piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 7. - "W górę i wyżej!"

     Minął weekend. Cały czas Natalie siedziała w książkach ucząc się już na zapas, żeby potem nie mieć problemów. Uczyła się głównie z Eliksirów i Transmutacji, z reszty mniej, ale nie znaczy to, że pozostałych przedmiotów prawie wcale nie ruszała, wręcz przeciwnie! Umiała już ponad dwa zaklęcia więcej niż uczyli się na lekcji, nauczyła się trzech następnych tematów eliksirów, przeczytała kilka poradników na temat transmutacji, wyuczyła się porad do Zielarstwa na poziomie podstawowym, zerknęła do podręcznika historii magii, przeczytała trzy tematy Obrony Przed Czarną Magią, a astronomia nie sprawiała jej żadnych problemów. Powtórzyła sobie tylko rzeczy z podsumowania działu, które i tak znała już na pamięć, bo często czytała podręcznik do astronomii w Londynie.
     Poniedziałek. Zaraz po lekcjach uczniowie czterech domów udali się na lekcje latania na miotle. Harry tak bardzo się cieszył na pierwszą lekcję latania... dopóki nie dowiedział się, że Malfoy również tam będzie. Natalie cieszyła się tylko, że spotka w końcu Gryfonów - Malfoya przecież nie poznała dotychczas od złej strony. Hermiona próbowała nauczyć się wszystkiego z książki "Quidditch przez wieki", ale latanie to nie jest rzecz, której da się wyuczyć na pamięć przez teorię. Zasypywała Rona i Harry'ego mnóstwem pytań na ten temat i jeszcze większą ilością ciekawostek oraz porad, które wyczytała. Ron zdążył się pokłócić z jednym z chłopaków półkrwi, bo nie rozumiał jak można podniecać się grą, w której jest tylko jedna piłka i zawodnikom nie pozwala się latać. "Football? Co to ma być? Chłam jakiś!".
     Gdy wszystkie cztery domy zebrały się na dziedzińcu, miotły leżały już na trawniku. Pani Hooch, która miała ich nauczać, przyszła spóźniona o trzy minuty na miejsce.
     - Przepraszam za spóźnienie. Wszyscy stają przy miotłach, raz! - rozkazała. - Dobrze, stoicie. Teraz proszę wyciągnąć rękę i zawołać "Do mnie"!
     Uczniowie wykonali polecenie, jednak tylko niewielu z im udało się przywołać miotłę do ręki. Z Ravenclawu udało się to Cho Chang, Natalie Stephens, Lunie Lovegood i trzem chłopakom. Z Gryffindoru zrobił to Harry, Ron i jeszcze jeden chłopak. Z Hufflepuffu zrobiły to może dwie osoby, a w Slytherinie podołał Draco Malfoy, jego dwaj kumple i jeden chłopak oraz jedna dziewczyna. Hermiona zaczęła się denerwować, bo miotła w ogóle jej nie słuchała. Neville nagle krzyknął stanowczo "do mnie!", a wtedy miotła podskoczyła i uderzyła go trzonkiem w twarz. Krew bluznęła mu potokiem niemal od razu.
     - Zostańcie tu! Radzę wam nie dotykać mioteł! Idę z nim do skrzydła szpitalnego.
     Wzięła Neville'a pod ramię i poszła z nim do pani Pomfrey. Longbottom nie zauważył, że wypadła mu kula, która przypomina o tym, że czegoś się zapomniało oraz srebrna karta czarodzieja z czekoladowej żaby. Malfoy pochwycił je szybko i powiedział z cwaniackim uśmieszkiem:
     - Niech niezdara się z tym pożegna. Goyle, łap. - rzucił mu kartę. - Wrzuć to na dach.
     - Ale ja nie dorzucę tak wysoko!
     - Na miotle, imbecylu! - zawołał i sam wskoczył na miotłę zanosząc się śmiechem.
     Natalie i Harry równocześnie dosiedli swoje miotły i ruszyli w pogoń za Malfoyem. Nagle Goyle i Crabbe ruszyli za nimi, a w którymś momencie wystrzelili na bok, w stronę sąsiedniej wieży. Natalie rozdzieliła się z Harrym i pofrunęła za nimi. Będę miała kłopoty, jestem tego pewna... - pomyślała, jednak to nie było teraz dla niej ważne. Jedna i drugi latali w kółko za Ślizgonami, nagle karta wypadła Goyle'owi i zaczęła opadać na dół wirując. Natalie zręcznie poszybowała po nią i zawisła ze zdobyczą w ręku na wysokości piątego lub czwartego piętra. Crabbe zerwał z drzewa masywną szyszkę i rzucił mocno w stronę dziewczyny. Udało jej się uniknąć ciosu i odwróciła się w prawo. Ujrzała na barierce dużą gałąź, którą musiał ściąć Hagrid. Przyciągnęła ją do siebie zaklęciem "Accio!" i odbiła następną szyszkę w stronę chłopaków. Crabbe oberwał w czoło i zadecydował, że lepiej zejdzie na ziemię. Goyle próbował dogonić Natalie, jednak nie udało mu się to. Schowała się za jednym z gargulców i usłyszała krzyki z ziemi. "Potter, Stephens! Na ziemię!". Oboje podfrunęli do siebie i zauważyli roześmianych Ślizgonów, którzy stali na ziemi. Ze smutnymi minami zlecieli na dół. Stała tam właśnie pani Hooch i profesor McGonagall.
     - Proszę za mną, panie Potter. Panno Stephens, również proszę o dołączenie. - miała srogą minę, więc uczniowie byli przygotowani na najgorsze.
     Poszli za nią i równocześnie zaczęli bełkotać tłumacząc się, że to nie ich wina.
     - Cisza! - zawołała w końcu.
     - Bo to Malfoy! - zawołali chórem.
     - Dracon Malfoy? A cóż on zrobił? - zatrzymała się zszokowana.
     - Zaczęło się od tego, że Neville przez przypadek oberwał miotłą w twarz. - zaczęła Natalie. - Pani Hooch zabrała go do skrzydła szpitalnego, bo leciała mu krew z nosa.
     - Tylko, że Neville nie zauważył, że wypadła mu kula od babci i srebrna karta czarodzieja! Draco zabrał tą kulę, a Goyle'owi rozkazał wrzucić kartę gdzieś na dach.
     - Mimo zakazu pani Hooch wsiedli na miotły i chcieli pochować gdzieś własność Neville'a. Ruszyliśmy za nimi...
     - I gdy Natalie złapała kartę w locie, zaczęli rzucać w nią szyszkami. A wie pani jaką oni mają siłę!
     - Odbiłam kilka szyszek gałęziami i zaczęłam uciekać przed Goylem. Schowałam się i wtedy pani przyszła...
     - A ja w tym czasie złapałem kulę Neville'a, zanim Malfoy rozbił ją o ścianę. My naprawdę nie chcieliśmy nic ...!
     - Spokój! Macie być cicho, dopóki nie trafimy na miejsce. - zadecydowała i ruszyła do sali wychowawcy Natalie. Była przerażona, że pan Flitwick da jej szlaban, albo, co gorsza, wyrzucą ją i Harry'ego ze szkoły. A to dopiero drugi tydzień! - Panie Flitwick, przepraszam, że przeszkadzam. - rzekła.
     - Nie przeszkadza pani, pani profesor McGonagall. - rzekł zakłopotany. - W czym mogę pomóc? Natalie? Czy coś się stało? - teraz był bardziej przejęty.
     - Chciałabym tylko poprosić dwóch wychowanków z naszych domów. Rogera Davies'a z pańskiego domu i Olivera Wood'a z mojego domu.
     - Oliver i Roger? - zapytał Harry szeptem Krukonkę.
     - Przecież oni nie są prefektami! - odparła równie cicho.
     Chłopcy wyszli zdezorientowani z klasy.
     - Tak, profesor McGonagall?
     - Mam chyba dla was dwa nowe przedsięwzięcia. W drużynie Gryffindoru brakuje szukającego, prawda?
     - Tak, niestety, wciąż szukamy. - przyznał Oliver.
     - Już nie szukacie. Pan Potter wykazał się naprawdę dużymi zdolnościami przed chwilą na dziedzińcu. Widziałam wszystko z okna. Zanurkował po kulę przypominajkę z wysokości pięćdziesięciu stóp i nawet się nie drasnął, tego nie dokonał nawet Charlie Weasley! Odkąd pan Weasley opuścił drużynę, nie mieliśmy nigdy pucharu roku. Prawda, panie Potter?
     - Ja... Tak, tak sądzę. Dziękuję. - chłopak potrząsnął głową ze zdziwieniem.
     - Wam również brakuje jednego zawodnika, panie Davies?
     - Również. Mam rozumieć, że powinniśmy wziąć Natalie pod swoje skrzydła, tak?
     - O tak. Jako szukająca lub pałkarz, byłaby świetna. Z celnością też u niej całkiem dobrze, bo jedna z szyszek, którą odbiła do napastnika, trafiła go prosto między oczy. - dodała z rozbawieniem. - Nadaje się na każdą pozycję, więc przemyśl to dobrze. Najpierw złapała w locie srebrną kartę, a wiesz jak trudno ją zauważyć przy tak słonecznej pogodzie jak dzisiaj. Potem uniknęła ciosu szyszką. Następną szyszkę odbiła między oczy Ślizgona, a kolejne obijała, żeby nie trafiły w okna.
     Zarówno Wood jak i Davies wyglądali na okropnie rozentuzjazmowanych, aż cali się trzęśli z podekscytowania. Natalie tylko czekała aż zaczną skakać i piszczeć jak dziewczyny.
     - Mam nadzieję, dzieciaki, że zaczniecie od razu ciężko trenować. Gryfoni, idźcie do gabinetu. Wy możecie zostać na korytarzu, Krukoni, albo znajdę wam inną salę.
     - Zadowolimy się korytarzem, pani profesor. Dosiadałaś już kiedyś miotłę?
     - Nigdy w życiu nie miałam takiej możliwości. Nawet nie wiedziałam za bardzo czym jest Quidditch, tylko w pociągu Ron Weasley mi opowiadał. - przyznała.
     - A ty Potter? - zapytał Wood.
     - Nie, nie.
     - A widzieliście już jakiś mecz Quidditcha?
     - No dobrze, już dobrze, pogadacie później. - ucięła McGonagall. - Potter, Wood, za mną. - ruszyła przez korytarz zadowolona. Mówiła coś o tym, że ostatni mecz Ślizgoni wygrali z dużą przewagą, wcisnęli Gryfonów w ziemię i przez to nie mogła przez dwa tygodnie spojrzeć Snape'owi w twarz.
     Roger uśmiechnął się dumnie do Natalie położył jej rękę na dalszym ramieniu i odprowadził dalej, szukając właściwego miejsca.

***

     - Będziecie najmłodszymi graczami w ...
     - Ostatnim tysiącleciu. - dokończyli Harry i Natalie.
     - Kapitanowie już nam o tym mówili.
     - Co jeszcze mówili? - zapytał Ron.
     Natalie wstała i zaczęła krążyć wokół Rona obserwując go z każdej ze stron.
     - Hmm... Idealna budowa... Niska, lekka... Trzeba poprosić dyrektora o dobrą miotłę... Nimbusa dwa tysiące na przykład.
     - Albo: To fenomen. Twój ojciec grał w Quidditcha na tej samej pozycji i również był świetny.
     - Twój dziadek był super ścigającym i kapitanem Gryffindoru! A drugi dziadek jak się nazywa?... Tak? O matko, toż to był naprawdę świetny obrońca w Slytherinie!
     - Miałaś przodków w Slytherinie?
     - Wszyscy dziadkowie byli z innych domów. Ale tiara potem twierdziła, że babcia, która była w Ravenclawie, powinna być jednak w Slytherinie.
     - Więc jesteś pierwsza, która jest właściwie przydzielona do Ravenclawu?
     - To samo pytanie zadał Davies. I ta sama odpowiedź: Nie wiem. Może tiara jeszcze zmieni zdanie.
     - W tym roku będziemy mieli superdrużynę! - zawołał Fred.
     - I niezłą konkurencję. - wtrącił Ron patrząc z podziwem na Natalie. - Gdybyście to widzieli! I słyszeli te oklaski! Nie wierzę, że nigdy nie lataliście na miotłach!
     - Ja nie wierzę też w waszą lekkomyślność. - wtrąciła Hermiona. - Mogliście się pozabijać! Pomyśleliście ile punktów dla Gryffindoru mógł stracić Harry? Wszystkie, które zebrałam u McGonagall! A Natalie mogła by stracić te, które sama zebrała! Nie potraficie latać! Nie macie o tym pojęcia! Nie mieliście żadnych ochraniaczy!
     - To ty nie masz pojęcia o lataniu. - wytknął jej Ron. - Oni są niesamowici. Nie wtrącaj się, jeśli nie masz na jakiś temat odpowiedniej wiedzy.
     - A ty niby masz? - zapytała sarkastycznie.
     - O tak. Od dzieciństwa oglądam mecze i gram z braćmi, więc wiem co to Quidditch, przemądrzalcu.
     Hermiona prychnęła i odeszła.
     - Jaka ona jest przemądrzała i wścibska... Nie wierzę! - zawołał Ron. - Nieważne. Kiedy zaczynacie treningi?
     - Od piątku. A wy, Harry?
     - Od poniedziałku. Pierwszy mecz będzie w drugiej połowie października, tak?
     - Z tego, co mi wiadomo, to i owszem. Ale może się przesunąć ze względu na warunki pogodowe.
     - Całe szczęście, że weszliśmy od razu w skład drużyny, bez testów!
     - O tak! Mam wystarczająco mało czasu na naukę! Teraz mój grafik będzie bardzo napięty.
     - To taka druga Hermiona, ale bardziej skora do łamania zasad, nie sądzicie? - stwierdził George.
     - Wyjąłeś mi to z ust. - rzekli pozostali chłopacy.
     - Łamać zasady tylko za plecami nauczycieli i w sytuacjach krytycznych. Tak to wystrzegam się tego jak ognia. Harry, idziemy odwiedzić Neville'a? Trzeba mu oddać jego przypominajkę i kartę.
     - Mogę iść z wami? - zapytał Ron.
     - Pewnie, chodźmy.

***

     Po powrocie z dormitorium Gryffindoru, które strasznie przypomina dormitorium Ravenclawu, tylko, że jest w innych barwach, Harry, Ron i Natalie natknęli się na Malfoya.
     - Co, Potter? Myślisz, że jesteś lepszy, bo teraz masz jakiś udział w drużynie? I tak nie możecie się równać z nami.
     - Jesteś zazdrosny, Draco? - zapytała Natalie ze zdziwieniem. Ron odkaszlnąć próbując powstrzymać śmiech.
     - Nie śmiej się, Weasley, ciebie nie stać nawet na mopa, a co dopiero na miotłę. Musicie pewnie z braćmi oszczędzać osobno na każdą witkę. A co do ciebie - zwrócił się do Natalie. - to mówię tylko, że Potter może wypchać się tymi chałowymi miotłami z Gryffindoru, bo i tak nie potrafi czarować.
     - Jakby chciał, to by pokonał cię w pięć sekund, Malfoy.
     - To niech ruszy ze mną na pojedynek magiczny! Dziś o północy, w Izbie Pamięci.
     - Zgoda. Będę jego sekundatorem. - stwierdził Ron. - A twoim?
     - Crabbe.
     - Świetnie. Do zobaczenia o północy w Izbie Pamięci, przylizany chłoptasiu. - burknął Ron.
     Ślizgoni odeszli do lochów.
     - Co to ten pojedynek magiczny? - zapytał Harry.
     - I kim jest sekundator? - spytała Natalie.
     - Pojedynek to walka na czary. Żaden z was nie ma pojęcia o magii, możecie co najwyżej strzelić w siebie iskrami, a on pewnie nawet nie pomyślał, że przyjmiesz wyzwanie. A sekundator to zamiennik czarodzieja, który polegnie w walce. 
     - Ale nie martw się, czarodzieje giną tylko przy magii zaawansowanej, a wy możecie co najwyżej powąchać podręcznik o zaklęciach niewybaczalnych. - pocieszyła go Natalie.
     - Mam nadzieję! O rany... Natalie, znasz jakieś uroki albo zaklęcia? Cokolwiek!
     - Przepraszam. - usłyszeli za sobą głos Hermiony. - Przez przypadek słyszałam o czym rozmawialiście z Malfoyem i ...
     - Na pewno nie przez przypadek. - stwierdził Ron.
     - I chcę nadmienić, że znowu ryzykujecie punkty dla Gryfindoru!
     - Myślałem, że z nami nie gadasz. Już tak się cieszyłem! - rudzielec cały czas przerywał jej niemiłymi uwagami.
     - Nie powinniście tego robić! - nie zwracała uwagi na Weasleya.
     - A ty nie powinnaś się wtrącać w bardzo nieswoje sprawy. - uciął Harry.
     Gryfonka odeszła wściekła. Ani razu nie spojrzała nawet na Natalie. Wiedziała, że ona nie jest w to zamieszana.
     - Oczywiście, Harry, podam ci jakieś trzy zaklęcia. - stwierdziła Natalie. - Odbijające, ochronne i jedno do ataku, ale musisz go użyć tylko w najgorszym wypadku! Obiecaj mi to!
     - Obiecuję, obiecuję... - westchnął. - Chodźmy gdzieś to przetrenować.

***

     O w pół do dwunastej Harry, Ron i Natalie spotkali się przy wierzy Gryffindoru. Niełatwo było się wymknąć, ale jakoś im się to udało. Przeszli przez salę wejściową, minęli Wielkie Schody, kiedy nagle rozbłysło światło lampy i ukazała im się Hermiona w różowej koszuli nocnej.
     - Nie myślałam, że jesteście aż tak nieodpowiedzialni.
     - A my, że ty jesteś aż tak wścibska.
     Natalie spojrzała ze smutkiem na przyjaciół.
     - Naprawdę jesteście pewni, że chcecie to zrobić? - zapytała wyniosłym tonem.
     - Tak.
     - Idę z wami. - oznajmiła.
     - Nie! TY nie idziesz z nami! Idź do dormitorium!
     - Chciałabym, ale Dama z portretu gdzieś poszła. Nie będę tu czekać na Filcha aż złapie mnie, a wtedy ja was wydam i odejmą punkty każdemu z nas albo nas wyrzucą!
     Ktoś chrapnął w kącie i poruszył się. Okazało się, że to Neville spał tam, koło portretu. Obudził się od razu gdy Natalie podeszła bliżej.
     - Och, to wy! Dobrze was widzieć! Nie znam hasła, pomożecie mi się dostać do naszej wieży?
     - Dama zniknęła, nie wiesz o tym? Poszła gdzieś, więc nie możemy teraz ci otworzyć. - wyjaśniła Hermiona. - A hasło to "świński ryj".
     Neville wstał i pobiegł za nimi, gdy ruszyli w stronę Izby pamięci. Drzwi do niej były zamknięte, więc zatrzymali się i zaczęli dyskusję:
     - Co jest? Gdzie jest Malfoy? - zapytał Ron.
     - Może gdzieś się czai. - rzucił Harry.
     Wtedy w głębi korytarza usłyszeli głos Filcha. Mówił do swojej kotki "są tam, idź ich znaleźć, kochana. Idź, znajdź ich, dopedniemy ich razem:, mówił. Natalie i Hermiona w tym samym momencie wycelowały różdżki w zamek i szepnęły "Alohomora". Drzwi otworzyły się same, więc wbiegli do środka, przeskoczyli przez dziurę w portrecie i znaleźli się na czwartym piętrze.
     - Co to miało znaczyć? - zapytała Hermiona.
     - Nie widzicie? Malfoy wystawił Harry'ego, bo wiedział, że wykombinują coś z Ronem. Dał znać Filchowi, że coś się święci przy Izbie pamięci i przez to wiedział, że ma tam na nas czekać. Co za wstrętny, przebiegły... Nieważne, wracajmy do dormitoriów.
     Neville pobiegł przodem i wpadł ze strachu na jakąś zbroję. Łoskot był tak okropny, że mógł obudzić cały zamek. Dziewczęta ponownie otworzyły któreś drzwi i wbiegli do środka. Dopiero wtedy zorientowali się, że piętro, które uważali za czwarte, było piętrem trzecim, zakazanym. I właśnie teraz dowiedzieli się, czemu było zakazane.

     Stał przed nimi trzygłowy pies, ogromny po sam sufit. Drżąc wyskoczyli przez drzwi i pobiegli schodami do swoich dormitoriów. Hermiona jeszcze w pokoju wspólnym powtarzała w kółko "A nie mówiłam? Nie mówiłam?!". Natalie bała się wrócić do dormitorium, więc zasnęła w fotelu w pokoju wspólnym. Z dala od kominka, ponieważ profesor Binns, ten duch, który wykłada historię magii, opowiadał im, że raz po prostu zasnął przed kominkiem w Hogwarcie i obudził się już bez ciała. Wszystkich przeraziła ta historia i wystrzegają się siedzenia do późna przy ogniu. Sen zmorzył ją szybko, a opadając w ramiona morfeusza zastanawiała się, czemu pies stał na wielkiej klapie, co zauważyła z Hermioną. Przyśnił jej się profesor Quirrel, który nie jąkał się tak jak zawsze, tylko mówił pełnym złości głosem do Harry'ego, że właśnie przegrał i że czas pożegnać się ze światem, bo zaraz zginie. Zginie marnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz