sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 3. - "W podróży do ugody"

     Mama i babcia strasznie długo rozmawiały po powrocie do domu. Ellie z początku może ze trzy razy próbowała zagadnąć siostrę, ale ta nie zwracała na nią uwagi. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to prędzej czy później się pokłócą. Dopiero około północy babcia dziewczyn zajrzała do ich pokoju. Natalie wtedy siedziała ze swoją sową na łóżku.
     - Schowaj się, Nocturnal. - rozkazała pokazując na klatkę.
     Puszczyk podreptał do klatki i usiadł w niej posłusznie.
     - Ładnie go wyszkoliłaś. - uśmiechnęła się Janice. - Męża też tak wyszkól, a niczego więcej nie będzie ci trzeba! - zażartowała.
     Natalie uśmiechnęła się smutno w mroku pokoju. Nastąpiła cisza.
     - Pokłóciłyście się, babciu? - zapytała cicho.
     Janice podeszła bliżej i usiadła na łóżku wnuczki.
     - Trochę... Ale nie będzie mi miała tego za złe. Muszę zrobić coś, żebyś i ty i ona była zadowolona. To miejsce we Francji... Jakieś małe miastko, położone zaraz obok jednego z większych, gdzieś na północy bodajże. Ładnie tam, oglądałam zdjęcia. Widziałam też wszystkie dokumenty związane z przeprowadzką i nową pracą oraz szkołą... Nie ukrywam, że Hogwart podoba mi się bardziej, ale nie powinnam oceniać, skoro w Beau-coś-tam nigdy nie byłam. Wolałabym, żebyście tutaj zostały, miałabym was bliżej, bo Walia, a Francja, to jest jednak większy dystans niż pomiędzy Walią, a Francją, nie sądzisz?
     - Tak... Ale co ze mną? Mam iść do Beauxbaton, a nawet nie znam biegle Francuskiego! Znam podstawy, które zdążyłam sobie przyswoić od przedszkola, nic poza tym. Ellie potrafi mówić po francusku, ma przyjaciółkę z Francji i tamta ją uczyła mówić w swoim języku mimo wszystko, bo angielski szedł jej słabo.
     - Wiem, że Ellie dobrze mówi po francusku, to prawda. Ale taka zdolna z ciebie czarownica, że ostatecznie ty też byś się nauczyła i to prędko.
     - Babciu... To tak jak tobie by kazano uczyć się koreańskiego, którego tak nie cierpisz. Mi przez tą sytuację Francja obrzydła. Gdyby pozostała dla mnie jako kraj do zwiedzenia w przyszłości i przeprowadzenia się ewentualnie jeśli ja będę tego chciała, to byłoby świetnie! Miałam plany, żeby uczyć się tego języka do końca szkoły średniej, a potem być może kontynuować go w college'u. A teraz nic z tego mi się nie uśmiecha.
     - Widzę... Jestem zła na twoją mamę. Obiecała, że napisze do ciebie o tym już w maju... Nie mam więc do ciebie pretensji o to, że jesteś negatywnie nastawiona do tego wszystkiego. Ja byłam podobna do ciebie w dzieciństwie i znając życie zareagowałabym tak samo. Nie... Skłamałam. Ja byłam bardziej porywcza i pewnie od razu bym nakrzyczała na wszystkich, albo zaczęłabym ich szantażować. - zaśmiała się.
     - Prędzej spodziewałabym się po babci ze strony ojca, tej co też była w Ravenclawie, a tiara jednak stwierdziła później, że byłaby równie dobra do Slytherinu. Ale ty babciu? Byłaś w Hufflepuffie! Puchoni nie wydają się być tacy! - kręciła głową z niedowierzaniem.
     - Dlatego podejrzewam, że tiara chciała mnie przerzucić do Gryffindoru, ale wiedziała, że ja tam nie chcę iść.
     - Dlaczego? - zapytała okropnie zszokowana.
     - Cóż, była tam jedna dziewczyna, którą znałam już od dwóch lub trzech lat i strasznie się nie lubiłyśmy. Wolałam iść do Hufflepuffu.
     - Mhm... Aczkolwiek nadal nie wiem co się święci. - rzekła Natalie. - Co będzie z...
     Coś ciężkiego uderzyło w szybę. Natalie popatrzyła na okno i podbiegła je otworzyć, żeby zobaczyć co się stało. Na parapecie leżało coś, co wyglądało jak wielki, tłusty szczur. Ale taki naprawdę ogromny, na półtorej stopy.
     - Errol! - zawołała i podniosła sowę. Przeniosła ją w ramionach na łóżko i posadziła na swoich kolanach.
     - Na brodę Merlina, co to? - zapytała Janice.
     - Sowa Rona. Wiedziałam, że Errol jest stary i męczą go podróże, ale teraz wygląda jakby miał dwieście lat więcej niż ma naprawdę!
     - Lepiej.. Lepiej zostaw go tu do rana, a wyślij im od razu Nocturnala z odpowiedzią. Niech zostanie u nich i wróci, wtedy kiedy Errol poleci do domu.
     - W porządku... - wyjęła kopertę z dzioba Errola i przeczytała list:

Cześć, Natalie! Harry jest u mnie, w Norze, wszystko z nim w po-
rządku, więc się nie martw o niego. Kazał cię przeprosić, że ci nie
odpisywał, wyjaśni wszystko przy najbliższym spotkaniu. W czwa-
rtek przyjeżdżamy z moimi rodzicami do Londynu, więc możemy
się spotkać! Co o tym myślisz?
Rodzinka cię pozdrawia.
                                                                       Odpowiedz prędko!
                                                                                               Ron.

PS. Rodzice pytają czy chcesz odwiedzić Norę w te wakacje!

     Natalie chwyciła pióro, pergamin, i napisała odpowiedź:

Cześć, Ron! Cześć Harry! Oczywiście, że chciałabym się z wami spo-
tkać! Czwartek jak najbardziej mi pasuje. Cieszę się, że wszystko w
porządku z tobą, Harry. Mam nadzieję, że powiadomiliście Hermionę
o tym, że nie ma czym się przejmować, ponieważ gdy ją spotkałam na
ulicy Pokątnej, była zaniepokojona brakiem odpowiedzi z twojej stro-
ny, Harry. Mamy sobie rzeczywiście wiele do powiedzenia, choć nie mi-
nęły jeszcze trzy tygodnie odkąd się ostatnio widzieliśmy. A bynajmniej
 ja muszę wam wiele powiedzieć. Jeśli moja mama się zgodzi, z chęcią
 odwiedzę Was w Norze!
                                                                                                  Uściski,
                                                                                                  Natalie

PS. Twoja sowa nie czuje się najlepiej, więc zostawię go u siebie
do rana, żeby odpoczął. Z troski o jego bezpieczeństwo. Odsyłam
zamian Nocturnala, będzie Wam posłuszny, więc w razie czego
możecie się nim posłużyć, dopóki Errol nie wróci.

     Zamknęła list w kopercie i wręczyła Nocturnalowi. Sowa go pochwyciła i pofrunęła na parapet, oglądając się z właścicielką, jakby oczekiwała jakichś nakazów lub zezwolenia na odlot.
     - Leć do Nory i daj list któremuś z Weasleyów. W razie potrzeby zapukaj w szybę okna, żeby ich obudzić. Rano Errol wróci do Nory... a wtedy ty wrócisz tutaj. Jasne? - mówiła powoli i wyraźnie, gestykulując, żeby sowa na pewno zrozumiała. - Bądź im posłuszny, kiedy tam będziesz. Leć.
     Nocturnal odfrunął, a wtedy Natalie przeniosła Errola do klatki. Sowa niemal od razu zasnęła oddychając ciężko.
     - Coś ważnego, że wysłali sowę o tej porze?
     - Mhm... Nie mogłam skontaktować się z Harrym, a okazało się, że po prostu był u Rona. Ale to chyba nie był powód, dla którego nie mógł się odezwać, o wszystkim opowie mi w czwartek, kiedy się spotkamy.
     - Jutro jest środa, tak? Akurat w czwartek mama pracuje do szesnastej, a Ellie o jedenastej idzie do tej koleżanki z Francji i zostaje na noc.
     - Sugerujesz, że będę miała wolne mieszkanie dla siebie, babciu, prawda?
     - Jeśli uważasz moją obecność za nieuciążliwą w tym stwierdzeniu, to...
     - Oczywiście, że uważam! Wiem, że babcia nie przeszkodzi, a co najwyżej będzie weselej.
     - No to dobrze. Teraz idź już spać, zajrzę tu z rana do Errola. Wyobraź sobie minę Ellie gdy zamiast młodego puszczyka ujrzy starego Errola. - zachichotała wychodząc z pokoju.


     W czwartek było bardzo słonecznie i wiał lekki wiatr. Nocturnal powrócił do domu dzień wcześniej z wiadomością, że o dwunastej Natalie może się spodziewać chłopaków przed dworcem King's Cross. Już o jedenastej siedziała gotowa do wyjścia i odmierzała minutę po minucie do wyjścia. Kiedy brakowało dwadzieścia minut do dwunastej, oznajmiła babci, że wychodzi i wyruszyła na dworzec. Trafiła tam pięć minut przed czasem. Ford Anglia zaparkował na parkingu i wysiadły z niego cztery osoby: pan Artur Weasley, jego żona, Molly Weasley, ich syn, Ronald Weasley oraz Harry Potter. Pośpiesznym krokiem udała się do nich i uścisnęła mocno przyjaciół.
     - Hej! - zawołali równocześnie, zaskoczeni.
     - Cześć! - powiedziała odskakując na bok. - Dzień dobry, pani Weasley! Dzień dobry, panie Weasley! - przywitała.
     - Dzień dobry, Natalie! - uśmiechnął się pan Weasley zamykając bagażnik. Podszedł i uścisnął jej dłoń.
     - Witaj, Natalie! I jak, chciałabyś przyjechać do nas? - zapytała pani Molly.
     Ron potrząsnął głową twierdząco, a za nim Harry.
     - Ja z chęcią, ale to zależy od mojej mamy, proszę pani. - stwierdziła.
     - A może porozmawialibyśmy z nią, żebyś do nas wpadła, co? - zapytał pan Artur. - Chętnie się z nią spotkamy! Słyszałem, że twoi rodzice nie pozyskali zdolności magicznych, więc będzie dla mnie świetnym doświadczeniem porozmawiać z Mugolami w ich domu i zobaczyć jak funkcjonują!
     - Arturze! - skarciła go żona.
     - Nie, nic się nie stało! - zawołała Krukonka. - Oczywiście, zapraszamy, będzie nam naprawdę miło państwo ugościć. Jeśli chcą państwo przyjść dzisiaj, to od około siedemnastej na spokojnie mogą państwo wpaść, bo wcześniej mamy nie będzie. Chyba, że nie będą mieli państwo nic do roboty, to poczekamy wtedy razem na nią!
     - Arturze, o której będziemy mieli czas?
     - Zastanówmy się... Jest dwunasta, musimy iść odebrać szatę, załatwić parę spraw... Myślę, że będziemy pomiędzy szesnastą trzydzieści, a siedemnastą.
     - Oczywiście, to będziemy czekać.
     - Bawcie się dobrze, widzimy się za parę godzin! Do zobaczenia, pa!
     - Do zobaczenia! - krzyknęli równocześnie Natalie i Harry.
     - Pa, mamo, pa tato! - zawołał za nimi Ron. - To się urządziłaś. - zwrócił się do Krukonki. - Ojciec będzie wypytywał o działanie rzeczy takich jak hydrant, bankomat... O wszystko, co niemagiczne!
     - Nie przejmuj się, moja mama wtedy zacznie pytać o to, jak się można bez takich rzeczy obejść i rozgadają się całkiem. Jedynie twoja mama może na tym ucierpieć, chyba, że znajdzie wspólny język z moją babcią!
     - A twój ojciec?
     - Jest we Francji. Na szczęście. I dlatego też musimy iść gdzieś i porozmawiać. Chcecie iść się przejść, może zjeść coś, iść na lody albo...
     - Tylko... My nie mamy za wiele mugolskich pieniędzy.
     - Nie szkodzi, ja mam, przecież nie wydamy na nic majątku! To co? Pizza, lody, zwiedzanie czy jak?
     - Jesteśmy po dużym śniadaniu, więc lody mogą być. - stwierdził Harry.
     - Pójdziemy z nimi w jakieś miejsce, gdzie nie będzie dużo ludzi. Tematy magiczne będą dla nich bardzo ciekawe... To ja prowadzę, a wy mówcie co się u was wydarzyło przez dwa i pół tygodnia!
     Harry opowiedział o tym, jak wujkowie nie pozwalali mu wypuszczać sowy i wściekli się z powodu Zgredka, który próbował powstrzymać Harry'ego od powrotu do Hogwartu, zabierał wszystkie listy i rzucił zaklęcie, przez co do domu przyszło ostrzeżenie z Ministerstwa, o zakazie używania magii przez niepełnoletnich czarodziei. Zaniepokojeni brakiem wiadomości od Harry'ego Ron i bliźniacy, wykradli się w nocy samochodem ojca i polecieli po niego na Privet Drive, porwali go z domu wujostwa i odtąd Harry żyje z Weasleyami. Zamówili lody i ruszyli dalej, ludzi było mało na mieście, bo były to godziny największych upałów. Usiedli na trawie w parku, nad stawem i rozmawiali.
     - Macie tu gdzieś pole do Quidditcha? - zapytał Ron.
     - Mugole nie grają w Quidditcha.
     - Zapomniałem... Szkoda.
     - Natalie? - zwrócił się do niej Harry.
     - Tak?
     - Wszystko w porządku? Mówiłaś, że masz nam coś ważnego do powiedzenia. To znaczy, pisałaś w liście, że musisz z nami porozmawiać.
     - Och... A tak... Tylko nie wiem od czego zacząć. Dajcie chwilkę, niech pomyślę... - zastanowiła się i zaczęła im opowiadać o całej historii z przeprowadzką do Francji. Opowiedziała, że babcia do nich przyjechała i wybrały się na zakupy, a dopiero u Olivandera wyszło na jaw, że matka ukrywa przed nią przeprowadzkę. Opowiedziała o wieczornej rozmowie z babcią, gdy przyleciał do jej pokoju Errol, oraz o tym, że wczoraj prawie wcale nie gadała z matką, a z Ellie bardzo mało. Była pochłonięta czytaniem, choć wcale nie ciągnęło jej do tego.
     - Musiałam po prostu jakoś zabić czas... - wyjaśniła. - Nawet nie wiecie jak... jak strasznie mnie to przybiło! Nie chcę iść do Beauxbaton. Nawet jeśli oznacza to, że zostałabym tutaj bez rodziny, po prostu nie chcę. Ellie i tak się zmieniła, nie dogadujemy się jak dawniej, z mamą spędzam mało czasu, a babcia, z którą tylko potrafię znaleźć wspólny język, i tak mieszka w Walii i jestem przyzwyczajona do tego, że rzadko się widzimy. Dobrze mi jest w Hogwarcie... Tam naprawdę spędziłam najlepsze dziesięć miesięcy swojego życia. Święta, które tam spędziłam, były najlepsze. Nie mogłam nawet o takich marzyć. I nie chciałabym się rozstawać teraz z Quidditchem, z Krukonami, z tymi nauczycielami... Z wami, przede wszystkim.
     - A babcia nie mogłaby cię zabrać do siebie? Pociągiem trafiłabyś do Londynu na wyjazd do Hogwartu, co? - powiedział Ron.
     - Raczej nie, gdyby tak było, zaproponowałaby to, bo jest zła na mamę i chce, żeby m to ja była zadowolona przede wszystkim. Sama świadomość, że tak jest, jest naprawdę miła i doceniam, że mnie wspiera duchowo.
     - A ... Nie masz żadnej innej rodziny? - zapytał Harry.
     - Nikogo bliskiego. Najbliższa rodzina... Nie, nie mam nikogo w sumie. Rodzice byli jedynakami, dziadkowie też. Poza dziadkiem, który był w Slytherinie, ale jego brat zginął w Pierwszej Wojnie Czarodziejów.
     - Mhm... Musi być jakiś sposób... - zastanawiał się Potter.
     - Ktokolwiek ze szkoły, ktoś dorosły i odpowiedzialny, kogo znają twoi rodzice.
     - Ron, jedyna osoba jaką kojarzę z takiego środowiska, to moja sąsiadka, ale ona nie ma pojęcia na temat magii. A gdyby czegokolwiek się dowiedziała, nie byłoby dobrze. Nie pozwoliłaby mi na trzymanie sowy na jej posesji. Uznałam, że powinnam wam powiedzieć, bo wychodzi na to, że nie zobaczymy się od przyszłego miesiąca. Przepraszam...
     - Za co? - zapytali obaj.
     - Za to właśnie. I za wszystko inne, jeśli kiedykolwiek zasłużyliście sobie na przeprosiny z mojej strony, a ich nie otrzymaliście. Przepraszam i... Dziękuję za ten rok.
     - Nie mów tak jeszcze. - rzekł Ron. - To da się jakoś załatwić!
     - Ja bym zaproponował, żebyś została u mnie, ale wiesz jak wygląda sytuacja. - powiedział cicho Harry. - Hermiona już wie?
     - Nie, niedługo się dowie. - westchnęła. - Wyślę do niej sowę po powrocie do domu, list już przygotowałam.
     - Ciężka sytuacja... Coś trzeba wymyślić, może Hermiona pomoże, jeśli my nie zdołamy. Na razie dajmy temu spokój, bo na tą chwilę i tak na nic nie wpadniemy.
     - Mogłam wam tego nie mówić, albo powiedzieć na sam koniec. Teraz przynajmniej udawajmy, że nie było rozmowy na ten temat i spędźmy dobrze ten dzień. Może chcecie zwiedzić jakieś ciekawe miejsca w Londynie? Big Ben? London Eye?
     - A możemy tam iść?
     - Oczywiście! Najpierw Big Ben, bo mamy bliżej, London Eye będzie następne, a potem pomyślimy.
     Przyjaciele przystali na to i wyruszyli na długą wycieczkę po mieście.

     O piętnastej wracali w domu, zmęczeni i głodni. A przynajmniej chłopcy, Natalie po prostu była spragniona. Zdążyli o piętnastej trzydzieści pojawić się na podwórku, a przez okno Krukonka ujrzała swoją babcię krzątającą się w salonie.
     - Wchodźcie - wskazała na bramę. - To tutaj.
     Przeszli pod same drzwi, otworzyli je i wkroczyli do holu. Zdjęli buty i przywitali się z panią Thunder.
     - Dzień dobry! - zawołali do niej.
     - Dzień dobry, chłopcy. Cześć, Natalie. Ty jesteś Ron - wskazała na rudzielca. - a ty Harry, prawda? - popatrzyła na czarnowłosego.
     - Tak, proszę pani.
     - Dobrze. Ronald, jak czuje się twoja mama? Nie widziałam jej tak długo...
     - Pani zna moją mamę?
     - Och, tak. Pamiętam ją jeszcze, gdy szła na pociąg do pierwszej klasy, a ja odprowadzałam córkę przyjaciółki! Jest dziewięćdziesiąty drugi rok, twoja mama ma teraz... Czterdzieści trzy lata, więc ja mam pięćdziesiąt pięć. Tak, sześćdziesiąty rok, pamiętam to... Wszystko u niej dobrze?
     - Raczej tak, nie uskarża się chyba na nic głośno, przynajmniej nie przy mnie. - stwierdził zakłopotany.
     - Mhm... Harry, a jak tobie idzie? Podoba ci się w szkole?
     - Zdecydowanie tak. Wszystko jest tak jak być powinno, poza tym, że Eliksiry są moją zmorą. Tam się czuję najlepiej.
     - Profesor Snape, co? Pamiętam jak przez miesiąc zastępowałam nauczyciela od transmutacji, uczyłam wtedy Snape'a, wcześniej uczyłam rodziców Rona, a kiedy uczyłam Snape, trafiłam nawet na twoich rodziców, Harry.
     - Moich rodziców? - zdumiał się.
     - Babciu, ty uczyłaś w Hogwarcie?!
     - Lepiej chodźmy do kuchni, przygotuję wam jedzenie i wtedy porozmawiamy! - zaśmiała się i poszła do kuchni.
     Wyjęła z piekarnika ciastka i wyłożyła je na stół, a następnie podała kurczaka i ziemniaki na stół. Postawiła trzy różne napoje na stół i rozstawiła naczynia oraz sztućce. Podczas obiadu opowiadała im o tym, jak uczyła w Hogwarcie, oraz o wielu innych rzeczach, o których Natalie nie miała pojęcia. Krótko po szesnastej, w domu pojawiła się Lindsay. Przywitała się z dziećmi i przyszła zjeść obiad.
     - Chłopcy, zostajecie u nas na noc? - zapytała.
     Ron i Harry popatrzyli po sobie ze zdziwieniem.
     - Jeśli chcecie, nie ma problemu, akurat zwolniło się łóżko Ellie, Natalie wzięłaby sobie materac albo śpiwór...
     - Nie, nawet się nie przygotowaliśmy, proszę pani. - powiedział Harry.
     - Ale dziękujemy. - dodał Ron. - Proszę pani? - zawrócił się do babci Natalie. - Mógłbym dostać później przepis na te ciastka? Są obłędne.
     - Nie ma sprawy, a mogę ci nawet upiec ogromną porcję do Hogwartu, jeśli będziesz chciał! - zaproponowała.
     - Naprawdę pani może?!
     - A co to za problem? - uśmiechnęła się z troską, a siatka zmarszczek mimicznych wokół ust i oczu pogłębiła się. - Przekazałabym je wnuczce, ona by ci je dostarczyła.
     - A mogę zostać pani wnukiem? - zapytał. - Proszę!
     Wszyscy czworo się zaśmiali. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
     - Ja pójdę otworzyć. - oświadczyła Natalie i zeskoczyła z krzesła. Tak jak się spodziewała, przed domem stali państwo Weasley. - Och, zapraszam do środka! - uśmiechnęła się szeroko.
     Artur i Molly weszli do środka. Molly zdjęła buty i weszła do kuchni.
     - Dzień dobry. - skinęła Janice i Lindsay. - Chłopcy, zbieramy się do domu?
     - Niech państwo zostaną na kawie! - zawołała od razu Lindsay.
     - Ja chętnie! - krzyknął Artur z korytarza. - Natalie, a czym jest to urządzenie? - wskazał na białą skrzynkę w górnym roku mieszkania.
     - To jest alarm przeciwwłamaniowy. - wyjaśniła.
     - Jak to cudo działa? - zapytał podekscytowany.
     - Jest zamontowany taki czujnik ruchu i kiedy ktoś wejdzie po włączeniu alarmu, zaczyna on dźwiękiem sygnalizować, że ktoś wszedł tutaj. Jest bardzo głośny i irytujący, sąsiadom się raz włączył, bo zapomnieli o nim.
     - I to włączacie tak kiedy chcecie? Czy działa cały czas i musicie wyłączać za każdym razem, gdy ktoś wejdzie do pustego domu?
     - Włączamy kiedy chcemy, a alarm może działać nawet jeśli ktoś jest w domu. Grunt, żeby się nie zbliżał wtedy do kuchni, bo kuchnia jest jeszcze w obrębie czujnika.
     - Niesamowite! Molly, to jak? Zostajemy czy ...
     - Dosłownie na chwilę zostajemy, mężu. - powiedziała po chwili z kuchni.
     - To ja zaparzę kawę, dzieciaki mogą iść do góry albo zostać tutaj, a ty, Linds, zabierz państwo do salonu.
     - Zostaniemy tutaj, tu są ciastka. - stwierdziła Natalie.
     Ron przytaknął, a Harry zaśmiał się cicho.

     - No ona jest strasznie przybita tym faktem, nie chce jechać nigdzie. - oznajmiła Lindsay zrezygnowanym tonem.
     - Ja chciałabym ją do siebie zabrać, ale w te wakacje mam jeszcze dużo do roboty jako auror. - powiedziała jej Janice.
     - Wiem, mamo, też niczego nie wymagam od ciebie. Może to kwestia czasu, przeklimatyzuje się... Sądzi pani, że...
     - Nie "pani". Mów mi Molly.
     - Przejdźmy na "ty", będzie łatwiej. - zaproponował Artur.
     - No dobrze, racja. To sądzicie, że robię źle, że chcę ją zabrać do Beauxbaton?
     Artur ucichł i wlepił wzrok w stół.
     - Cóż... Wiadomo, że intencje masz dobre. Chcesz zapewnić jej lepszy byt, rozumiem. Ale jej nie jest łatwo zmieniać środowisko co dziesięć miesięcy. Mówiłaś, że wcześniej nie odnajdywała się w żadnym towarzystwie, prawda?
     - Tylko książki, książki... Na tyle ile w szkole się z kimś widywała, tyle kontaktów z ludźmi jej wystarczało. Wychodziła gdzieś czasem, ale nigdy nie mówiła mi, że idzie z kimś. Brała książkę i wychodziła czytać w parku na przykład.
     - Pochłonęła ją nauka. Ale... Kurczę, Lindsay, gdybyś była w Hogwarcie, wiedziałabyś za czym ona tęskni. Bo...
     - To miejsce nie jest niesamowite względem tego, że wszystko jest tam magiczne. - przerwał jej Artur. Janice wyszła z pokoju. - Sama atmosfera jaka tam panuje, sprawia, że dzieciaki zaraz po powrocie do zwykłego, mugolskiego życia, chcą iść do szkoły, nawet jeśli oznacza to znowu sprawdziany i zadania domowe. Zwłaszcza tyczy się to rodzin niemagicznych, bo ona nawet nie może popatrzeć na czary, uczyć się ich od was, czy latać na miotle.
     - Mogą latać poza szkołą?
     - Pewnie, ale kiedy mają do tego warunki. Chłopcy u nas mają, bo mieszkamy na odludziu, tam nie ma żadnych mugoli. A w nowej szkole będzie miała problemy, bo tam inaczej się uczy. To już zupełnie inna część Europy... I szkoła, o której mówiłaś, prowadzi też dużo zajęć związanych ze sztuką, kulturą. Natalie nie przyswoiła sobie tego, co powinna przez pierwszy rok, a ilośc przedmiotów w szkołach magicznych jest mała, więc mają dużo godzin z każdego przedmiotu. Wyobrażasz sobie ile bedzie miała do nadrobienia? Nie opanuje tego do stopnia Wybitnego na koniec roku, a to ją z pewnością zrazi.
     - Wiem, Molly, tylko co ja mogę poradzić? Nie będę oczekiwać od niej nie wiadomo jak wysokich ocen, ważne zeby miała przynajmniej ... No, te odpowiadające czwartemu stopniu. 
     - Zadowalający. - wtrącił Artur.
     - Tak, to miałam na myśli. Przepraszam na chwilę. - wyszła do kuchni, gdzie zadzwonił jej telefon.
     - Molly, czy... - zaczął pan Weasley szeptem.
     - Tak, Arturze. Musisz uprzątnąć pokój Billa z mugolskich sprzętów.
     - Nie wiem, czy będzie nas stać, żeby...
     - Musi. Zaoferujemy tylko przyszły miesiąc i ferie, jeśli będą chcieli powrócić. Janice sama powiedziała, że przyszły rok..
     Lindsay weszła z powrotem i zajęła miejsce naprzeciw Weasleyów. Nastała cisza. Każdy sprawiał wrażenie głęboko zamyślonego. Było słychać szum wiatru za oknem i szelest liści.
     - Lindsay, gdybyś miała do tego warunki, zostawiłabyś córkę w Anglii?
     - Gdybym miała pewność, że jest w dobrych rękach, to raczej tak.
     - Bo może... Myślę, że znalazłoby się u nas miejsce dla niej. Nie będzie to wysokostandardowy kąt, ale zawsze miałaby w razie czego miejsce, żeby nie musieć opuszczać Hogwartu. I byłaby u nas bezpieczna. - powiedział Artur.
     - Nie inaczej, chyba w życiu bym sobie nie darowała, gdyby coś jej się stało. - dodała Molly. - Ten miesiąc posiedziałaby u nas, miałaby ze sobą Harry'ego, Rona, Ginny... Jeśli nie ja, to Percy, nasz szesnastoletni syn miałby ją na oku. Jest prefektem, to odpowiedzialny chłopiec. Gdyby podczas ferii świątecznych chciała wrócić do nas, też odebralibyśmy ją z King's Cross. Na koniec roku my lub twoja mama zabierzemy ją z dworca i na tym kończy się prowizoryczne mieszkanie u nas, chyba, że dalej nie znalazłabyś rozwiązania. Wyjdzie w praniu, czy będziemy wtedy mieli na to warunki.
     Lindsay spojrzała na nich ze smutkiem, a potem pokręciła głową.
     - Macie sami czwórkę dzieci na karku, jeśli oprócz Percy'ego, Rona i Ginny jest tam Harry. Jeśli...
     - Moja droga, mamy łącznie siedmioro dzieci. - zauważyła Molly.
     - Dwoje z nich jest już dorosłe, więc nie ma ich w domu. Jak na razie dawaliśmy sobie radę świetnie, więc czemu mielibyśmy sobie nie poradzić teraz? To zaledwie sierpień i ewentualnie dwa tygodnie w grudniu, nie będziemy mieli zbyt dużo na głowie. Mamy wolny pokój Billa, a jeśli wolałaby dzielić pokój z Ginny, też nie będzie problemu. To tylko twój wybór, my oczywiście nie naciskamy, bo wiemy, że to trudne, żeby powierzyć komuś swoje dziecko w czasie, gdy samemu nie będzie się z nim widywać przez dziesięć miesięcy. Ale nie taki diabeł straszny jak się zdaje.
     - Ona by się ucieszyła.
     - Ucieszyłaby się... - potwierdziła pani Stephens. - Nie mam wiele czasu na podjęcie decyzji i nie powinnam też was ściągać z powrotem do Londynu, gdy się namyślę, bo chyba nie mieszkacie tutaj, prawda?
     - Nie, nie, ale nie byłby to problem, ponieważ...
     - Mogę z nią porozmawiać szybko? Nie ma chwili do stracenia, wylot do Francji mamy zaplanowany już na przyszły tydzień.
     - Pójdę zagadać Harry'ego i Rona. - poinformował Artur godząc się.
     Lindsay podeszła do kuchni za mężczyzną i zawołała Natalie. Krukonka poszła za matką wgłąb korytarza.
     - Lubisz tego Rona?
     - Lubię, niby czemu miałabym nie lubić?
     - A jak z państwem Weasley się dogadujesz? Z całą rodziną?
     - Nie znam dwójki z nich, z Ginny miałam mało do czynienia, ale nie mam żadnych zastrzeżeń do reszty rodziny. - Poza tym, że Fred i George bywają naprawdę nieznośni.
     - A co byś zrobiła, gdyby ich dom był jedynym miejscem, które pozwoliłoby ci zostać w Hogwarcie, co? Zgodziłabyś się z nimi zostać przynajmniej na rok?
     - Też pytanie. Pewnie, że tak. Z każdym bym zamieszkała, żeby zostać w Hogwarcie! Ron to mój najlepszy przyjaciel, a pani Weasley to jak taka prawdziwa ciocia.
     - No dobrze. To chciałabyś u nich zostać, tak?
     - Mhm... Ale jakie to ma znaczenie, kiedy i tak...
     Nie uzyskała jednak odpowiedzi. Janice zawołała ją do pokoju na górze, bo sowa nie mogła się uspokoić. Lindsay wróciła do kuchni, skinęła na pana Artura i poszli do salonu. Gadali tam jeszcze z piętnaście minut. Rozległo się nawoływanie państwa Weasley, żeby chłopcy przyszli już, bo czas wracać do domu. Natalie po uspokojeniu sowy zbiegła, żeby zdążyć się pożegnać.
     - Natalie, może chciałabyś przyjechać do nas na parę dni? W sobotę albo w niedzielę Percy wybiera się do Londynu, więc od razu przyprowadziłby cię do domu. Co ty na to, Lindsay?
     - Mogę? Proszę! - zawołała Krukonka patrząc na matkę błagalnym wzrokiem.
     - Możesz, ale szybko idź się spakować. A co do tego, o czym rozmawialiśmy...
     - Daj nam znać jeszcze do końca tygodnia. Jakby co, to przedłużymy jej pobyt, tylko musimy dostać pozostałe jej rzeczy, żeby nie zostawić niczego przed podróżą do ... - odkaszlnęła ucinając zdanie.
     - Dobrze. Dziękuję bardzo.
     - Nie ma problemu.
     Janice pomogła spakować Natalie potrzebne rzeczy do torby i zeszły na dół. Państwo Weasley pożegnało się z obiema kobietami i zabrali dzieciaki do samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz