W ciągu miesiąca Natalie spotkała się jeszcze wiele razy z Seamusem i Deanem, kiedy miała wolny czas. Poza tym oczywiście czytała i pomagała cioci. Szycie, szydełkowanie, dzierganie - ciotka na tym zarabiała teraz. Kupiła prezenty dla Harry'ego, Rona, Hermiony, Freda, Georgea, Ginny i po drobnym upominku dla dziewczyn z dormitorium. A dla państwa Weasley kupiła jeden bardzo praktyczny prezent. Odwiedziła groby rodziny z ciotką tydzień przed powrotem do Londynu.
Nadszedł dwudziesty piąty lipca dziewięćdziesiątego czwartego roku, trzeci poniedziałek miesiąca. Natalie i ciotka Mary-Jane wróciły do Londynu i zostawiły wszystkie bagaże w Dziurawym Kotle. Wraz z listą rzeczy potrzebnych na kolejny rok Hogwartu wyruszyły na zakupy. Kiedy miały kupione już niemal wszystko i zostały im jedynie książki do Historii Magii oraz do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, wpadły na Weasleyów robiących zakupy z dziećmi. Ron od razu pociągnął mamę za rękaw, żeby przestała się rozgadywać z Madame Malkin i podeszła w końcu do Natalie i Mary-Jane White.
- Cześć, Molly. Witaj, Arturze. Cześć, dzieciaki. - przywitała ich ciotka z uśmiechem.
- Witajcie! To jak, Natalie, zabieramy cię z Pokątnej do siebie, czy macie coś jeszcze do załatwienia po zakupach?
Natalie spojrzała na ciotkę pytająco.
- Możecie ją zabrać, nie mam co do niej żadnych planów. - odpowiedziała kobieta.
- To dobrze. Ginny się ucieszy, jest teraz u Madame Malkin. - przyznała pani Weasley.
- Zaraz pójdę się z nią zobaczyć, tylko pobiegnę po dwa podręczniki. Zaraz wracam! - powiedziała i pobiegła do księgarni "Esy i Floresy".
Chwyciła dwa właściwe tomy i podała sprzedawcy, razem z dokładną sumą ich ceny. Sprzedawca jej je zapakował i wróciła na zewnątrz, żeby jeszcze przywitać się z pozostałymi i pobiec do Ginny. Uścisnęła się z Harrym i Ronem, a następnie pobiegła do Madame Malkin.
- Witaj, słońce, zapomniałaś o jakiejś szacie? - zapytała kobieta widząc ją drugi raz w ciągu godziny.
- Nie, nie, mam wszystko, ja do koleżanki, tam stoi. - wskazała na Ginny.
- Ach, w porządku. - przytaknęła i odeszła, żeby oddać zakup młodej Gryfonce.
Natalie podbiegła do niej, i tym razem to ona o mało jej nie przewróciła ściskając ją.
- Jesteś! Przyjeżdżasz dziś do nas? - spytała odgarniając włosy z twarzy.
- Tak, tylko musimy iść po moje rzeczy do Dziurawego Kotła i wracam z wami do Nory!
- To świetnie. Widziałaś się już z rodzicami, czy ...
- Tak, przed chwilą ich spotkałam. - przerwała rozentuzjazmowana. - Spotkałam z nimi Harry'ego i Rona, ciotka teraz rozmawia z twoją mamą.
- Ach tak. - przytaknęła i otworzyła drzwi przed przyjaciółką. Wyszły ze sklepu i ruszyły dalej. - Fred i George wrócą do domu najwcześniej piętnastego sierpnia, bo najpierw posiedzą u Charliego, potem u Lee Jordana... W domu będzie bez nich o wiele ciszej i nikt nie będzie musiał słuchać eksplozji od rana!
Krukonka zaśmiała się. To prawda, z ich pokoju zawsze dochodziły bardzo dziwne, niepokojące dźwięki. Pani Weasley zadecydowała, że pójdzie już z Ginny i Natalie po jej bagaże, a jej mąż w tym czasie pójdzie z Harrym i Ronem kupić resztę rzeczy z listy.
- Dobra. Natalie, pamiętasz jak się umawiałyśmy? W razie problemu piszesz albo do Molly, albo do mnie. Pieniądze masz i nie muszę uczyć cię oszczędności ani gospodarowania nimi, z tego co widzę. O zachowaniu nie muszę nic mówić, bo nie mam zastrzeżeń, o nauce też... Oby tak dalej, i tyle. Powodzenia w kolejnym roku nauki.
- Dziękuję. Do zobaczenia. - uścisnęła rękę cioci.
- Do zobaczenia. - kobieta skinęła głową i deportowała się z ulicy Pokątnej.
- Do Dziurawego Kotła, tak? - zapytała pani Weasley.
Dziewczyny przytaknęły i poszły odebrać rzeczy uczennicy. Czekając na Harry'ego, Rona i pana Artura, zamówiły sobie lody, a im kupiły następną porcję, gdy w końcu przyszli. Poszli do jednego ze sklepów i przenieśli się do domu za pomocą proszku Fiuu.
W Norze aktualnie przesiadywał Percy. W tym roku zaczął pracę w Ministerstwie Magii, tak samo jak jego ojciec. Gdy weszli na początku, nie zwrócił nawet uwagi, był jak zwykle pochłonięty czytaniem lub pisaniem. Tym razem coś notował.
- Witaj, Percy! - zawołała White.
Chłopak uniósł głowę, zsunął okulary do czytania z nosa i powiedział:
- Witaj... To ty, Natalie?
Dziewczyna zakłopotana odpowiedziała:
- Tak, ja, czemu miała...
Wstał i przyjrzał jej się dokładnie.
- Przepraszam, nie poznałem cię! Zmieniłaś się przez tę połowę wakacji.
- Urosła. - przyznał Ron, gdy stanął obok niej.
- Z cztery centymetry. - stwierdził Harry.
- I opaliła się, na twarzy jest mniej dziecinna, budowę ma już inną... - wyliczała Ginny.
- Mam pięć stóp i dwa i pół cala wzrostu. - oznajmiła Krukonka. Jakiś czas temu się mierzyła u ciotki.
- I z dwadzieścia funtów niedowagi! - zawołała pani Weasley. - Idealna waga dla ciebie to sto dwadzieścia sześć funtów, a założę się, że masz mniej. Mam nadzieję, że się nie odchudzasz, co? - spojrzała na nią z troską, ale to pytanie brzmiało tak, jakby chciała zaraz po nim dopowiedzieć "jak powiesz, że tak, to wolałabym nie być w twojej skórze".
Pani Weasley oczywiście trafiła mówiąc "dwadzieścia funtów". Ważyła sto sześć funtów aktualnie.
- Oczywiście, że nie! To niezdrowe na włosy, musiałabym jeść połowę z tego co teraz i ruszać się jeszcze więcej, a nie dam już rady, żeby nie zaniedbać nauki.
- To dobrze. Zanieście swoje rzeczy do pokoi. Później przyjdę ci powiększyć te bagaże, kochana. - oznajmiła pani Molly spoglądając na pomniejszone kufry i pakunki Natalie. - Ron, pomóż jej to zanieść.
Ron podbiegł ochoczo i pomógł jej chwycić wózek.
- Czuję się jakbym był olbrzymem, kiedy ten wózek jest ze dwa razy mniejszy niż powinien. - stwierdził ze zdziwieniem, a następnie zaklął cicho, uderzając nogą o stopień, rozbawiając tym przyjaciółkę.
Po wniesieniu zakupów i bagaży do pokoi, Natalie, Harry i Ron umówili się, że pójdą zaraz przejść się po okolicy, jeśli nie będzie trzeba w niczym pomóc rodzicom. Krukonka wzięła prezenty, jakie kupiła dla przyjaciół i poszła im je wręczyć. Dla Rona miała szalik z Armat z Chudley, dla Harry'ego preparaty do czyszczenia Błyskawicy, bo wiecznie narzekał, że jest zabrudzona po grze i nie może jej doczyścić, a oprócz tego znalazła wśród zdjęć swojej babci zdjęcie klasowe, na którym byli jego rodzice. Oprawiła mu je w ramkę. Dla Ginny miała spódniczkę, którą sama uszyła i bransoletkę, która zmieniała kolory w zależności od tego, jaki najbardziej pasuje do aktualnego ubioru posiadacza. Rozdała podarunki przyjaciołom i zeszła na dół, żeby wręczyć prezent dla państwa Weasley. Zobaczyła, że salon był pusty, więc wyszła na zewnątrz. Pan Artur stał właśnie w ogrodzie, także podeszła do niego.
- Proszę pana, chcia...
Mężczyzna aż podskoczył wystraszony.
- Przepraszam, nie chciałam pana wystraszyć! - zawołała zaskoczona.
- Nie, nie szkodzi! Właśnie się zastanawiałem co zrobić z gnomami, znowu powróciły... Coś się stało, Natalie?
- Mam coś dla pana i pani Molly. Chyba właśnie pomoże panu w tym problemie. - Wyciągnęła przed siebie małą klatkę. - To wozak niemy. Zna pan to zwierzę?
- Wozak... Nic mi to nie mówi, być może obiło mi się kiedyś o uszy, ale teraz nie kojarzę.
- Wozak to zwierze, które właśnie odgania od ogrodu wszystkie pasożyty, w tym gnomy. Jest jak fretka, dokarmiać trzeba go tylko zimą i w upalne dni stawia się mu gdzieś miskę z wodą. Wybrałam niemego, bo normalne wozaki mówią, tylko tym się różnią od fretek. Odkąd pamiętam zawsze państwo strasznie denerwowały gnomy, więc pomyślałam o tym.
Pan Weasley wziął od niej klatkę i wyjął z niej zwierzę. Ono popatrzyło na niego i posłusznie przycupnęło na ręce. Posadził je na ziemi.
- Właź do środka. - poleciła mu Krukonka, a wozak odnalazł jakąś dziurę w ziemi i wszedł przez nią pod ogródek.
- Niesamowite! - zachwycił się mężczyzna. - Czy mugole też się tym posługują?!
- Nie, my... To znaczy oni używają środków chemicznych. - wyjaśniła. - Tylko gorzej wpływają na jakość plonów.
- Ach, to niedobrze! Ale ten wozak to świetna sprawa! Choć nie powinnaś wydawać na nas pieniędzy, co? Ile on kosztował?
- Jeszcze za mało, żeby spłacić dług wdzięczności za to, że mnie państwo przyjęli pod swój dach, panie Weasley. - powiedziała stanowczo. - To prezent. Urodzinowy, imieninowy, na rocznicę ślubu... Jakikolwiek, po prostu za to się nie bierze pieniędzy.
- Molly mnie zabije!
- To ja wyjaśnię, że to moja wina i nikt nie zginie! - odparła. - Panie Arturze, myśli pan, że wobec moich argumentów pana żona będzie się jeszcze gniewać? - zaśmiała się.
- Mam dziwne wrażenie, że nie. Ech, czarownice... Aczkolwiek jest to naprawdę bardzo miłe z twojej strony i wiedz, że jesteśmy bardzo wdzięczni. Dziękujemy.
- To ja dziękuję. - odrzekła i wróciła do swoich przyjaciół.
Natalie spędziła cały dzień na wygłupianiu się z Harrym i Ronem. Po kolacji została w pokoju Ginny, żeby z nią w końcu porozmawiać i tak rozgadały się do wpół do drugiej w nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz