Pierwszego stycznia uczniowie wrócili do
szkoły. Sylwestra w tym roku nie obchodzono hucznie - jak zwykle multum potraw,
a o północy wystrzeliwali fajerwerki i urządzono wieczorek
nauczycielsko-uczniowski. Jedzenie, muzyka, rozmowy... I nic poza tym. Hagrid
mówił, że w przyszłym roku namówi dyrektora, żeby urządzić jakąś potańcówkę, a
nie taka "stypa" jak to on określił.
Uczniowie mieli wracać
do Hogwartu o ósmej trzydzieści, więc Nicole wyczekiwała Krukonów w ich wieży
stojąc przy wejściu. Kiedy wchodzili rządkiem, każdemu po kolei mówiła:
"Dziękuję za pamięć w urodziny", ale po jakimś czasie mówiła już
tylko "dziękuję za pamięć", bo język jej się plątał. Gdy była pewna,
że podziękowała wszystkim, Roger Davies zwołał graczy wszystkich do pokoju
wspólnego i wygonił z niego pozostałych.
- Chłopaki... i ty,
mała. - zwrócił się do nich, a dodał "małą", gdy widział znaczące
spojrzenie Jeremy'ego Strettona. - Dziś jest środa, więc planowo mamy trening
Quidditcha. Gramy ze Slytherinem pod koniec miesiąca i musimy się naprawdę
przyłożyć. Szlag mnie trafi, jeśli Flint zaśmieje mi się w twarz po wygranej.
- O której jest
trening?
- O siedemnastej.
Powinniśmy skończyć przed kolacją. Widzimy się na boisku gotowi o piątej, więc
nie chcę widzieć nikogo, kto będzie dopiero się szykował o tej godzinie, chyba,
że będzie miał bardzo dobre usprawiedliwienie.
- Tak jest. -
przytaknęli pozostali i rozeszli się.
Nicole popędziła do
wieży Gryffindoru, mając nadzieję, że spotka Hermionę. Hermiony nie spotkała,
ale Neville'a, który stanął przed portretem i nie bardzo wiedział, co może
powiedzieć. Nie znał znowu hasła.
- Neville?
- Och, cześć! Nie
słyszałaś może hasła?
- Niech się
zastanowię... - przypomniała sobie co wołał Percy wprowadzając resztę do
środka. - Śliskie pomyje.
Neville klepnął się
ręką w czoło.
- Jak mogłem
zapomnieć? Dzięki! ...Śliskie pomyje! - dziura za obrazem ukazała
się. - Czekasz tu na kogoś?
- Nie, ale mógłbyś
zawołać Hermionę?
- Hermionooo! -
zawołał. - Już idzie. Jeszcze raz dziękuję.
- Nie ma za co.
Gryfonka o długich
przednich zębach wyskoczyła w pokoju wspólnego i przyszła wyściskać
przyjaciółkę.
- Dziękuję za prezent,
był cudowny! - zawołały równocześnie i roześmiały się.
- Jak? Znaleźliście
coś o Flamelu? - przyciszyła głos siadając na ławce przy Nicole.
- Niestety nie.
Przetrzęśliśmy całą bibliotekę, ale nie znaleźliśmy zupełnie niczego... Chyba,
że coś jest w dziale zakazanym, ale tam się nie dostaniemy. Rozpatrywałam każdą
możliwość i nic z tego się nie uda. Jestem pewna, że już wcześniej to nazwisko
obiło mi się o uszy, ale nie mam pojęcia kiedy... Napisałam nawet do babci z
pytaniem o Flamela, ale nie wiedziała. A przynajmniej nie chciała mi
powiedzieć, choć nie wiem czemu miałoby tak być.
- Musimy znaleźć jakiś
sposób... Verita Serum odpada. Przydałoby się spytać jakiegoś nauczyciela...
Wątpię, żeby Binns nam odpowiedział na to pytanie. Spotkamy się przed kolacją?
Muszę się przygotować do lekcji, a po nich idziemy z Harrym i Ronem do Hagrida.
Chyba, że chcesz iść z nami?
- Bardzo chętnie, ale
niestety nie dam rady. Muszę się przygotować do lekcji, po nich idę napisać
zadanie na astronomię i muszę pędzić na trening. Urwanie głowy...
- Będzie dobrze,
poradzisz sobie. Gracie w tym miesiącu mecz ze Ślizgonami czy Gryffindorem?
- Ślizgonami...
- To tym bardziej!
Czyż nie będzie wesoło dokopać Malfoyowi i Snape'owi?
- Tak, pewnie. -
powiedziała bez wiary w swoje słowa. Żeby
to Snape mi nie dokopał, ani żeby żaden z przeciwników nie przyczynił się do
zakopania mnie!
- Porozmawiamy po
kolacji, jeśli nam się uda.
- A jak nie, to rano,
przed śniadaniem się spotkamy. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia!
Po lekcjach Nicole
zabrała się za opisanie układu gwiazd w jej dzień urodzin na Astronomię.
Skończyła pisać, gdy było pół do piątej, więc zabrała od razu swoją miotłę i
pozostałe rzeczy, udając się do szatni.
Przebrana i gotowa
dosiadła Nimbusa Dwa Tysiące i zaczęła latać w kółko, uciekając przed Jeremym i
Jasonem. Roger przyszedł gotowy równo za pięć piąta. Wszyscy zlecieli na
ziemię, żeby wysłuchać co ma do powiedzenia.
- Mówiłem już, że
gramy ze Ślizgonami, wiem. Ale teraz mówię serio: albo przykładamy się na
trzech treningach tygodniowo, albo będę was wyciągał jeszcze czwarty raz o
świcie, jeśli będzie trzeba. Musimy to wygrać. Dziś wypróbujemy nowe manewry i
kombinacje, które rozrysowywałem na planszach przez całe święta. Chodźcie do
szatni, wszystko wam krótko przedstawię i wypróbujemy to w praktyce.
Roger przedstawił im
nowe manewry - osobno dla każdej pozycji utworzył nowe taktyki, ale i znalazły
się zbiorowe zagrania. Wypróbowali wszystko po kolei doszlifowując
niedoskonałości. Weszli przez to na kolację spóźnieni. Nicole ledwo się
ruszała, czuła jak mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa, a kości wręcz się
wyginają. Weszła do dormitorium po prysznicu i opadła na kanapę między Jasonem,
a Duncanem, pałkarzami.
- Rogerowi zależy na
tym jak na niczym innym. - powiedziała zmęczona.
- Ale my chcemy przeżyć
ten miesiąc, a on nas zamęczy na śmierć! - uskarżał się Grant, obrońca.
- Ty masz najmniej do
roboty jako obrońca na treningach, ale pomyśl sobie co mają ścigający! A
zwłaszcza Nietoperzyk. Nie, młoda? - Duncan szturchnął ją ramieniem.
- Spadaj. -
szturchnęła go również i zamknęła oczy. - Mam o północy astronomię, ale na
wieżę będą musieli mnie wnosić! A potem mnie z niej sturlać na dół.
- Powiedziałbym, że
możesz tam wlecieć na miotle, ale nikt już nie może patrzeć na to ustrojstwo
dzisiaj.
- Naprawdę zależy mi
na tym, żeby nie zawieść. Nie pokażę się nikomu na oczy, jeśli skopię mecz. -
Sięgnęła po poduszkę i podłożyła ją sobie na ramieniu Duncana, żeby oprzeć
głowę. - Ale zależy mi jeszcze na ocenach. I na relacjach z innymi... I na
śnie.
- Pamiętaj, żeby
jeszcze jeść. Bo ścigający nie może też być za chudy.
- Nie mam siły się
objadać po tak ciężkim dniu!
Jason złapał ją za
nogi i położył je na swoich kolanach.
- To leż i odpoczywaj!
A na kolacji i tak coś zjeść musisz.
- Mhm... - pokręciła
głową przecząco. Uchyliła jedno oko i widząc, że Jason bacznie się jej
przygląda, pokiwała głową twierdząco. Gdy tylko się odwracał, znowu kręciła
przecząc i tak w kółko.
Chłopak szturchnął ją
palcami w żebro.
- Ała!
- Miało boleć!
- Ale ja tu mam
siniaka. - poinformowała.
- Od czego?
- Uciekałam przed
bliźniakami... Ale nie wiem nic więcej. Wiem, że to musiało być dwudziestego
siódmego grudnia, nic poza tym.
- Uciekałaś? Czemu?
- Bo znowu im
dokuczyłam. Najpierw wysypałam na nich śnieg z kociołka, potem zaczarowałam
kule śnieżne, żeby ich atakowały, a na koniec nie powiedziałam im, że na
dziedzińcu jest szklanka i wywrócili się obaj na wejściu. Teraz ich unikam.
- Ty? Ty komuś
dokuczyłaś? A to dobre! Słyszałeś to, Jeremy? - zawołał Duncan, do Jeremiego,
który szedł z dormitorium do nich.
- Co?
- Nietoperzyk niby
przez ferie świąteczne naprzykrzał się bliźniakom!
- Jak to
"naprzykrzał"? - Jason zbiegł na dół po schodach i wcisnął się w
fotel.
- W sensie, że
dokuczał! - wyjaśnił pałkarz.
- Bzdura. - Jeremy
popatrzył z intrygą w oczach na całą trójkę.
- Widzisz,
Nietoperzyku? Nikt ci nie uwierzy. Lepiej wymyśl inne usprawiedliwienie na tego
sińca.
- Est veritas in veritatem. -
rzekła.
Zdążyła się stęsknić za
Krukonami i bardzo brakowało jej treningów Quidditcha. A teraz zbliżyli się do
siebie z całą drużyną, nikt nigdzie nie odstawał.
- Co?
- Prawda prawdą
pozostanie. Uczyłam się łaciny w szkole. I francuskiego.
- Łacina? To okropnie
trudne, z tego co słyszałem. - stwierdził Jason.
- Okropnie trudno też
jest się dostać do drużyny Quidditcha będąc w pierwszej klasie, a jednak komuś
się to udało. - powiedział Jeremy.
Kolacja. Na kolację
Nicole zaczęła schodzić dziesięć minut wcześniej niż pozostali, bo bóle mięśni
ją bardzo spowalniały. Nagle poltergeist Irytek wyleciał przed jej twarz.
- Nietoperz! Witaj! -
zaskrzeczał. - Gdzie to się wybierasz? Twoja jaskinia jest w drugą stronę!
- Zostaw mnie, Iryt.
Ledwo się ruszam!
- No dalej, rozruszaj
skrzydełka! Machu-machu! Pomachaj nimi! Zaraz ci pomogę! - zbliżył się do niej
i chwycił za dywan, który stała. Tradycyjnie miał zamiar go wyciągnąć spod nóg
ucznia, żeby go wywrócić.
- Krwawy Baronie! -
zawołała.
Duch pojawił się
chwilę po tym jak Irytek zniknął gdzieś za ścianą.
- Czego dusza pragnie?
- Mógłbyś nastraszyć
Irytka? Tylko ciebie się słucha!
- Co to za głupie
stworzenie z niego, znowu się komuś naprzykrza... - i wygłaszając litanię na
temat wszystkich was poltergeista odfrunął do lochów, gdzie pewnie spodziewał
się znaleźć ducha.
Nicole dotarła mimo
wszystko później niż pozostali do Wielkiej Sali. Hufflepuff jak zwykle był
pierwszy, Slytherin drugi, Krukoni prawie w całym składzie byli w sali przed
Gryfonami, którzy jako ostatni wyruszyli na dół. Hermiona, Ron i Harry dogonili
Krukonkę.
- Bardzo cię
przepraszam, ale nie dam rady dziś się urwać pomiędzy kolacją, a Astronomią, bo
muszę odespać po treningu. - powiedziała Nicole po kolei stąpając z jednego
schodka na drugi, jednak nie pełnymi krokami. Najpierw lewa lądowała na
stopniu, potem prawa na tym samym i tak cały czas, dlatego zajmowało jej to
dużo czasu.
- Właśnie widzieliśmy,
że nie wracałaś przez trzy godziny ze stadionu. - powiedział Harry.
- Ja nie czuję
tułowia! - zawołała i usiadła na stopniu. - Nie idę dalej. Poproszę jakiegoś
Skrzata, żeby przyniósł mi jedzenie tutaj, zjem i wrócę na górę.
- Wstawaj! Jeszcze
tylko dwadzieścia stopni! - powiedziała Hermiona.
Nick wyglądała jakby
miała za sobą trzy dni bez snu, tylko stały wysiłek fizyczny lub psychiczny.
Oliver Wood przechodząc obejrzał się na grupkę i podszedł do nich
zaniepokojony.
- Wszystko w porządku?
- zapytał. - Zaraz kolacja się zacznie, pośpieszcie się. Tylko... O mamo,
połknęłaś jad chochlika kornwalijskiego?
- Gorzej... -
wybełkotała.
- Trening. - wyjaśnił
Ron.
Wood odwrócił się do
tyłu i skinął na Jeremy'ego i Grant'a. Obaj podeszli i popatrzyli z
zaskoczeniem na ścigającą.
- Nie wiem czy iść do
Snape'a, po coś, żeby jej się polepszyło, do pani McGonagall, żeby powiedziała
co dalej zrobić, czy od razu zanieść ją do skrzydła szpitalnego. - oznajmił
Wood.
- Profesor McGonagall
nas zabije... Pani Sprout też, ale mniej boleśnie niż McGonagall. Snape nas
odeśle do skrzydła szpitalnego. Zobacz, który nauczyciel jest najbliżej, a my
módlmy się, żeby to nie była pani McGonagall. - polecił Davies.
- Idźcie na kolację,
odezwę się niedługo. - poprosiła Nicole przyjaciół.
- Na pewno? Może ci
coś przynieść?
- Nie, dziękuję. -
uśmiechnęła się blado. Gdy przyjaciele odeszli, podkuliła nogi i oparła się o
ścianę zamykając oczy. - Błagam, jak przyjdzie profesor Snape, to ...
- To? - spytał Jeremy.
- To powiedzcie mu,
żeby poszedł po jakiegoś innego nauczyciela.
Roger i Jeremy
debatowali nad nią, rozmawiając o treningach. Przyszedł Oliver, powiedział coś
do chłopaków i Krukoni pomogli jej zejść do sali. Dostała sok dyniowy z
Eliksirem Wzmacniającym od profesor McGonagall i niedługo poczuła się lepiej.
Poszła się zdrzemnąć w dormitorium i Luna obudziła ją, żeby poszły na Wieżę
Astronomiczną.
W trakcie lekcji
Nicole znalazła w kieszeni jedno pudełko z czekoladową żabą. Otworzyła je,
zjadła słodycz i spojrzała na kartę... O mało nie krzyknęła z radości. Uspokoiła
się jak najprędzej i zapytała nauczyciela o pozwolenie na wyjście do łazienki.
Gdy tylko je dostała, pobiegła do wieży Gryffindoru i poprosiła Grubą Damę,
żeby przywołała Harry'ego, Rona i Hermionę.
- Wiesz która jest
godzina? - zapytała Gruba Dama.
- Wiem, dlatego mi się
śpieszy!
Parę minut później
przyjaciele wyszli do niej zaspani.
- Co się stało? Nie
powinnaś być na lekcji?
- Wiem kim jest
Nicholas Flamel! - zawołała.
Cała trójka od razu
się przebudziła.
- Spójrzcie. -
pokazała im kartę z czekoladowych żab. - Nicholas Flamel, sześćset
sześćdziesiąt pięć lat, alchemik, przyjaciel Dumbledore'a. Razem stworzyli
Kamień Filozoficzny.
- Czytałam o tym
kamieniu! Ma niemal nieograniczoną moc!
- Tak, Hermiono, a
teraz już wiemy czego chciał Snape!
- Myślicie, że Puszek
pilnuje tego kamienia? - zapytał Ron.
- Ja jestem tego
niemal pewien. - oznajmił Harry. - Poczekamy na ciebie pod wieżą astronomiczną,
mamy coś do rozwiązania tej nocy.
Nicole przytaknęła i
powlokła się do klasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz