piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 4. - "Mistrzostwa Świata w Quidditchu"

     Fred i George tydzień przed końcem wakacji do Nory. Tak jak Percy, bardzo zadziwiła ich zmiana Natalie. Podrosła aż o dwa i trzy czwarte cala, przy czym poszło jej to chyba w nogi, bo były dłuższe. Blond włosy wciąż miała tak długie, że niemal sięgały jej do kolan (teraz tylko niemal, bo musiała odciąć dwa centymetry, ale trzeba pamiętać o tym, że urosła). Wciąż szczupła, bo przy pięciu stopach i dwóch calach wzrostu ważyła sto sześć funtów. Twarz jej była dużo mniej dziecinna, naprawdę kobieca, a do tego nabrała prawdziwie kobiecych kształtów. Po prostu wyładniała... Choć nie można powiedzieć, że kiedyś była brzydka. Nabrała dojrzalszej urody.
     Trzy dni przed przyjazdem bliźniaków, do Nory przyjechała Hermiona, która również miała jechać z przyjaciółmi na Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Wówczas Natalie przeniosła się do pokoju Ginny, choć i tak, przez wieczorne schadzki, różnie to bywało z miejscem noclegu. W drugą noc pobytu Hermiony w Norze, Natalie i Ginny zasnęły w salonie - jedna na kanapie, druga obok na ziemi. Wszyscy - poza Granger - nie mogli się doczekać wyjazdu na mecz i mówili o tym stosunkowo często.

     Nadszedł w końcu dzień meczu. Wszyscy byli okropnie zabiegani, nikt nawet nie zauważył, że Percy omal nie wygadał się na temat tegorocznej niespodzianki szykowanej w Hogwarcie przy kolacji. Wszyscy spakowali co trzeba i już z rana wyruszyli na wzgórze Stoatshead.
     - Dziś będziemy podróżować świstoklikiem. - oświadczył pan Weasley. - Musimy go tylko odnaleźć, mam nadzieję, że jest już niedaleko...
     - Arturze? - usłyszeli czyjś głos za nimi.
     Wszyscy odwrócili się do tyłu.
     - Ach, witaj Amosie! - przywitał go pan Artur. - Widzę, że i ty się urwałeś z Urzędu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami!
     Dopiero po chwili ujrzeli za plecami urzędnika jego syna, Cedrika. Cedrik jest Puchonem i jest starszy od bliźniaków. Amosowi i Cedrikowi Diggory'm oraz Weasleyom wraz z Harrym, Hermioną i Natalie, udało się wreszcie dostać na kemping przez świstoklik. Byli zaskoczeni namiotem, który był zaczarowany.
     - Dzieciaki - powiedział pan Weasley do Harryego, Rona, Natalie i Hermiony. - Pójdziecie po wodę do studni?
     - Nie ma sprawy. - odpowiedział Ron wyszedł jako pierwszy z namiotu.
     Cała czwórka ruszyła do studni, którą mijali wcześniej. Po drodze zauważyli przyjaciół ze szkoły: Deana Thomasa, Seamusa Finnigana i ponownie Cedrika, który wcześniej się od nich odłączył. Natalie podbiegła do nich jako pierwsza i wystraszyła ich łapiąc ich mocno za ramiona.
     - Cześć, chłopaki! - zawołała wesoło.
     Obaj odwrócili się i wyściskali ją, a następnie podeszli przywitać się z Harrym, Ronem i Hermioną.
     - Dobrze was widzieć! - zawołał Seamus, który nadal kaleczył angielski. Nieznacznie, ale jednak. Nadrabiał mimo wszystko swoim irlandzkim akcentem, który brzmiał świetnie. Natalie uczyła się go od niego w wakacje, choć on o tym nie wiedział. W końcu stwierdził przed jej wyjazdem, że mówi jak prawdziwa Irlandka i czasem zaczynała znowu mówić w ten sposób nieświadomie.
     - Ale będzie widowisko! Już się nie mogę doczekać! - odparł Ron. - Gdzie tu można kupić jakieś szaliki, czapki, cokolwiek? - zapytał.
     - W namiocie obok studni. - poinformował Dean.
     - Dzięki, stary. Musimy się pospieszyć, żeby pomóc jeszcze tacie, więc zostawiamy was. Do zobaczenia na meczu!
     - Do zobaczenia! - krzyknęli za nimi równocześnie.
     Dekoracje namiotów bułgarskich i irlandzkich oraz nieznajomych czarodziei... Wszystko to sprawiało, że atmosfera była bezbłędna. Po nabraniu wody ze studni poszli kupić szaliki i czapki - Harry, Ron i Hermiona w barwach Bułgarii (Hermiona wzięła jeden dodatkowo dla Ginny) a te w barwach Irlandii wzięli dla bliźniaków, Natalie i pana Artura. Po powrocie zastali pana Artura próbującego rozpalić ognisko, traktując poważnie antymugolskie środki bezpieczeństwa.
     - Na jad bazyliszka, nie mogę! - zawołał poirytowany. Co za felerne...
     - Pomóc panu? - zapytała Natalie.
     - A umiesz?
     Chwilę później dzięki niej ognisko zapłonęło rozświetlając okolicę i rozgrzewając czarodziejów. W tym czasiepracownicy Ministerstwa Magii zawitali do namiotu.
     - Witamy, Bagman i Crouch. - przedstawił ich ten drugi.
     - Witamy! Co państwo do nas sprowadza? - najstarszy czarodziej uścisnął im ręce.
     - Robimy małe oględziny. - wyjaśnili. - Cześć, uczniaki! Za parę dni kolejny rok w Hogwarcie, co?
     - Na szczęście. - odparła Natalie.
     - Aż tak bardzo polubiłaś szkołę? - zdziwił się pan Crouch.
     - Och, tak! Miałam w drugiej klasie przenieść się do Beauxbatons, ale na szczęście nie wypaliło! Hogwart to najwspanialsze miejsce na ziemi. - stwierdziła całkiem szczerze.
     - Mhm... Jak dobrze pamiętam, panna White, wcześniej Stephens, racja?
     - Tak jest, proszę pana.
     - Pan Potter, najmłodszy syn Weasley, panna Granger... Ach, Beauxbatons... Pewnie niedługo się przekonacie jak to wygląda, nadejdzie czas, że...
     Bagman urwał nagle. Crouch, który stał za nimi, zrobił minę jakby się dusił, ale nikt nie mógł tego zauważyć stojąc do niego plecami.
     - Chciałem powiedzieć, że niedługo dowiecie się już jak wygląda czwarty rok. Trochę się pewnie zmieni! Nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią... Będzie ciekawie. No nic! Nie zatrzymujemy już, bo mecz zaraz się zacznie. Udanego widowiska!
     - Nazwajem! - odkrzyknęli wszyscy chórem, gdy dwaj mężczyźni opuszczali namiot.
     - Chodźmy już lepiej, bo naprawdę zostało mam mało czasu. Dalej, dalej! - pospieszył pan Artur.

     Na ogromnym stadionie, skąd dochodził wielki gwar, Natalie, Harry, Hermiona i Weasleyowie zasiedli w loży honorowej. Zastali tam domową skrzatkę, zajmującą dla kogoś miejsca. Wtedy przybyli Malfoyowie i Korneliusz Knot.
     - Możesz już odejść, Mrużko. - powiedział Knot odganiając ją z miejsca.
     Po krótkiej wymianie zdań pomiędzy Lucjuszem Malfoyem i panem Weasleyem, w końcu dotarł na miejsce również Ludo Bagman, który pełnił funkcję komentatora. Wszyscy stali już gotowi na miejscach... Drużyny zaczęły wchodzić na boisko. Irlandczycy przygotowali pokaz fajerwerków z pomocą skrzatów. Fred i George odwrócili się zaraz po pokazie, żeby zobaczyć omniokulary, które sprzedawał jakiś mężczyzna za nimi. W tym samym momencie wraz z Bułgarzami na boisko wyszły wile - magiczne stworzenia, głównie kobiety (w tej chwili same kobiety), które same sobą przyciągały ludzi - kobiety mężczyzn i odwrotnie. Tak jak śpiew syreny wpływał na rybaków, tak wila wpływała całą sobą na innego człowieka. Ron i Harry omal nie wyskoczyli przez barierki oczarowani wilami, nawet nie byli tego świadomi, ponieważ obsesja wywołana przez wilę wprawia człowieka w niesamowity trans.
     Sędzia wyszedł na środek boiska i zaczęła się gra. Fred i George wrócili z omniokularami, kiedy Krum, zawodnik Bułgarii wlatywał na boisko. Tłumy zaczęły wykrzykiwać jego nazwisko. Przeleciał tuż przed Weasleyami, Harrym, Hermioną i Natalie.
     - KRUM! - krzyknął Fred.
     - To najlepszy szukający w całej Bułgarii! - dodał George.
     Nikt nawet nie zauważył, że Harry również poszedł po omniokulary kupił po jednej parze dla przyjaciół. Dopiero kiedy im je wręczał, zorientowali się, że odszedł po nie na chwilę.
     - Proszę państwa! Brawurowa akcja! Irlandia prowadzi dziesięć do zera! - krzyknął Ludo Bagman do mikrofonu.
     Gra nabierała tempa z każdą chwilą, staje się coraz bardziej brutalna i ciekawa za razem. Gdy Irlandczycy prowadzili już sto trzydzieści do dziesięciu, obie drużyny pozbyły się wszelkich hamulców. Poskutkowało to kilkoma rzutami karnymi dla Irlandii.
     - Znicz! Widzę znicza! - wrzasnął komentator i wszyscy zerwali się wypatrując go.
     Nagle Lynch, irlandzki szukający zanurkował, a tuż za nim Krum. Oboje nabrali prędkości... rozpędzali się z chwili na chwilę coraz bardziej i...
     - Lynch z całej siły uderza w ziemię! Och, co za szkoda, to musiało być bolesne...
     Krum wzbija się w powietrze...
     - KRUM MA ZNICZA! - wykrzyknął komentator. - Wygrywa jednak Irlandia! Wynik: sto siedemdziesiąt do stu sześćdziesięciu! Gratulacje! Wspaniałe widowisko! Co to była za gra!

     Nasąpiło uroczyste wręczenie pucharu. Pośród radosnych śpiewów i okrzyków, czarodzieje powrócili do namiotów i zaczęli przygotowywać sobie miejsca do spania. Fred i George zajęli największą komorę z ojcem, Harry z Ronem, a Natalie z Ginny i Hermioną. Z komory bliźniaków dobiegały wciąż odgłosy śpiewanych pieśni radości. Jeszcze przez chwilę wszyscy wyszli do komory wspólnej i Fred z Georgem biegali dookoła tańcząc i krzycząc.
     - IRLAAANDIA! - wrzasnął Fred.
     - Ale ten Krum to ładnie sobie poradził! - stwierdził pan Weasley. - To było niesamowite!
     - Lynch będzie się długo zbierał. - wzdrygnęła się Natalie.
     - Irlandia! - krzyknęli bliźniacy stojąc z obu jej stron.
     - Seamus musi być wniebowzięty. - powiedziała Hermiona.
     - Nie dziwię się, też bym był jako Irlandczyk. Nawet jako Anglik jestem, a co dopiero będąc w jego skórze! - zawołał pan Artur.
     - Na pewno teraz odstawia ten taniec. - stwierdziła Krukonka i zaczęła stepować po irlandzku. Bliźniacy po chwili do niej dołączyli, jednak mylili się w krokach po jakimś czasie. Pozostali obserwując to wybuchnęli śmiechem.
     - Kładźcie się zaraz spać, rano trzeba wracać do domu . - powiedział ich opiekun i rzucając "dobranoc" wszedł do swojej komory. Pozostali też zaraz się rozeszli, poprzebierali i pousypiali.
     W środku nocy wszyscy zostali raptownie wybudzeni. Słychać było wrzaski i tupot nóg. Pan Weasley wyjrzał na zewnątrz i wrócił do środka.
     - Musicie uciekać. Skryjcie się do lasu, znajdziemy was, ale zaraz uciekajcie!
     Wszyscy wbiegli tylko do komór, żeby się przebrać i zabrać różdżki ze sobą. Gdy Fred, George, Harry, Natalie, Ginny, Ron i Hermiona wybiegli, a na ich miejscu pojawili się Bill, Charlie i Percy, dostrzegli dopiero panikę, jaka szerzyła się wśród uciekających czarodziejów. Zaczęli biec w stronę lasu.
     - Spójrzcie tam! - zawołał Harry.
     Dostrzegli tłum zamaskowanych i zakapturzonych czarodziejów sunących przed siebie z wyciągniętymi różdżkami. Przewracali wszystko, co stanęło im na drodze, a nad nimi unosiły się cztery postacie – rodzina mugola Robertsa, właściciela.
     - Uciekajmy! - rozkazała Ginny i pobiegli dalej. Ministerstwo wkroczyło do akcji, ale bali się użyć zaklęć, które sprawiłyby, że Robertsowie spadną na ziemię. Młodzi czarodzieje bezpiecznie stanęli w lesie obserwując z daleka płomienie i błyski dochodzące z różdżek. Harry zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie.
     - Coś się stało? - zapytał go Ron.
     - Zgubiłem moją różdżkę! - odparł Harry.
     - Musimy iść dalej, zbliżają się. - oświadczyła Krukonka.
     Spojrzała na pozostałych, którzy kiwnęli głowami twierdząco. Dotarli na małą polankę i usiedli tam. Nagle pośród drzew usłyszeli czyjeś kroki.
     - Co to? - zapytała Hermiona.
     Rozejrzeli się wokół siebie, lecz nikogo nie spostrzegli. Do ich uszu dotarł głos wypowiadający zaklęcie szeptem. Hermiona i Ginny wydały z siebie zduszone okrzyki. Pozostali obejrzeli się na niebo, gdzie obie się wpatrywały.
     Na niebie pojawiła się czaszka utkana z gwiazd, a pomiędzy jej szczękami zaczął wysuwać się wąż. Wszędzie wokół rozległy się wrzaski paniki.
     - Mroczny znak... - wypowiedziały Hermiona i Natalie równocześnie.
     - Znak Sami-Wie...
     - Voldemorta! - przerwała Natalie Hermionie.
     - Zwiewajmy stąd. - powiedział Ron.
     W tym momencie dookoła zjawili się czarodzieje z Ministerstwa miotając zaklęciami oszałamiającymi. Nagle Barty Crouch podszedł do nich wyraźnie zdenerwowany. Popatrzył na Harry'ego, Rona i Hermionę ze złością i zawołał:
     - Które z was zrobiło to?! - wskazał na Mroczny Znak.
     - Ale to nie my, proszę pana! - zaprzeczył Harry.
     - Harry nawet nie ma różdżki, żeby to zrobić! - dodała Hermiona.
     - A gdzie ją w takim razie ma?!
     Wtedy Amos Diggory wyszedł zza krzewów wyciągając bezwładną Mrużkę, skrzatkę pana Croucha.
     - Może tutaj. - wskazał Amos na rękę Mrużki, w której spoczywała różdżka. Przywrócił jej świadomość i zapytał: - Mrużko, co się tutaj zdarzyło?
     - Co się miało zdarzyć, sir? - zapytała.
     - Dobrze wiesz o co chodzi. - powiedział Crouch podkreślając każde słowo. - Czy to ty wyczarowałaś ten Znak na niebie?!
     - Nie, sir! To nie ja! Naprawdę!
     Bartemiusz Crouch burknął coś pod nosem, a zaraz powiedział wyraźniej, że idzie jeszcze raz przeczesać las. Powrócił później, oznajmując, że nie znalazł niczego, co mogłoby wskazywać na sprawcę, ani żadnych innych niepokojących rzeczy.
     Harry podszedł do Mrużki i przyjrzał się różdżce w jej ręku.
     - Proszę pana, to jest moja różdżka. - wyjaśnił.
     - Poczekaj, chłopcze. - odparł pan Diggory.
     Próbował jednak wymusić na Mrużce przyznanie się do winy. Znowu bezskutecznie, bo skrzatka zaczęła lamentować i wykrzykiwać, że absolutnie nic nie zrobiła.
     - Pani Diggory, co też pan sobie wyobraża?! - zawołał Bartemiusz.
     - Próbuję dojść do tego, kto wyczarował ten Znak. - wyjaśnił urzędnik.
     - Chyba nie sugeruje pan, że to ja nauczyłem mojego skrzata czarnomagicznego zaklęcia!
     - Nic nie sugeruję, robię to, co powinienem.
     - To nie ja, sir! To z pewnością nie moja wina! Ta różdżka to nieporozumienie!
     - Mrużko, nie pozostawiasz mi wyboru. Muszę cię ukarać za nieposłuszeństwo. Zwalniam cię ze służby. - poinformował Crouch.
     Skrzatka zaczęła jeszcze bardziej lamentować. Czarodzieje zaczęli się rozchodzić. Pan Diggory oddał Harry'emu różdżkę i wtedy młodzi czarodzieje wrócili do namiotu.
     W namiocie Harry, Natalie, Hermiona, Ron i pan Weasley streścili przebieg zdarzeń pozostałym, a z relacji Billa wynikło, że wszyscy z zamaskowanego tłumu deportowali się zaraz po pojawieniu się Mrocznego Znaku.
     - Może to śmierciożercy. - powiedział Bill.
     - Co? - zapytał Harry.
     - Zwolennicy Voldemorta, Harry. Oni nazywający siebie śmierciożercami. Nie ma sensu dalej tu gdybać, wracajcie do spania. Mam nadzieję, że już nikt nas nie będzie wybudzał...
     - Dobranoc, tato. - odrzekli synowie pana Weasleya i jedyna córka.
     - Dobranoc! - zawołali Harry, Natalie i Hermiona.
     Powrócili do swoich komór i ułożyli się do snu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz