niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 4. - "Nora"

     Po długiej podróży jasnoniebieskim Fordem Anglią Harry, Ron, Natalie oraz państwo Weasley, dojechali do Nory - domu Weasleyów. Była godzina za dwadzieścia szósta. Natalie wzięła swoją torbę, a pan Weasley zabrał jej klatkę z sową. Wszyscy weszli do domu, a w kuchni siedzieli Ginny i Percy. Cały dom, poza tym, że był położony na kompletnym odludziu po środku pola, był bardzo specyficzny i niesamowicie wysoki, choć nie było możliwe, żeby na każdym z pięter pomieściło się wiele pokoi. Percy wstał, skinął głową rodzicom, bratu i Harrym, a następnie obdarzył Natalie łagodnym uśmiechem i uścisnął jej dłoń w geście powitalnym. Zabrał książkę z półki i poszedł na górę, zapewne nie chciał, żeby ktoś mu przeszkadzał.
     - Ginny, pamiętasz Natalie? - zapytał Ron.
     Rudowłosa dziewczynka, rok młodsza od nich, pokiwała głową twierdząco i powiedziała cicho:
     - Cześć, Natalie.
     - Cześć, Ginny. W tym roku idziesz do Hogwartu, prawda?
     - Tak, nareszcie! - ożywiła się bardzo.
     Natalie usiadła obok niej.
     - Masz już różdżkę? - zapytała.
     - Byłam ją kupić z mamą, kiedy pan Lockhart podpisywał książki w "Esach i Floresach".
     - Profesor Lockhart, Ginny. - poprawiła Molly.
     - Mama powiesiła jego zdjęcie na lodówce, ale Fred i George je podpalili. - zaśmiał się Ron.
     - Ronaldzie, uważasz, że to śmieszne?
     - Nie, mamo! - zaprzeczył, ale o mało nie parsknął śmiechem w tym momencie.
     - Natalie, zaprowadzę cię zaraz do pokoju Billa, mąż szybko zabierze stamtąd swoje rzeczy i możesz zostać tam. Ron, czy ojciec już tam poszedł?
     - Tak, proszę pani. - powiedział Harry. - Pójdę na górę, zapomniałem nakarmić Hedwigę.
     - Pójdę z tobą. - odparł Ron.
     Chłopcy pobiegli na górę. Natalie zapytała panią Weasley, czy pomóc przy kolacji, bo widziała, że kobieta od razu zabrała się za przygotowywanie jej. Molly powiedziała, że nie trzeba, że mogą co najwyżej obrus przynieść z salonu z Ginny i go rozłożyć na stole, tak też zrobiły. Artur zszedł na dół i powiedział dumnie:
     - Pokój jest już gotowy do użytku!
     - Świetnie. Nakryj do stołu, a ty Natalie, chodź ze mną na górę. - poleciła z uśmiechem. Była tak miłą, troskliwą, życzliwą i opiekuńczą osobą, że nie da się tego opisać, to było w każdym jej spojrzeniu i słowie.
     Przeszły kolejnymi piętrami i dotarły do pokoju Billa. Pani Weasley otworzyła drzwi i zaprosiła Krukonkę do środka.
     - Może to nie hotel pięciogwiazdkowy, ale mam nadzieję, że...
     - Jest świetnie, proszę pani. Dziękuję. - przerwała jej z uśmiechem.
     - A... Ależ nie ma za co, moja droga. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to pukaj do każdych drzwi, ktoś na pewno ci pomoże. Albo po prostu mnie zawołaj.
     - Dziękuję, będę pamiętać. - stwierdziła i odprowadzała wzrokiem mamę Rona znikającą za jej drzwiami.
     Położyła torbę obok łóżka i wyjrzała przez okno. Podobało jej się tutaj. Wyjęła z torby piżamę i małą kosmetyczkę, w której miała szczotkę, pastę do zębów i pozostałe artykuły higieniczne. Położyła je na torebce, a torebkę wraz z nimi (sprawdziwszy czy jest tam miejsce), wsadziła pod łóżko. Wyszła z pokoju i w zamyśleniu wpadła na bliźniaków, którzy stali przed wejściem do któregoś z pokojów i o zachwiała się na krawędzi stopnia. Złapali ją za ramiona i zapytali równocześnie:
     - Nietoperz?!
     - Dzięki. - powiedziała spoglądając na strome schody z góry. - Jak się macie?
     - Jesteśmy trochę...
     - Zbici z tropu. - skończył George.
     - Jak to się stało, że ...
     - Nawet tu na nas czyhasz?
     - Może trzeba było jednak dać jej spaść. - zastanowił się Fred.
     - Bez obaw, zmywam się wraz z Percym do Londynu w weekend. - rzuciła.
     - Szkoda.
     - Mmm, randka z Nietoperzem...
     - W Londynie...
     - Ach ten nasz prefekt Percy! - zawołali.
     Natalie obróciła oczyma.
     - Ile ja mam lat? - zapytała. - A ile, przepraszam bardzo, ma wasz brat? Bez takich teorii spiskowych, proszę. - rzekła wyniośle i odwróciła się na pięcie.
     - Wiek to tylko liczba. - stwierdził George.
     - Omów się z osiem lat starszą, to uwierzę. - rzuciła.
     Zapukała do drzwi na których wisiał plakat Armat z Chudley. Fred i George wymienili rozbawione spojrzenia i jeden szepnął "Zrobiła się z niej...", a drugi dokończył z uznaniem: "pyskata Hermiona". Ron otworzył jej drzwi.
     - Wejdź, wejdź! - zaprosił ją do środka. - Zaraz schodzimy na kolację, wtedy pokażę ci kto gdzie ma pokój, żebyś się nie pogubiła.
     - Dobrze. - przytaknęła rozglądając się po pomieszczeniu. Było pełne plakatów Armat z Chudley, nawet pościel z nimi była.
     - Ginny się strasznie cieszy, że będzie w Hogwarcie, nie? - zapytał Harry.
     - Będzie o wszystkim mówić mamie. - powiedział Ron, zmarkotniały. - Jeśli znowu zrobimy coś takiego, jak wtedy podczas ataku trolla górskiego, to Ginny naskarży Percy'emu i rodzicom, a potem nie będzie się do mnie odzywać.
     - W ogóle mało mówi. - stwierdził Harry. - Ze mną się chyba nawet boi rozmawiać. - przyznał rozbawiony, ale i zmieszany.
     - Bo jesteś tym ... - zaczęła Natalie.
     - Harrym Potterem! - dokończyli z Ronem z udawanym podziwem.
     - Będzie z tobą w szkole! Mieszkasz z nią od dwóch tygodni pod jednym dachem! A może nawet będziecie przydzieleni do tego samego domu? - zapytał Ron podekscytowany.
     - Chce iść do Gryffindoru? - zapytała Natalie widząc, że Harry czuje się niekomfortowo w tej sytuacji.
     - Ucieszyłaby się, ale tak naprawdę tylko do Slytherinu nie chce trafić. Każda inna opcja jej opowiada.
     - Och, nie mów, że każda. Ja też tak sądziłam, ale szczerze mówiąc, wolałabym być w Slytherinie i zostać w Hogwarcie, niż tylko przez rok być w jakimkolwiek innym domu i musieć się wynieść do Beauxbaton. - zauważyła. - Gdybym miała ją w tym roku w Ravenclawie, też bym się ucieszyła. Jest sympatyczna.
     - Kolacja! - zawołali bliźniacy stojąc w drzwiach.

     Przy długim stole, który zajmował tak naprawdę większość kuchni, siedzieli teraz wszyscy Weasleyowie, Harry i Natalie. Czuła się kompletnym odmieńcem przez to, że wszyscy tam mieli płomiennorude włosy, piegi i byli wysocy, a ona (nie dostrzegając Harry'ego, bo siedział pomiędzy nimi pan Weasley) była niska, miała blond włosy i zaledwie kilka piegów, niemal niewidocznych.
     - Harry, Natalie, jak wygląda nauka w późniejszych latach szkoły w szkołach niemagicznych? - zapytał konsumując kanapkę z indykiem.
     - No... zostaje jeszcze pięć lat nauki w szkole, żeby mieć podstawowe wykształcenie. Po tych pięciu latach można iść do kolejnej ze szkół i wybiera się wtedy pomiędzy trzema różnymi typami. - powiedział Harry.
     - Trzy typy? A jakie to szkoły? Wtedy jest tak, jakbyście byli w naszej piątej klasie Hogwartu, tak?
     - Tak. - potwierdziła Natalie. - Kiedy czarodziej idzie do szóstej klasy, mugol rozpoczyna naukę w szkole średniej lub zawodowej. W zawodowej jest najniższe wykształcenie, bo jest tylko zawód i nic poza tym. Nie można kontynuować nauki, chyba, że chce się iść na dodatkowe dwa lata do szkoły średniej. Zwykła szkoła średnia trwa od trzech, do czterech lat, w zależności od tego, jaką się wybierze. Trzyletnia daje tylko wykształcenie średnie i nie ma się wtedy żadnego doświadczenia zawodowego. Natomiast szkoła średnia uzupełniająca po zawodowej ma dwa lata. Szkoła średnia czteroletnia obejmuje wykształcenie średnie i zawodowe razem, więc jeśli ktoś ma wyższe ambicje, ale nie na tyle wysokie, żeby iść na studia, to wybiera technikum i może iść pracować na przykład jako ekonomista, gdy wybierze technikum ekonomiczne.
     - A ci, którzy nie mają zawodu, a mają średnie, to co robią?
     - Idą na studia, albo podejmują jakąkolwiek pracę nie wymagającej żadnej wiedzy na jej temat, tylko zdane egzaminy końcowe, maturę. - wyjaśnił Harry.
     - Studia ile lat trwają?
     - Od trzech wzwyż. Chyba, że robi się studium. Studium jest krótsze, ale wygląda inaczej, tylko nie do końca wiem na czym polega różnica. Studia po prostu są ponoć bardziej opłacalne, jeśli ktoś chciałby pracować w urzędzie, ministerstwie i tym podobnym. Lekarz musi mieć skończone studia, a one bardzo długo trwają dla lekarza. Tak samo prawnik. Studia pierwszego stopnia trwają najmniej trzy lata, z tego co wiem, drugiego stopnia już różnie, a trzeciego stopnia to nie moja bajka, nie mam pojęcia jak wyglądają, ale są najcięższe. Po nich można wykładać na studiach samemu.
     - Gdzie się najtrudniej dostać?
     - Do szkoły średniej, a potem od razu na studia. Wszystko to jest jak wielki wyścig szczurów. Pan, panie Weasley, zaoszczędził wiele czasu jako czarodziej, bo żeby pracować w ministerstwie mugolskim, musiałby pan jeszcze przynajmniej cztery lata się uczyć, a żeby mieć większe szanse na duże zarobki, to kolejne parę lat.
     - Chwała systemowi czarodziei! - stwierdził ucieszony.
     - Arturze, nie zagaduj już dzieci, daj im zjeść w spokoju!
     - Przepraszam, Molly. - powiedział równocześnie pan Weasley i bliźniacy.
     Kobieta spiorunowała synów spojrzeniem. Po kolacji posprzątali w kuchni i poszli do pokojów, kolejny wchodząc do łazienki, żeby się umyć i przebrać. Natalie zaraz po umyciu się poszła na górę, żeby zostawić swoje rzeczy i zeszła do pokoju Harry'ego, żeby z nim porozmawiać, a następnie poszła do Ginny, która kręciła się sama po domu. Rozmawiały długo, w końcu młoda się rozgadała i nie wstydziła się odzywać. Kiedy tylko jej mama zniknęła na górze, pan Weasley znowu wypytywał o życie mugoli i tłumaczył się tym, że jako pracownik Departamentu Niewłaściwego Użycia Produktór Mugoli powinien wiedzieć co i jak. Natalie się śmiała i mówiła, że jest przyzwyczajona do tego, że często ją wypytywano o to, jak radzą sobie mugole w różnych sytuacjach i tym podobne.
     Poszły z Ginny na górę, żeby położyć się spać w swoich pokojach.

     Na drugi dzień została obudzona przez panią Weasley, ponieważ śniadanie miało być gotowe za trzydzieści minut. Natalie wstała, wzięła swoje ubrania i kosmetyczkę, a następnie podreptała na palcach do łazienki. Jęknęła cicho widząc swoje odbicie w lustrze - nie rozczesała wilgotnych włosów wczorajszego dnia, a dziś... Po prostu żyły własnym życiem. Umyła twarz, ręce, żeby, przebrała piżamę i poszła na górę rozczesując bez większego efektu swoje długie prawie do kolan włosy. Zeszła na dół po chwili, żeby sprawdzić, czy wszyscy już wstali i tylko ona spała tak długo. Na szczęście w salonie siedział tylko pan Weasley i Percy.
     - Dzień dobry. - przywitała się i musiała zacisnąć zęby, żeby nie wydać z siebie jakiegoś nieartykułowanego dźwięku przy pociągnięciu za włosy szczotką.
     - Dzień dobry! Jak się spało? - zapytał pan Artur.
     - Bardzo dobrze, dziękuję. Może pomóc pani? - zapytała kobietę, która za pomocą czarów ogarniała wszystko w kuchni.
     - W kuchni nie, ale możesz już obudzić resztę! Ginny już powinna wstać, ale chyba tego nie zrobiła, jak ją prosiłam.
     Krukonka pokiwała głową i pobiegła na górę. Ginny spała w pokoju na pierwszym piętrze. Zapukała do jej drzwi i usłyszała ciche "Proszę!". Nacisnęła na klamkę i weszła do środka.
     - To ja, Natalie. Twoja mama kazała sprawdzić czy już wstałaś, bo śniadanie niedługo.
     - Zaraz zejdę, niech się tak nie gorączkuje. - powiedziała i zaczęły się śmiać.
     - Pójdę zobaczyć jak chłopacy sobie radzą. - Natalie kiwnęła jej i wyszła z pokoju. Przeszła do następnych drzwi, od pokoju Harry'ego.
     Zapukała do nich, ale nikt nie odpowiedział, więc weszła do środka. Harry wciąż smacznie spał i było jej szkoda go budzić, ale jeszcze bardziej byłoby jej go szkoda, gdyby siedział sam przy kuchennym stole jedząc spóźnione śniadanie. Podeszła bliżej i szturchnęła go lekko. - Harry, wstawaj, śniadanie. - szepnęła i rozsunęła firanki, żeby wpuścić światło do pokoju.
     Chłopak przetarł oczy i spojrzał na nią. Zaczął wyszukiwać okularów, żeby cokolwiek zobaczyć. Spojrzał na nią ponownie, widząc już wyraźne kształty i przywitał się:
     - Cześć. Zapomniałem, że tu jesteś. - zaśmiał się
     - Dzięki, wiesz? To było miłe! - powiedziała ironicznie, ale rzuciła mu uśmiech i zatrzymała się na chwilę przy Hedwidze, która spała ze śmiesznie przekrzywioną głową. - Nie będzie jej boleć, jak tam będzie spać przekrzywiona?
     - Zawsze tak śpi. - oznajmił Harry.
     Kiwnęła głową i opuściła pokój zamykając za sobą drzwi. Kolejny cel - pokój bliźniaków. Gdy tylko weszła do połowy schodów, usłyszała dochodzące stamtąd wybuchy. Weszła do środka bez pukania, żeby sprawdzić co się stało. Siedzieli obaj w piżamach i mieli przydymione ubrania, włosy oraz twarze i dłonie. Schowali ręce za plecy patrząc na drzwi i krzyknęli, gdy to coś wybuchło im w rękach.
     - Nie chciałam wchodzić bez pukania, ale...
     - Chciałaś. - przerwali jej.
     - Ale wystraszyłam się tych wybuchów, więc wybaczcie. Poraniliście sobie ręce?
     - Jasne, że nie. - powiedzieli, ale gdy je przed siebie wyciągnęli, zobaczyli, że zaczęły im wychodzić pojedyncze pęcherze po wewnętrznej stronie dłoni. - ... Nie mów mamie!
     - Ja? W życiu! Hermiona może tak, ja nie, tym się różnimy. - wytłumaczyła. - I nie tylko tym... Ale tym przede wszystkim. Chyba nie używaliście do tego czarów?
     - Zachowuje się...
     - Jak nasza matka.
     - A czarów nie użyliśmy.
     - To dobrze. Śniadanie zaraz będzie. A w ogóle co tu wybuchało?
     - Nasz nowy eksperyment! - powiedzieli dumnie.
     - A teraz...
     - Czas tu posprzątać...
     - Zanim mama wejdzie.
     - Idź obudzić Ronusia! Biedny Ronuś będzie głodny! - znowu zawołali chórem i zaczęli się śmiać.
     Natalie strasznie dezorientował fakt, że co chwila sobie przerywali i dokańczali zdania za siebie. Nie wiedziała na kogo patrzeć i nie nadążała z wymienianiem spojrzeń. Ron akurat ją minął w drodze do łazienki, ziewnąwszy rzucił jej krótkie powitanie i poszedł się przebrać.

     Niedługo po śniadaniu Ron i bliźniacy mieli odgnomić ogród, co Ginny, Natalie i Harry obserwowali z boku, żeby nauczyć się ich techniki i im pomóc.
     - A próbowaliście może zakopać pod ziemią czyrakobulwę? - zapytała Natalie.
     - Co to da? To jest gnom - oznajmił Ron zezłoszczonym tonem. - Mały, skórzasty, z dużą łysą głową pokrytą guzami, bardzo przypominającą kartofel. Trzeba sprawić, żeby kręciło im się w głowie i wtedy można je wykopać.
     Ron trzymał go z daleka od siebie, a gnom wyrywał się i wierzgał nóżkami. Było to wredne, nieinteligentne stworzenie, które ma około stopę wzrostu.
     - Od tego huku po wybuchu czyrakobulwy zakręciłoby im się w głowie. Albo przez odorosok.
     - Ale żeby wam to sprawniej poszło, proponuję, żeby Fredi George poszli po miotły i pałki. - powiedziała Ginny.
     Bracia spojrzeli na nią jak na ufoludka.
     - My będziemy ogłuszać gnomy i rzucać wam, a wy wybijecie je daleko, żeby nie wróciły. - wytłumaczyła.
     - Myśleliście kiedyś nad kupnem lub pożyczeniem od kogoś wozaka? - zapytała Krukonka. - To zwierze odpędza gnomy.
     - Wozak... Trzeba zapytać mamę. A to z odbijaniem gnomów to też dobry pomysł. Ron, rusz się po miotły.

     Pół godziny później ogród został odgnomiony, a przynajmniej częściowo i na chwilę, bo te potwory wrócą. Ron zaproponował, żeby zagrali w szóstkę w Quidditcha. Bez szukającego co prawda, ale bramkarz, pałkarz i ścigający w drużynie zostają. Mieli jednego przestarzałego kafla i tłuczka, bramkami były drzewa. Fred i George rozdzielili się do dwóch drużyn jako pałkarze. Harry i Ginny byli obrońcami, a Ron i Natalie ścigającymi. Ginny i Harry mogli wybierać, bo nie byli doświadczeni na swoich pozycjach.
     - Natalie. - powiedziała Ginny po chwili zastanowienia.
     Natalie odeszła do Ginny, a Ron do Harry'ego.
     - Fred. - wybrał Harry.
     Bliźniacy rozeszli się w dwie strony. Ron przyjrzał się obojgu i zawołał:
     - George, spadaj, Freda wybraliśmy!
     - Kurczę, już myśleliśmy, że się nabierzecie. - odparli i stanęli po właściwych stronach
     Rozegrali mecz, który chłopcy ostatecznie wygrali, umówili się na rewanż wieczorem i rozeszli się każdy w inną stronę. Natalie poszła z Harrym i Ronem przejść się po okolicach Nory, usiąść gdzieś w cieniu i porozmawiać. Dzień minął im szybko, zwłaszcza po rewanżu, gdzie wymienili się ścigającymi, żeby w obu teamach było po równo dziewczyn i chłopaków. Nim się obejrzeli, pani Weasley zawołała ich na kolację i była zła, że nie przyszli na obiad. Ale na Harry'ego i Natalie nie, tylko pytała w kółko, czy nie są głodni, bo jej synowie ich nie zawołali i takie tam. Usiedli wszyscy w salonie (bez rodziców i Percy'ego), bo nie mieli ochoty iść spać tak szybko. Zaczęli rozmowę na temat Quidditcha.
     - Ciekawe czy w Beauxbatons jest Quidditch. - zastanawiała się Nicole.
     - Beau-coś-tam to szkoła magiczno-artystyczna. - powiedział George.
     - Nie ma tam Quidditcha. - dopowiedział Fred.
     - A czemu cię to interesuje? - zapytali.
     - Bardziej chciałabym wiedzieć skąd wy to wiecie?
     - Ta szkoła...
     - I Durmstrang...
     - Przyjeżdżają do nas...
     - Na turnieje trójmagiczne.
     - Jeden był jak byliśmy w pierwszej klasie.
     - I jacy są tam uczniowie, nauczyciele? Co wiecie jeszcze o tej szkole? - dopytywała.
     - Uczennice.
     - Same dziewczyny.
     - Damulki w jasnoniebieskich strojach.
     - Kaleczą angielski.
     - I są bardzo wyniosłe.
     - Jak to kobiety. Jeszcze raz:...
     - Czemu cię to tak interesuje? - powtórzyli.
     - Z... czystej ciekawości. - skłamała.

     W nocy, gdy wszyscy, poza Harrym i bliźniakami już spali, dwaj rudzielcy (czwartoklasiści) poszli do pokoju Chłopca Który Przeżył - jak nazywano powszechnie ostatniego Pottera w rodzie. Zapukali do jego drzwi i od razu weszli, strasząc Hedwigę. Przysiedli na łóżku Harry'ego, który wymacał właśnie okulary i włożył je prędko.
     - My wiemy, Harry. - powiedzieli.
     - Co wiecie? - zapytał zdziwiony.
     - Że ty wiesz! - odparli.
     - Co ja wiem?!
     - O co chodzi Nietoperzowi! - wytłumaczyli zniecierpliwieni i poirytowani.
     - Ale z czym! - Harry również zaczął się irytować.
     - Z Bea...button.
     - Beaubottens.
     - Beaubuo...
     - Z francuską szkołą. - dokończył jeden z nich. Harry nie potrafił ich poznać w ciemności.
     - Aha... Chyba nie mogę powiedzieć. - wymamrotał przecierając oczy.
     - Zakazała?
     - Nie, ale...
     - To mów. - rozkazali.
     Harry niewiele myśląc, zaczął mówić:
     - Jej mama coś tam nakombinowała, dostała lepszą pracę we Francji i wyjeżdżają tam w przyszłym tygodniu na stałe. Ona, Natalie, jej siostra i ojciec. Będzie chodzić do Beauxbatons - wymienił po chwili zastanowienia. - Ale wiecie... Jakby kto pytał, nie znacie mnie i nie rozmawialiśmy o niczym.
     - Tylko tyle nam było trzeba, stary... - powiedzieli zmarkotniali. - Dzięki, dobranoc.
     Wyszli do swojego pokoju i już od korytarza debatowali, dlaczego Natalie nic nie mówiła i zastanawiali się, czy cieszy się z tego.

     Sobota. Przy kolejnych wybuchach z rana Natalie i Ginny budziły wszystkich poganiając ich, żeby przyszli na śniadanie. Tym razem Natalie pomogła pani Weasley, mimo tego, że ona starała się jej niczym nie obciążać. Pan Weasley wrócił w pracy wcześniej, bo była to sobota. Wtedy Percy oświadczył, że jedzie przetransportuje się do Londynu za dobre czterdzieści minut. Natalie w tym czasie pakowała się i rozmawiała w międzyczasie z Ronem i Harrym.
     - Ginny siedzi u siebie w pokoju i płacze w kącie, bo wyjeżdżasz. - powiedział Ron.
     - Och, nawet mi nie mów, bo zaraz też się rozpłaczę. - powiedziała wzdychając. - Chyba widzimy się ostatni raz! Ale dzięki jeszcze raz za to wszystko. Będę za wami tęsknić w... Beauxbaton.
     - Natalie?! - zawołała pani Weasley z dołu.
     - Już idę, proszę pani! - odkrzyknęła i przecisnęła się w drzwiach między przyjaciółmi. Zbiegła na dół i ujrzała swoją babcię z bagażami. - Babciu? Co ty tu robisz?
     - Po ciebie się zjawiłam. - powiedziała i uścisnęła wnuczkę.
     - Nie zostawiacie jej jednak u nas? - zapytał smutno pan Weasley.
     - W sumie... Jesteście pewni, że mielibyście na to warunki? Nie przeszkadzałaby tutaj?
     - W żadnym wypadku. Gdyby tak było, nie oferowalibyśmy się.
     - Lindsay powiedziała, że oddałaby ją wam, jeśli nie będzie to dla was problem, ale bała się odezwać teraz pierwsza. Powiedziała mi, że jeśli sami o to zapytacie, to możemy jeszcze porozmawiać na ten temat.
     - Natalie, chciałabyś zostać u nas do końca wakacji? - zapytała Molly. - Zostałabyś z nami w Anglii i mogłabyś wtedy dalej chodzić do Hogwartu.
     Oczy Krukonki zabłysły i zrobiły się nagle wielkie jak pięć złotych. Mimo to, poza szeroko otwartymi oczyma, na jej twarzy malował się spokój. W domu panowała absolutna cisza. Ginny stała u szczytu schodów i nasłuchiwała, Ron i Harry stali na ostatnim ze stopni, Percy siedział w salonie z gazetą, państwo Weasley stało przy schodach z Natalie i Janice... A z góry doszedł ich dźwięk cichego wybuchu. Znowu bliźniacy.
     - Twoja mama, Lindsay, wie o wszystkim. - powiedział Artur. - Rozmawialiśmy z nią o tym, gdy byliśmy u was i chciała jeszcze się namyślić. Teraz słyszałaś, że się zgadza, więc decyzja należy do ciebie. My bardzo chętnie cię przyjmiemy.
     Harry nerwowo ściskał poręcz schodów. Ron miął brzeg bluzki w ręku. Natalie szepnęła coś do państwa Weasley. Dodała po chwili pół-głosem:
     - Nie wiem czy zdołam się kiedykolwiek państwu odwdzięczyć. - i uścisnęła oboje mocno.
     Molly objęła ją, a Artur poklepał lekko po ramieniu nie wiedząc, co ma w takiej sytuacji zrobić.
     Dziewczynka odwróciła się do babci.
     - A co to za bagaże? - zapytała.
     - Twoje rzeczy. Miałam cię zabrać do hotelu, ale w takim razie zostawiam ci wszystko tutaj. Mama nie może się z tobą pożegnać, bo jest teraz już w drodze do Francji z Ellie, żeby przewieźć tam rzeczy i poukładać. Miała wrócić po ciebie w poniedziałek rano. Pisz do niej dalej, żeby się nie martwiła, dobrze?
     - Z pewnością będę pisać. Do was dalej mam pisać na ten sam adres?
     - Póki co tak. Potem my też wynosimy się do Francji, pięćdziesiąt kilometrów od twoich rodziców, bo znowu jako aurorzy musimy czegoś tam przypilnować.
     - Babciu, w wolnej chwili napisz mi jeszcze pozostałe rzeczy, których nie wiem o naszej rodzinie, dobra? Z każdym dniem dowiaduję się czegoś nowego. - poprosiła.
     - Czego nowego się dowiadujesz?
     - Że uczyłaś w Hogwarcie, na przykład!
     - Ach... no tak! Dobrze, w każdej wolnej chwili będę ci zapisywać to, co przyjdzie mi do głowy i wyślę ci tą ogromną listę kiedyś. Molly, Arturze, dziękuję wam bardzo w imieniu swoim i pozostałej rodziny. A... - wyjęła z kieszeni brązową sakiewkę i wyjęła z niej piętnaście galeonów, a następnie wręczyła Arturowi. - to na jedzenie, dodatkowe opłaty, sami rozumiecie. Dziękuję jeszcze raz.
     - Ale, zaraz, te pieniądze nie...
     - Nie przyjmuj tego za mnie. - powiedziała Janice do Natalie i teleportowała się od razu, zanim państwo Weasley skończyli protestować.
     Natalie popatrzyła na nich i o mało nie wybuchnęła śmiechem.
     - Kochanie, weź te pieniążki, bo tobie...
     - Nie, pani Weasley, babcia mnie udusi jak to zrobię! - zawołała udając (bardzo dobrze z resztą) przerażenie wizją zdenerwowanej babci.
     - O rany... Oddamy to przy najbliższej okazji. - stwierdził pan Artu szeptem, kierując te słowa do żony.
     - Jeśli nie chcecie tego, państwo, od tak przyjąć, to proszę po prostu kupić za to wozaka, żeby odganiał gnomy. Albo odłożyć to na przyszły rok, na książki czy coś w tym stylu... Bo nie dość, że przysporzę pracy robiąc za siódme dziecko przez miesiąc, to jeszcze miałabym nie pomóc, albo chociaż nie zapłacić? Teraz to ja będę państwo nosić na rękach za to, że mogę zostać w Hogwarcie! - zawołała.
     Ginny zbiegła na dół ze łzami ściekającymi po policzkach i wskoczyła najpierw na ręce mamy, żeby ją ucałować, a potem na ręce ojca. Potem podeszła do Natalie i uścisnęły się, zadowolone.
     - Percy, pomożesz mi z bagażami Natalie? - zapytał pan Artur.
     - Oczywiście. - chłopak wziął kufer z rzeczami do Hogwartu z ojcem i ruszyli z nim na górę.
     Natalie podeszła do schodów, na których stali Harry i Ron, i uścisnęła ich obu na raz.
     - Widzisz? A już się z nami żegnałaś! - powiedział Ron śmiejąc się.
     - Dobrze, że jeszcze wasi rodzice się dogadali co do tego. A teraz jesteśmy dwoma zdobycznymi lokatorami Nory. - powiedział Harry do Natalie i cała czwórka, licząc z Ginny, zaczęła się śmiać.
     Wnieśli pozostałe bagaże do góry i Ginny przyszła do pokoju Natalie, żeby z nią porozmawiać. Ostatecznie Ginny usnęła w jej pokoju (dopiero po długiej rozmowie pełnej śmiechów) i musiała z nią tej nocy dzielić łóżko, uważać, żeby żadna a nich nie spadła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz