poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział 14. - "Nicholas Flamel"

     Pierwszego stycznia uczniowie wrócili do szkoły. Sylwestra w tym roku nie obchodzono hucznie - jak zwykle multum potraw, a o północy wystrzeliwali fajerwerki i urządzono wieczorek nauczycielsko-uczniowski. Jedzenie, muzyka, rozmowy... I nic poza tym. Hagrid mówił, że w przyszłym roku namówi dyrektora, żeby urządzić jakąś potańcówkę, a nie taka "stypa" jak to on określił.
     Uczniowie mieli wracać do Hogwartu o ósmej trzydzieści, więc Nicole wyczekiwała Krukonów w ich wieży stojąc przy wejściu. Kiedy wchodzili rządkiem, każdemu po kolei mówiła: "Dziękuję za pamięć w urodziny", ale po jakimś czasie mówiła już tylko "dziękuję za pamięć", bo język jej się plątał. Gdy była pewna, że podziękowała wszystkim, Roger Davies zwołał graczy wszystkich do pokoju wspólnego i wygonił z niego pozostałych.
     - Chłopaki... i ty, mała. - zwrócił się do nich, a dodał "małą", gdy widział znaczące spojrzenie Jeremy'ego Strettona. - Dziś jest środa, więc planowo mamy trening Quidditcha. Gramy ze Slytherinem pod koniec miesiąca i musimy się naprawdę przyłożyć. Szlag mnie trafi, jeśli Flint zaśmieje mi się w twarz po wygranej.
     - O której jest trening?
     - O siedemnastej. Powinniśmy skończyć przed kolacją. Widzimy się na boisku gotowi o piątej, więc nie chcę widzieć nikogo, kto będzie dopiero się szykował o tej godzinie, chyba, że będzie miał bardzo dobre usprawiedliwienie.
     - Tak jest. - przytaknęli pozostali i rozeszli się.
     Nicole popędziła do wieży Gryffindoru, mając nadzieję, że spotka Hermionę. Hermiony nie spotkała, ale Neville'a, który stanął przed portretem i nie bardzo wiedział, co może powiedzieć. Nie znał znowu hasła.
     - Neville?
     - Och, cześć! Nie słyszałaś może hasła?
     - Niech się zastanowię... - przypomniała sobie co wołał Percy wprowadzając resztę do środka. - Śliskie pomyje.
     Neville klepnął się ręką w czoło.
     - Jak mogłem zapomnieć? Dzięki! ...Śliskie pomyje! - dziura za obrazem ukazała się. - Czekasz tu na kogoś?
     - Nie, ale mógłbyś zawołać Hermionę?
     - Hermionooo! - zawołał. - Już idzie. Jeszcze raz dziękuję.
     - Nie ma za co.
     Gryfonka o długich przednich zębach wyskoczyła w pokoju wspólnego i przyszła wyściskać przyjaciółkę.
     - Dziękuję za prezent, był cudowny! - zawołały równocześnie i roześmiały się.
     - Jak? Znaleźliście coś o Flamelu? - przyciszyła głos siadając na ławce przy Nicole.
     - Niestety nie. Przetrzęśliśmy całą bibliotekę, ale nie znaleźliśmy zupełnie niczego... Chyba, że coś jest w dziale zakazanym, ale tam się nie dostaniemy. Rozpatrywałam każdą możliwość i nic z tego się nie uda. Jestem pewna, że już wcześniej to nazwisko obiło mi się o uszy, ale nie mam pojęcia kiedy... Napisałam nawet do babci z pytaniem o Flamela, ale nie wiedziała. A przynajmniej nie chciała mi powiedzieć, choć nie wiem czemu miałoby tak być.
     - Musimy znaleźć jakiś sposób... Verita Serum odpada. Przydałoby się spytać jakiegoś nauczyciela... Wątpię, żeby Binns nam odpowiedział na to pytanie. Spotkamy się przed kolacją? Muszę się przygotować do lekcji, a po nich idziemy z Harrym i Ronem do Hagrida. Chyba, że chcesz iść z nami?
     - Bardzo chętnie, ale niestety nie dam rady. Muszę się przygotować do lekcji, po nich idę napisać zadanie na astronomię i muszę pędzić na trening. Urwanie głowy...
     - Będzie dobrze, poradzisz sobie. Gracie w tym miesiącu mecz ze Ślizgonami czy Gryffindorem?
     - Ślizgonami...
     - To tym bardziej! Czyż nie będzie wesoło dokopać Malfoyowi i Snape'owi?
     - Tak, pewnie. - powiedziała bez wiary w swoje słowa. Żeby to Snape mi nie dokopał, ani żeby żaden z przeciwników nie przyczynił się do zakopania mnie!
     - Porozmawiamy po kolacji, jeśli nam się uda.
     - A jak nie, to rano, przed śniadaniem się spotkamy. Do zobaczenia.
     - Do zobaczenia!

     Po lekcjach Nicole zabrała się za opisanie układu gwiazd w jej dzień urodzin na Astronomię. Skończyła pisać, gdy było pół do piątej, więc zabrała od razu swoją miotłę i pozostałe rzeczy, udając się do szatni.
     Przebrana i gotowa dosiadła Nimbusa Dwa Tysiące i zaczęła latać w kółko, uciekając przed Jeremym i Jasonem. Roger przyszedł gotowy równo za pięć piąta. Wszyscy zlecieli na ziemię, żeby wysłuchać co ma do powiedzenia.
     - Mówiłem już, że gramy ze Ślizgonami, wiem. Ale teraz mówię serio: albo przykładamy się na trzech treningach tygodniowo, albo będę was wyciągał jeszcze czwarty raz o świcie, jeśli będzie trzeba. Musimy to wygrać. Dziś wypróbujemy nowe manewry i kombinacje, które rozrysowywałem na planszach przez całe święta. Chodźcie do szatni, wszystko wam krótko przedstawię i wypróbujemy to w praktyce.
     Roger przedstawił im nowe manewry - osobno dla każdej pozycji utworzył nowe taktyki, ale i znalazły się zbiorowe zagrania. Wypróbowali wszystko po kolei doszlifowując niedoskonałości. Weszli przez to na kolację spóźnieni. Nicole ledwo się ruszała, czuła jak mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa, a kości wręcz się wyginają. Weszła do dormitorium po prysznicu i opadła na kanapę między Jasonem, a Duncanem, pałkarzami.
     - Rogerowi zależy na tym jak na niczym innym. - powiedziała zmęczona.
     - Ale my chcemy przeżyć ten miesiąc, a on nas zamęczy na śmierć! - uskarżał się Grant, obrońca.
     - Ty masz najmniej do roboty jako obrońca na treningach, ale pomyśl sobie co mają ścigający! A zwłaszcza Nietoperzyk. Nie, młoda? - Duncan szturchnął ją ramieniem.
     - Spadaj. - szturchnęła go również i zamknęła oczy. - Mam o północy astronomię, ale na wieżę będą musieli mnie wnosić! A potem mnie z niej sturlać na dół.
     - Powiedziałbym, że możesz tam wlecieć na miotle, ale nikt już nie może patrzeć na to ustrojstwo dzisiaj.
     - Naprawdę zależy mi na tym, żeby nie zawieść. Nie pokażę się nikomu na oczy, jeśli skopię mecz. - Sięgnęła po poduszkę i podłożyła ją sobie na ramieniu Duncana, żeby oprzeć głowę. - Ale zależy mi jeszcze na ocenach. I na relacjach z innymi... I na śnie.
     - Pamiętaj, żeby jeszcze jeść. Bo ścigający nie może też być za chudy.
     - Nie mam siły się objadać po tak ciężkim dniu!
     Jason złapał ją za nogi  i położył je na swoich kolanach.
     - To leż i odpoczywaj! A na kolacji i tak coś zjeść musisz.
     - Mhm... - pokręciła głową przecząco. Uchyliła jedno oko i widząc, że Jason bacznie się jej przygląda, pokiwała głową twierdząco. Gdy tylko się odwracał, znowu kręciła przecząc i tak w kółko.
     Chłopak szturchnął ją palcami w żebro.
     - Ała!
     - Miało boleć!
     - Ale ja tu mam siniaka. - poinformowała.
     - Od czego?
     - Uciekałam przed bliźniakami... Ale nie wiem nic więcej. Wiem, że to musiało być dwudziestego siódmego grudnia, nic poza tym.
     - Uciekałaś? Czemu?
     - Bo znowu im dokuczyłam. Najpierw wysypałam na nich śnieg z kociołka, potem zaczarowałam kule śnieżne, żeby ich atakowały, a na koniec nie powiedziałam im, że na dziedzińcu jest szklanka i wywrócili się obaj na wejściu. Teraz ich unikam.
     - Ty? Ty komuś dokuczyłaś? A to dobre! Słyszałeś to, Jeremy? - zawołał Duncan, do Jeremiego, który szedł z dormitorium do nich.
     - Co?
     - Nietoperzyk niby przez ferie świąteczne naprzykrzał się bliźniakom!
     - Jak to "naprzykrzał"? - Jason zbiegł na dół po schodach i wcisnął się w fotel.
     - W sensie, że dokuczał! - wyjaśnił pałkarz.
     - Bzdura. - Jeremy popatrzył z intrygą w oczach na całą trójkę.
     - Widzisz, Nietoperzyku? Nikt ci nie uwierzy. Lepiej wymyśl inne usprawiedliwienie na tego sińca.
     - Est veritas in veritatem. - rzekła.
     Zdążyła się stęsknić za Krukonami i bardzo brakowało jej treningów Quidditcha. A teraz zbliżyli się do siebie z całą drużyną, nikt nigdzie nie odstawał.
     - Co?
     - Prawda prawdą pozostanie. Uczyłam się łaciny w szkole. I francuskiego.
     - Łacina? To okropnie trudne, z tego co słyszałem. - stwierdził Jason.
     - Okropnie trudno też jest się dostać do drużyny Quidditcha będąc w pierwszej klasie, a jednak komuś się to udało. - powiedział Jeremy.

     Kolacja. Na kolację Nicole zaczęła schodzić dziesięć minut wcześniej niż pozostali, bo bóle mięśni ją bardzo spowalniały. Nagle poltergeist Irytek wyleciał przed jej twarz.
     - Nietoperz! Witaj! - zaskrzeczał. - Gdzie to się wybierasz? Twoja jaskinia jest w drugą stronę!
     - Zostaw mnie, Iryt. Ledwo się ruszam!
     - No dalej, rozruszaj skrzydełka! Machu-machu! Pomachaj nimi! Zaraz ci pomogę! - zbliżył się do niej i chwycił za dywan, który stała. Tradycyjnie miał zamiar go wyciągnąć spod nóg ucznia, żeby go wywrócić.
     - Krwawy Baronie! - zawołała.
     Duch pojawił się chwilę po tym jak Irytek zniknął gdzieś za ścianą.
     - Czego dusza pragnie?
     - Mógłbyś nastraszyć Irytka? Tylko ciebie się słucha!
     - Co to za głupie stworzenie z niego, znowu się komuś naprzykrza... - i wygłaszając litanię na temat wszystkich was poltergeista odfrunął do lochów, gdzie pewnie spodziewał się znaleźć ducha.
     Nicole dotarła mimo wszystko później niż pozostali do Wielkiej Sali. Hufflepuff jak zwykle był pierwszy, Slytherin drugi, Krukoni prawie w całym składzie byli w sali przed Gryfonami, którzy jako ostatni wyruszyli na dół. Hermiona, Ron i Harry dogonili Krukonkę.
     - Bardzo cię przepraszam, ale nie dam rady dziś się urwać pomiędzy kolacją, a Astronomią, bo muszę odespać po treningu. - powiedziała Nicole po kolei stąpając z jednego schodka na drugi, jednak nie pełnymi krokami. Najpierw lewa lądowała na stopniu, potem prawa na tym samym i tak cały czas, dlatego zajmowało jej to dużo czasu.
     - Właśnie widzieliśmy, że nie wracałaś przez trzy godziny ze stadionu. - powiedział Harry.
     - Ja nie czuję tułowia! - zawołała i usiadła na stopniu. - Nie idę dalej. Poproszę jakiegoś Skrzata, żeby przyniósł mi jedzenie tutaj, zjem i wrócę na górę.
     - Wstawaj! Jeszcze tylko dwadzieścia stopni! - powiedziała Hermiona.
     Nick wyglądała jakby miała za sobą trzy dni bez snu, tylko stały wysiłek fizyczny lub psychiczny. Oliver Wood przechodząc obejrzał się na grupkę i podszedł do nich zaniepokojony.
     - Wszystko w porządku? - zapytał. - Zaraz kolacja się zacznie, pośpieszcie się. Tylko... O mamo, połknęłaś jad chochlika kornwalijskiego?
     - Gorzej... - wybełkotała.
     - Trening. - wyjaśnił Ron.
     Wood odwrócił się do tyłu i skinął na Jeremy'ego i Grant'a. Obaj podeszli i popatrzyli z zaskoczeniem na ścigającą.
     - Nie wiem czy iść do Snape'a, po coś, żeby jej się polepszyło, do pani McGonagall, żeby powiedziała co dalej zrobić, czy od razu zanieść ją do skrzydła szpitalnego. - oznajmił Wood.
     - Profesor McGonagall nas zabije... Pani Sprout też, ale mniej boleśnie niż McGonagall. Snape nas odeśle do skrzydła szpitalnego. Zobacz, który nauczyciel jest najbliżej, a my módlmy się, żeby to nie była pani McGonagall. - polecił Davies.
     - Idźcie na kolację, odezwę się niedługo. - poprosiła Nicole przyjaciół.
     - Na pewno? Może ci coś przynieść?
     - Nie, dziękuję. - uśmiechnęła się blado. Gdy przyjaciele odeszli, podkuliła nogi i oparła się o ścianę zamykając oczy. - Błagam, jak przyjdzie profesor Snape, to ...
     - To? - spytał Jeremy.
     - To powiedzcie mu, żeby poszedł po jakiegoś innego nauczyciela.
     Roger i Jeremy debatowali nad nią, rozmawiając o treningach. Przyszedł Oliver, powiedział coś do chłopaków i Krukoni pomogli jej zejść do sali. Dostała sok dyniowy z Eliksirem Wzmacniającym od profesor McGonagall i niedługo poczuła się lepiej. Poszła się zdrzemnąć w dormitorium i Luna obudziła ją, żeby poszły na Wieżę Astronomiczną.

     W trakcie lekcji Nicole znalazła w kieszeni jedno pudełko z czekoladową żabą. Otworzyła je, zjadła słodycz i spojrzała na kartę... O mało nie krzyknęła z radości. Uspokoiła się jak najprędzej i zapytała nauczyciela o pozwolenie na wyjście do łazienki. Gdy tylko je dostała, pobiegła do wieży Gryffindoru i poprosiła Grubą Damę, żeby przywołała Harry'ego, Rona i Hermionę.
     - Wiesz która jest godzina? - zapytała Gruba Dama.
     - Wiem, dlatego mi się śpieszy!
     Parę minut później przyjaciele wyszli do niej zaspani.
     - Co się stało? Nie powinnaś być na lekcji?
     - Wiem kim jest Nicholas Flamel! - zawołała.
     Cała trójka od razu się przebudziła.
     - Spójrzcie. - pokazała im kartę z czekoladowych żab. - Nicholas Flamel, sześćset sześćdziesiąt pięć lat, alchemik, przyjaciel Dumbledore'a. Razem stworzyli Kamień Filozoficzny.
     - Czytałam o tym kamieniu! Ma niemal nieograniczoną moc!
     - Tak, Hermiono, a teraz już wiemy czego chciał Snape!
     - Myślicie, że Puszek pilnuje tego kamienia? - zapytał Ron.
     - Ja jestem tego niemal pewien. - oznajmił Harry. - Poczekamy na ciebie pod wieżą astronomiczną, mamy coś do rozwiązania tej nocy.
     Nicole przytaknęła i powlokła się do klasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz