piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 5. - "Wielki powrót"

     Czarodzieje rano udali się do Nory wśród spokoju po wczorajszym zamieszaniu spowodowanym niespodziewanym atakiem. W Norze pani Weasley przywitała ich, wołając już od progu:
     - Jak dobrze was widzieć całych i zdrowych! - podbiegła i uściskała wszystkich. - Nie uwierzycie! Albo i tak, to było do przewidzenia - ta wredna sklątka, Rita Skeeter, napisała już artykuł do Proroka Codziennego! Zarzuca on działaczom Ministerstwa Magii nieudolność i ignorancję! Czy ona kiedykolwiek sama była w takiej sytuacji, że ...
     - Spokojnie, Molly. Daj mi zaraz gazetę, przeczytam to i po śniadaniu pojedziemy z Percym do Ministerstwa.
     - Dobrze, już dobrze. - przytaknęła, ale wciąż była zdenerwowana.
     Nakryła do stołu i zasiadłszy przy nim przywołała zaklęciem Accio gazetę. Podała ją mężowi, który czytając ją, był coraz bardziej niezadowolony. Podał Percy'emu Proroka, który rzucił tylko okiem na kilka pierwszych zdań i odrzucił gazetę na bok. Skończyli szybko posiłek i odeszli od stołu.
     - Jedziemy, kochanie. Trzeba pomóc w wyjaśnieniu sprawy. Hermiono, zabrać cię do domu? - zapytał, widząc, że Hermiona również już kończyła jeść.
     - Poproszę. Tylko pójdę po moje bagaże.
     - Idź ubrać buty, a ja je zniosę z Percym. - odparł mężczyzna i poszedł na górę, gdy tamta przytaknęła.
     Chwilę później Gryfoni i Krukonka pożegnali Hermionę i po śniadaniu poszli razem do salonu, żeby porozmawiać o ostatniej nocy. Zastanawiali się co miał na celu atak i kim byli ci czarodzieje, którzy zniknęli zaraz po wyczarowaniu Mrocznego Znaku. Bliźniacy poszli niedługo na górę, Natalie i Ginny, jedna po drugiej, poszły wziąć prysznic, a potem Harry poprosił Rona i Natalie, żeby z nim porozmawiali po kolacji. Wieczorem w końcu powiedział im o kłopotach z bolącą blizną i niepokoju o los Syriusza.

     Następnego ranka czarodzieje dotarli na dworzec w obfitym deszczu. Wyjątkowo odprowadzili ich pani Weasley, Bill i Charlie. Wywiązała się między nimi rozmowa o czymś, co ma się odbyć w Hogwarcie. Rozległ się gwizdek i pani Weasley pożegnała Natalie, Harry'ego i swoje dzieci, a następnie pożegnali ich Charlie i Bill. Podróż minęła im szybko, gdy rozprawiali na temat rozpoczynającego się roku szkolnego. Natalie krótko po przebraniu się opuściła wagon Gryfonów i poszła usiąść ze swoją drużyną, żeby omówić plany co do treningów i całej reszty.

     Po wyjściu z pociągu wszyscy się sprężyli, żeby się znaleźć w Wielkiej Sali, gdzie na pewno jest o wiele cieplej niż na zewnątrz, gdzie wciąż trwa okropna ulewa. Jak zwykle - ceremonia przydziału, przemówienie, uczta, hymn szkoły.
     Po zakończeniu uczty, dyrektor Albus Dumbledore miał jeszcze coś do powiedzenia.
     - Moi mili! Muszę wam o czymś bardzo ważnym powiedzieć. Jest to rzecz, która jest niezmiernie ważna dla wielu z was i być może nie każdy będzie z tego zadowolony, ale w tym...
     Drzwi otworzyły się z hukiem i do Wielkiej Sali wkroczył mężczyzna z magicznym, sztucznym okiem i drewnianą nogą.
     - O! Drodzy zebrani, powitajcie nowego nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią! Alastor Moody!
     Rozległy się oklaski. Usta nowego profesora wykrzywiły się w coś na kształt uśmiechu i mężczyzna zajął miejsce przy stole dla nauczycieli. Snape był obruszony, ponieważ kolejny rok z rzędu nie udało mu się przejąć stanowiska, jakie objął Moody, choć starał się o to bardzo.
     Dyrektor odchrząknął do mikrofonu dając znać, że chce dokończyć to, o czym mówił przed wejściem profesora.
     - W tym roku nie będzie rozgrywek o Puchar Quidditcha z powodu... - przerwały mu oburzone okrzyki pozostałych. - Ale dajcie mi dokończyć! Z powodu pewnego ważnego wydarzenia. Tego roku w Hogwarcie odbędzie się... Turniej Trójmagiczny! - wszyscy zamilkli, gdzieś wybrzmiały zdumione westchnięcia. - Wezmą w nim udział jeszcze dwie inne szkoły magii, poza naszą. Beauxbatons...
     Teraz przerażone, stłumione okrzyki wybrzmiały ze strony stołu Krukonów, gdzie Natalie na dźwięk nazwy szkoły zachwiała się i poleciała do tyłu, a na szczęście stali za nią chłopacy z drużyny i zdołali ją złapać. Kilka osób z Hufflepuffu obejrzało się i zapytało, czy wszystko w porządku i czy nie trzeba iść po nauczyciela.
     - I Durmstrang! Niezależny sędzia wybierze jednego reprezentanta z każdej szkoły i zmierzą się oni z trzema zadaniami. Uczestniczy muszą mieć jednak ukończone siedemnaście lat. Zawody potrwają od października do końca roku szkolnego. Mam nadzieję, że nie zabraknie chętnych! Wkrótce ogłosimy gdzie można zgłaszać kandydaturę. Tymczasem żegnam się z wami. Prefektów proszę o odprowadzenie pierwszorocznych do dormitoriów!
     Tłumy uczniów zaczęły się przepychać do drzwi.
     - Wszystko w porządku? - zapytał Roger Natalie.
     Duncan i Jeremy stali przy niej, a Jeremy wachlował jej przed twarzą swoją listą haseł na ten tydzień.
     - Nie wiem. - odpowiedziała. - Chodźmy, bo zaraz zostaniemy tu zamknięci na noc.
     Ruszyli w stronę wyjścia. Cedrik Diggory obejrzał się do tyłu i dostrzegł ją.
     - Natalie, jesteś pewna, że nie chcesz pójść do pani Pomfrey czy coś?
     - Nie, nie. - potrząsnęła głową.
     - Co się w ogóle stało? - zapytał. Duszno ci, stres czy ...
     - Nerwy. Ale już lepiej. - powiedziała, choć wcale nie wydawało jej się, że rzeczywiście wiele się polepszyło.
     Ścisnęła mocniej ramię Jeremy'ego, gdy ktoś znowu wypowiedział w tłumie nazwę "Beauxbatons". Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, a ona przeprosiła go tylko i ruszyli dalej. W pokoju wspólnym usiedli na dywanie, przy kominku. Przeważnie drużyna zajmowała to miejsce... Tylko Cho Chang trzymała się gdzieś dalej z Mariettą, swoją najlepszą przyjaciółką od początku szkoły.
     - Czemu się tak zdenerwowałaś na uczcie? - zapytał w końcu Duncan. Zarówno jego jak i Jeremy'ego oraz kapitana drużyny, Rogera Daviesa, strasznie to intrygowało.
     - Moja siostra chodziła do tej szkoły.
     - Której? Beauxbatons? - spytał Duncan.
     - Nie mów tak. Nie wypowiadaj przy mnie tej nazwy na razie! - zawołała. Nie bała się mówić "Voldemort". Ale "Beauxbatons" wpływało na nią właśnie tak samo, jak na przeciętnego czarodzieja nowe nazwisko samozwańczego Lorda, Toma Riddla.
     - Dobrze. Ale wiesz, że musisz się do tego przyzwyczaić, bo w czasie gdy sezon Quidditcha powinien się planowo zacząć, obie szkoły przyjadą do nas. Tak? - zwrócił się do niej Jeremy.
     - Wiem, ale muszę sama sobie to wszystko poukładać. - odparła. - Byłam w wakacje w domu dziadków, żeby uporządkować rzeczy po rodzinie. Potem jeszcze w lipcu pojechałam na cmentarz. Okropny jest ten widok, gdy widzisz koło siebie cztery groby z tą samą datą śmierci, z twoim nazwiskiem... Od razu przypomina mi się ten dźwięk, gdy spuszcza się na sznurach trumnę do ziemi. - wzdrygnęła się.
     - Siostra była rok młodsza?
     - Mhm... Nawet niecały. Pół roku i jeden dzień.
     Nastała cisza.
     - W każdym razie jak już będziemy mogli bezpiecznie wymawiać tę nazwę, po prostu sama ją wymów. Od razu rzuci nam się to na uwagę po twoim dzisiejszym występie. Tak samo, jak szokiem było dla nas, gdy sama powiedziałaś coś o żabach czy tam ropuchach. - rzekł Roger.
     - Nie ma sprawy.
     - A co do treningów, do dalej będą się odbywać. Ale dni będą bardziej elastyczne wobec tego i nie będzie problemem, jeśli z natłoku pracy zdecydujemy się przełożyć jakiś trening. Nie mogę pozwolić po prostu, żebyście wypadli z rytmu, choć wiem, że dwa treningi tygodniowo po dwóch miesiącach będą już dobrze na was wpływać.
     - Przynajmniej nie będzie aż takiej mordęgi.
     - Och, będzie. - zaprzeczył kapitan drużyny. - Ale o jeden raz w tygodniu mniej! Tymczasem żegnam, idę walnąć w kimono. Dobranoc!
     - ...-branoc. - odpowiedzieli pozostali.

     Następnego ranka przy śniadaniu wszyscy otrzymali plany i zaczęły się normalne lekcje. Gdy Harry, Hermiona i Ron kierowali się do Wielkiej Sali na kolację, drogę zachodzi im Draco Malfoy. Akurat w tą samą stronę zmierzała Natalie, rozmawiając z profesor McGonagall. Malfoy odczytał Gryfonom artykuł z Proroka Codziennego obrażający pana Weasleya. Doszło pomiędzy nimi do kłótni, lecz kiedy troje czarodziejów odwraciło się by odejść i nie dać się sprowokować, Malfoy rzucił w ich kierunku zaklęcie. Urok minął Harry'ego o cal, ale profesor Moody, który był świadkiem tej sytuacji, w przypływie gniewu zaczął krzyczeć doń:
     - Ty mały, plugawy... Ty tchórzliwa fretko! - I rzucił zaklęcie w Ślizgona, zamieniając go w tchórzofretkę. Miotając "zwierzęciem" na wszystkie strony, wrzeszczał do niego: - Jeśli jeszcze raz zobaczę, że rzucasz urok do czarodzieja, który jest odwrócony do ciebie plecami i nie zagraża twojemu bezpieczeństwo, to nie chciałbym być w twojej skórze! To szczyt braku honoru! Jesteś kompletnie niewychowany! Twój ojciec wstydziłby się za ciebie! Przyniosłeś hańbę całemu swojemu domowi z rodziny i domowi szkolnemu! Odejmuję ci za to punkty, plugawco!
     - Alastorze! - zawołała profesor McGonagall i podbiegła, by transmutować fretkę z powrotem w Malfoya.
     Harry, Ron, Natalie i Hermiona odeszli śmiejąc się do rozpuku. Długo będą wspominać tę chwilę.
     - Już go polubiłam. - stwierdziła Natalie mówiąc o Moodym.

     Wszystkie klasy niecierpliwie oczekiwały pierwszych lekcji Obrony Przed Czarną Magią. Nadeszła pierwsza lekcja Gryfonów. Profesor wszedł do klasy i od razu zawołał, bez witania się:
     - Schowajcie książki! Dziś się wam nie przydadzą. - pomaszerował do tablicy i nabazgrał na niej napis "Zaklęcia Niewybaczalne". - Oto dzisiejszy temat lekcji. Powinniście wiedzieć przed czym się bronicie i jakie są tego skutki! Tłumaczę od razu, że są naprawdę niewybaczalne i nie chcę widzieć, że ktoś próbuje nimi zaatakować kogokolwiek.
     Wyjął słoik z pająkami i wyciągnął jednego z nich, który biegał w kółko po jego dłoni.
     - Oto pierwsze zaklęcie. Imperius! - wrzasnął, a pająk zaczął tańczyć tak, jak profesor mu nakazał. Dosłownie. Owad przeskakiwał z ławki na ławkę przebierając nóżkami w zabawny sposób, a Ron schował się pod ławkę widząc, że zbliża się do niego. - To zaklęcie, które daje czarodziejowi całkowitą kontrolę nad poczynaniami drugiej osoby lub istoty. Wyłaź spod ławki, Weasley!
     Schował pająka do pustego słoika, a wyjął następnego.
     - Drugie zaklęcie. Cruciatus! - zawołał celując w owada, a ten przewrócił się na plecy i wydał z siebie syk, kurcząc nogi. - To zaklęcie zadające ofierze potworny ból. Na serio potworny, ja nie jestem gościem, który na swoich lekcjach żartuje. To są poważne tematy.
     Kolejny pająk do słoika. W zamian następny.
     - Punkt kulminacyjny. Najgorsze ze wszystkich zaklęć. Avada Ke...
     - Nie, profesorze! - krzyknęła Hermiona. - Proszę tego nie robić!
     Była bardzo zmartwiona losem zwierzęcia.
     - Jak się nazywasz?
     - Granger, proszę pana. Błagam, niech pan tego nie d...
     - Proszę siedzieć cicho, Granger, i dać mi przeprowadzić lekcję do końca. Avada Kedavra! - pająk najzwyczajniej w świecie padł na jego dłoni. - Zaklęcie powodujące śmierć. Nic poza tym. Dlatego jest najgorszym zaklęciem, z Zaklęć Niewybaczalnych. - strząsnął pająka do słoika z ręki. - Wyciągnijcie pióra i podyktuję zaraz wszystko, co powinniście wiedzieć. Na kolejnych lekcjach sami będziecie sporządzać notatki z tego, co będę mówił i pokazywał.

     Po lekcji Harry zobaczył Neville'a samotnego, stojącego pod ścianą z wyrazem przerażenia na twarzy. Harry i Natalie zaczęli się z nim rozmowę, żeby go trochę pokrzepić, ale przerwał im profesor Moody, który zaprosił chłopca na herbatę.
     Wieczorem Harry i Ron chcieli odrobić zadanie domowe z wróżbiarstwa, jednak wiedzieli, że sami tego nie zrobią, a Hermiona jest strasznie wyczulona na profesor Trelawney, więc postanowili, że poproszą Natalie o pomoc. W pokoju wspólnym Gryffindoru ujrzeli Neville'a zaczytanego w książce dotyczącej magicznych roślin wodnych, którą pożyczył od Moody'ego. Przyjaciele zabrali się do pracy i zapisywali to, co wywnioskowali ze słów Natalie. Gdy mieli już tylko końcówkę horoskopu do napisania, nadleciała Hedwiga z listem dla Harry'ego od Syriusza, który informował, że natychmiast wraca na północ. Stwierdził, że wiadomość o bliźnie Harry'ego była ostatnią z dziwnych pogłosek, jakie od niego docierają. Obiecał, że niedługo ponownie będzie nawiązać kontakt ze swym chrześniakiem. Harry był jeszcze bardziej zaniepokojony. Powiedział Natalie i Ronowi, że niepotrzebnie pisał Syriuszowi o swojej dolegliwości. Coraz bardziej martwił się o losy chrzestnego.
     Z rana Harry wysłał list do Syriusza. Napisał mu, że ból blizny, który odczuwał, musiał być urojony przez stres związany z powrotem do szkoły i z napadem po meczu Irlandii i Bułgarii. Powiedział, że nie ma sensu by Syriusz wracał z jego powodu.

     Któregoś dnia, zaraz po lekcjach uczniowie zauważyli ogłoszenia mówiące, iż trzydziestego października do Hogwartu przybędą delegacje Durmstrangu i Beauxbatons.

Trzydziestego października delegacje z Beauxbatons i Durmstrangu
przybędą do Hogwartu. Z tej okazji zostanie wydana uczta powitalna.

     Natalie przeczytała notkę i pobiegła do pokoju wspólnego. Napotkała całą drużynę przy kominku, więc skorzystała z okazji i krzyknęła:
     - Beauxbatons!
     Chłopacy obejrzeli się na nią zaskoczeni.
     - Beauxbatons i Durmstrang przyjadą trzydziestego października, a z tej okazji zostanie wydana u nas uroczysta uczta powitalna. - dodała, zanim zdążyli zadać jakieś pytania.
     - W końcu się nauczyłaś! - zawołał Duncan.
     - Najwyższy czas, trzydziesty przecież już za chwilę! - stwierdził Jeremy.
     - A coś czuję, że w razie czego trzeba i tak asekurować ją podczas tej uczty. - zwrócił się Roger do pozostałych z kompletną powagą.
     Chłopacy przytaknęli, a ona pokręciła głową i pobiegła na górę, żeby napisać listy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz