Minął weekend. Cały czas Natalie siedziała w
książkach ucząc się już na zapas, żeby potem nie mieć problemów. Uczyła się
głównie z Eliksirów i Transmutacji, z reszty mniej, ale nie znaczy to, że
pozostałych przedmiotów prawie wcale nie ruszała, wręcz przeciwnie! Umiała już
ponad dwa zaklęcia więcej niż uczyli się na lekcji, nauczyła się trzech
następnych tematów eliksirów, przeczytała kilka poradników na temat
transmutacji, wyuczyła się porad do Zielarstwa na poziomie podstawowym,
zerknęła do podręcznika historii magii, przeczytała trzy tematy Obrony Przed
Czarną Magią, a astronomia nie sprawiała jej żadnych problemów. Powtórzyła
sobie tylko rzeczy z podsumowania działu, które i tak znała już na pamięć, bo
często czytała podręcznik do astronomii w Londynie.
Poniedziałek. Zaraz po
lekcjach uczniowie czterech domów udali się na lekcje latania na miotle. Harry
tak bardzo się cieszył na pierwszą lekcję latania... dopóki nie dowiedział się,
że Malfoy również tam będzie. Natalie cieszyła się tylko, że spotka w końcu
Gryfonów - Malfoya przecież nie poznała dotychczas od złej strony. Hermiona
próbowała nauczyć się wszystkiego z książki "Quidditch przez wieki",
ale latanie to nie jest rzecz, której da się wyuczyć na pamięć przez teorię.
Zasypywała Rona i Harry'ego mnóstwem pytań na ten temat i jeszcze większą
ilością ciekawostek oraz porad, które wyczytała. Ron zdążył się pokłócić z
jednym z chłopaków półkrwi, bo nie rozumiał jak można podniecać się grą, w
której jest tylko jedna piłka i zawodnikom nie pozwala się latać.
"Football? Co to ma być? Chłam jakiś!".
Gdy wszystkie cztery
domy zebrały się na dziedzińcu, miotły leżały już na trawniku. Pani Hooch,
która miała ich nauczać, przyszła spóźniona o trzy minuty na miejsce.
- Przepraszam za
spóźnienie. Wszyscy stają przy miotłach, raz! - rozkazała. - Dobrze, stoicie.
Teraz proszę wyciągnąć rękę i zawołać "Do mnie"!
Uczniowie wykonali
polecenie, jednak tylko niewielu z im udało się przywołać miotłę do ręki. Z
Ravenclawu udało się to Cho Chang, Natalie Stephens, Lunie Lovegood i trzem
chłopakom. Z Gryffindoru zrobił to Harry, Ron i jeszcze jeden chłopak. Z
Hufflepuffu zrobiły to może dwie osoby, a w Slytherinie podołał Draco Malfoy,
jego dwaj kumple i jeden chłopak oraz jedna dziewczyna. Hermiona zaczęła się
denerwować, bo miotła w ogóle jej nie słuchała. Neville nagle krzyknął
stanowczo "do mnie!", a wtedy miotła podskoczyła i uderzyła go
trzonkiem w twarz. Krew bluznęła mu potokiem niemal od razu.
- Zostańcie tu! Radzę
wam nie dotykać mioteł! Idę z nim do skrzydła szpitalnego.
Wzięła Neville'a pod
ramię i poszła z nim do pani Pomfrey. Longbottom nie zauważył, że wypadła mu
kula, która przypomina o tym, że czegoś się zapomniało oraz srebrna karta
czarodzieja z czekoladowej żaby. Malfoy pochwycił je szybko i powiedział z
cwaniackim uśmieszkiem:
- Niech niezdara się z
tym pożegna. Goyle, łap. - rzucił mu kartę. - Wrzuć to na dach.
- Ale ja nie dorzucę
tak wysoko!
- Na miotle, imbecylu!
- zawołał i sam wskoczył na miotłę zanosząc się śmiechem.
Natalie i Harry
równocześnie dosiedli swoje miotły i ruszyli w pogoń za Malfoyem. Nagle Goyle i
Crabbe ruszyli za nimi, a w którymś momencie wystrzelili na bok, w stronę
sąsiedniej wieży. Natalie rozdzieliła się z Harrym i pofrunęła za nimi. Będę miała kłopoty, jestem tego
pewna... - pomyślała, jednak to nie było teraz dla niej ważne. Jedna i
drugi latali w kółko za Ślizgonami, nagle karta wypadła Goyle'owi i zaczęła
opadać na dół wirując. Natalie zręcznie poszybowała po nią i zawisła ze
zdobyczą w ręku na wysokości piątego lub czwartego piętra. Crabbe zerwał z
drzewa masywną szyszkę i rzucił mocno w stronę dziewczyny. Udało jej się
uniknąć ciosu i odwróciła się w prawo. Ujrzała na barierce dużą gałąź, którą
musiał ściąć Hagrid. Przyciągnęła ją do siebie zaklęciem "Accio!" i
odbiła następną szyszkę w stronę chłopaków. Crabbe oberwał w czoło i
zadecydował, że lepiej zejdzie na ziemię. Goyle próbował dogonić Natalie,
jednak nie udało mu się to. Schowała się za jednym z gargulców i usłyszała
krzyki z ziemi. "Potter, Stephens! Na ziemię!". Oboje podfrunęli do
siebie i zauważyli roześmianych Ślizgonów, którzy stali na ziemi. Ze smutnymi
minami zlecieli na dół. Stała tam właśnie pani Hooch i profesor McGonagall.
- Proszę za mną, panie
Potter. Panno Stephens, również proszę o dołączenie. - miała srogą minę, więc
uczniowie byli przygotowani na najgorsze.
Poszli za nią i
równocześnie zaczęli bełkotać tłumacząc się, że to nie ich wina.
- Cisza! - zawołała w
końcu.
- Bo to Malfoy! -
zawołali chórem.
- Dracon Malfoy? A cóż
on zrobił? - zatrzymała się zszokowana.
- Zaczęło się od tego,
że Neville przez przypadek oberwał miotłą w twarz. - zaczęła Natalie. - Pani
Hooch zabrała go do skrzydła szpitalnego, bo leciała mu krew z nosa.
- Tylko, że Neville
nie zauważył, że wypadła mu kula od babci i srebrna karta czarodzieja! Draco
zabrał tą kulę, a Goyle'owi rozkazał wrzucić kartę gdzieś na dach.
- Mimo zakazu pani
Hooch wsiedli na miotły i chcieli pochować gdzieś własność Neville'a.
Ruszyliśmy za nimi...
- I gdy Natalie
złapała kartę w locie, zaczęli rzucać w nią szyszkami. A wie pani jaką oni mają
siłę!
- Odbiłam kilka
szyszek gałęziami i zaczęłam uciekać przed Goylem. Schowałam się i wtedy pani
przyszła...
- A ja w tym czasie
złapałem kulę Neville'a, zanim Malfoy rozbił ją o ścianę. My naprawdę nie
chcieliśmy nic ...!
- Spokój! Macie być
cicho, dopóki nie trafimy na miejsce. - zadecydowała i ruszyła do sali
wychowawcy Natalie. Była przerażona, że pan Flitwick da jej szlaban, albo, co
gorsza, wyrzucą ją i Harry'ego ze szkoły. A to dopiero drugi tydzień! - Panie
Flitwick, przepraszam, że przeszkadzam. - rzekła.
- Nie przeszkadza
pani, pani profesor McGonagall. - rzekł zakłopotany. - W czym mogę pomóc? Natalie?
Czy coś się stało? - teraz był bardziej przejęty.
- Chciałabym tylko
poprosić dwóch wychowanków z naszych domów. Rogera Davies'a z pańskiego domu i
Olivera Wood'a z mojego domu.
- Oliver i Roger? -
zapytał Harry szeptem Krukonkę.
- Przecież oni nie są
prefektami! - odparła równie cicho.
Chłopcy wyszli
zdezorientowani z klasy.
- Tak, profesor
McGonagall?
- Mam chyba dla was
dwa nowe przedsięwzięcia. W drużynie Gryffindoru brakuje szukającego, prawda?
- Tak, niestety, wciąż
szukamy. - przyznał Oliver.
- Już nie szukacie.
Pan Potter wykazał się naprawdę dużymi zdolnościami przed chwilą na dziedzińcu.
Widziałam wszystko z okna. Zanurkował po kulę przypominajkę z wysokości
pięćdziesięciu stóp i nawet się nie drasnął, tego nie dokonał nawet Charlie
Weasley! Odkąd pan Weasley opuścił drużynę, nie mieliśmy nigdy pucharu roku.
Prawda, panie Potter?
- Ja... Tak, tak
sądzę. Dziękuję. - chłopak potrząsnął głową ze zdziwieniem.
- Wam również brakuje
jednego zawodnika, panie Davies?
- Również. Mam
rozumieć, że powinniśmy wziąć Natalie pod swoje skrzydła, tak?
- O tak. Jako
szukająca lub pałkarz, byłaby świetna. Z celnością też u niej całkiem dobrze,
bo jedna z szyszek, którą odbiła do napastnika, trafiła go prosto między oczy.
- dodała z rozbawieniem. - Nadaje się na każdą pozycję, więc przemyśl to
dobrze. Najpierw złapała w locie srebrną kartę, a wiesz jak trudno ją zauważyć
przy tak słonecznej pogodzie jak dzisiaj. Potem uniknęła ciosu szyszką.
Następną szyszkę odbiła między oczy Ślizgona, a kolejne obijała, żeby nie
trafiły w okna.
Zarówno Wood jak i
Davies wyglądali na okropnie rozentuzjazmowanych, aż cali się trzęśli z
podekscytowania. Natalie tylko czekała aż zaczną skakać i piszczeć jak
dziewczyny.
- Mam nadzieję,
dzieciaki, że zaczniecie od razu ciężko trenować. Gryfoni, idźcie do gabinetu.
Wy możecie zostać na korytarzu, Krukoni, albo znajdę wam inną salę.
- Zadowolimy się
korytarzem, pani profesor. Dosiadałaś już kiedyś miotłę?
- Nigdy w życiu nie
miałam takiej możliwości. Nawet nie wiedziałam za bardzo czym jest Quidditch,
tylko w pociągu Ron Weasley mi opowiadał. - przyznała.
- A ty Potter? -
zapytał Wood.
- Nie, nie.
- A widzieliście już
jakiś mecz Quidditcha?
- No dobrze, już
dobrze, pogadacie później. - ucięła McGonagall. - Potter, Wood, za mną. -
ruszyła przez korytarz zadowolona. Mówiła coś o tym, że ostatni mecz Ślizgoni
wygrali z dużą przewagą, wcisnęli Gryfonów w ziemię i przez to nie mogła przez
dwa tygodnie spojrzeć Snape'owi w twarz.
Roger uśmiechnął się
dumnie do Natalie położył jej rękę na dalszym ramieniu i odprowadził dalej,
szukając właściwego miejsca.
***
- Będziecie najmłodszymi graczami w ...
- Ostatnim tysiącleciu. - dokończyli Harry i Natalie.
- Kapitanowie już nam o tym mówili.
- Co jeszcze mówili? - zapytał Ron.
Natalie wstała i zaczęła krążyć wokół Rona
obserwując go z każdej ze stron.
- Hmm... Idealna budowa... Niska, lekka...
Trzeba poprosić dyrektora o dobrą miotłę... Nimbusa dwa tysiące na przykład.
- Albo: To fenomen. Twój ojciec grał w
Quidditcha na tej samej pozycji i również był świetny.
- Twój dziadek był super ścigającym i
kapitanem Gryffindoru! A drugi dziadek jak się nazywa?... Tak? O matko, toż to
był naprawdę świetny obrońca w Slytherinie!
- Miałaś przodków w Slytherinie?
- Wszyscy dziadkowie byli z innych domów. Ale
tiara potem twierdziła, że babcia, która była w Ravenclawie, powinna być jednak
w Slytherinie.
- Więc jesteś pierwsza, która jest właściwie
przydzielona do Ravenclawu?
- To samo pytanie zadał Davies. I ta sama
odpowiedź: Nie wiem. Może tiara jeszcze zmieni zdanie.
- W tym roku będziemy mieli superdrużynę! - zawołał
Fred.
- I niezłą konkurencję. - wtrącił Ron patrząc
z podziwem na Natalie. - Gdybyście to widzieli! I słyszeli te oklaski! Nie
wierzę, że nigdy nie lataliście na miotłach!
- Ja nie wierzę też w waszą lekkomyślność. -
wtrąciła Hermiona. - Mogliście się pozabijać! Pomyśleliście ile punktów dla
Gryffindoru mógł stracić Harry? Wszystkie, które zebrałam u McGonagall! A Natalie
mogła by stracić te, które sama zebrała! Nie potraficie latać! Nie macie o tym
pojęcia! Nie mieliście żadnych ochraniaczy!
- To ty nie
masz pojęcia o lataniu. - wytknął jej Ron. - Oni są niesamowici. Nie wtrącaj
się, jeśli nie masz na jakiś temat odpowiedniej wiedzy.
- A ty niby masz? - zapytała sarkastycznie.
- O tak. Od dzieciństwa oglądam mecze i gram z
braćmi, więc wiem co to Quidditch, przemądrzalcu.
Hermiona prychnęła i odeszła.
- Jaka ona jest przemądrzała i wścibska... Nie
wierzę! - zawołał Ron. - Nieważne. Kiedy zaczynacie treningi?
- Od piątku. A wy, Harry?
- Od poniedziałku. Pierwszy mecz będzie w
drugiej połowie października, tak?
- Z tego, co mi wiadomo, to i owszem. Ale może
się przesunąć ze względu na warunki pogodowe.
- Całe szczęście, że weszliśmy od razu w skład
drużyny, bez testów!
- O tak! Mam wystarczająco mało czasu na
naukę! Teraz mój grafik będzie bardzo napięty.
- To taka druga Hermiona, ale bardziej skora
do łamania zasad, nie sądzicie? - stwierdził George.
- Wyjąłeś mi to z ust. - rzekli pozostali
chłopacy.
- Łamać zasady tylko za plecami nauczycieli i
w sytuacjach krytycznych. Tak to wystrzegam się tego jak ognia. Harry, idziemy
odwiedzić Neville'a? Trzeba mu oddać jego przypominajkę i kartę.
- Mogę iść z wami? - zapytał Ron.
- Pewnie, chodźmy.
***
Po powrocie z dormitorium Gryffindoru, które
strasznie przypomina dormitorium Ravenclawu, tylko, że jest w innych barwach,
Harry, Ron i Natalie natknęli się na Malfoya.
- Co, Potter? Myślisz, że jesteś lepszy, bo
teraz masz jakiś udział w drużynie? I tak nie możecie się równać z nami.
- Jesteś zazdrosny, Draco? - zapytała Natalie
ze zdziwieniem. Ron odkaszlnąć próbując powstrzymać śmiech.
- Nie śmiej się, Weasley, ciebie nie stać
nawet na mopa, a co dopiero na miotłę. Musicie pewnie z braćmi oszczędzać
osobno na każdą witkę. A co do ciebie - zwrócił się do Natalie. - to mówię
tylko, że Potter może wypchać się tymi chałowymi miotłami z Gryffindoru, bo i
tak nie potrafi czarować.
- Jakby chciał, to by pokonał cię w pięć
sekund, Malfoy.
- To niech ruszy ze mną na pojedynek magiczny!
Dziś o północy, w Izbie Pamięci.
- Zgoda. Będę jego sekundatorem. - stwierdził
Ron. - A twoim?
- Crabbe.
- Świetnie. Do zobaczenia o północy w Izbie
Pamięci, przylizany chłoptasiu. - burknął Ron.
Ślizgoni odeszli do lochów.
- Co to ten pojedynek magiczny? - zapytał
Harry.
- I kim jest sekundator? - spytała Natalie.
- Pojedynek to walka na czary. Żaden z was nie
ma pojęcia o magii, możecie co najwyżej strzelić w siebie iskrami, a on pewnie
nawet nie pomyślał, że przyjmiesz wyzwanie. A sekundator to zamiennik
czarodzieja, który polegnie w walce.
- Ale nie martw się, czarodzieje giną tylko
przy magii zaawansowanej, a wy możecie co najwyżej powąchać podręcznik o zaklęciach
niewybaczalnych. - pocieszyła go Natalie.
- Mam nadzieję! O rany... Natalie, znasz
jakieś uroki albo zaklęcia? Cokolwiek!
- Przepraszam. - usłyszeli za sobą głos
Hermiony. - Przez przypadek słyszałam o czym rozmawialiście z Malfoyem i ...
- Na pewno nie przez przypadek. - stwierdził
Ron.
- I chcę nadmienić, że znowu ryzykujecie
punkty dla Gryfindoru!
- Myślałem, że z nami nie gadasz. Już tak się
cieszyłem! - rudzielec cały czas przerywał jej niemiłymi uwagami.
- Nie powinniście tego robić! - nie zwracała
uwagi na Weasleya.
- A ty nie powinnaś się wtrącać w bardzo
nieswoje sprawy. - uciął Harry.
Gryfonka odeszła wściekła. Ani razu nie
spojrzała nawet na Natalie. Wiedziała, że ona nie jest w to zamieszana.
- Oczywiście, Harry, podam ci jakieś trzy
zaklęcia. - stwierdziła Natalie. - Odbijające, ochronne i jedno do ataku, ale
musisz go użyć tylko w najgorszym wypadku! Obiecaj mi to!
- Obiecuję, obiecuję... - westchnął. - Chodźmy
gdzieś to przetrenować.
***
O w pół do dwunastej Harry, Ron i Natalie
spotkali się przy wierzy Gryffindoru. Niełatwo było się wymknąć, ale jakoś im
się to udało. Przeszli przez salę wejściową, minęli Wielkie Schody, kiedy nagle
rozbłysło światło lampy i ukazała im się Hermiona w różowej koszuli nocnej.
- Nie myślałam, że jesteście aż tak
nieodpowiedzialni.
- A my, że ty jesteś aż tak wścibska.
Natalie spojrzała ze smutkiem na przyjaciół.
- Naprawdę jesteście pewni, że chcecie to
zrobić? - zapytała wyniosłym tonem.
- Tak.
- Idę z wami. - oznajmiła.
- Nie! TY nie idziesz z nami! Idź do
dormitorium!
- Chciałabym, ale Dama z portretu gdzieś
poszła. Nie będę tu czekać na Filcha aż złapie mnie, a wtedy ja was wydam i
odejmą punkty każdemu z nas albo nas wyrzucą!
Ktoś chrapnął w kącie i poruszył się. Okazało
się, że to Neville spał tam, koło portretu. Obudził się od razu gdy Natalie
podeszła bliżej.
- Och, to wy! Dobrze was widzieć! Nie znam
hasła, pomożecie mi się dostać do naszej wieży?
- Dama zniknęła, nie wiesz o tym? Poszła
gdzieś, więc nie możemy teraz ci otworzyć. - wyjaśniła Hermiona. - A hasło to
"świński ryj".
Neville wstał i pobiegł za nimi, gdy ruszyli w
stronę Izby pamięci. Drzwi do niej były zamknięte, więc zatrzymali się i
zaczęli dyskusję:
- Co jest? Gdzie jest Malfoy? - zapytał Ron.
- Może gdzieś się czai. - rzucił Harry.
Wtedy w głębi korytarza usłyszeli głos Filcha.
Mówił do swojej kotki "są tam, idź ich znaleźć, kochana. Idź, znajdź ich,
dopedniemy ich razem:, mówił. Natalie i Hermiona w tym samym momencie
wycelowały różdżki w zamek i szepnęły "Alohomora". Drzwi
otworzyły się same, więc wbiegli do środka, przeskoczyli przez dziurę w
portrecie i znaleźli się na czwartym piętrze.
- Co to miało znaczyć? - zapytała Hermiona.
- Nie widzicie? Malfoy wystawił Harry'ego, bo
wiedział, że wykombinują coś z Ronem. Dał znać Filchowi, że coś się święci przy
Izbie pamięci i przez to wiedział, że ma tam na nas czekać. Co za wstrętny,
przebiegły... Nieważne, wracajmy do dormitoriów.
Neville pobiegł przodem i wpadł ze strachu na
jakąś zbroję. Łoskot był tak okropny, że mógł obudzić cały zamek. Dziewczęta
ponownie otworzyły któreś drzwi i wbiegli do środka. Dopiero wtedy zorientowali
się, że piętro, które uważali za czwarte, było piętrem trzecim, zakazanym. I
właśnie teraz dowiedzieli się, czemu było zakazane.
Stał przed nimi trzygłowy pies, ogromny po sam
sufit. Drżąc wyskoczyli przez drzwi i pobiegli schodami do swoich dormitoriów.
Hermiona jeszcze w pokoju wspólnym powtarzała w kółko "A nie mówiłam? Nie
mówiłam?!". Natalie bała się wrócić do dormitorium, więc zasnęła w fotelu
w pokoju wspólnym. Z dala od kominka, ponieważ profesor Binns, ten duch, który
wykłada historię magii, opowiadał im, że raz po prostu zasnął przed kominkiem w
Hogwarcie i obudził się już bez ciała. Wszystkich przeraziła ta historia i
wystrzegają się siedzenia do późna przy ogniu. Sen zmorzył ją szybko, a
opadając w ramiona morfeusza zastanawiała się, czemu pies stał na wielkiej
klapie, co zauważyła z Hermioną. Przyśnił jej się profesor Quirrel, który nie
jąkał się tak jak zawsze, tylko mówił pełnym złości głosem do Harry'ego, że
właśnie przegrał i że czas pożegnać się ze światem, bo zaraz zginie. Zginie
marnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz