czwartek, 16 stycznia 2014

Rozdział 6. - "Początek początków."

     Pierwszego dnia, na śniadaniu, Natalie otrzymała plan zajęć dla uczniów pierwszej klasy. Z radością stwierdziła, że trafią jej się lekcje łączone z pozostałymi domami, a w tym, z Gryffindorem! Z Gryffindorem będzie miała mianowicie historię magii, ze Slytherinem eliksiry, z Hufflepuffem zielarstwo. Nauki latania na miotle są łączone ze wszystkimi domami i nie są obowiązkowe, kiedy ktoś zna podstawy i tyle mu wystarcza. Na zasadzie "zaliczony/niezaliczony", a nie na oceny.
     Schody (czterdzieści różnych schodów) przemieszczały się, drzwi nie chciały się czasem otwierać dopóki się ich nie poprosiło lub nie połaskotało, inne miejsca w ścianach tylko wyglądały jak drzwi, a tak naprawdę nimi nie były, osoby z obrazów się poruszały, a niektórzy nawet twierdzili, że zbroje także potrafią się poruszać.
     Duchy naprawdę czasem dawały w kość. Krwawy Baron, rezydent Slytherinu, był okropnie niemiły. Poltergeist Irytek wyskakiwał znikąd, stawał się niewidoczny i podlatywał do kogoś strasząc go, podstawiając mu nogę, podwijając dywan, albo łapiąc za nos i krzycząc "MAM TWÓJ PASKUDNY NOCHAL, DRANIU!".
     Argus Filch, jeszcze gorszy od Irytka, jest woźnym. Karze wszystkich i za wszystko. Ma kotkę, panią Norris, która przeważnie chodzi po zamku i patroluje, a gdy ktoś złamie jakikolwiek przepis, wzywa swojego pana, który pojawia się po kilku sekundach. Zna sekretne przejścia niemal tak dobrze jak rudzi bliźniacy! Swoją drogą, podczas śpiewania hymnu szkoły, każdy mógł wybrać swoją melodię na jaką go będzie śpiewać. Nie zgadniecie którą wybrali! Marsz pogrzebowy! Dumbledore dyrygował nimi aż do ostatniej nuty, bo śpiewali chyba najdłużej, a potem był jednym z tych, którzy klaskali najdłużej. Facet uwielbia muzykę, mówi, że to większa magia niż ta, którą się tutaj zajmujemy. Przynajmniej tą pasję dzieli z Natalie, która grała dotychczas na pianinie, gitarze... I zaczęła trochę grać na perkusji, ale potem nie mogła, bo ojciec zabronił jej gry na instrumentach.
     W każdą środę, o północy, studiowali astronomię w wieży astronomicznej, Trzy razy w tygodniu mieli zielarstwo. Najnudniejszy przedmiot, historia magii, wykładany przez ducha - profesora Binnsa. Profesor Flictwick, nauczyciel zaklęć i uroków, a za razem opiekun Ravenclawu, musiał stawać na stosie ksiąg,żeby widzieć coś spoza katedry. Profesor MacGonagall... To zupełnie inna osobowość. Kobieta nie do oszukania, energiczna, bystra, śmiała. To wszystko mimo swojego wieku. Uczy transmutacji. Natalie z dumą stwierdziła na początku, że wcale nie idzie jej gorzej niż tym magikom, którzy są oswojeni ze światem magii od urodzenia.
     Nadszedł piątek. Eliksiry, aż dwie godziny pod rząd. Natalie słyszała, że ponoć profesor, który wykłada tego przedmiotu, jest opiekunem Slytherinu i zawsze ułatwia im wszystko. Cała klasa zasiadła na swoich miejscach. Natalie przygotowała sobie wszystko na ławce i równo ułożyła. Profesor Snape, czarnowłosy, z ziemistą cerą i haczykowatym nosem, wszedł do środka i przywitał się z klasą. Sprawdził obecność, a wyczytując nazwisko Natalie, zawiesił na niej wzrok na chwilę i przeszedł dalej.
     - Tutaj nie ma głupiego wymachiwania różdżkami. Zaklęć. Eliksiry to nie jest przedmiot jak każdy inny, więc niektórzy twierdzą, że to nawet nie jest magia. Nie liczę na to, że zrozumiecie piękno tej nauki i będziecie nią zachwyceni, będziecie delektować się chwilami z kipiącymi kotłami, wybuchami, zachodzącymi reakcjami... Ale mogę was nauczyć uwarzyć sławę, chwałę, miłość, a nawet ratunek od śmierci. O ile nie będziecie tłumokami i będziecie uważać, żebym nie miał z wami problemów.
     Mówił prawie szeptem, a mimo to każdy go słyszał. Wzbudzał strach, to wiadome, nikt nie rozmawiał na jego lekcjach.
     - Niech no spojrzę do dziennika... - popatrzył na listę nazwisk. - Stephens! - zawołał znienacka.
     Natalie wstała z ławki.
     - Tak, panie profesorze?
     - Co nam wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asdofelusa do nalewki z piołunu?
     - Napój usypiający.
     - O jakiej mocy?
     - Jest tak silny, że jest znany również jako wywar żywej śmierci, profesorze Snape.
     - Dobrze. Gdzie znajdziesz bezoar?
     - To kamień w żołądku kozy, który chroni przed działaniami wielu trucizn.
     - Ostatnie pytanie. Jaka jest różnica między tojadem żółtym a mordownikiem?
     - Żadna, profesorze, to jedna i ta sama roślina, zwana również akonitem.
     - Dlaczego tego nie notujecie?! - wrzasnął do reszty klasy. - Widzę, że się przygotowałaś, Stephens. Usiądź. Pięć punktów dla Ravenclawu.
     Natalie usiadła zszokowana i zanotowała wszystkie trzy informacje, które chwilę temu podała nauczycielowi. Podzielił ich wszystkich na pary i kazał sporządzić napój leczniczy z czyraków. Pomieszał Slytherin z Ravenclawem. Natalie trafił się Goyle, przyjaciel Dracona Malfoya. Chłopak był ... niezbyt rozgarnięty, niewiele rzeczy rozróżniał, źle dobierał proporcje i nie zwracał uwagi na to, co było napisane w książce. Snape przechadzał się w swojej czarnej pelerynie krytykując od czasu do czasu kolejne osoby.
     - Greg, proszę cię, przecież te kły węża miały być drobno skruszone, a nie połamane na kawałki!
     Snape podszedł do nich i zapytał złowrogim tonem:
     - O co chodzi?
     - Tłumaczę Gregowi, że te kły powinny być skruszone, a nie połamane tylko na pół, profesorze.
     Facet obrzucił ją spojrzeniem, które dobrze nie wróżyło. Popatrzył zaraz jednak na kły i rzekł do Goyle'a:
     - Rzeczywiście, Goyle. A jak z pokrzywą?
     - Już jest odważona. Kolce jeżozwierza dodałam po zdjęciu kociołka z ognia.
     - Tego nie ma w książce.
     - Ale w poprzednim przepisie jest napisane, że kły te dodane przed zdjęciem kotła z ognia powodują silną reakcję sfinalizowaną najczęściej wybuchem wywaru, profesorze.
     Snape porwał podręcznik w swoje chude ręce ze szpiczastymi palcami i przerzucił jedną stronę by sprawdzić, czy uczennica go nie okłamała.
     - Zgadza się. - odburknął, jakby był niezadowolony, że nie mógł i jej zganić.
     Przez następną godzinę lekcji zapisywali podstawy eliksirów, zajmowali się tylko teorią. Natalie zarobiła kolejne dwa punkty dla Ravenclawu.

     Dzwon zabił ogłaszając koniec lekcji. Krukonka poszła do biblioteki, żeby znaleźć parę informacji dotyczących zadania na transmutację. Znalazła tam Hermionę... A właściwie to Hermiona znalazła ją. Gryfonka uściskała ją serdecznie, gdy tamta stała przed regałem i próbowała znaleźć właściwą książkę.
     - Jak ja cię dawno nie widziałam!
     - To przez ten natłok pracy, mamy dużo na głowie, nie sądzisz? - stwierdziła Natalie.
     - Tak, ale już się nie mogę doczekać tej bardziej zaawansowanej magii! To będzie...
     - Wspaniałe! Wiesz może gdzie znajdę książkę, w której jest opisany proces transmutacji powtórnej z ołówka na ptasie pióro?
     - Ptasie pióro... Też piszę referat na ten temat dla profesor McGonagall!
     - Tak, powiedziała, że dostanę kolejne punkty za zastosowanie tego w praktyce! Ostatnio zmienialiśmy zapałkę w igłę i mnie jako jedynej się udało. Na koniec dopiero zapałka Luny stała się po prostu srebrna i miała ostre zakończenia.
     - Ja najpierw sprawiłam, że zapałka była srebrna, a potem stała się igłą. A jak eliksiry?
     - Miałam dziś dwie godziny, co jakiś czas będę mieć je ze Slytherinem. Dostałam na tych dwóch godzinach pięć punktów, ale wyrwał mnie jako pierwszą do odpowiedzi zaraz po sprawdzeniu listy obecności!
     - Harry'ego również, ale on przez to stracił punkt. Nic nie wiedział! Przyznam, nie było to całkiem proste, ale ... No w każdym razie stracił kolejny punkt za to, że Neville popełnił błąd i jego wywar eksplodował.
     - Ale co mógł za to Harry?
     - No właśnie nic! Snape powiedział, że Harry pewnie chciał skorzystać na tym, że Neville'owi coś nie wyjdzie i dlatego mu pozwolił to dodać. Ale Harry był cały czas tyłem odwrócony do Neville'a i nie wiedział, że on coś takiego robi.
     - Coś czuję, że jeszcze trochę krwi nam ten profesor napsuje...
     - Neville i Harry dostali karne zadania od niego. Muszę im pomóc to zrobić.
     - To może ja pomogę jednemu z nich, żeby oszczędzić ci czasu, co ty na to?
     - Byłoby świetnie, Natalie, dziękuję. Muszę też zrobić swoje zadania, a dodatkowo napisać za nich kilka innych prac... Harry i Ron mają ciągle z czymś problemy.
     - Ale nie idzie im najgorzej w klasie?
     - Nie, nie! Na całe szczęście. - odetchnęła Hermiona.
     - A tak w ogóle to gdzie oni są?
     - U Hagrida. Harry chciał go zapytać o artykuł z jego dnia urodzin. Coś o kradzieży w Gringotta...
     - Rozumiem. Weźmy się lepiej za wypracowanie i znajdźmy chłopaków, żeby im pomóc.
     Jak powiedziały, tak uczyniły. Napisały w bibliotece swoje wypracowanie i poszły odszukać Harry'ego i Neville'a. Hermiona zadeklarowała się, że pomoże Neville'owi, bo ten ma szlaban od Snape'a i nie może wychodzić dziś z dormitorium. Natalie poczekała więc na Harry'ego przed wejściem do dormitorium Gryffonów. Drzwi za obrazem z grubą damą odchyliły się i wyskoczył ciemnowłosy chłopiec z blizną na czole w kształcie pioruna.
     - Gotowy?
     - Gotowy. Gdzie idziemy?
     - Do biblioteki?
     - Chodźmy lepiej na dwór, mam dość siedzenia w zamku. I będziemy mieli bliżej do Wielkiej Sali gdy nadejdzie pora kolacji!
     - Racja, ruszajmy.
     Po drodze na dół, Harry sprowadził ją gdzieś w boczny korytarz, mówiąc, że bliźniacy pokazali mu jakiś skrót na dół. Zaprowadził ją do przejścia za posągiem jednookiego karła, postukał różdżką w ścianę i wymamrotał hasło "Caput Draconis". Nagle usłyszeli za sobą głos Filcha, więc wskoczyli szybko do tajemnego przejścia i pobiegli jak najszybciej na dół. Stanęli za jedną ze zbroi i rozejrzeli się za Filchem i panią Norris.
     - Czysto?
     - Czysto, chodźmy. Kto ostatni na błoniach, ten czyrakobulwa! - Harry rzucił się biegiem, pozostawiając Natalie w tyle.
     Dziewczyna go dogoniła wkrótce i razem dotarli na dziedziniec, który wyjątkowo był pusty. Usiedli na jednej z marmurowych ławek i rozłożyli między sobą zeszyty i książki.
     - Chyba mamy remis. - rzekła Natalie zadowolona. - Jaki masz temat referatu?
     - Eliksir Skurczający  - zastosowanie, przygotowanie, przeciwieństwo i antidotum.
     - Czytałam o nim ostatnio! Eliksir Skurczający – eliksir, który powoduje kurczenie się ludzi i zwierząt. Pisz to, będę ci zaraz dyktować resztę.
     - Eliksir Skurczający to eliksir... który... po-wo-du-je... kurczenie się ludzi... i zwierząt. Co dalej?
     - Przeciwieństwem tego eliksiru jest Eliksir Rozdymający, powoduje on rozdęcie się osoby, która go wypiła, lub części ciała, która została nią ochlapana.
     - Myślisz, że ochlapanie nim Snape'a byłoby dobrym pomysłem?
     - Tak, o ile zrobiłby to któryś z jego wychowanków. Ciebie raczej nie darzy sympatią, więc miałbyś jeszcze większe kłopoty.
     - Mhm... Poczekaj, w książce jest jakaś wzmianka o tym eliksirze, który zmniejsza?
     - Tak, o jego stwórcy, przygotowaniu i składnikach. - Natalie chwyciła książkę i znalazła właściwą stronę. - Składników tu jednak nie ma... Ale jest geneza. A ja znam składniki i sposób przygotowania, podyktuję ci zaraz po tym jak przepiszesz wszystko z książki.
     Gryfon pokiwał głową i w ekspresowym tempie zapisał wszystko co trzeba. Krukonka w tym czasie zapisała mu na kartce skład napoju. Podsunęła mu ją i zaczęła pisać na drugiej przygotowanie.

Składniki:
Korzonki stokrotek
Figi
Dżdżownica
Śledziona szczura
Sok z pijawek

Korzonki stokrotek odważyć, figi ususzyć i dodać poćwiartowane do kociołka, dżdżownicę wrzucić doń bez oprawienia. Śledzionę jaszczura należy ugotować we wrzącym soku z pijawek. Całość wymieszać w nagrzanym kotle, grzać na małym ogniu przez dwadzieścia minut i zostawić to ostudzenia w suchym miejscu.  

     Chwilę później odnaleźli informacje o Eliksirze Dekompresyjnym i Rozdymającym. Nie mogli wciąż znaleźć informacji o antidotum do Skurczającego, więc Natalie zaproponowała, że zapyta o to Snape'a. Skończyli pracę nad referatem i Harry zastanowił się, czy powinien odnieść pergamin, zeszyt i książkę teraz, czy po kolacji.
     - Poczekaj. Reducio! - Natalie machnęła różdżką i pomniejszyła od razu wszystkie trzy rzeczy.
     - A jak to potem zwiększyć?
     - Zaklęciem Engorgio. Tylko uważaj, by nie zwiększyć ich za bardzo, bo wybuchną. Musisz zakręcić różdżką w prawo i wykonać o taki ruch w górę. - Zademonstrowała.
     - W ten sposób? - Harry powtórzył pełen gest zaklęcia.
     - Tak, dokładnie.
     Nagle Natalie, która stała z rękoma opartymi na biodrach, poczuła jak traci kontakt z podłożem, bo została uniesiona przez kogoś w górę. Pisnęła i obejrzała się na boki i ujrzała Freda i George'a, którzy chwycili ją pod ramię i unieśli na wysokość jednej stopy.
     - Wierzga nogami jak mały królik!
     - Króliki są puszyste! Ona się nie wydaje być puszysta! - zauważył Fred.
     Natalie wyjęła spod szaty różdżkę mając zamiar wystrzelić z niej iskry, żeby przestraszyć chłopców i stanąć na nogi. Fred jednak zauważył, że coś kombinuje i zabrał jej różdżkę.
     - Hm... Niepodobna do naszych! My mamy trzynaście cali, sosnę, również bardzo giętką i ... Jaki masz rdzeń?
     - Serce smoka, puszczaj!
     - My też mamy serce smoka, ale bez tego... puszczaja, prawda? Co to ten "puszczaj", George?
     - Nie wiem, Fred. Może to jakiś nowy typ rdzenia! - żartowali sobie z niej cały czas.
     - Jak to jest, Natalie, co? Opowiesz nam? - zapytał Fred chowając jej różdżkę do swojej kieszeni.
     - Wiesz, najpierw tracisz kontakt z podłożem, potem dopiero się orientujesz, że coś jest nie tak i zastanawiasz się, czy podnosi cię czarodziej za pomocą siły czy czarów, a może to jakiś troll górski czy coś. Puszczajcie!
     - Nie ma mowy!
     - Harry, ratuj, błagam! - zawołała wierzgając nogami.
     Harry jednak nie mógł przestać się śmiać. Trzymał się za brzuch i zaśmiewał się z żartów bliźniaków.
     - Nikt ci nie pomoże, kiedy w okolicy są bliźniacy Weasley, Watsonie!
     - Zęby. Zęby mi pomogą. Zacznę gryźć.
     - Wiadomo, że nie. Słyszeliśmy, że jesteś nowym kujonem Ravenclawu!
     - Słucham?! Nie jestem kujonem!
     - Ona... wie wszystko. - stwierdził Harry. - Jest tak samo przerażająca jak Hermiona!
     - Bałbyś się takiego królika? Patrz, patrz, znowu wierzga! - George odwrócił głowę zanosząc się śmiechem.
     Natalie sięgnęła teraz po różdżkę George'a i włożyła ją pod swoją szatę.
     - Ej, co to miało znaczyć? - zapytał George z cwaniackim uśmiechem, zaskoczony jednocześnie śmiałością Krukonki. - Fred, braciszku, postaw ją i przytrzymaj.
     - Co? Nie! - odzyskała kontakt z ziemią i objęła samą siebie kurczowo trzymając się własnej szaty.
     - Oddaj różdżkę po dobroci, albo się nieładnie zemścimy. - zagroził kucając przed nią. Był wiele wyższy i wiedział, że musiała zadzierać głowę do wysoka, żeby na niego spojrzeć.
     - A co z moją różdżką?
     - Najpierw oddaj mi moją.
     - Nie mam pewności, że się i tak nie zemścicie i nie oddacie mi mojej własności.
     - Fred, George! Widzieliście gdzieś Rona? - zawołał Percy nadchodzący do nich.
     - Jest w dormitorium! - odkrzyknął Harry.
     - Dzięki. Witaj, Natalie!
     - Witaj, Percy, dobrze cię wiedzieć! - zawołała dziewczyna próbując wyszarpnąć ramię z uścisku Freda.
     - Idźcie już na kolację, niedługo się zacznie!
     - Spokojnie, Percy. Harry, idź, my musimy jeszcze wyjaśnić Natalie parę zasad Quidditcha. Nie zna jeszcze tej gry, więc sam rozumiesz... - odwrócił głowę do Natalie i wyszeptał z szerokim uśmiechem: - Jeśli mu piśniesz choćby słowo, powiem, że wracałaś po dwudziestej pierwszego dnia do swojego dormitorium. Jasne?
     Pokiwała głową nerwowo. Prefekt Percy spojrzał na nich badawczo i widząc sztuczny uśmiech Natalie pokręcił głową ze zrozumieniem.
     - Dobrze. Tylko się nie spóźnijcie, bo musicie być w dormitoriach o dwudziestej!
     - Tak jest, panie prefekcie! - odkrzyknęli chórem wszyscy troje.
     Ron zawołał Harry'ego przez drzwi wejściowe. "Już idę!" krzyknął ciemnowłosy i posłał przepraszający uśmiech koleżance.
     - Dzięki! - zawołał. - A jak brzmiało zaklęcie powiększające?
     - Engorgio.
     Potter odbiegł do przyjaciela i zniknął z horyzontu wraz z nim i z Percym. Natalie nie wiedziała już co ma zrobić. Nie uderzy chyba żadnego z nich, bo się boi - są dwa razy wyżsi niż ona, dwa lata starsi... I mają większe doświadczenie w magii. Oraz jej różdżkę. Nie rozbroi ich, bo nie chce być brutalna. Ale jak uciec w takim razie?
     - To jak będzie z moją różdżką?
     - Głodna jestem.
     - Mamy iść po Irytka, mała? - zapytał George i spojrzał złowieszczo na brata.
     - Ciiiszej, bo cię usłyszy! Jeśli Fred mnie w końcu wypuści, to uda mi się wyciągnąć twoją różdżkę. Raczej nie pozwolę, żebyś ty szukał jej w mojej szacie, prawda?
     - Fred. - skinęli równocześnie głowami i jeden z nich wypuścił ją.
     Krukonka odchyliła lewą część szaty i wyjęła z wewnętrznej kieszeni różdżkę George'a. Wyciągnęła dłoń do niego. Cała ręka jej drżała. Rudzielec wyszarpnął jej różdżkę z ręki.
     - Dziękuję. Chodź, bracie, czas na kolację.
     - Jak to kolacja? A co z moją własnością? - Natalie stanęła obserwując jak odchodzą.
     - Z tym czarodziejskim kijaszkiem? - Fred pokazał jej różdżkę i schował ją do kieszeni w spodniach. - Ja nic nie wiedziałem. Może Malfoy ci zabrał?
     - Malfoy? A niby czemu miał to zrobić?
     Rudzielcy roześmiali się patrząc na siebie.
     - Nie znasz go jeszcze widocznie. - stwierdzili równocześnie i poszli dalej.
     Natalie pobiegła za nimi do Wielkiej Sali, a potem zachowując dystans półtora metra ruszyła do przodu. Opuściła głowę na dół zastanawiając się czy długo potrwa za nim się nad nią zlitują. Stanęła nad nimi gdy usiedli przy stole i zapytała:
     - Zamierzacie mi ją oddać? Ja siadam z Krukonami, więc nie ma szans, żebym tutaj jeszcze mogła się z wami kłócić.
     - Co oddać? - zapytali.
     - Różdżkę.
     - Jaką różdżkę?
     Natalie pokręciła głową i spojrzała na Hermionę błagalnym wzrokiem. Odeszła do stołu Ravenclawu i usiadła koło Luny.
     - Jak minął dzień?
     - Byłaś druga. - odparła.
     - Druga? Druga w czym?
     - Twój przydział był drugim najdłuższym w tej połowie wieku. O pozostałych latach nie mamy informacji... Pewnie sama tiara by to tylko wiedziała. Coś się stało? Masz nieciekawą minę.
     - Martwię się trochę o pewną sprawę... Ale wolałabym porozmawiać o tym w bardziej ustronnym miejscu. Tu jest za dużo świadków. Choć jeśli się nie mylę, to ciebie też coś trapi. Mam rację?
     Blondynka pokiwała głową.
     - Porozmawiamy o tym gdy się spotkamy po kolacji. Zawsze dobrze z kimś porozmawiać jeśli ma się jakiś problem.
     - O tak.
     Zabrały się za pałaszowanie. Natalie zjadła paszteciki dyniowe i popiła sokiem z jabłka i marchewki. Zobaczyła profesora Snape'a, który wychodził przed nią z sali, więc podbiegła do niego.
     - Profesorze, mam jedno pytanie. - zaczęła niepewnie.
     - Słucham.
     - Jakie jest antidotum na Eliksir Skurczający? Moja babcia opowiadała mi w wakacje historię o tym, jak ktoś skurczył jej książki i nie mogła przez długi czas znaleźć eliksiru z działaniem odwracającym ten efekt, a teraz uciekła mi ta nazwa z głowy.
     - Antidotum na Eliksir Skurczający?
     - Tak, panie profesorze.
     - Sprawdzałaś w podręczniku?
     - Nie ma na ten temat wzmianki. Jest mowa o eliksirze powiększającym, ale jego antidotum to Wywar Dekompresyjny.
     - Sprawdź w bibliotece, w dziale ksiąg do nauki eliksirów dla czwartoklasistów. Najlepiej coś autorstwa Grohlsona. A teraz idź na kolację albo do dormitorium, żebym nie wpadł na wlepienie ci szlabanu.
     - Do widzenia, profesorze! Dziękuję!
     Zdecydowała, że skoro nie zajęło jej to dużo czasu, pobiegnie jeszcze do Sowiarni, żeby sprawdzić, czy Nocturnal przyleciał z odpowiedzią na jej list. Tak finalnie nazwała swoją sowę.

     Miała dużo szczęścia, że udało jej się wejść na wieżę omijając wszystkich nauczycieli, ponieważ musiałaby wtedy wrócić od razu do dormitorium. Weszła na drugie piętro i tam znalazła swojego Puszczyka. Strix Aluco to również powszechna nazwa tego gatunku i była jeszcze opcja, że Nocturnal będzie jednak po prostu Strixem albo Aluco. Siedział na kopercie i przyglądał się Natalie z powagą. Podeszła do niego i podała mu worek, w którym była przygotowana dla niego mysz. Kot którejś Krukonki ją złapał i Natalie stwierdziła, że weźmie zwierzę, żeby nie leżało tak przed zamkiem. Właścicielka kocura była zadowolona, że nie musi tego oglądać.
     - Dziękuję. - pogłaskała sowę po głowie. W końcu dał się oswoić, przedtem ją jeszcze dziobał w palce. Wzięła kopertę i zbiegła na dół. Otworzyła ją od razu po wyjściu z wieży i wracając do zamku czytała list.

Natalie, bardzo cieszymy się z dziadkiem, że dostałaś się do Ravenclawu. Byłam pewna,
że będziesz w Hufflepuffie, bo jesteś strasznie uczynna! Dziadek za to był pewien, że będziesz w Gryffindorze, ale Ravenclaw jest równie zadowalający, nie zawiodłaś nas. Dobrze, że twoim
opiekunem jest profesor Flictwick, to naprawdę mądry nauczyciel. Pozdrów go od nas!
Mam nadzieję, że nie masz problemów z żadnymi przedmiotami i szybko się
odnalazłaś w swoim nowym domu jakim jest Hogwart, a przede
 wszystkim Ravenclaw. Trzymaj się, pisz w razie czego!
Babcia Janice i Dziadek Richard

PS. Twoja mama bardzo się cieszy, że podoba ci się w szkole w Ameryce i znalazłaś
 sobie przyjaciółkę, Meave! Powiedziała, że przemyśli opcję twojego zatrzymania się w niej na okres świąteczny, jeśli nadal będziesz tego chciała w grudniu! Mnóstwo uścisków
od siostry, czeka na jakąś wiadomość od ciebie!

     Kiedy skończyła czytać, była pomiędzy czwartym, a piątym piętrem. Najpierw się uśmiechnęła, bo rozbawiła ją część o tym, że mama się cieszy z tego, że córka jest zadowolona. A potem dopadł ją smutek. Babcia i dziadek wiedzą kim jest Natalie. Sami jej pomogli. Ale jak ona miała się teraz czuć? Oszukiwała swoich najbliższych. Mamę i siostrę. One były pewne, że Natalie była gdzieś w Ameryce, miały zupełnie błędne wyobrażenia na temat jej pobytu w nowej szkole. A ona nie mogła nawet im o niczym powiedzieć. Bo po pierwsze: to niezgodne z tym, co obiecała dziadkom. Po drugie: To niezgodne z zasadami świata magii. Po trzecie: Wiedziała, że wtedy musiałaby wrócić z Hogwartu i zaczynać rok gdzie indziej. No i sowa nie była jeszcze zdolna by pokonać taki dystans, była zbyt młoda... I nie znała adresu, nigdy nie była na terenie ich posiadłości. Natalie usiadła za gargulcem i spojrzała na zegarek na swoim przegubie. Miała złą godzinę. Zapytała więc któryś z obrazów:
     - Przepraszam, nie wiecie może, państwo, która jest godzina?
     - Za trzynaście ósma.
     - Dziękuję bardzo. - odeszła się na bok.
      Miała jeszcze trzynaście minut. Położyła list na swoich kolanach i siedząc za gargulcem łkała cicho nasłuchując kroków czy głosów innych ludzi. Nagle przypomniało jej się o tym, że miała odzyskać różdżkę. Zdecydowała, że pójdzie najpierw, że pójdzie do swojego dormitorium i uprzedzi prefekta.

     Prefekt przyjrzał jej się podejrzliwie słysząc jej prośbę o przymknięcie oka na spóźnienie.
     - Powiedz mi, jak to się stało, że ktoś ma twoją różdżkę?
     - No wiesz, to było tak, że rozmawiałam z tym kolegą o czymś, poprztykaliśmy się, ale dla żartów i on zabrał mi różdżkę. Ja mu zabrałam jego. Po jakimś czasie oddałam mu jego własność, zagadaliśmy się i on zapomniał oddać mi moją! Pewnie chodzi cały czas nieświadomy, że ma ją w swojej szacie.
     - No dobrze, rozumiem... Na drugi raz pamiętaj, żeby odebrać to, co twoje, dobrze?
     - Oczywiście. A to znaczy, że mogę ...
     - Możesz. Ale gdyby ktoś cię pytał dlaczego jeszcze cię nie ma w dormitorium, to powiedz, że na moje polecenie miałaś iść zapytać prefekta Gryffindoru o godzinę najbliższego spotkania organizacyjnego. Jeśli to prefekt Gryffindoru będzie cię pytał, powiedz po prostu, że wiem co się z tobą dzieje i akurat idziesz do łazienki. Jasne? A teraz biegnij. Tylko uważaj na siebie!
     - Tak jest, dziękuję!
     Pobiegła najszybciej jak mogła do wschodniej wieży, gdzie mieściła się część Gryffindoru. Stanęła przed portretem, który był jednocześnie wejściem do wieży.
     - Hasło?
     - Hasło to Płonące Obierki, ale nie po to przychodzę, jestem z Ravenclawu. Chciałabym poprosić, żeby pani zawołała Rona, albo któregoś z bliźniaków Weasley, jeśli jest to możliwe!
     - Weasley? Poczekaj tu. - zniknęła w głębi obrazu.
     Po dwóch minutach wejście do wieży Gryffindoru otworzyło się i stanęli w nim bliźniacy.
     - Mogę moją różdżkę? - zapytała z nadzieją.
     Fred wyjął ją z kieszeni i obrócił kilka razy w ręku.
     - Naprawdę mam mało czasu, muszę zaraz być w swojej wieży!
     - Och wiemy, my też mamy godzinę nocną, panienko. - powiedzieli zgrywając nauczycieli albo duchy, które wiecznie zachowywały się jak typowi szlachcice.
     - Proszę was...
     - Bingo! Łap. - rudzielec podał jej różdżkę. - Czekaliśmy tylko aż poprosisz. Ani razu tego nie zrobiłaś, tylko mówiłaś, żeby ci ją oddać.
     - Wy też nie prosiliście, tylko mi groziliście! Powinnam była powiedzieć o wszystkim Percy'emu!
     Zza pleców bliźniaków wystały głowy Rona, Hermiony i Harry'ego.
     - Co robisz o tej porze gadając z moimi braćmi? - zapytał zdziwiony Ron.
     - Przyszłam po coś. Nie, Harry? - spojrzała na kolegę znacząco.
     - Och, tak. Dopiero?
     - Dopiero. - odparła równocześnie z bliźniakami.
     - A jak wam poszedł referat, co? - zapytała Hermiona.
     - Dobrze. Harry, jutro pójdę do biblioteki sprawdzić ten ostatni eliksir, muszę wziąć książkę dla trzecioklasistów. - oświadczyła.
     - Eliksiry dla trzecioklasistów? - zapytał George. - Właź do nas, zaraz coś wykombinujemy.
     Pomogli jej się wdrapać do dziury za portretem i ściągnęła szybko szatę oraz krawat, żeby nikt nie poznał, że jest uczennicą innego domu.
     - Przyjacielu, masz tu książkę od eliksirów? - zapytał Fred podchodząc do chłopaka, który siedział ze stosem książek przy kominku.
     - Jest na samej górze. - powiedział nie podnosząc wzroku znad podręcznika do Mugoloznawstwa. Natalie przeraził ten tytuł. Uczniowie Hogwartu uczą się tak naprawdę o tym, jak Natalie żyła dotychczas? To ... dziwne.
     Hermiona podała Natalie książkę, a ta znalazła właściwy wywar i podała ją Harry'emu.
     - Dopisz ten artykuł do swojego referatu, Harry, ale koniecznie powinieneś zasięgnąć innych słów. Pytałam profesora Snape'a o tę książkę, więc może mu się wydać podejrzane, iż piszesz z niej słowo w słowo. Wtedy nie będzie mi pomagał, a ja już nie pomogę tobie. Na razie nie wie, że się zadaję z Gryfonami. - wygięła się by spojrzeć na grzbiet książki. - Nie, nie, to nie ta. Możesz przepisać ją prawie dosłownie. Mnie mówił o czymś autorstwa czarodzieja z nazwiskiem na "G"... Grohlson? Tak, to on. To czarodziej, który był pół-krwi i wymyślił Kurzajkowy Proszek, pochodził z Walii i zmarł na atak serca w dzień swoich pięćdziesiątych siódmych urodzin.
     - Harry? - jęknął Ron. - Czy one nie są siostrami? Zachowują się identycznie!
     Dziewczęta zaśmiały się równocześnie i objęły ramionami.
     - Nie jesteśmy raczej podobne, nie?
     - No, nie, siostrzyczko. - przytaknęła Hermiona.
     - Ale nasza mama myślała, że jesteś siostrą, Harry'ego, Natalie. - stwierdził Ron.
     - Zawsze mówiłem, że ta kobieta ma problemy ze wzrokiem. - Burknął George. - Myli mnie i Freda!
     - Nie myli, to my ją nabieramy.
     - Ale daje się na to złapać! A propos łapania, niedługo macie pierwsze lekcje latania na miotle! Będziecie grać w Quidditcha...
     - Łapać kafle...
     - Obrywać nimi w twarz...
     - Aż w końcu może któreś z was zasili drużynę!
     - Kontynuujcie, a ja już sobie pójdę. Żegnajcie, do zobaczenia jutro rano! - Natalie pożegnała się z nimi i wyskoczyła przez dziurę w ścianie. Gryfoni pożegnali ją machając jej na pożegnanie w wyjściu i odeszła do siebie.

     W dormitorium Luna i Natalie miały chwilę, żeby porozmawiać o tym co je trapi. Natalie powiedziała jej, że bała się trochę o to, co powiedzą jej dziadkowie na wybór tiary, że przejmuje się nauką i tym, co będzie, gdy jej siostra trafi do Hogwartu. Luna denerwowała się w sumie lekcjami Eliksirów i Transmutacji, trochę słabiej jej to szło, a stwierdziła, że latanie na miotle sobie odpuści i tak, bo ma traumę z wakacji gdy próbowała latać na miotle ojca i o mało nie wleciała w drzewa. Zaraz po tym poszły do łazienek się umyć i wróciły do łóżek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz