czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 2. - "Hogwart albo nic."

     Ojciec dziewczynek, Ed, wyjechał z domu w nocy, zabrał ze sobą dużo swoich rzeczy. Mama, Lindsay, dopóki się z nim nie widziała i nie kłóciła, była wiecznie uśmiechnięta. Wizyta babci (Janice) przesunęła się i miała ona przyjechać na cały trzeci tydzień lipca. Kiedy czternasty lipca nadszedł, a babcia zjawiła się w domu Stephensów, Ellie i Natalie cieszyły się, bo oznaczało to, że przyszedł czas na zakupy do szkoły na ulicy Pokątnej.

     - Dziewczyny, chodźcie, nie ma czasu do stracenia! - popędzała Janice swoją córkę i wnuczki.
     Natalie wyszła z kuchni, już dawno gotowa, a Ellie i Lindsay zbiegły dopiero po dwóch minutach na dół.
     - Gotowe?
     - Tak. Idziemy na Przekątną? - zapytała Ellie.
     - Pokątną. - poprawiły ją pozostałe trzy kobiety.
     - Wyruszajmy, bo o tej godzinie mniej ludzi tuła się po mieście. Nikt nie lubi chodzić po Londynie w największe upały.
     Pieszo przeszły dobrze znaną Natalie drogą do zaułka, w którym znajdowało się ukryte przejście do ulicy ze sklepami magicznymi. Janice, jako, że jedyna miała do tego możliwość jako dorosła czarownica, - Ellie nie miała różdżki, Natalie nie mogła swojej używać, a Linds, przez urok rzucony pod nikt nie czas pierwszej wojny magicznej, w jakiej brała udział jej matka, urodziła się bez zdolności magicznych. Tak samo jak jej mąż, przytrafiło mu się to samo. - otworzyła sekretne przejście, upewniając się, że żaden z mugoli tego nie zobaczył.
     Ellie wyjęła swój list ze szkoły. Był napisany na białym, ozdobnym papierze, nie to co list Natalie - na starym, pożółkłym. Zdziwiło to Krukonkę, ale nie odezwała się ani słowem. Bo w końcu kto mógł jej na to odpowiedzieć?
     - Ty idź z Natalie, ona wie już co i jak. Ja się zajmę Ellie. Na koniec razem pójdziemy do Olivandera.
     - Dobrze, mamo. - zgodziła się Lindsay. - Prowadź. - zwróciła się do córki.
     Natalie spojrzała na listę potrzebnych rzeczy i zdecydowała, że pójdą do księgarni.

     Po krótkich odwiedzinach w banku (Krukonka poszła tam sama, bo Lindsay stwierdziła, że nie da rady zjechać kolejką do skrytki i wyszła na zewnątrz, obiecując, że nigdzie się nie ruszy) i odbiorze swojej połowy majątku od dziadków ze strony ojca - sumka była dość konkretna, bo tysiąc siedemset galeonów. - ruszyły do księgarni Esy i Floresy. Niesamowicie wiele książek musiały kupić do samej Obrony Przed Czarną Magią. I wszystkie, poza jedną, były autorstwa Gilderoya Lockharta!
     - Ten nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią musi być wielkim fanem Lockharta! - stwierdziła Natalie.
     - To czarownica. Na sto procent! Tylko na niego spójrz. - wskazała na zdjęcie z tyłu książki. - O matko! - prawie upuściła "Rok z Yeti" gdy Lockhart do nich pomachał ze zdjęcia. - Zapomniałam, że te zdjęcia się ruszają.
     - Ruszają. - potwierdziła. - A postaci na obrazach w Hogwarcie do tego mówią i przemieszczają się z jednego obrazu na drugi.
     - Dostałabym tam świra...
     - Można, kiedy schody na złość zmieniają kierunek, albo gdy zapomnisz, że jeden z nich się zapada, czy coś w tym stylu. Kupujemy?
     - Chodźmy. O kurczę, a co to za księga? - wskazała na żywą książkę w klatce, z zębami i futrem.
     - Oto "Potworna Księga Potworów". Pamiętam jak jakaś Ślizgonka uciekała aż po samą Łazienkę Jęczącej Marty, bo ta księga ją goniła! - zaśmiała się.
     - Nie mów o kimś tak brzydko.
     - Ale że jak?
     - Ślizgonka i Jęcząca Marta.
     - Ale Ślizgoni to mieszkańcy Slytherinu! Tak samo jak ja jestem Krukonką, Cedric Diggory jest Puchonem, Harry Potter jest Gryfonem. A Jęcząca Marta to duch. Wszystkie duchy mają takie nazwy! Szara Dama, Krwawy Baron, Irytek, Prawie Bezgłowy Nick...
     - Czemu Baron jest Krwawy, Irytek to Irytek, a Nick jest "Prawie" Bezgłowy?
     - Nie wiem jak to jest z Baronem, Nick nam nie powiedział. Głowa Nicka trzyma się tylko na kilku ścięgnach i może odgiąć ją w ten sposób. - chwyciła się za głowę i wygięła ją mocno na bok. - Jest zły, bo nie kwalifikują go do Bezgłowych. A Iryt to poltergeist, bardziej irytujący i głupi niż ustawa przewiduje, więc nikt go nie lubi.
     - Kto by pomyślał, że takie rzeczy będzie mi córka opowiadać po powrocie ze szkoły... O, a to Luna? - zapytała wskazując na dziewczynę w dziale z książkami Lockharta.
     - To Hermiona, mamo. Hermiono! - zawołała i podbiegła do przyjaciółki się przywitać.
     - Natalie! - uścisnęła ją. - Masz może jakieś wieści od Harry'ego? Wysłałam do niego mnóstwo sów, ale nie odpowiada!
     - Harry? Mi też nie odpowiada... Martwię się trochę o niego. Ale podejrzewam, że wuj mu nie pozwala trzymać Hedwigi w domu i dlatego nawet nie ma szansy nam odpisać. Gdyby coś serio się działo, skontaktowałby się w jakikolwiek sposób z nami, albo z Ronem. To mądry chłopak.
     - Mam nadzieję, że jest tak jak mówisz... Patrz, moi rodzice rozmawiają z twoją mamą. - szepnęła wskazując na państwo Granger i mamę Natalie.
     - Mama bardzo chciała ich poznać, bo jak na razie polubiła cię z moich opowiadań.
     - Zdziwi cię, że to samo jest u mnie? - zapytała Hermiona śmiejąc się.
     - Absolutnie nie! A kto to jest ten Lockhart, tak przy okazji?
     - Nie znasz Gilderoya Lockhart'a? - zdziwiła się bardzo orzechowooka. - Ty wspaniały czarodziej i podróżnik! Uwielbiam jego książki! Tak się cieszę, że będzie nas uczyć w tym roku! Byłam nawet na spotkaniu autorskim tutaj, żeby podpisał mi te książki.
     - On będzie nas uczyć?!
     - Cudownie, prawda? - Hermiona była rozpromieniona.
     - Hermiono, chodźmy, musisz jeszcze poprosić o przedłużenie szat! - zawołała ją pani Granger.
     Hermiona i Natalie podbiegły do rodziców.
     - Dzień dobry! - przywitała się Krukonka.
     - A ty jesteś Natalie, prawda? Bardzo miło cię poznać, tylko szkoda, że tak krótko! Jeśli będziesz chciała przyjechać do Hermiony, żeby się spotkać jeszcze przed wyjazdem do Hogwartu, to oczywiście dzwoń lub pisz, nie wiem jaką formę kontaktu państwo preferujecie w domu.
     - Mi również bardzo miło państwo poznać, a oczywiście skontaktujemy się z Hermioną! Jesteśmy w kontakcie listowym i mamy swoje numery telefonów, więc nie będzie problemów.
     - Wspaniale! To my się żegnamy i zapraszamy do nas. Miło było poznać!
     - Przyjemność po naszej stronie, miłego dnia, do widzenia!... Natalie, gdzie dalej idziemy?
     - Do... Chwila, kupiłyśmy na razie tylko książki do OPCM, więc musimy jeszcze zdobyć pozostałe podręczniki.
     Na szczęście jeszcze nie opuściły sklepu, więc od razu poprosiły sprzedawczynię o podanie konkretnych tomów i wtedy poszły do Madame Malkin, żeby mieć już dobrze dopasowane ubrania na kolejny rok. Lindsay została na zewnątrz, żeby porozmawiać przez telefon, w czasie gdy Madame Malkin już obsługiwała Natalie. Do sklepu wszedł blondyn o stalowych oczach... Draco Malfoy. Krukonka udawała, że go nie widzi. Wszedł na stołek obok, narzucił szatę, przy której igły od razu zaczęły same działać i spojrzał na koleżankę ze szkoły.
     - Natalie Stephens, witaj. - rzekł z uśmiechem.
     - Draco? Och, cześć! - udała zaskoczoną.
     Jego ojciec, Lucjusz Malfoy, podszedł bliżej.
     - Dzień dobry. - przywitała się z mężczyzną.
     - Witam. Dracon, nie przedstawisz mi koleżanki?
     - Wybacz, ojcze. To jest Natalie Stephens.
     Strasznie głupio się czuła, gdy przedstawiał ją ktoś taki jak Draco.
     - Stephens? Twój dziadek był dobrym kolegą mojego ojca w latach szkolnych. Czy grał w Quidditcha?
     - Tak, proszę pana, jako obrońca.
     - Więc mówimy o tym samym mężczyźnie, dobrze. Draco, pójdę po książki, dogonisz mnie później.
     - Do widzenia! - zawołała Natalie za nim.
     - Do widzenia, młoda damo. - wymamrotał odchodząc.
     - Jeśli chcecie kupić wszystkie książki, to należy się pospieszyć, bo te autorstwa Lockharta rozchodzą się w ekspresowym tempie. - przyznała. Pierwszy raz odezwała się do niego sama z siebie.
     - Ty już masz wszystkie?
     - Naturalnie. - igły odfrunęły od niej. - Ile płacę?
     - Dwa galeony i cztery sykle. Dziękuję. - przyjęła od niej opłatę. - Do zobaczenia za rok!
     - Do zobaczenia, również dziękuję, miłego dnia!
     - Do zobaczenia, Natalie!
     - Do widzenia, Draco. - powiedziała i czym prędzej opuściła sklep.
      Z mamą podążyły wzdłuż ulicy i zauważyły w końcu Ellie z reklamówką, w której była nowa szata, w drugiej ręce trzymała kociołek z książkami, a pozostałe rzeczy, które zdążyły kupić, trzymała właśnie babcia.
     - Idźcie z Ellie do Olivandera. - poprosiła Janice. - Ja pójdę po sowę dla niej, bo już zdążyła uciec mi do sklepu ze zwierzętami i wybrać sobie jedną.
     - Co to Olivander? - zapytała Linds, jednak jej matka już nie słyszała tego, bo szła w stronę sklepu.
     - Raczej "kto". To jeden z największych wytwórców różdżek. - mówiła Natalie prowadząc. - Pamięta zawsze każdy szczegół zakupu różdżki u niego. Mówisz "Jestem Natalie Stephens", a on "Ach, pamiętam, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty pierwszy rok, różdżka jedenaście i pół cala, bardzo giętka, świerk z dodatkiem jabłoni, rdzeń z serca smoka. Twoja babcia miała taką i taką różdżkę, dziadek taką i taką... Ach ten rok, tysiąc dziewięćset któryś tam...". Zaraz się zresztą przekonacie.

     Tak jak Krukonka mówiła, tak się też zaraz stało.
     - Witam, Olivander, w czym mogę paniom pomóc? - zapytał uprzejmie.
     - Chciałybyśmy nabyć różdżkę dla pierwszorocznej. - powiedziała Natalie wskazując na siostrę.
     - Hmm... - zmierzył ją wzrokiem. - Masz już wszystko poza różdżką, co?
     - Tak jest. - potwierdziła Ellie.
     - Spróbuj... tą. - sięgnął za siebie i podał jej jakąś różdżkę.
     Ellie machnęła nią i pękła żarówka na zapleczu.
     - Nie, to nie ta... - zabrał jej różdżkę i włożył do kartonu.
     Teraz podał dłuższą. Karton od niej grzmotnął go w plecy, dość mocno. Podał krótszą. Zachowywała się spokojniej. Podał jeszcze krótszą, ale i z innego drewna, inny rdzeń i pewnie inna giętkość.
     - Osiem cali, kieł widłowęża, brzoza, dość sztywna... A ty? - zwrócił się do siostry Ellie. - Który rok? Trzeci?
     - Zacznę drugi, proszę pana. Natalie Stephens, pewnie pan pamięta.
     - Ach! Jedenaście i ćwierć cala, bardzo giętka, świerk... z odrobiną jabłoni, prawda? A rdzeń z serca smoka. Wahałem się potem, czy włos wilii nie byłby lepszy, ale nie wydaje mi się teraz, że byłby to właściwy wybór. To co, Hogwart? Pierwszoroczna i drugoroczna?
     - Beauxbatons.
     - Och, to panie z Francji pochodzą?
     - Nie, nie, tylko się tam przenosimy niedługo.
     - Słucham? - zapytała Natalie.
     - No cóż, to miło było poznać. Powodzenia!
     - Dziękujemy, do widzenia! - odparły równocześnie Ellie i Lindsay, kierując się do wyjścia.
     Natalie posłała smutne spojrzenie wytwórcy różdżek, pożegnała się i wyszła. Dogoniła matkę i siostrę, pytając:
     - Bea...coś-tam, coś-tam, we Francji? Co to ma znaczyć? - zapytała.
     - No wiesz, nie było kiedy o tym rozmawiać... W kwietniu dostałam ofertę pracy we Francji i zdecydowaliśmy się tam przenieść. Dostałabym dom dla nas, ojciec znalazłby tam pracę, bo już przeszukiwaliśmy wspólnie oferty i wyniesiemy się na przełomie lipca i sierpnia. Mówię ci, dom jest wspaniały, a okolice... Będziemy mieszkać w środku miasta, ale nie będziemy mieli daleko do...
     - ... do Hogwartu.
     - Och, Hogwart jest daleko!
     - Powiedziałam, że Ja idę do HOGWARTU. - powtórzyła. - Przecież kupiłyśmy całe wyposażenie do Hogwartu! Nie rozumiem o co chodzi!
     - Co? Naprawdę? Przecież... Ojej, podałam ci zły list! Trzeba iść to oddać i kupić nowe szaty. Tam są takie urocze, jasnobłękitne z ...
     - Mamo, czy ty w ogóle mnie słyszysz? Chcę zostać! Chcę iść do Hogwartu, nie do innej szkoły!
     Lindsay zatrzymała się osłupiona. Była pewna, że Natalie ucieszy się z wiadomości, że wyprowadzają się do Francji, zawsze chciała zwiedzić ten kraj. Nie zdawała sobie sprawy jak wiele zmieniło się przez ostatnie dziesięć miesięcy.
     - Jak? Wszystko już postanowione, lot załatwiony, dom jest już nasz... Tam będziemy żyć na dużo wyższym poziome!
     - To gratulacje, kupicie dobrą sowę i możecie wtedy wysyłać mi listy.
     - Jak ty to sobie wyobrażasz? U kogo chcesz zostać?
     - U kogokolwiek!
     - Natalie... Dobrze wiesz jak dotychczas było i wcale nie będzie lepszym rozwiązaniem pozostanie w Anglii. Kiedy...
     - Kiedy raz wstąpisz do Hogwartu jako uczeń, pozostajesz tam aż do końca, chyba, że zrezygnujesz z nauki. Inaczej ktoś wiedziałby o tym, że wyniesiemy się do Francji i zadbałby o to, żeby Bellaustaton...
     - Beauxbaton. - poprawiła Ellie.
     - Nieważne! Zadbaliby o to, żeby właśnie tamta szkoła wysłała nam list!
     - Skąd niby mają wiedzieć takie rzeczy? - zapytała Linds.
     - Oni wiedzą wszystko. Są przepowiednie, wróżbici, astronomowie, potężni magowie, któzy są w stanie dowiedzieć się wszystkiego, jeśli będą mieli do tego warunki!
     - Może tym razem warunków właśnie nie mieli. Ciszej, babcia idzie i ...
     Natalie podbiegła do babci i zapytała:
     - Wiesz, babciu, że mama nie powiedziała mi nic na temat Beauxbaton?!
     - Och, nie martw się! Wszystkiego dowiemy się od córki mojej znajomej, ona chodziła do Beauxbaton, nikt się nie będzie śmiał, że ...
     - Mama nie powiedziała mi, że się gdziekolwiek przeprowadzamy, to miałam na myśli!
     Starsza kobieta zamilkła. Spojrzała na córkę z wyrzutem.
     - Chodźmy do domu, porozmawiamy w spokoju. - zadecydowała ponuro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz