piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 2. - "Decyzja zapadła".

     Lindsay, jej obie córki - Elizabeth i Natalie, oraz rodzice - Janice i Richard, wrócili do domu. Był kwadrans po trzeciej. Linds zaparzyła kawę dla siebie i rodziców, oraz dała po jabłku córkom.
     - Na jak długo zostajecie? - zwróciła się do rodzicieli.
     - Kochanie, dziś jest sobota, tak?
     - Tak.
     - Zamierzamy się zmyć w nadchodzący weekend.
     - Mhm... To pokój na górze jak zwykle jest dla was, do waszej dyspozycji. Nie chcecie zostać dłużej? Naprawdę byłoby miło! Dziewczynki ucieszyłyby się.
     - Ucieszyłyby się, bardzo! - wyrwała się Lizzie.
     - Jeszcze zobaczymy, kochanieńka. - Janice pogłaskała wnuczkę po głowie. - Na razie nie planujemy dłużej niż przez osiem dni u was przekoczować. Ale jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, a oferta będzie nadal aktualna, to oczywiście będzie nam bardzo miło!
     - Świetnie. - Lindsay odetchnęła z ulgą. - Wiecie, że mam urwanie głowy z pracą, a Edmund niewiele czasu spędza w domu.
     - Czym się zajmuje?
     - Hm... Pewnie szuka pracy. - odpowiedziała kobieta wciąż krzątając się po salonie.
     Wyglądała naprawdę mizernie. Byłaby, ogólnie rzecz biorąc, naprawdę bardzo ładną kobietą, gdyby nie to, że wykańcza ją praca. Dwanaście godzin pracy to stanowczo za dużo dla niej, a jednocześnie za mało, żeby żyć na poziomie tak jak kiedyś. Ma około metr siedemdziesiąt wzrostu - może więcej. Jest za chuda, ma zapadnięte policzki, cienie pod oczami, miejscami kości i wszelkie ścięgna sprawiają wrażenie wychodzących spod skóry. Cerę ma szarą,  wiecznie chodzi zmartwiona, nie ma zawsze ładnie wymalowanych i przyozdobionych paznokci. Od wielu lat nosi tę samą biżuterię, nie ubiera się tak modnie jak wtedy, gdy jeszcze jej się dobrze wiodło. Jej córka, Natalie, jest podobna do niej, tylko że ma po dziadku jasne włosy i oczy. Lindsay jest brunetką o ciemnych oczach.
     - Nadal nic nie znalazł? - szepnął Rich.
     - Lindsy, może ci w czymś pomóc? Pozmywać coś, zamieść, cokolwiek?
     - Nie, mamo, dziękuję. Jeśli chcecie, możecie już sobie rozpakować bagaże na górze. Przepraszam, że nie usiądę z wami do stołu, ale muszę ogarnąć salon, bo wygląda tu jak...
     Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
     - Pójdziemy otworzyć i od razu pójdziemy po walizki do auta. - zdecydowała Janice.
     - Dobrze. - przytaknęła ich córka i poszła na górę upewnić się, czy w pokoju jest porządek.
     Małżeństwo ruszyło do przedpokoju i Janice odkluczyła drzwi. Na wycieraczce stał wiecznie niezadowolony zięć. Gdy ją ujrzał, zdziwiony powiedział:
     - Cześć, mamo.
     - Cześć, synku! Dobrze cię widzieć.
     Mężczyzna uściskał ją i przeszedł przez próg by podać rękę teściowi. Starsi państwo pokierowali się do auta po swoje rzeczy, a Lindsay w tym czasie zbiegła po schodach na dół.
     - Och, cześć Ed!
     - Cześć, Lind. Masz obiad?
     - Stoi w kuchni w reklamówce. Byliśmy w restauracji. Rodzice zatrzymają się u nas na tydzień, może dłużej.
     - Tak? Och, no to przykro mi, ja długo z nimi nie zostanę, bo właśnie chciałem pojechać do ojca pomóc mu w gospodarstwie. Matka dzwoniła mnie zapytać, czy czasem nie chciałbym mu pomóc, bo się ojczulek źle czuje ostatnimi czasy.
     - Ach, no to dobrze, szkoda...
     Naiwna ty. - pomyślał i podszedł by ucałować żonę. O tak, niedomyślna jesteś bardzo.
     Jak zwykle nie chciał spędzać czasu ze swoimi teściami. Unikał ich tak samo, jak szkoły swoich dzieciaków. Nigdy nie miał zamiaru łazić na wywiadówki, a i nie planował zostać ojcem.
     - Dzisiaj wyjeżdżasz?
     - Dzisiaj. - potwierdził. - Spakuję rzeczy i się zabieram.
     - Dobrze. Ale mam jedną sprawę do omówienia, masz chwilę?
     - No dobra, ale szybko. - poszedł za żoną do salonu.
     Usiedli przy stole i Lindsay przedstawiła mężowi pokrótce obraz szkoły, o której mówili jej rodzice. Facet słuchał o wszystkim, jednak bez większego zaciekawienia. Pod koniec już wstał i zaczął zgarniać z półek do torby swoje rzeczy.
     - Co powiesz na to wszystko? Myślisz, że moglibyśmy zapisać tam Natalie?
     - Co? Aaa!... No.
     - Tak? - kobieta wybałuszyła oczy w zdziwieniu.
     - Pewnie.
     - A-Ale...
     - Powiedz rodzicom, że mają zadzwonić do tej dyrektorki i potwierdzić wszystko. Za dwa lata puścimy tam drugą. To już postanowione. Mam gdzieś uchowane pieniądze, damy radę to wymienić na czterysta dolarów, więc opłacimy już połowę roku, żeby dać ją do internatu. No dalej, zasuwaj! Ja idę się spakować.
     Wygonił żonę do rodziców i zadowolony z siebie skoczył po ubrania do sypialni. Internat... Co za szczęście! Dziesięć miesięcy wolnego! Odszedł tanecznym krokiem pogwizdując z zadowolenia. Rodzice Lindsay razem z nią przynieśli bagaże do pokoju gościnnego i poszli sobie wszystko uporządkować. Lindsay była w ciągłym szoku, że jej mąż tak szybko podjął decyzję.
      Rodzice długo jeszcze nie usiedli z nią, żeby pogadać, bo zaraz po rozpakowaniu wszystkich bagaży poszli kolejno wziąć prysznic. Około osiemnastej przyszli do kuchni - Janice pomagała Linds w przygotowaniu kolacji, a Richard w tym czasie opowiadał wnuczkom o tym, jak wyjechał do Meksyku ze swoją żoną, a ich babcią. Przed dziewiętnastą kolacja była gotowa.
     - Chodźcie do kuchni, kolacja jest gotowa. - zaprosiła Janice i pokuśtykała do kuchni.
     Dziewczynki przybiegły, żeby pomóc nakryć do stołu.
     - Zawsze są takie uczynne? - zapytał Rich wpatrując się we wnuczki z uśmiechem.
     - Słucham? Ach, tak, tak. - pochwaliła Linds. - Nie ma z nimi problemu jeśli o to chodzi.
     - To miło. Tym bardziej moja przyjaciółka się ucieszy goszcząc je w szkole. - szepnęła starsza pani do córki.
     - Tak. Musimy porozmawiać, kiedy pójdą spać.
     - W porządku. A teraz jedzmy, zanim wystygnie!
     Po kolacji dziadkowie poszli położyć wnuczki do spania.

     - Myślisz, że ta szkoła w Ameryce będzie fajna? - spytała Ellie leżąc w łóżku.
     Łóżka dziewczynek stały przy przeciwległych ścianach, wzdłuż nich. W ścianie pomiędzy nimi było dość duże okno, przez które obie obserwowały gwiazdy nie mogąc zasnąć i wymieniały się spostrzeżeniami na temat widocznych gwiazdozbiorów. Ściany były w kolorze różu indyjskiego, meble ciemnoorzechowe, dodatki (typu pościel, firanki) były ciemnobrązowe i ecru/waniliowe. Pokój urządzony... hm... Kiczem tego się nie da nazwać, bo wszystko jest w nim poprawne i spójne... Ale nic poza tym. Nie da się powiedzieć, że ten pokój jest naprawdę ładny, że coś w nich zachwyca. Starsze panie powiedziałyby, że jest "uroczy".
     - Nie wiem. - rzekła bez namysłu Natalie. - Pewnie tak. - dodała jednak po chwili. - Musi być. Bo zdaje mi się, że babcia miała miły głos, gdy o niej mówiła. Nie taki srogi, gdy coś lub kogoś potępia.
     - Mam nadzieję. Ale czy to znaczy, że przeprowadzamy się do Ameryki Południowej?!
    - Ćśś... - uciszyła ją. - Nie, na pewno nie. Nie mamy na to przecież pieniędzy. Zobaczymy co z tego wyniknie... Idź już spać, jutro trzeba wcześnie wstać, bo będzie rano w telewizji "Scooby-Doo". Dobranoc!
     - Dobranoc, Natalie.
     Chciałabym się stąd wynieść. Dobrze by było, gdyby to wszystko oznaczało przeprowadzkę. Nie wiem jakim cudem... Ale proszę, mamo, niech to będzie przeprowadzka, a może ojciec znajdzie wtedy pracę.

     - To o czym chciałaś rozmawiać, córko? - Richard usiadł przy stole w salonie i spojrzał z zaciekawieniem na żonę i córkę.
     - O tej całej... szkole w Ameryce. Bo to... No tak, zacznijmy od tego, że ja nie jestem w stu procentach pewna co do tego. Ale kiedy wy tak chwalicie... Do tego Ed jest zachwycony tym pomysłem.
     - Też przysięgam ci, na wszystko co mi ważne, że to jest najlepsze co możesz dla niej zrobić! Jako twoja matka nie okłamałabym cię. Ale wybór należy do ciebie i do twojego męża. Rób co chcesz. Ale pamiętaj, że ja i twój ojciec jesteśmy gotowi ci pomóc w razie czego. Możemy iść z nią na zakupy i takie tam.
     - Wiem, wiem, i jestem wam za to wdzięczna. Mamo... Możesz się skontaktować z tą dyrektorką?
     - To znaczy ...?
     - Tak. Zgadzam się, żeby Natalie poszła do tamtej szkoły.
     Janice i Richard chwycili się za ręce i uśmiechnęli się do siebie z ulgą.
     - Wspaniale. Pojutrze pójdziemy z nią na zakupy.
     - Dziękuję wam. Bardzo. - podeszła by uściskać rodziców.
     - Nie ma za co. Pójdę już spać, bo jestem mega-śpiący. - stwierdził Rich.
     - Ja również. Dobranoc, Lindsay.
     - Dobranoc.
     Lindsay, jej obie córki - Elizabeth i Natalie, oraz rodzice - Janice i Richard, wrócili do domu. Był kwadrans po trzeciej. Linds zaparzyła kawę dla siebie i rodziców, oraz dała po jabłku córkom.
     - Na jak długo zostajecie? - zwróciła się do rodzicieli.
     - Kochanie, dziś jest sobota, tak?
     - Tak.
     - Zamierzamy się zmyć w nadchodzący weekend.
     - Mhm... To pokój na górze jak zwykle jest dla was, do waszej dyspozycji. Nie chcecie zostać dłużej? Naprawdę byłoby miło! Dziewczynki ucieszyłyby się.
     - Ucieszyłyby się, bardzo! - wyrwała się Lizzie.
     - Jeszcze zobaczymy, kochanieńka. - Janice pogłaskała wnuczkę po głowie. - Na razie nie planujemy dłużej niż przez osiem dni u was przekoczować. Ale jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, a oferta będzie nadal aktualna, to oczywiście będzie nam bardzo miło!
     - Świetnie. - Lindsay odetchnęła z ulgą. - Wiecie, że mam urwanie głowy z pracą, a Edmund niewiele czasu spędza w domu.
     - Czym się zajmuje?
     - Hm... Pewnie szuka pracy. - odpowiedziała kobieta wciąż krzątając się po salonie.
     Wyglądała naprawdę mizernie. Byłaby, ogólnie rzecz biorąc, naprawdę bardzo ładną kobietą, gdyby nie to, że wykańcza ją praca. Dwanaście godzin pracy to stanowczo za dużo dla niej, a jednocześnie za mało, żeby żyć na poziomie tak jak kiedyś. Ma około metr siedemdziesiąt wzrostu - może więcej. Jest za chuda, ma zapadnięte policzki, cienie pod oczami, miejscami kości i wszelkie ścięgna sprawiają wrażenie wychodzących spod skóry. Cerę ma szarą,  wiecznie chodzi zmartwiona, nie ma zawsze ładnie wymalowanych i przyozdobionych paznokci. Od wielu lat nosi tę samą biżuterię, nie ubiera się tak modnie jak wtedy, gdy jeszcze jej się dobrze wiodło. Jej córka, Natalie, jest podobna do niej, tylko że ma po dziadku jasne włosy i oczy. Lindsay jest brunetką o ciemnych oczach.
     - Nadal nic nie znalazł? - szepnął Rich.
     - Lindsy, może ci w czymś pomóc? Pozmywać coś, zamieść, cokolwiek?
     - Nie, mamo, dziękuję. Jeśli chcecie, możecie już sobie rozpakować bagaże na górze. Przepraszam, że nie usiądę z wami do stołu, ale muszę ogarnąć salon, bo wygląda tu jak...
     Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
     - Pójdziemy otworzyć i od razu pójdziemy po walizki do auta. - zdecydowała Janice.
     - Dobrze. - przytaknęła ich córka i poszła na górę upewnić się, czy w pokoju jest porządek.
     Małżeństwo ruszyło do przedpokoju i Janice odkluczyła drzwi. Na wycieraczce stał wiecznie niezadowolony zięć. Gdy ją ujrzał, zdziwiony powiedział:
     - Cześć, mamo.
     - Cześć, synku! Dobrze cię widzieć.
     Mężczyzna uściskał ją i przeszedł przez próg by podać rękę teściowi. Starsi państwo pokierowali się do auta po swoje rzeczy, a Lindsay w tym czasie zbiegła po schodach na dół.
     - Och, cześć Ed!
     - Cześć, Lind. Masz obiad?
     - Stoi w kuchni w reklamówce. Byliśmy w restauracji. Rodzice zatrzymają się u nas na tydzień, może dłużej.
     - Tak? Och, no to przykro mi, ja długo z nimi nie zostanę, bo właśnie chciałem pojechać do ojca pomóc mu w gospodarstwie. Matka dzwoniła mnie zapytać, czy czasem nie chciałbym mu pomóc, bo się ojczulek źle czuje ostatnimi czasy.
     - Ach, no to dobrze, szkoda...
     Naiwna ty. - pomyślał i podszedł by ucałować żonę. O tak, niedomyślna jesteś bardzo.
     Jak zwykle nie chciał spędzać czasu ze swoimi teściami. Unikał ich tak samo, jak szkoły swoich dzieciaków. Nigdy nie miał zamiaru łazić na wywiadówki, a i nie planował zostać ojcem.
     - Dzisiaj wyjeżdżasz?
     - Dzisiaj. - potwierdził. - Spakuję rzeczy i się zabieram.
     - Dobrze. Ale mam jedną sprawę do omówienia, masz chwilę?
     - No dobra, ale szybko. - poszedł za żoną do salonu.
     Usiedli przy stole i Lindsay przedstawiła mężowi pokrótce obraz szkoły, o której mówili jej rodzice. Facet słuchał o wszystkim, jednak bez większego zaciekawienia. Pod koniec już wstał i zaczął zgarniać z półek do torby swoje rzeczy.
     - Co powiesz na to wszystko? Myślisz, że moglibyśmy zapisać tam Natalie?
     - Co? Aaa!... No.
     - Tak? - kobieta wybałuszyła oczy w zdziwieniu.
     - Pewnie.
     - A-Ale...
     - Powiedz rodzicom, że mają zadzwonić do tej dyrektorki i potwierdzić wszystko. Za dwa lata puścimy tam drugą. To już postanowione. Mam gdzieś uchowane pieniądze, damy radę to wymienić na czterysta dolarów, więc opłacimy już połowę roku, żeby dać ją do internatu. No dalej, zasuwaj! Ja idę się spakować.
     Wygonił żonę do rodziców i zadowolony z siebie skoczył po ubrania do sypialni. Internat... Co za szczęście! Dziesięć miesięcy wolnego! Odszedł tanecznym krokiem pogwizdując z zadowolenia. Rodzice Lindsay razem z nią przynieśli bagaże do pokoju gościnnego i poszli sobie wszystko uporządkować. Lindsay była w ciągłym szoku, że jej mąż tak szybko podjął decyzję.
      Rodzice długo jeszcze nie usiedli z nią, żeby pogadać, bo zaraz po rozpakowaniu wszystkich bagaży poszli kolejno wziąć prysznic. Około osiemnastej przyszli do kuchni - Janice pomagała Linds w przygotowaniu kolacji, a Richard w tym czasie opowiadał wnuczkom o tym, jak wyjechał do Meksyku ze swoją żoną, a ich babcią. Przed dziewiętnastą kolacja była gotowa.
     - Chodźcie do kuchni, kolacja jest gotowa. - zaprosiła Janice i pokuśtykała do kuchni.
     Dziewczynki przybiegły, żeby pomóc nakryć do stołu.
     - Zawsze są takie uczynne? - zapytał Rich wpatrując się we wnuczki z uśmiechem.
     - Słucham? Ach, tak, tak. - pochwaliła Linds. - Nie ma z nimi problemu jeśli o to chodzi.
     - To miło. Tym bardziej moja przyjaciółka się ucieszy goszcząc je w szkole. - szepnęła starsza pani do córki.
     - Tak. Musimy porozmawiać, kiedy pójdą spać.
     - W porządku. A teraz jedzmy, zanim wystygnie!
     Po kolacji dziadkowie poszli położyć wnuczki do spania.

     - Myślisz, że ta szkoła w Ameryce będzie fajna? - spytała Ellie leżąc w łóżku.
     Łóżka dziewczynek stały przy przeciwległych ścianach, wzdłuż nich. W ścianie pomiędzy nimi było dość duże okno, przez które obie obserwowały gwiazdy nie mogąc zasnąć i wymieniały się spostrzeżeniami na temat widocznych gwiazdozbiorów. Ściany były w kolorze różu indyjskiego, meble ciemnoorzechowe, dodatki (typu pościel, firanki) były ciemnobrązowe i ecru/waniliowe. Pokój urządzony... hm... Kiczem tego się nie da nazwać, bo wszystko jest w nim poprawne i spójne... Ale nic poza tym. Nie da się powiedzieć, że ten pokój jest naprawdę ładny, że coś w nich zachwyca. Starsze panie powiedziałyby, że jest "uroczy".
     - Nie wiem. - rzekła bez namysłu Natalie. - Pewnie tak. - dodała jednak po chwili. - Musi być. Bo zdaje mi się, że babcia miała miły głos, gdy o niej mówiła. Nie taki srogi, gdy coś lub kogoś potępia.
     - Mam nadzieję. Ale czy to znaczy, że przeprowadzamy się do Ameryki Południowej?!
    - Ćśś... - uciszyła ją. - Nie, na pewno nie. Nie mamy na to przecież pieniędzy. Zobaczymy co z tego wyniknie... Idź już spać, jutro trzeba wcześnie wstać, bo będzie rano w telewizji "Scooby-Doo". Dobranoc!
     - Dobranoc, Natalie.
     Chciałabym się stąd wynieść. Dobrze by było, gdyby to wszystko oznaczało przeprowadzkę. Nie wiem jakim cudem... Ale proszę, mamo, niech to będzie przeprowadzka, a może ojciec znajdzie wtedy pracę.

     - To o czym chciałaś rozmawiać, córko? - Richard usiadł przy stole w salonie i spojrzał z zaciekawieniem na żonę i córkę.
     - O tej całej... szkole w Ameryce. Bo to... No tak, zacznijmy od tego, że ja nie jestem w stu procentach pewna co do tego. Ale kiedy wy tak chwalicie... Do tego Ed jest zachwycony tym pomysłem.
     - Też przysięgam ci, na wszystko co mi ważne, że to jest najlepsze co możesz dla niej zrobić! Jako twoja matka nie okłamałabym cię. Ale wybór należy do ciebie i do twojego męża. Rób co chcesz. Ale pamiętaj, że ja i twój ojciec jesteśmy gotowi ci pomóc w razie czego. Możemy iść z nią na zakupy i takie tam.
     - Wiem, wiem, i jestem wam za to wdzięczna. Mamo... Możesz się skontaktować z tą dyrektorką?
     - To znaczy ...?
     - Tak. Zgadzam się, żeby Natalie poszła do tamtej szkoły.
     Janice i Richard chwycili się za ręce i uśmiechnęli się do siebie z ulgą.
     - Wspaniale. Pojutrze pójdziemy z nią na zakupy.
     - Dziękuję wam. Bardzo. - podeszła by uściskać rodziców.
     - Nie ma za co. Pójdę już spać, bo jestem mega-śpiący. - stwierdził Rich.
     - Ja również. Dobranoc, Lindsay.
     - Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz