Następnego dnia Harry opowiedział Natalie o
tym, co spotkało go w lesie. Był niemal pewien, że w ujrzał Voldemorta przy
rannym jednorożcu. Natalie podchodziła do tego z dystansem, ale nie
bagatelizowała sprawy i myślała bardzo często o tym, co mogą zrobić, żeby
zabezpieczyć kamień filozoficzny przed Snapem... i być może przed Voldemortem.
Podczas meczu
Ravenclaw-Slytherin doszło do kontuzji Jeremy'ego Strettona, ścigającego
Krukonów - pani Sprout musiała zajmować się długo jego dłonią, którą pałkarz
Ravenclawu niemal zmiażdżył mu kijem. Mecz mimo wszystko wygrali - szukający
Ravenclawu złapał znicza i wygrali dwieście czterdzieści do stu. Krukoni nabili
dziewięć goli, po trzy każdy pałkarz. Mało brakowało, żeby to szukający
Slytherinu złapał znicz, ale Jason Samuels, Krukon-pałkarz, odbił tłuczek tak,
że ten musiał zanurkować na dół by nie odebrać piłki... twarzą. Po meczu
Ravenclaw długo świętował... Choć gdy ktokolwiek gratulował Natalie wygranej
przy Snapie, mówiła zaraz "Dziękuję, choć niepowiem, Ślizgoni byli
naprawdę ciężcy do pokonania!".
Przez całą wiosnę
przyjaciele, Hermiona, Natalie, Harry i Ron, byli tak pochłonięci nauką (a
dwoje z nich dodatkowo sportem), że nie mieli czasu dalej się angażować w
"sprawę Nicolasa Flamela i Albusa Dumbledore'a". W czerwcu
zaplanowano mecz Ravenclawu i Gryffindoru. Natalie i Harry trochę bali się
rywalizacji między sobą, a to sprawiło, że w żadnym stopniu jedno nie starało
się drugiemu przeszkodzić w treningach czy w jakikolwiek sposób sprawić, żeby
druga osoba źle zagrała mecz. Dzień meczu nadszedł...
- Taktykę znacie. -
powiedział Roger. - Obrońca, nie próbuj taktyki leniwca, bo tutaj to nie
przejdzie. Nie chcemy przecież, żebyś ześliznął się z miotły jak podczas meczu
ze Slytherinem. Gramy ostro, ale nie brutalnie. Idziemy po zwycięstwo. Tak?
- Tak!
- Tutaj nie będzie
przemocy. Gra czysto towarzyska. Nie musicie się obawiać, że będą próbowali nas
zrzucić z mioteł. Natalie, możesz się trzymać bliżej środka. Jason, ty znasz
swoje zadanie. Jeremy, trzymaj się trochę bliżej obręczy. Obojętnie których.
Ruszamy.
Zawodnicy w
niebieskich i czerwonych szatach wyszli na boisko powitani głośnymi wiwatami.
Dawno nie było tak głośno na stadionie. Ravenclaw i Gryffindor pozostali wierni
sobie w dopingach, choć Ron i Hermiona nie przyszli tym razem z transparentami.
Dopingowali obie drużyny, choć niezbyt głośno, żeby nie byli wytykani palcami
przez innych Gryfonów.
- Gramy czysto, bez
fauli, żebym nie musiała interweniować, to jest zrozumiałe, prawda? - zapytała
pani Hooch.
Wszyscy milczeli, ale
było wiadomo, że rozumieją. Wybrzmiał gwizdek... I po raz trzeci w życiu Natalie
aż piętnaście mioteł, wraz z jej Nimbusem Dwa Tysiące, wzbiło się w powietrze
świszcząc.
- Kafel u Jeremy'ego
Strettona, Krukona... Podanie do Natalie Stephen... Pędzi z taką prędkością, że
gdyby wpadła teraz na kogoś, na pewno pani Pomfrey miałaby dużo roboty! Pętla,
piękny wywód przy ścigającym Gryfonów i ... NIETOPERZ! - wrzasnął Lee.
- JORDAN!
- Ale pani profesor, Natalie
znowu zawisła do góry nogami! Kafel zaraz wypadnie jej z ręki... GOOOOOL!
Podniosła się i strzeliła w ułamku sekundy!
Natalie wystrzeliła do
Daviesa, który patrzył na nią w osłupieniu.
- Co się stało?! -
krzyknął.
- To było zamierzone,
Roger. - zaśmiała się. - Padnij!
Roger pochylił się, a
tuż nad jego plecami śmignął tłuczek.
- Ładny unik dzięki
podpowiedzi Natalie! Fred albo George... Któryś z nich musi się na drugi raz
postarać bardziej! Davies pędzi ramię w ramię z Angeliną Johnson!
Natalie wyciągnęła
różdżkę i rzuciła na swoją miotłę urok "Ferozavorio"
sprawiając, że będzie mogła rozwinąć prędkość do pięćdziesięciu kilometrów
więcej, niż normalnie.
- Strzelaj, Ange...
Stephens przejęła kafla! Mknie ku Jeremy'emu Strattonowi, podała mu kafel i ...
DRUGI GOL DLA KRUKONÓW! Brawo, Stretton!... Pałkarz odbił tłuczek w strony
ścigającego Gryfonów, jednak to nie przeszkodziło mu w złapaniu kafla...
Podanie do Angeliny. Angelina oddaje kafla. Lecą i... GOOO...O NIE! Co za
okropny cios w brzuch! Ciekawe czy obrońca Ravenclawu się po tym pozbiera,
biedaczysko. Tak? Tak. Gramy dalej... Rzut do... Alicja Spinnet ma kafla... Do
Katie Bell, szybko! Tak! Katie frunie z kaflem.... PIERWSZY GOL DLA GRYFONÓW!
Natalie obejrzała się
do Ślizgonów, gdzie niemal wszyscy buczeli.
- Tłuczek leci do
Stephens... Jason obronił... Davies ma kafla... Oberwał tłuczkiem! Ale... A co
to? Leci dalej! Co to za facet, wytrzymały jak nikt! I jest kolejny strzał dla
Krukonów! Trzeci!
Gryfoni wyrównali w
końcu, ponieważ dwa strzały oddała Angelina Johnson. Dla Krukonów kolejne dwa
strzały oddała Natalie. Katie Bell strzeliła raz. Jeremy. Alicja. Natalie.
Angelina...
- ZNICZ! ZNICZ,
LUDZIE, ŁAPAĆ GO! - wrzeszczał Lee.
Harry i Randolph
ruszyli jednocześnie z dwóch stron boiska po znicz. Rozproszył ich tłuczek
pędzący w ich stronę. Następny tłuczek poleciał za Harrym, Randolph uniknął
tego wcześniejszego i tuż nad ziemią pochwycił znicz, lecz ze szczęścia
zapomniał wyhamować i przeturlał się po ziemi zatrzymując się o wejście do
szatni Gryfonów.
- DWIEŚCIE DWADZIEŚCIA
DO SZEŚĆDZIESIĘCIU! RAVENCLAW ZWYCIĘŻA! - krzyknął Lee.
Natalie zeskoczyła na
ziemię będąc cztery stopy nad ziemią i podbiegła do Randolpha.
- Żyjesz? - zapytała
podnosząc go za rękę i gdy tylko przykucnął, ona upadła na tyłek na ziemię.
Zaśmiali się oboje.
- Żyję, mała, żyję! -
Podniósł ją i przybił jej piątkę.
Duncan, Jason, Grant,
Jeremy i Roger przybiegli do nich, zaczęli skakać i krzyczeć ze szczęścia. Natalie
zobaczyła Harry'ego, który zleciał na ziemię. Podbiegła do Gryffonów.
- Harry! Dzięki za
mecz. - uścisnęła go. - Kurczę, żeby nie ten tłuczek! Szczerze mówiąc, to byłam
pewna, że ty złapiesz znicz. - powiedziała szczerze.
- Następnym razem wam
nie odpuścimy! - zawołał Wood i rozczochrał jej włosy. - Gratulacje.
- Dziękuję, Oliver,
również gratuluję. Nasz najbardziej wyczerpujący mecz, nawet ze Ślizgonami tak
bardzo się nie natrudziliśmy, a bynajmniej ja!
Wood uśmiechnął się i
poszedł do reszty drużyny Krukonów.
- Alicja, Katie,
Angelino! - Natalie pobiegła za ścigającymi.
Zatrzymały się. Były
zmęczone, ale śmiały się wciąż, bo dla nich nawet porażka na szczęście była
powodem do śmiechu.
- Dziękuję za mecz! -
uścisnęła dłoń każdej z nich.
- Również dziękujemy.
- odparły.
- Boję się tylko, że
podczas kolejnego meczu nas wciśniecie w ziemię! - zaśmiała się.
- O tak, rewanż musi
być! - zawołała Katie śmiejąc się.
Cofnęły się i weszły
do szatni, a za nimi Wood i Harry. Bliźniacy wchodzili ostatni.
- Nietoperzu! Czy
będziesz tak zwisać co drugi mecz na miotle? - zapytał George.
- Z pewnością nie!
Mamo, ale wy się czepiacie! - zawołała.
- Mamo? Ojej, moja
córcia! - George rozłożył ramiona. - Chodź tu, córciu!
- Pomocy! - krzyknęła
i zaczęła uciekać, a jednak dogonili ją i zaczęli łaskotać. - Fred! George!
Rany kota, puszczajcie mnie! - zapiszczała.
Wypuścili ją chwilę
później, jednak nastraszyli ją, udając, że ją gonią. Dobiegła do szatni i
odstawiła taniec szczęścia z Jeremym. Roger Davies posadził ją sobie na
przedramieniu, a ona pisnęła.
- Wiesz co, mała? Nie
ma szans, żebyś w zeszłym roku nas opuściła! Rozumiesz? Zostajesz na stałe! -
powiedział. - To rozkaz!
- Tak jest! -
rozczochrała go i zeskoczyła na ziemię, chwiejąc się.
Wróciła do zamku,
gdzie czekała ich kolacja. Wszyscy byli zmęczeni ciężkim, upalnym dniem, więc
zaraz po niej zrobiło się już całkiem cicho na korytarzu. Późną nocą Natalie
została obudzona przez ducha Szarej Damy.
- Tak? - zapytała Natalie.
- Twój przyjaciel, pan
Weasley, proszi, żebyś wyszła do niego prędko.
- Dziękuję, zaraz
wyjdę.
Natalie zeskoczyła z
łóżka i zrzuciła koszulę nocną, przebrała się w spódniczkę, koszulę, sweter,
wciągnęła buty i narzuciła szatę. Mimo wszystko, nawet latem (!) w zamku było
zawsze bardzo zimno nocą. Wyszła przez dziurę za portretem i zapytała ze
zdziwieniem o powód jego wizyty.
- Ktoś poszedł na
korytarz na trzecim piętrze, Harry i Hermiona usypiają Puszka! Ruszajmy!
- Co? Jak... To dalej,
chodźmy! - powiedziała.
Ron wyjął pelerynę
niewidkę, zakrył nią nich i wybiegli w stronę schodów. Udali się na trzecie
piętro i ujrzeli uśpionego psa, Puszka, oraz Hermionę i Harry'ego, którzy byli
zmęczeni samym usypianiem psa. Natalie była ciekawa jak im się to udało, ale
wiedziała, że to nie jest dobry czas na pytania. Otworzyli klapę, a pod nią
krył się długi szyb.
- Wchodzimy? -
zapytała Hermiona.
- Nie wydaje mi się,
żeby to było bezpieczne. - zaskrzeczał Ron.
- To do zobaczenia na
dole! - zawołała Natalie i wskoczyła do środka. Widząc końcówkę tunelu,
wycelowała różdżkę w podłoże i krzyknęła: - Spongify!
- Wylądowała bezpiecznie na ziemi. - Skaczcie! Nic się wam nie stanie!
Zanim skończyła to
zdanie Hermiona upadła tuż obok niej i odbiła się od podłogi stając na nogach.
- Co to było? -
zapytała.
- Spongify.
Gryfonka potrząsnęła
głową. Chwilę później Harry i Ron wpadli razem na podłogę.
- Co to jest za
miejsce? - zapytał Harry.
- Było strzeżone,
Harry, skąd mamy wiedzieć? Sprawdzę, czy ktoś jest w tym pomieszczeniu... Homenum
Revelio.
- Dobry pomysł. - pochwaliła Hermiona Natalie. - Nikogo nie
ma... Lumos Maxima.
W całym pomieszczeniu
rozbłysnęło światło. Zobaczyli wtedy, że ściany są porośnięte Diabelskimi
Sidłami - rośliną, która łapie stworzenia i dusi je, reaguje zwłaszcza na ruch,
więc jeśli ktoś wierzga, dusi jeszcze mocniej. Są dwa wyjścia, żeby się przed
nią uratować - nie ruszać się lub zapalić światło. Rośliny te nienawidzą
światła i uciekają od niego. Hermiona teraz rozpaliła taką wiązkę światła, że
rośliny przylegając do ściany wręcz syczały.
- Tam są drzwi! -
wskazała Gryfonka. - Biegnijcie dalej, ja powstrzymam roślinę!
Drzwi się zatrzasnęły
za nimi i Ron nie mógł już ich otworzyć.
- Co teraz?!
Cóż, odpowiedź na to
zjawiła się niezwykle szybko. Jasnoniebieskie światło z różdżki Harry'ego
ukazało im mnóstwo kluczy latających pod sufitem. Setki! Harry podbiegł do
następnych drzwi, ale zorientował się, że właśnie do nich muszą złapać
odpowiedni klucz.
- Accio klucz! - krzyknęła Natalie. Nic się
nie zdarzyło.
- Hej, to miotła! -
zawołał Ron wskazując na miotłę leżącą na środku pomieszczenia. - Jakiś stary
Zamiatacz! Musisz chyba złapać na niej odpowiedni klucz. Przypatrz się zamkowi!
Harry stał kilka minut
wpatrując się w zamek. Jedyne co był w stanie się dowiedzieć to to, że klucz
jest średniej wielkości, dość wąski i długi. Podbiegł do miotły, dosiadł jej i
odbił się od ziemi. Latał pomiędzy kluczami łapiąc pierwszy lepszy i odwiązywał
od nich wstążki, a następnie rzucał przyjaciołom, żeby sprawdzili. Przy
kilkunastej próbie klucz okazał się być właściwym.
- Dalej! - krzyknęła Natalie
przytrzymując otwarte drzwi.
Harry i Ron przebiegli
przez nie i udali się wgłąb pokoju. Światło było rozproszone przez mnóstwo
pochodni wiszących na ścianach. Ron rozpromienił się. Na środku pokoju stały
ogromne szachy, które były dużo większe niż oni.
- Jeśli chcesz przejść
dalej, zadanie już trzecie cię czeka. Pokonać udowodnić, że logiką i zimną
krwią dasz radę się wykazać, oraz zdolnością do układania swych strategii. -
powiedział jeden z pionków.
- Chodźcie. - Ron jako
pierwszy podbiegł go pionków. - Mamy was przesuwać czy mówić co macie robić?
- Mówcie. Jesteśmy rozumne,
damy radę poruszać się sami. - odpowiedział pionek.
Pionki czarodziei
zawsze były żywe, dlatego dziwili się, gdy Harry opowiadał im o zwykłych
szachach, w jakie grają mugole. Ron zaczął od razu dyrygować pionkami.
- Czy on w ogóle wie
co robi? - zapytała Natalie.
- O tak. Gra często w
szachy. Jest jednym z najlepszych szachistów w Gryffindorze. - przyznał Potter.
Rzeczywiście z każdą
chwilą pionków czarnych robiło się coraz mniej na planszy. Ron był już
zmęczony, bo pionki wpadały na siebie i niszczyły się, a oni musieli co chwila
odbiegać, żeby nie oberwać kawałkami. Drzwi od następnej sali się uchyliły.
Przyjaciele skinęli mu i wskazali na drzwi.
- Idźcie. -
powiedział. - Ja się zajmę resztą.
Przebiegli do sali,
gdzie stał tylko stolik z eliksirami. Mnóstwem eliksirów. Nie było w
pomieszczeniu nikogo. Podeszli do tabliczki, która wisiała na ścianie.
Trzecia zagadka: Tylko mistrz eliksirów
podoła zadaniu,
Albowiem następny pokój tonie w
płomieniach.
Znajdź eliksir lub wywar, który ci
dopomoże,
Abyś nie spłonął w ostatnim z wyzwań.
- Eliksir? Cu...
- Cudownie! - Krukonka podbiegła do stolika i
zaczęła przeglądać każdą fiolkę. - Co my tu mamy... - sięgnęła po jeden z
wywarów, otworzyła go i zbliżyła do ust.
- Nie pij tego! - krzyknął Harry.
- Spokojnie! Sprawdzam zapach. Hm... Co tu
czujesz? - podsunęła mu fiolkę pod nos.
Harry powąchał wywar.
- Czuję... Ciasto czekoladowe.
- A ja wanilię i cynamon.
- Jak to możliwe?
- To Amortencja, Harry. Eliksir miłości, ale
nie wytwarza prawdziwego uczucia tylko jego imitację. Każdy czuje swój ulubiony
zapach, kiedy go wącha. Dalej... - odkręciła kolejną fiolkę i skrzywiła się
powąchawszy zawartość. - Bahanocyd! Środek na bahanki... - odkręcając kolejne,
wymawiała ich nazwy, z czasem to przychodziło jej coraz szybciej. - Eliksir
Euforii... Eliksir Leczący Rany... Eliksir Bujnego Owłosienia...
Fotograficzny... Eliksir... - parsknęła śmiechem po tym jak go powąchała. -
Ro...Roz...Rozśmieszający! - śmiała się dalej. - ... Postarzający... Wiggenowy?
Weź go, przyda się. - rzuciła mu fiolkę. Odkładała do kieszeni wszystkie
eliksiry, oczywiście po zamknięciu. - Wywar z mandragory... Dodający Wigoru...
Nienawiści... Ty patrz! Ulizanna! Ten żel do włosów!... O! Jest! - sięgnęła po
najmniejszą fiolkę. - Eliksir Ochrony Przed Ogniem. Jest go bardzo mało, więc
tylko jedna osoba może go wypić. Weź go, ja tu poczekam. - podała mu fiolkę. -
Powodzenia, Harry.
- Dzięki. Do zobaczenia wkrótce.
Chłopak wypił całą zawartość eliksiru i ruszył
przez drzwi, którymi wylewały się płomienie.
Harry ujrzał długą salę, poprzerywaną
ogromnymi rozstępami w ziemi, z których wydostawał się ogień. Przeszedł przez
niego bez trudu. Ujrzał postać mężczyzny... Ale wcale nie był to Snape. Ani
nawet Voldemort.
- Profesor Quirrel?! - krzyknął Harry.
-Myślałem, że... Snape...
- Tak, to ja, profesor Quirrel!... Severus? -
Quirrel roześmiał się. Śmiech ten był przeszywający, okropny. - Tak, Severus
wygląda na takiego, prawda? Nieźle go mieć, kiedy tak krąży po szkole jak
wyrośnięty nietoperz. Kto mógłby podejrzewać b-b-biednego j-j-ją-ka-ka-łę,
p-profesora Quirella?
Harry przypomniał sobie jak poznał tego
nauczyciela w wakacje. Biedny, płochliwy jąkała. Każdy tak o nim myślał.
Przecież to musi być jakiś żart!
- Ale... Snape chciał mnie zabić na meczu!
- Nie, nie Snape. To JA próbowałem cię zabić,
ale panna Granger wpadła na mnie, gdy szła podpalić mu szatę. Przerwała nasz
kontakt wzrokowy, a przy rzucaniu uroku trzeba go utrzymywać. Już niewiele
brakowało! Parę sekund, a przeciwzaklęcia Snape'a nic by nie dały. Głupiec
chciał być bohaterem.
- Snape chciał mnie... uratować?
- Oczywiście! A jak myślisz, czemu chciał być
sędzią następnego meczu? Chciał być pewien, że nic już nie zrobię! I tak bym
nie zrobił, bo na kolejne mecze przychodził Dumbledore. A wszyscy nauczyciele
myśleli, że to Snape jest tak zawistny i chce wam odebrać zwycięstwo! A propos,
kto wygra w tym roku puchar Quidditcha? Ravenclaw, prawda? No i na nic był jego
i mój trud... I tak cię teraz zabiję.
Strzelił palcami, a w powietrzu pojawiły się
sznury, które oplotły Harry'ego.
- Wścibski z ciebie dzieciak. Nawet w Noc
Duchów musieliście mnie przyłapać, gdy wpuściłem do zamku trolla. A teraz bądź
cicho, Potter, muszę zbadać zwierciadło Ain Eingrap.
Odwrócił się i podszedł do lustra. Stało ono w
rogu sali.
- To lustro jest kluczem do odzyskania
Kamienia. - mruknął Quirrel. - Że ten dyrektorek potrafił coś takiego
wymyślić... Jest teraz w Londynie... A jak wróci, ja będę jeszcze dalej.
Harry'emu przyszedł do głowy jedynie pomysł
odwrócenia uwagi Quirrela od lustra.
- Widziałem cię w Zakazanym Lesie. -
powiedział. - Ze Snapem.
- Zgadza się. - szedł teraz dookoła lustra. -
Chciał mnie nastraszyć. Śledzić mnie. Cały czas mnie podejrzewał... Mnie, który
ma po swojej stronie samego lorda Voldemorta!... Widzę Kamień... przekazuję go
mojemu pani i mistrzowi... ale gdzie o jest? - zapytał wgapiając się w swe
odbicie.
- Snape sprawiał wrażenie, że mnie nienawidzi!
- krzyknął Harry.
- Bo nie darzy cię sympatią, dzieciaku.
Muszę dalej go dekoncentrować... Quirrel
NIE MOŻE SIĘ SKUPIĆ.
- Czemu?
- Był w Hogwarcie z twoim ojcem i nie znosili
się. Ale nigdy nie życzył ci śmierci.
- Parę dni temu słyszałem pana szloch ze
strachu... byłem pewien, że Snape panu grozi...
Przez twarz Quirrela przemknęło coś na kształt
strachu.
- Posłuszeństwo mojemu panu sprawia mi...
pewną trudność... To wielki czarodziej, a ja jestem słaby i ...
- Był z panem w pustej klasie wtedy kiedy to
słyszałem?
- On jest ze mną wszędzie. Poznałem go
podczas podróży dookoła świata. Wyjaśnił mi na czym polega zło, którego tak się
wystrzegałem. Służyłem mu wiernie, choć nie wybaczał łatwo. Po nieudanej próbie
kradzieży z Gringotta ukarał mnie i postanowił mnie pilnować.
Potter go nie słuchał. W tej chwili jego
największym pragnieniem było odnalezienia kamienia przed Quirrelem. Chciał
przesunąć się w stronę lustra, żeby zobaczyć w nim odpowiedź na to pragnienie,
może akurat pokaże mu co ma zrobić... Ale sznury mu to uniemożliwiały.
- Co to lustro robi? Pomóż mi, mistrzu!
Ku przerażeniu Harry'ego, rozległ się głos,
który pochodził... z turbana Quirrella.
- Użyj chłopca... Chłopca użyj...
Profesor klasnął w dłonie, a sznury
natychmiast opadły.
- Chodź tu, Potter. Jak na lekcji, gdy
wychodziłeś do mnie na środek klasy.
Harry podszedł do niego.
- Spójrz w lustro i powiedz co widzisz.
Muszę kłamać. Kłamać i mówić, że widzę w
lustrze co innego, niż za chwilę zobaczę naprawdę.
Profesor stanął za chłopce. Harry podszedł bliżej lustra i poczuł
dziwny zapach pochodzący z turbana. Spojrzał w zwierciadło i ujrzał najpierw
swoje odbicie, blade i przerażone, a potem chłopiec uśmiechnął się do niego i
wyjął z kieszeni czerwony kamień. Gdy schował go z powrotem, Harry poczuł coś
ciężkiego w swojej prawdziwej kieszeni. Zdobył Kamień Filozoficzny.
- No i? - ponaglił Quirrel.
- Widzę siebie... Z Dumbledorem. Wręcza mi
Puchar Domów, który zdobyłem dla Gryffindoru...
Quirrel zaklął.
- Odejdź.
Harry nie zdążył zrobić nawet pięciu kroków,
gdy turban krzyknął:
- Wracaj, Potter! Kłamiesz! Zdejmij ten
turban... Porozmawiam z chłopakiem twarzą w twarz.
- Mistrzu, nie masz dość siły!
- Jestem dostatecznie silny... do tego...
Diabelskie Sidła oplotły nogi Pottera. Tam,
gdzie powinien być tył głowy Quirrela, zaraz po zdjęciu turbanu ukazała się
najstraszniejsza twarz, jaką można sobie wyobrazić. Kredowobiała, z okropnymi,
czerwonymi oczyma i szparkami zamiast nosa, jak u węża.
- Harry Potter... - wysyczała twarz. - Widzisz
co ze mnie zostało?... Zaledwie namiastka człowieka... Mogę tylko wstąpić w
czyjeś ciało... Ale zawsze ktoś mi go użycza... Widziałeś Quirrela pijącego dla
mnie krew jednorożca w puszczy... Lecz niedługo zdobędę Eliksir Życia i powrócę
jako najpotężniejszy czarodziej... A dlaczego... nie oddasz mi Kamienia, który
spoczywa w twojej kieszeni? Nie bądź głupcem, lepiej przyłącz do mnie, bo
skończysz jak twoi rodzice, którzy błagali mnie o litość...
- KŁAMCA! - wrzasnął Harry.
- Wzruszające... Zawsze ceniłem męstwo... Tak,
chłopcze, twi rodzice byli dzielni... Najpierw zabiłem twojego ojca... Walczył
odważnie po sam kres... A twoja matka wcale nie musiała umrzeć... próbowała cię
ochronić... Daj Kamień, bo umrzesz na próźno.
- NIGDY! - Harry skoczył do ognistych drzwi.
- ŁAP GO! - rozkazał Voldemort.
Quirrel rzucił się biegiem za Harrym. Złapał
go za nadgarstek i odskoczył na bok, sycząc z bólu.
- Panie, moje ręce! Moje ręce!
- ŁAP GO!
Quirrel ponownie rzucił się na chłopca. Harry
wyciągnął do niego ręce i instynktownie złapał go za twarz. Profesor wyciągał
do niego ręce sycząc, bo bał się Voldemorta. Za wszelką cenę musiał unicestwić
Pottera. Chłopak czuł przeszywający ból w okolicach blizny. Kiedy
śnił o Voldemorcie, zdarzało się to samo. Poczuł, że Quirrel słabnie... Lecz
wraz z nim. Wszystko robiło się czarne... i wirowało... Harry spadał...
***
Harry po przebudzeniu się zastał profesora
Dumbledore'a, którego zasypał mnóstwem pytań. Dowiedział się, że Voldemort
przeżył, Kamień został zniszczony, z jego przyjaciółmi nic się nie stało, Snape
nienawidzi ojca Harry'ego, Jamesa Pottera, bo ten uratował mu kiedyś życie. Tak
bardzo nie cierpiał Jamesa, że fakt, iż ma wobec niego dług wdzięczności, był
dla niego czymś okropnym. Dlatego starał się uratować Harry'ego, żeby móc w
spokoju nienawidzić jego ojca.
- Pani Pomfrey, mogę zabrać Harry'ego na
ceremonię zakończenia roku?
- Ale niech go pan nie przemęcza, dyrektorze!
- powiedziała lekarka surowym tonem.
- Ma się rozumieć. Twoi przyjaciele i
wielbiciele, Harry, zostawili dla ciebie mnóstwo słodyczy. - wskazał na szafkę
przy łóżku. - Przeniesiemy je do twojego dormitorium, ale teraz chodź. Panowie
Fred i George Weasley chcieli ci przesłać sedes jako prezent, chyba sądzili, że
cię to rozbawi, ale pani Pomfrey skonfiskowała go uznając, że to zły pomysł.
W Wielkiej Sali Harry'ego witało mnóstwo osób,
wszyscy go ściskali i gratulowali mu. Hagrid przyszedł przywitać go i rozpłakał
się, gdy chłopiec opowiadał mu o tym, że walczył z Voldemortem.
- Nie wymawiaj jego imienia, Harry. -
zachlipał.
- VOLDEMORT! - ryknął Harry. - Walczyłem z nim
i wymawiam jego imię!
- Już dobrze, już dobrze... Mam coś dla
ciebie. - wyjął album zza pleców i wręczył go Gryfonowi. - Dzwoniłem do
wszystkich kumpli twoich rodziców ze szkoły i prosiłem, żeby wysłali zdjęcia,
bo wiedziałem, że nie masz ani jednego. Wszystkie są z nimi. Podoba ci się?
Harry uniósł wzrok znad zdjęć, ale nie
odpowiedział. Harry rozumiał.
- Witam wszystkich! - zawołał Dumbledore. -
Czas na przyznanie Pucharu Domu! Ewidentnie przewagą punktów wygrali Ślizgoni,
to widać. - pstryknął i cały wystrój w sali zmienił się na szmaragdowo-srebrny.
Ślizgoni zaczęli wiwatować, krzyczeć i
gwizdać.
- Ale jednak mam jakieś dodatkowe punkty do
dodania! - przerwał dyrektor. - Od czego by tu zacząć... Ach, pan Ronald
Weasley... Za rozegranie najlepszej od wielu lat partii szachów wynagradzam jego
dom, Gryffindor, pięćdziesięcioma punktami.
W pomieszczeniu aż zadygotało od wiwatów
Gryfonów. Percy wrzeszczał do innych prefektów:
- To mój brat! Najmłodszy brat! Wygrał w
szachy z olbrzymami!
- Po drugie... panna Hermiona Granger. Za wiedzę
na temat Zielarstwa ponad zakres swojego roku, przydzielam kolejne pięćdziesiąt
punktów!
Do purpurowego Rona dołączyła Hermiona
zakrywająca rękoma twarz - Harry był pewien, że płakała. Gryfoni powariowali -
mieli już o sto punktów więcej.
- Po trzecie... Panna Natalie Stephens... za
użycie przez nią chłodnej logiki w obliczu ognia i śmiertelnego
niebezpieczeństwa, oraz za wiedzę na temat eliksirów w zakresie klasy
pierwszych, drugich i trzecich, obdarzam Ravenclaw pięćdziesięcioma punktami!
Natalie aż podrętwiała ze zdziwienia. Krukoni
z drużyny wynieśli ją na ręce i podrzucili trzy razy, a ona wzruszyła się i
płakała w ramiona Cho Chang i Luny Lovegood, gdy już stanęła na nogach.
Ravenclaw również zwariował.
- Po czwarte... pan Harry Potter. - sala
ucichła. - Za jego zimną krew i rzadko spotykaną odwagę nagradzam Gryffindor
sześćdziesięcioma punktami.
Gryffindor wyprzedził Slytherin o jeden punkt.
Dumbledore zmienił wystrój sali na szkarłatno-złoty.
- Dodaję też dziesięć punktów dla pana
Neville'a Longbottoma za oddanie przyjaciołom. To tyle jeśli chodzi o rozdanie
punktów i przyznanie Pucharu Domów. Gratuluję.
Krzyków i gwizdów nie byłoby końca, gdyby nie
fakt, że pani Hooch przyszła odczytać wyniki pucharu Quidditcha.
- Proszę o ciszę. - powiedziała do mikrofonu.
- Mam zaszczyt przedstawić wyniki Quidditcha w tym roku. Jednoznaczna jest
pierwsza nagroda w tym roku, jako, że jeden dom rozegrał wszystkie mecze bez
ani jednej porażki czy remisu. Było ciężko, to prawda. Niech was nie zrażą
kontuzje czy stracone punkty, bo wszystko możecie nadrobić w przyszłym roku!
Czwarte miejsce i pięćdziesiąt punktów dla domu zyskuje... HUFFLEPUFF! -
oklaski, wiwaty, krzyki. - Trzecie miejsce i sześćdziesiąt punktów dla domu
otrzymuje... SLYTHERIN! - wiwaty Ślizgonów nie były tak głośne jak na początku,
gdy myśleli, że zgarnęli Puchar Domów. - Drugie miejsce... Oraz osiemdziesiąt
punktów dla domu... Wędruje do... GRYFFINDORU! - Gryfoni skakali ze szczęścia.
Ktoś, kto stał na błoniach, mógłby pomyśleć, że coś wybuchło w zamku, taki był
huk. - I pierwsze miejsce wraz z setką punktów wędruje do RAVENCLAWU! Wielkie
brawa!
Drużyna Ravenclawu wyszła na środek sali, żeby
odebrać puchar od dyrektora. Teraz przenieśli się na drugie miejsce w tabeli
domów, Slytherin spadł na trzecie. Natalie już nie płakała. Teraz po prostu nie
mogła przestać się uśmiechać. Roger Davies podał jej puchar i posadził ją na
swoim ramieniu stając z nią w środku. Hermiona zrobiła zdjęcie aparatem Natalie.
Zaraz po zakończeniu ceremonii ogłoszono wyniki testów. Natalie miała najwyższe
wyniki wśród pierwszorocznych, a zaraz po niej Hermiona, ponieważ panna
Stephens ukończyła Eliksiry z wyróżnieniem. Musiała, zadbał o to Dumbledore.
Niestety Malfoy, Crabbe i Goyle zdali, ale Ron skwitował to zdaniem, że nie
można mieć wszystkiego na raz, a i tak dużo osiągnęli.
Nie wiadomo kiedy ich kufry zostały spakowane
i odesłane do pociągów, ale wszystko było już gotowe i pozostało tylko wrócić
do pociągu. Hagrid przeprawił pierwszorocznych łodziami i pożegnał się z nimi
przed wejściem do pociągu. Wyjął ogromną chusteczkę wielkości poszewki na
poduchę i wydmuchał w nią nos, zapłakany. Harry, Ron i Hermiona usiedli razem w
przedziale. Natalie dotychczas nie zajęła nigdzie miejsca, tylko chodziła od
przedziału do przedziału, żeby upewnić się, że pożegna się z każdym, kogo
polubiła i przynajmniej z częścią zrobiła sobie zdjęcie na pamiątkę. Zobaczyła,
że Malfoy wychodzi z jednego z przedziałów, więc uciekła szybko do przedziału
Gryfonów. Zapukała do drzwi Harry'ego, Rona i Hermiony, a następnie wsadziła
przez nie głowę, pytając:
- Czy mogę prosić was o zdjęcia pamiątkowe?
Hermiona wciągnęła ją do środka, zabrała jej
aparat i podała Harry'emu. Uścisnęły się i uśmiechnęły, a Harry wykonał
zdjęcie. Ron zaraz ustawił się za nimi i zrobił głupią minę, co też udało im
się uwiecznić. Hermiona usiadła obok Harry'ego i wzięła aparat do ręki. Zrobiła
jej zdjęcie z Ronem, z Ronem i z Harrym, a na koniec z samym Harrym. Natalie
pstryknęła fotkę całej trójki i powiedziała:
- Idę dalej, ale wrócę tu jeszcze do was! - i
zapominając o aparacie odwróciła się w drugą stronę. Wpadła na ...bliźniaków.
Harry wyszedł z jej aparatem.
- Uśmiech, proszę! - zawołał.
Natalie stanęła między Fredem i Georgem, a
Harry zrobił im zdjęcie.
- Dzięki, olbrzymy. - uścisnęła dłoń jednemu i
drugiemu.
- Właśnie szliśmy cię zapytać, czy nie
widziałaś gdzieś Teodory, ropuchy! - powiedzieli chórem.
Zapowietrzyła się i już miała krzyknąć
"CO?!", ale oni zaśmiali się i powiedzieli:
- Żart, Nietoperzu!
- Mam nadzieję, bo dostanę palpitacji serca! -
zawołała.
Natalie złapała jeszcze drużynę Gryfonów w
przedziale i kilka osób z Hufflepuffu, z którymi zrobiła sobie zdjęcie. Wróciła
do swoich przyjaciół, do końca podróży rozmawiali o tym, co zrobią w przyszłym
roku i zastrzegli, że będą unikać przygód takich jak te, które mieli w tym
roku, żeby wrócić cali i zdrowi do domów.
- Mamo, patrz, to Harry Potter! - zawołała
Ginny, gdy wysiadali z pociągu.
- Ginny! Nie ładnie tak wytykać palcem! -
zganiła ją pani Molly Weasley. Przyszła uściskać swoich synów, Harry'ego i Natalie.
- Jak minął rok? Trudny był?
- Troszeczkę. - przyznał Harry.
- Wcale. - uśmiechnęła się Krukonka.
- O! A to jakaś odmiana wreszcie!
- I dziękujemy pani bardzo za prezenty
świąteczne. Nawet trafiła pani z kolorem, niebieski to mój ulubiony! -
powiedziała Natalie.
- Naprawdę? Bardzo się cieszę, słońce! A
powiedzcie mi, czy Fred i George dużo psocili w tym roku?
Harry zaczął kaszleć, żeby nie odpowiedzieć.
- Chyba nie, nie przypominam sobie. Nie,
chłopaki? - zapytała.
- Tak jest, Nietoperzu!
- Fred, George!
- NIIIICK! - krzyknęła dziewczynka i
przewróciła Natalie wskakując na nią.
- Ellie! Wstań ze mnie, proszę cię!
Elizabeth pomogła wstać siostrze. Była teraz
od niej tylko pół głowy niższa.
- Jak było w szkole? Jakie miałaś oceny? Czy
nauczyciele byli fajni?
- Cicho, gaduło, jeszcze zdążymy porozmawiać
na ten temat! Weź Nocturnala, ale nie wyjmuj go z klatki, dobrze?
Siostra potrząsnęła głową i pobiegła po sowę.
- Do zobaczenia za dwa miesiące. - powiedziała
i zrobiło jej się smutno na myśl, że musi się z przyjaciółmi rozstać na tak
długo. - Wysyłajcie mi sowy, dobrze?
- Nie ma sprawy. - przytaknęli Ron, Hermiona i
Harry.
- Nie ma sprawy! Przyślemy ci sedes. -
powiedział Fred.
- Nie wysłaliśmy go Ginny, więc ty go
dostaniesz. - dodał George.
- Proszę was, nie denerwujcie pani Weasley! Ma
wystarczająco dużo zmartwień na głowie. - pouczyła ich myśląc, że kobieta nadal
rozmawia z Percym, bo jeszcze do niedawna stała dwa metry dalej wypytując go o
oceny. Jednak stała ona tuż za nią.
- Chyba cię zabiorę do siebie na wakacje,
żebyś ich tak pouczała. - powiedziała kobieta. - Jeśli będziecie chcieli,
oczywiście zapraszam was! - zwróciła się teraz do niej, Harry'ego i Hermiony.
- Dziękujemy za zaproszenie, pani Weasley. W
razie czego skontaktujemy się z Ronem. Natalie, podaj mi swój numer telefonu.
- Oczywiście, Hermiono. - Natalie podyktowała
przyjaciółce numer. - Do zobaczenia. - uścisnęła ją i podeszła uściskać
Harry'ego i Rona. - Cześć, chłopaki! Do widzenia, proszę pani! Do zobaczenia za
dwa miesiące.
- Natalie!
- Idę, Ellie, idę! - Natalie obróciła oczyma i
zaśmiała się doganiając siostrę.
Koniec.
Spodziewajcie się kolejnych części już
wkrótce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz