Dotarli na miejsce i
wyszli z pociągu z bagażami, które starsze klasy pomogły im przenieść do łodzi.
Hagrid nawoływał wciąż "Pirszoroczni! Pirszoroczni, do łodzi!". To
był dopiero gość! W łodzi opowiedział Natalie, że jest pół-olbrzymem i pełni w
Hogwarcie funkcję gajowego. Ona zaś na zmianę z Harrym opowiadała gajowemu i
Ronowi o mugolach. Nie mogli uwierzyć, że mugolskie zdjęcia w ogóle się nie
poruszają i nie mogą sobie wysyłać poczty sowami! Harry i Ron poczuli się
lepiej gdy dowiedzieli się, że nie tylko oni mają problemy z pieniędzmi. Natalie
wspomniała im co prawda tylko o tym, że ma zapewnione tylko standardowe
potrzeby, chyba, że przyjadą dziadkowie i zechcą im pomóc. Wtedy idzie do kina,
na lody... Ale innej możliwości nie ma. Teraz Natalie było wszystko jedno,
gdzie trafi - ważne, żeby była w domu z takimi ludźmi jak Harry, Ron czy
Neville.
Łodzie przybiły do
brzegu. Profesor McGonagall wysiadła z jednej z nich i oświadczyła, że teraz
pójdą do zamku, a ich rzeczy zostaną przeniesione do dormitoriów po ceremonii
przydziału. Zamek Hogwartu był... Ogromny, przepiękny, wspaniały! Ale zacznijmy
od tego, że to w ogóle zamek! Która szkoła znajduje się w zamku?
Pierwszoklasiści byli oczarowani, a jednocześnie bali się tego, że trafią do
domu, który im nie odpowiada.
- Gdzie chcielibyście
trafić? - zapytał Ron.
- Do Gryffindoru. Tak
jak moi rodzice. - stwierdził Harry. - A ty, Ron?
- A jak myślisz, jakie
mam wyjście?
Harry potrząsnął głową
ze zrozumieniem.
- A ty, Natalie?
- Ja... Chyba do
Ravenclaw. Ale Gryffindor byłby też świetny.
- A jak się nazywa
twoja sowa? To chłopak czy dziewczyna?
- Chłopie. Jeszcze nie
wymyśliłam dla niego imienia... Ale chyba Lou... Albo Noctua. Noctua to w
łacinie sowa. Gdyby była to dziewczynka, nazwałabym ją Hiawatha.
- Na zdrowie. -
powiedział ron. - Jakbyś ją nazwała?
- Ron, Natalie nie
kichnęła, tylko podała imię. Hiawatha... Gdzieś to słyszałem w szkole... Albo w
domu!
- Możliwe. Henry
Longfellow napisał poemat "The Song of Hiawatha". - wyjaśniła, a
następnie zacytowała fragment:
Dzień za dniem spoglądał na nią;
Dzień za dniem wzdychał z pasją
Dzień za dniem jego serce wzrastało w
cieple z miłości i tęsknoty
Z miłości do pokojówki
Ze złotymi lokami
- Cholibka! Ty czytasz
takie rzeczy? - zapytał Hagrid.
- Na ogół nie, tylko
ten poemat mi się spodobał aż tak bardzo. Zdarza mi się czytać wiersze, ale
wolę powieści detektywistyczne. Przeczytałam wszystkie części powieści o
Sherlocku.
- Lubisz czytać?
- To jedna z niewielu
rozrywek na jakie mam możliwość.
Hagrid przytaknął i
się uciszył. W zamku czekali starsi uczniowie. Starsi nie płynęli łodziami -
przywiozły ich tutaj Testrale - magiczne stworzenia, które ciągnęły ich powozy.
W holu czuć było zapachy różnych potraw... I wszystko wyglądało wytwornie. Cały
zamek z zewnątrz i wewnątrz był naprawdę niezwykły (bo powiedzenie magiczny by
go tak już nie wyróżniało). Wprowadzono młodych do Wielkiej Sali. Z przodu
siedział już dyrektor i reszta nauczycieli, a przed nimi ciągnęły się okropnie
długie stoły. Cztery. Przy każdym z nich siedzieli uczniowie w szatach w innych
kolorach i wystroje przy nich były też inne. Slytherin miał szmaragdowo-srebrny
wystrój i herb z wężem. Natalie czytała, że niektórzy uczniowie Slytherinu,
czyli Ślizgoni, byli wężouści - potrafili rozmawiać z wężami. Nawet
Sam-Wiesz-Kto - takim mianem określano Lorda Voldemorta. Ludzie boją się
wypowiadać jego nazwisko, Ron okropnie zganił Harry'ego w pociągu za to, że to
zrobił. Zarówno Potter jak i Natalie nie wiedzieli, że tak nie wolno - był
wężousty. Następny stół to był stołem Ravenclawu - niebiesko-srebrny wystrój.
Potem był Gryffindoru: skarłatno-złoty wystrój. Stół Hufflepufu był
przystrojony żółtymi i czarnymi dodatkami. McGonagall kazała ustawić się w
rzędzie za nią wprowadzając "pirszorocznych" do sali. Ujrzeli, że
trzyma w ręku dziwną, szpiczastą tiarę. Brązową, bardzo zniszczoną. Harry
pomyślał, że ciotka Petunia nie pozwoliłaby trzymać czegoś takiego w domu. Nagle
materiał tiary rozwarł się jak usta i czapka zaczęła śpiewać.
Może i nie jestem śliczna,
Może i łach ze mnie stary,
Lecz choćbyś świat przeszukał,
Tak mądrej nie znajdziesz tiary.
Możecie mieć meloniki,
Możecie nosić panamy,
Lecz jam jest Tiara Losu,
Co jeszcze nie jest zbadany.
Choćbyś swą głowę schował
Pod pachę albo w piasek,
I tak poznam kim jesteś,
Bo dla mnie nie ma masek.
Śmiało, dzielna młodzieży,
Na głowy mnie wkładajcie,
A ja wam zaraz powiem,
Gdzie odtąd zamieszkacie.
Może w Gryffindorze,
Gdzie kwitnie męstwa cnota,
Gdzie króluje odwaga
I do wyczynów ochota.
A może w Hufflepuffie,
Gdzie sami prawi mieszkają,
Gdzie wierni i sprawiedliwi
Hogwartu szkoły są chwałą.
A może w Ravenclawie
Zamieszkać wam wypadnie
Tam płonie lampa wiedzy,
Tam mędrcem będziesz snadnie.
A jeśli chcecie zdobyć
Druhów gotowych na wiele,
To czeka was Slytherin,
Gdzie cenią sobie fortele.
Więc bez lęku do dzieła!
Na głowy mnie wkładajcie,
Jam jest myśląca tiara,
Los wam wyznaczę na starcie!
Uczniowie zaczęli klaskać i gwizdać, wiwatując. Nagle dwadzieścia duchów przeszło przez ścianę i zasiadło w sali. Uczniowie oniemieli. Profesor Minerwa McGonagall wyjęła pergamin i rzekła:
- Kiedy wyczytam
nazwisko, osoba wyczytana zakłada Tiarę i siada na stołku!... Abott, Hanna!
Dziewczyna założyła
tiarę, która opadła jej na oczy, potem na nos, a chwilę później...
- HUFFLEPUFF! -
wrzasnęła tiara.
Ze stołu po lewej
stronie rozległy się oklaski i okrzyki radości. Następna dziewczyna,
"Bones, Susan" również trafiła do domu borsuka.
- Boot, Terry!
- RAVENCLAW!
Tym razem stół drugi
od lewej dał o sobie znać. Natalie zauważyła, że stojący kawałek za nią Harry
rozmawiał o czymś z chłopcem o bladej twarzy i blond włosach. Wyglądał na
niemiłego i przemądrzałego. Harry zdawał się trzymać go na dystans, a Ron był
wręcz wściekły. Kłócili się. Wtedy blondyn chciał podać rękę Harry'emu. Chłopak
jej nie uścisnął, co go zdziwiło. "Wybraniec", czyli Harry,
powiedział coś blondynowi, przez co tamten strasznie się wściekł. Pokłócili się
jeszcze chwilę i ucichli.
- Longbottom, Neville!
- GRYFFINDOR!
Neville był tak
szczęśliwy, że z początku zapomniał zdjąć tiarę, więc musiał wracać z nią w
towarzystwie śmiechu pozostałych.
- Granger, Hermiona!
Hermiona usiadła bez
cienia wątpliwości na stołku i założyła tiarę.
- GRYFFINDOR!
Ron jęknął. Nie chciał
być z przemądrzałą Granger w domu... Nie wiedział co gorsze - Hermiona czy
Slytherin.
Przeminęło jeszcze
mnóstwo nazwisk. Przyszedł czas na Rona.
- GRYFFINDOR!!
Chłopak od razu nabrał
koloru na twarzy i poszedł usiąść, witany przez braci i resztę Gryfonów.
- Malfoy, Draco!
Chłopak, który kłócił
się z Harrym wyszedł na środek. Ledwo tiara dotknęła jego głowy i okrzyknęła:
- SLYTHERIN!
Nagle wybrzmiało nazwisko:
- Potter, Harry!
I zaczęły się szepty
na sali. "To on? Naprawdę?", "Patrz, Potter!" i inne takie.
Tiara strasznie długo wahała się nad wyborem. Harry lekko drżał, niemal
niezauważalnie. W końcu tiara okrzyknęła:
- GRYFFINDOR!
- Stephens, Natalie!
Natalie myślała, że
zaraz zemdleje. Zrobiło jej się ciemno przed oczami gdy kroczyła w stronę
stołka. Nałożyła tiarę na głowę, a ta opadła jej do samych ust.
- Nie denerwuj się,
dziecko... - powiedziała cicho.
- Postaram się, tiaro.
- odparła dziewczynka.
- Wiem. Hm...
- Tylko nie
Hufflepuff...
- Dlaczego?
- N-nie chcę... Nie
wiem... - A wiedziała. "Tam
trafiają same niezdary". - I nie Slytherin...
- Nie Slytherin? A to
czemu? Masz naprawdę duże predyspozycje. Samozachowawczość, cechy przywódcze,
samowystarczalność, silna psychicznie... Ale widzę, że nie byłabyś z tego
zadowolona. Czemu? Boisz się, prawda?
- Mhm... Tam chodził
Voldemort, prawda?
- Ale to nie znaczy,
że pójdziesz w jego ślady. Chyba boisz się zarówno tego, jak i innych
Ślizgonów. To prawda, nie są tacy jak ty... Ty jesteś inna... Ale ambicje masz
pasujące do Slytherinu.
- Nie, nie! - Natalie
się przeraziła.
- Mam okropny dylemat,
dziecko. Wiesz? Nie mam pojęcia czy... - tiara westchnęła. - Gryffindor? A może
Ravenclaw? Jesteś dzielna. Widzę w twoich oczach wszystko. Wiem co przeszłaś...
Natalie czuła, że
zaraz się rozpłacze. Nikt nigdy nie wiedział co się dzieje u niej w domu, a
jeśli tak, to o tym nie mówił. Przypomniał jej się moment, gdy ojciec zakazał
jej gry na instrumentach i sprzedał wszystkie, bo "powinna się zająć czymś
bardziej rzeczowym niż ta pseudo-sztuka!". A wtedy grała w szkole, bo
inaczej nie mogła.
- Nie, nie. Nie chcę
cię denerwować. Mówię tylko, że Gryffindor byłby dla ciebie dobry... Ale jesteś
też bardzo mądra, sprytna, inteligentna. Lubisz naukę i książki. Pragniesz
wiedzy i chłoniesz ją całą sobą. Dałabym ci wybór, ale widzę, że sama jesteś
rozdarta pomiędzy tymi dwoma domami. Dlaczego?
- Ravenclaw naprawdę
fajnie wygląda... Czytałam dużo o nim. Ale nie znam tam nikogo, a Gryfonów już
znam. Weasleyów, Harry'ego Pottera, Neville'a Longbottom'a czy Hermionę
Granger. Lubię ich.
- A wyobraź sobie...
Zresztą unieś mnie trochę, żebyś mogła cokolwiek zobaczyć. - poleciła. - Spójrz
po kolei na uczniów przy każdym stole.
Natalie zrobiła to, o
co prosiła tiara. Przy Gryffindorze siedziało mnóstwo osób wpatrujących się w
nią z zainteresowaniem, trzymając kciuki i oczekując niecierpliwie. Harry, Ron
i Hermiona uśmiechnęli się do niej pokrzepiająco. Bliźniacy zrobili do niej
głupie miny, rozśmieszając ją, a Percy pokiwał głową, jakby chciał powiedzieć
"będzie dobrze". W Hufflepuffie wszyscy patrzyli na nią jakoś ...
pobłażliwie. I jedyne osoby, które wzbudzały w niej sympatię swoimi odmiennymi
spojrzeniami to prefekt z Hufflepuffu i chłopak, który nazywał się Cedric
Diggory, bo słyszała jak jakaś kobieta go wołała na peronie.
W Slytherinie uwagę
skupiał na niej każdy, ale te spojrzenia były dość niepokojące... Nie wszystkie
wróżyły źle. Draco Malfoy patrzył na nią z pewną intrygą, tak samo jak jego
dwaj koledzy, którzy cały czas za nim chodzili. Wyglądali jak dwa goryle. W
Ravenclawie dużo osób się do niej uśmiechało lub patrzyło z pełną powagą.
Dziewczyna o blond włosach i dziwnej biżuterii, która wszędzie chodziła sama i
miała chyba na imię Lilly albo Luna, patrzyła na nią i powiedziała bezgłośnie
"bez obaw", a potem uśmiechnęła się z troską.
- Już?
- Mhm.
- To teraz wyobraź
sobie, że trafisz do Ravenclaw. Bez Harry'ego, Neville'a, Weasley'ów i
Hermiony. Widzę, że
towarzystwo dziewczyn ci przeważnie mniej odpowiada, a w Ravenclawie jest duża
przewaga dziewczyn, bo to kobiety są teraz myślicielkami. A jak twoja siostra
trafi do innego domu? Do Gryffindoru właśnie? O ile w ogóle okaże się być
czarownicą. Przemyśl dokładnie każdy scenariusz, nawet najgorszy!
Natalie pomyślała, że
to byłby zły wybór. Miałaby wtedy tylko książki. A gdy nie miała choć jednego
przyjaciela przy sobie, nic nie wychodziło jej tak dobrze. Kiedy miała ze sobą
Ellie, nie było problemów. Potem poznała jeszcze przyjaciela, syna sąsiadów i z
nim szło jej jeszcze lepiej. Ale on wyjechał. Choć to nic nie zmieniło...
- Gryffindor...
gryffindor... - powtarzała szeptem.
- RAVENCLAW! -
wrzasnęła tiara.
Natalie zaskoczona
zeskoczyła ze stołka.
- Że co?! - zawołał
Ron. - Nie do wiary! Zaraz pójdę temu staremu kapeluszowi tak nawciskać, że ...
- Ron! - Hermiona
sprowadziła go na ziemię. - Aż przykro. Zdaje się, że ją polubiłam... Miałam
nadzieję, że będzie u nas.
Harry odprowadził ją
wzrokiem do stołu Krukonów. Zarówno ten sam smutek, jaki był na jego twarzy,
wstąpił na jej lico. Bardzo wiele osób z pozostałych domów odprowadzało ją
wzrokiem ze smutkiem. Tyle trwała ta selekcja, że już każdy miał nadzieję na
to, że Natalie jednak trafi do tego samego domu.
- Dlaczego to tyle
trwało? - zapytał jeden z chłopaków z siódmej klasy. - Jestem siódmy rok, ale
ani razu tiara nie wybierała nikogo aż tak długo! Nad którym domem się jeszcze
zastanawiała, co?
- Na... Nad
wszystkimi. Ale odrzuciła pierwszy Slytherin, potem Hufflepuff. Bo ja nie
chciałam. Wtedy miała dylemat czy dać mnie do Gryffindoru czy Ravenclaw.
Mówiła, że mam predyspozycje do każdego domu...
- Jestem pewien, że
wybrała dla ciebie najlepiej. Jeszcze wspomnisz moje słowa. - uśmiechnął się
przyjaźnie.
- Mam nadzieję. -
odwzajemniła uśmiech i odwróciła się na bok, pod pretekstem zainteresowania
kolejnymi przydziałami. Tak naprawdę jednak nie chciała nikomu pokazać, że jest
jej smutno z powodu wyboru tiary.
Zostało niewiele osób,
więc dosłownie chwilę później Albus Dumbledore, siwy facet z okropnie długą
brodą, przypominający trochę Merlina, wygłosił przemówienie:
- Moi drodzy, kochani
uczniowie i pozostali tu zebrani! Mam wam coś do powiedzenia! A mianowicie:
przygłup, frajer, kretyn, poczwara, wstrętna kreatura, imbecyl! Jedzmy!
Nagle mnóstwo skrzatów
domowych weszło do Wielkiej Sali wnosząc pełno smakowitych dań. Każdy nakładał
sobie tyle, że z pewnością zostało mu na koniec do zapakowania na wynos. Poza Natalie.
Była tak smutna, że nie mogła nic przegryźć.
- Czemu nic nie jesz?
- zapytał ten sam chłopak, który zapewniał ją, że tiara wybrała właściwie.
- W pociągu
posmakowałam wszystkiego co można było kupić. Fasolek, żab... wszystkiego po
trochu. - wyjaśniła. Nie było to kłamstwo, ale też nie był to powód dla którego
nie miała ochoty jeść.
- Mhm! No tak, to
normalne dla pierwszorocznych. - zaśmiał się. Wstał ze swoim kielichem soku
dyniowego i rzekł oficjalnie: - Za nowych Krukonów!
Wszyscy powtórzyli i
unieśli kielichy wznosząc toast, oraz stuknęli o kielichy osób najbliżej
usadowionych. Dumbledore wygłosił wkrótce prawdziwą przemowę. Opiekunem
Ravenclawu okazał się być Profesor Flictwick. W Hogwarcie jest mnóstwo pięter,
jednak nie każde jest dozwolone dla uczniów... Nie można też odchodzić do
Zakazanego Lasu, do Wierzby Bijącej, opuszczać zamku bez zgody rodzica i/lub
nauczyciela... Oczywiście to nie wszystkie zakazy, ale nie w sposób je teraz
wymienić.
Uczniowie mieli wrócić
z prefektami do swoich dormitoriów i nie opuszczać ich po dwudziestej. Piąte i
szóste klasy mogły chodzić po zamku do dwudziestej pierwszej, a siódme miały
prawo zostać poza dormitorium do dwudziestej drugiej. Schody, którymi
przemieszczali się czarodzieje zmieniały swoje położenie w zależności od pory
dnia, trzeba było uważać na nie. Uczniowie kroczyli powolnym krokiem w górę...
Aż tu nagle ktoś wywołał Natalie z tłumu. Dziewczyna zobaczyła z dala
Harry'ego, Hermionę, Neville'a i Rona. Podbiegła do nich umykając uwadze
profesora Flictwicka.
- Cześć! Co słychać? -
zapytała.
Hermiona nagle
uścisnęła ją bardzo mocno. Za nią podszedł też Neville, Harry i na koniec Ron.
- Straszna szkoda, że
nie jesteś z nami w domu! - stwierdziła Gryfonka.
- Wiem... Wolałabym
być w Gryffindorze.
Przyjaciele wypuścili
ją z objęć.
- Ron chciał nawet iść
i wygarnąć tiarze co myśli o jej osądzie! - powiedziała Hermiona.
Ron oblał się
rumieńcem po same uszy. Teraz jego twarz niewiele odbiegała kolorem od włosów.
- Ale go sprowadziłaś
na ziemię. - zaznaczył Harry. - Będziemy się i tak spotykać na przerwach oraz
po lekcjach, prawda?
- Naturalnie. -
potwierdziła Natalie.
Jeden z duchów
nadleciał do nich, by się przywitać.
- Witam! - zawołał. -
Nowi Gryfoni? Jestem Prawie Bezgłowy Nick!
- Prawie Bezgłowy? Jak
to możliwe, że ...
Nick odpowiedział bez
słów na pytanie Rona. Odchylił głowę z karku - trzymała się zaledwie na kilku
ścięgnach. Wszyscy się skrzywili z odrazy.
- Miło mi będzie was
gościć w moim domu!
- Erhm... Ich, mnie
pan nie będzie gościć. - Krukonka zaznaczyła nieśmiało.
- Ach tak? Cóż za
szkoda, doprawdy! Jak ci na imię?
- Natalie Stephens,
proszę pana.
- Nie, nie, nie. Nie
"proszę pana". Tutaj wszyscy zwracamy się do siebie po imieniu! A
przynajmniej w Gryffindorze. Żegnam was
teraz, czas rozprawić się z Poltergeistem Irytkiem. Strzeżcie się go, bo
uprzykrza życie wszystkim, nawet duchom! Dobranoc!
- Dobranoc! -
dzieciaki odrzekły mu chórem.
Chwilę jeszcze
porozmawiali, ale wtedy Neville zauważył, że uczniowie Ravenclawu już dawno
odeszli, a Gryfoni zaraz będą piętro wyżej. Pożegnali dziewczynkę i odbiegli. Natalie
weszła na piętro po schodach i zastanowiła się, w którą stronę powinna iść.
Obejrzała się dookoła i zobaczyła za sobą dyrektora.
- Dobry wieczór,
profesorze Dumbledore! - powiedziała zaskoczona.
- Dobry wieczór, Natalie.
Zgubiłaś się? - uśmiechnął się spoglądając na nią z nad okularów połówek.
- Niestety. -
przyznała zawstydzona. - Byłam za bardzo zajęta rozmową z Gryfonami.
- To pozwolę sobie
ciebie odprowadzić. A może miałabyś ochotę przyjść do mojego gabinetu na gorącą
czekoladę?
Natalie wiedziała, że
od pięciu minut burczy jej w brzuchu. Z tego wszystkiego co kupiła w pociągu,
sama zjadła niewiele, a resztę porozdawała innym i malutką część schowała na
później.
- Bardzo chętnie,
profesorze!
- Świetnie. -
mężczyzna zaśmiał się krótko. - Chodź za mną.
Gabinet dyrektora był
na czwartym piętrze. Był bardzo przestronny, pełen książek i portretów. Właśnie
tam spoczywała tiara gdy nie była używana. Dyrektor wyjaśnił Natalie, że na
portretach znajdują się ważne osobistości Hogwartu - poprzedni dyrektorzy
chociażby.
- To cudowne, że mogą
się poruszać w obrazach i zdjęciach. A czy mogą przechodzić z jednego do
drugiego?
- Mądre pytanie.
Spójrz tam. - wskazał palcem na portret nad półką z książkami. Mężczyzna na nim
przemieścił się przez kolejne dwie ramy i zatrzymał się tam uśmiechając się
razem ze swoim towarzyszem, który tam na niego czekał. - Wiele rzeczy będzie
dla ciebie zaskakujące. Gdybyś miała jakieś pytania lub wątpliwości, zawsze
możesz mnie o wszystko zapytać. Wiem dużo, a przynajmniej tak mi się wydaje! -
upił resztę czekolady, która pozostawała na dnie kubka. - A jak pierwsze
wrażenie? Podoba ci się Hogwart?
- O tak! Jest naprawdę
fantastycznie!
- Cieszę się. Masz już
jakichś przyjaciół wśród Krukonów?
- Nie, nie zdążyłam
nikogo poznać, szczerze mówiąc... Poza takim wysokim chłopakiem z siódmej
klasy, ma jasne włosy i oczy, jest dość opalony jak na blondyna i ...
- Paul Wetmore. A z
pozostałych domów?
- Na początku poznałam
Neville'a Longbottoma, byłam wtedy z babcią na zakupach. Potem poznałam
Harry'ego Pottera. Oboje nie wiedzieliśmy jak trafić na peron! Czekaliśmy na
innych czarodziei i wtedy poznaliśmy Weasleyów. Wszystkich poza Billem i
Charliem oraz panem Weasley. Ginny też tam była.
- O tak, Percy mi
opowiedział jak cię poznał. Spotkanie trzeciego stopnia z ropuchą Teodorą, co?
- starzec zachichotał.
- Babcia by nie była
dumna widząc jak zareagowałam na tak małe zwierzątko! Ale to jest szatańskie
zwierzę, okropne, fuj!
- Znam twoją babcię i
wydaje mi się, że śmiałaby się. A wracając do tematu, to zaprzyjaźniłaś się
tylko z Gryfonami?
Dziewczyna pokiwała
głową.
- Ale mam nadzieję, że
nie jesteś zła, że Tiara przydzieliła cię gdzie indziej, co?
- Zła nie jestem...
Jest mi tylko trochę żal. Ufam, że nie zrobiła niczego źle, a jeśli tak, to nie
umyślnie. Wszystko wyjdzie z czasem.
- Masz moje słowo, że
nie będzie ci źle w Ravenclawie. Jesteś inteligentna, to widać, spodoba ci się
tam. Daj sobie czas, to zrozumiałe, że teraz nie będziesz się czuć tam aż tak
dobrze, jakbyś czuła się w Gryfindorze na początku. Hm... Nie powinienem cię
dłużej przetrzymywać, bo twój wychowawca będzie zły, że nie leżysz jeszcze w
łóżku. Idź na ostatnie, siódme, piętro, twoje dormitorium jest w zachodniej
wieży. Jest dziewiętnasta czterdzieści osiem, więc niedługo będzie ci grozić
szlaban, młoda damo!
- Dziękuję bardzo za
zaproszenie, profesorze, bardzo mi miło. Do zobaczenia jutro! Dobranoc!
- Dobranoc, do jutra!
Uważaj na psotne schody! - Pocieszny
z niej dzieciak, nie ma co!
- Będę uważać!
Natalie zniknęła
niedługo na korytarzu. Przemierzała schody i raz o mało nie spadła, bo zaczęły
się przemieszczać w trakcie gdy na nie nastąpiła. Dotarła do wieży zachodniej i
stanęła przed wejściem. Pojawił się duch, Szara Dama i zadał jej zagadkę:
- Jakie zwierzę chodzi
wpierw na czterech kończynach, później na dwóch, a na koniec na trzech?
- To proste: człowiek!
- Witaj w Ravenclawie.
- drzwi się otworzyły.
Więc to tak wygląda
nasz pokój wspólny! - pomyślała
Natalie z zachwytem.
Obszerny, okrągły
pokój, większy od wszystkich pokojów w Hogwarcie. Wdzięczne sklepienie, łukowe
okna przedzielały ściany obwieszone błękitno-złotymi jedwabnymi tkaninami. Na
kopulastym sklepieniu namalowane były srebrne i złote gwiazdy, które widniały
również na granatowym dywanie pokrywającym podłogę. Były tam stoliki, fotele,
biblioteczki, a w niszy naprzeciw drzwi stał wysoki posąg z białego marmuru,
przedstawiający Rowenę Ravenclaw. Krukoni mieli z okien widok na góry. Natalie
spojrzała na dziewczynę siedzącą przy kominku i zapytała grzecznie:
- Przepraszam, gdzie
są sypialnie?
Ciemnowłosa
dziewczyna, która była w jej wieku lub niewiele starsza podeszła i powiedziała:
- U góry, po schodach.
Jesteś Natalie Stephens, prawda?
- Tak, a ty to ...? - I skąd wiesz kim jestem?
- Padma Patil. Mam
bliźniaczkę Parvati Patil w Gryfindorze, więc nie zwiedź się widząc dziewczynę
wyglądającą jak ja w barwach innego domu!
Gryfindor? No
błagam! Jeszcze ty mnie dobijaj...
- Jesteś w dormitorium ze mną, Luną
Lovegood, Cho Chang, Mandy Brocklehurst i Lisą Turpin. Po prawej są dormitoria
dziewczęce, dalej sobie poradzisz.
- Dziękuję. Dobranoc!
- poszła po cichu na górę i przez pomyłkę prawie weszła do dormitoriów chłopców.
Skierowała się do właściwych drzwi i odnalazła swoje miejsce. Poza Padmą,
wszystkie dziewczyny, które były z Natalie w dormitorium, siedziały na swoich
łóżkach i rozmawiały żywo na jakiś temat.
Jasnowłosa dziewczyna,
na którą Natalie zwróciła uwagi podczas swojego przydziału, wstała i podeszła
do niej, żeby się przywitać.
- Jestem Luna
Lovegood. Ty jesteś Natalie Stephens, nie musisz się przedstawiać. Wszyscy
mówili o twoim przydziale, który był ponoć jednym z najdłuższych w historii
Hogwartu! Pani McGonagall obiecała sprawdzić czy nie był najdłuższym. Masz do
wyboru niestety tylko dwa łóżka, ale jeśli zechcesz, mogę ci oddać swoje. -
zaproponowała.
Natalie rzuciła okiem
na wolne miejsca.
- Naprawdę nie ma
potrzeby, Luno, ale dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony. - dziewczyna
dawno nie była tak zakłopotana. - A mogę poznać wasze imiona? - zwróciła się do
reszty dziewcząt podchodząc do swojego łoża. Po jej lewej stronie stało łóżko
Luny, a po prawej dziewczyny o azjatyckiej urodzie, która również wstała by się
przedstawić.
- Jestem Cho Chang. Po
lewej stronie Luny jest łóżko Padmy Patil. To jest Mandy Brocklehurst, a tam
siedzi Lisa Turpin.
- Miło mi was poznać.
- uśmiechnęła się do każdej z nich i zajęła się rozpakowywaniem ubrań. - Czy
ominęło mnie coś ważnego? Prefekci albo profesor Flitwick coś mówili?
- Śniadanie jest jutro
o dziewiątej, prefekt przyjdzie nas obudzić. Poza tym to nic ciekawego nie
omawialiśmy... Powtarzali nam zakazy i nakazy, rozdali plan zamku... Jeden
powinien leżeć w twojej szufladzie, odłożyłyśmy ci.
- Dziękuję.
Po wypakowaniu ubrań,
książek i pozostałych rzeczy, chwyciła do ręki piżamę, szlafrok i bieliznę.
Chwyciła jeszcze plan szkoły i postanowiła iść do łazienki. Musiała pokonać
wiele schodków, ponieważ łazienka jej znajdowała się na pierwszym piętrze.
Dziewczynka poszła wziąć prysznic i gdy tylko podeszła do zlewu, zobaczyła w
odbiciu w lustrze ducha, który stał za nią. Podskoczyła i obejrzała się za
siebie.
- Witaj! - duch
zachichotał. - Jestem Marta! Jesteś tu nowa, prawda?
- Taak. Przyszłam
tylko wziąć prysznic i uciekam spać, nie chciałam ci przeszkadzać!
- Nie przeszkadzasz!
Jestem tu sama, nikt mnie nie odwiedza! A jak odwiedzają, to dokuczają!
Heeej... - pisnęła. - Też byłam w Ravenclawie! Dobra, widzę, że moja obecność
nie jest dla ciebie korzystna, bo zarwiesz tu noc przez moje gadanie!
Porozmawiamy jeszcze kiedyś! Żegnaj! - zakręciła fikołka w powietrzu i schowała
się w jednej z toalet.
- Już nic mnie nie
zdziwi... - Natalie pokręciła głową i poszła pod prysznic.
Po dwudziestej
zakradła się na górę uważając, żeby żaden z nauczycieli jej nie przyłapał.
Wszystkie dziewczyny siedziały teraz w pokoju wspólnym. Natalie zdecydowała napisać
w sypialni list do babci i poprosiła, żeby ta skreśliła parę słów do rodziców.
Nagle do pokoju ktoś wszedł, więc Natalie odłożyła list do szuflady i
popatrzyła kto nadszedł.
- Nie przeszkadzaj
sobie, możesz dalej pisać. - rzekła Luna.
- Właśnie skończyłam,
muszę jutro wysłać list do babci.
- Mhm. Ja go napisałam
od razu po powrocie z kolacji i zdążyłam wysłać.
- Też chciałam tak
zrobić, ale się zgubiłam ... i rozmawiałam z dyrektorem.
- Nieczęsto zdarza ci
się gubić drogę, co?
- Tak...
- Mi za to bardzo
często. Jestem dość roztrzepana.
- To sztuka nie zgubić
się w tym zamczysku, Luno. Najwyżej będziemy razem szukać drogi powrotnej
następnym razem!
Luna uśmiechnęła się
lekko.
- Tak. Zaprzyjaźnimy
się, więc nie raz się jeszcze zgubimy gdzieś razem, ale zawsze wyjdziemy z tego
bez szwanku... A przynajmniej prawie zawsze. - Natalie miała dziwne poczucie,
że Luna mówi to do niej z wielką pewnością, jakby wiedziała, że na sto procent
tak będzie. Nie raz już Luna mówiła do niej zaskakujące rzeczy, o których
raczej nie powinna mieć pojęcia. Zimno
tu... Ale może to tylko moje odczucie, bo dopiero co wyszłam z wody. -
Zamknij okno, wcale mi to nie przeszkodzi.
- Skąd ty ...?
- Po prostu już wiem.
Widzę też, że jesteś zmęczona, choć masz tysiące pytań do siebie. Nie będę ci
przeszkadzać, przemyśl sobie wszystkie te rzeczy i idź spać.
- Nie przeszkadzasz,
naprawdę!
- Wiem. Ale tak będzie
dla ciebie lepiej, widzę to wyraźnie. Dobranoc.
- Dobranoc. - Natalie
zamknęła okno i odchyliła zasłonki, żeby móc obserwować gwiazdy. - To też ci
nie przeszkodzi?
- Absolutnie. Lubię
patrzeć w niebo.
- Świetnie. W razie
czego, mów do mnie. Nawet w środku nocy. Pewnie i tak nie zasnę zbyt szybko.
Blondynka pokiwała
głową z szerszym uśmiechem i weszła pod kołdrę. Rzeczywiście przez najbliższą
godzinę Natalie myślała o wszystkim co ją spotkało. Rozpłakała się - ale nikt
tego nie słyszał. Potrzebowała tego, żeby poczuć się lepiej. Nie była pewna czy
pomogło, ale w końcu usnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz