nawet w wakacje nie mam na to warunków.
     - Dlaczego? - zdziwił się Fred.
     - Innym razem ci opowiem, to długa historia. - ucięła, bo nie miała ochoty opowiadać przy wszystkich o swojej mugolskiej rodzinie, jeśli chodzi o rodziców.
     - To kim w końcu zostałaś? - zdziwił się Ron.
     - Nie wiem. Roger się wciąż zastanawia. Albo ścigający, albo szukający... Jednak jest to dla niego dylematem, albowiem zarówno jedno jak i drugie poszło mi dość dobrze, zważywszy na to, że brałam udział dopiero w pierwszym treningu. Tylko Lee i Jeremy mnie rozproszyli, gdy miałam próbę ścigającego. A jaki u was jest skład?
     - Harry jest pałkarzem, Oliver jednym ścigającym, a ja i Fred jesteśmy pałkarzami. - oznajmił George. - I miał rację. - Obszedł Natalie dookoła. - Takie chuchro nie mogłoby zostać pałkarzem. Tłuczek wgniótł by ci w ziemię!
     - Czy tłuczek już kiedyś kogoś zabił? - zapytała zlękniona.
     - W Hogwarcie? Nigdy! Co najwyżej było kilka połamanych szczęk.
     Natalie zbladła i poczuła jak nogi jej miękną.
     - Hej, spokojnie! W Ravenclawie też macie dobrych pałkarzy! Nie tak dobrych jak Fred i George, ale nie masz o co się martwić!
     - Właśnie mam. Jak takich dwóch, rudowłosych delikwentów wyższych ode mnie o dwa razy wyjdzie na boisko i zacznie miotać tymi kaflami, to będzie to jednoznaczne z samodzielnym pozbawieniem mnie uzębienia jakąś okropnie drastyczną metodą.
     - Matko, widzisz to, jak ona się nas boi? - zapytał jeden z bliźniaków brata.
     - Biedna. Chyba wciąż ma traumę po tym, jak straciła kontakt z ziemią.
     - Albo po tym, jak musiała za nami ganiać po różdżkę.
     - Lub po incydencie z ropuchą.
     - Nic nie słyszę! - zatkała uszy. - Nic nie słyszę, bo nic nie mówicie! Nic nie mówicie, bo jesteście straszni! Straszni! Straszni! - powiedziała na jednym oddechu obserwując ich przez mocno przymknięte oczy.
     Neville, Ron i Harry zaśmiali się.
     - Natalie? - zawołała ją z tyłu Luna.
     - Och, widzicie? Chwała, albowiem moja współlokatorka jest mi zbawczynią i protektorem! Jakieś jeszcze pytania?
     - Żadne, żabciu. - rzucił George.
     - Nim spoczniesz, zadrwij z poczucia bezpieczeństwa oraz przygotuj się na najgorsze, albowiem w najbliższej twej przyszłości spotka cię nieoczekiwany frasunek, drogi mój przyjacielu. - rzekła. - Do zobaczenia!
     Pobiegła do Luny pozostawiając Gryfonów w osłupieniu.
     - Skąd ona zna takie słowa? - zdziwił się Neville.
     - Co ważniejsze: co się z nią stało, że zaczęła ich używać? Jest przerażająca. - stwierdził Ron.
     - Nie zrozumiałem ani słowa. - ucięli bliźniacy wpatrując się w Krukonkę.
     Starsi Weasleyowie zawrócili do swojego stołu, a zaraz za nimi reszta Gryfonów.
     - Coś się stało? - zapytała Natalie Lunę.
     - Chciałam zapytać, czy dziś zrobimy ten projekt na astronomię. Niebo jest czyste i ma takie pozostać do trzeciej, więc dobrze by było się za to zabrać.
     - Pewnie, tylko o której godzinie zaczniemy?
     - Słońce zaraz zniknie za horyzontem, więc będzie idealnie widoczne niebo. Możemy zabrać się za to zaraz po kolacji, jeśli masz czas. Chyba ani razu nie widziałam cię w dormitorium od razu po kolacji!
     - Niestety, jestem w ciągłym biegu! Zawsze znajdę coś do roboty poza dormitorium.
     - Uważaj, żeby cię w końcu nie złapali. Mam wrażenie, że ten weekend nie będzie dobrym czasem na wychodzenie z dormitorium po godzinach. Tak tylko ostrzegam, jeśli cię to interesuje. Podać ci jakiś napój?
     - Sok pomarańczowy, poproszę.

***

     Po kolacji obie Krukonki zabrały się za wspólny projekt na astronomię. Luna mówiła to, co zaobserwowała przez teleskop, a Natalie zapisywała. Potem role się odwróciły. Co chwila wtrącały coś innego, rozmawiały na różne tematy i omal nie myliły się zapisując na przykład "profesor Binns zasnął na swojej własnej lekcji, rozumiesz?". Natalie zdążyła zauważyć, że Luna, mimo swoich dziwactw, jest naprawdę sympatyczna, pomocna i zabawna. Była też bardzo wrażliwa i potrafiła zrozumieć każdego.
     - Odnalazłaś się już w Ravenclawie? - zapytała Luna.
     - Chyba... Chyba tak. Choć czuję jakby to zarówno Gryffindor i Ravenclaw były moimi domami. Do obu jestem przywiązana. Nie mogę doczekać się pierwszego meczu... To będzie wspaniałe. Nie chodzi nawet o to, że to Ravenclaw ma grać w pierwszym. Po prostu nigdy nie widziałam żadnego meczu Quidditcha, a to musi być wspaniałe.
     - Mam nadzieję, że tym razem Slytherin nie wygra, jeśli będzie brać udział. Szkoda mi Gryfonów, ponoć ostatni ich mecz ze Ślizgonami był porażką.
     - To bardzo możliwe, profesor McGonagall coś na ten temat wspominała, gdy zabrała mnie i Harry'ego na rozmowę.
     - Dostaliście jakieś kary?
     - Nie, tylko jak nas potem spotkała, to prosiła, żebyśmy na drugi raz uważali. Podsumowując, oba gwiazdozbiory mają tyle do siebie, że łączy je jeden punkt, gwiazda Irminy, i widać je w trzeci dzień przed pół-pełnią. - podyktowała ostatni punkt. - Idziemy spać?
     - Nie wiem jak ty, ale ja koniecznie. Nie wyspałam się ostatniej nocy, było mi za ciepło.
     - Ja też już się kładę. - zgarnęła swoje rzeczy ze stolika i poszła do dormitorium, a za nią Luna. - Cho?
     - Tak? - Cho siedziała na łóżku czesząc włosy. Cho Chang była Azjatką, jak wskazuje na to jej imię, nazwisko oraz uroda. Miała czarne włosy, sięgające do łopatek, brązowe włosy i była o pół głowy wyższa od Natalie. Była bardzo przyjazna i otwarta, nie miała chyba z nikim zatargów.
     - Też będziesz szła na trening w przyszłym tygodniu?
     - Tak. - ożywiła się od razu na tą myśl. - Jest w środę, prawda?
     - Mhm. Pójdziemy razem?
     - Pewnie, z chęcią. - pokiwała głową i uśmiechnęła się przyjaźnie. - Skończyłyście projekt?
     - Tak. Zajęło nam to więcej czasu niż myślałam!
     - Bo przez cały czas się śmiałyśmy! - zauważyła Luna. - Ale to nic, ważne, że mamy to z głowy. Lubię astronomię, ale zdania z niej są męczące! - odpadła na łóżko i poprawiła poduszkę. - Dobranoc.
     - Dobranoc.
     - Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz