Kiedy Natalie się obudziła, spojrzała w swoją
lewą stronę i ujrzała Padmę Patil, wyciągającą ubrania z szafy. Chwila... Czemu sweter, który
wyciąga, jest szkarłatny, a nie błękitny? Natalie usiadła na łóżku i
rozejrzała się. Zapomniała, że jest w Gryffindorze, a fakt, że tu i tu dzieli
sypialnię z jedną bliźniaczek Patil, zmylił ją jeszcze bardziej.
- Cześć, Parvati. -
uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Och, cześć, Natalie.
- szepnęła, zważywszy na to, że Katie Bell nadal smacznie spała. - Wszystkiego
najlepszego! - podbiegła do niej i ją uścisnęła.
Natalie poczuła falę
przyjemnego ciepła rozchodzącą się od jej serca. Nigdy nikt spoza rodziny nie
składał jej życzeń, bo nawet nie pamiętał o jej urodzinach.
- Dziękuję. -
szepnęła. Wstała z łóżka i zapytała: - Ktoś jeszcze jest już na nogach?
- Raczej nie, nikogo
nie widziałam, ani nie słyszałam.
Natalie przytaknęła i
sięgnęła po ubrania. Nie musiała mieć na sobie spódniczki, koszuli, krawata i
swetra, bo były już ferie. Ubrała czarne spodnie i koszulę (bo polubiła je
nosić), narzuciła na ramiona długi sweter i wyszła do sali wejściowej.
Zastanowiła się tam nad tym, o dziś zrobi. Powinna szukać informacji o Flamelu,
ale nie ma już gdzie... Pobiegła w stronę Wielkiej Sali i dosłownie wpadła na
Hagrida.
- Natalie! Nic ci nie
jest? - zapytał podnosząc ją z ziemi.
- Żyję... Tak. -
pokiwała głową i oboje wybuchnęli śmiechem.
- Wszystkiego
najlepszego! Widzimy się na śniadaniu, prawda, solenizantko?
- O tak, dziękuję! -
rozpromieniła się.
- Twoja sowa wróciła?
- Pewnie nie, bo gdyby
tak było, to obudziłaby mnie pukając w szybę... Chyba, że nie wie, że się
przeniosłam.
- Wie, wie! One zawsze
to wyczuwają. Szkoda, że nie masz tam do towarzystwa Hermiony, co?
- Mhm... Może za rok.
- uśmiechnęła się słabo.
- No... Leć już do
Sali albo do dormitorium, bo jest zimno.
- Do zobaczenia,
Hagrid!
O mało nie wywróciła
się na śliskiej posadzce, gdy mijała czwarte piętro. Jest w ciągłym ruchu, to
bieganie po schodach, poza Quidditchem, przyczyniło się do tego, że schudła. W
pokoju wspólnym Percy właśnie dokładał drewna do kominka.
- Witaj, Percy! Ładny
dzień, prawda?
- Witaj, bardzo ładny,
ale chłodny! - wzdrygnął się. - Czekaj... Masz dziś urodziny, prawda? -
podszedł do niej i ściskając jej dłoń, mówił: - Życzę ci spełnienia marzeń,
sukcesów w nauce i Quidditchu jak dotychczas albo i większych, abyś nadal miała
tak wysokie ambicje i dawała powody do domu Raveclawowi, a nawet i całemu
Hogwartowi. Mama z tatą kazali cię od nich uściskać z tej okazji i takie tam,
życzą wszystkiego, co najlepsze.
- Dziękuję ci bardzo,
również przekazuję uściski rodzicom. Czy śniadanie jest dziś o tej samej porze,
czy coś się zmienia ze względu na ferie świąteczne?
- Dziś jest wszystko
normalnie. Jeśli się coś ma zmienić, to już niedługo się tego dowiemy. -
oświadczył uroczystym tonem i pogrzebaczem zaczął przepychać drewno, żeby ogień
miał większy dopływ do powietrza.
Katie Bell już wstała,
złożyła życzenia Natalie w dormitorium, a następnie zrobiły to Romilda,
Lavender i Alicja. Kiedy stała u góry, pomiędzy wejściami do dormitoriów, o
mało ktoś nie zabił jej drzwiami wychodząc z męskich sypialń. To Seamus
Finnigan wyszedł stamtąd przepychając się dla zabawy z Deanem Thomasem.
- Cześć, Natalie! -
zawołali razem. - Wszystkiego najlepszego!
Wypadł też Peter John
mówiąc "sto lat!" i zasalutował jej goniąc za kolegami. Dziewczyny
wyszły z wieży, żeby zapytać o coś panią McGonagall i miały od razu skoczyć do
Wielkiej Sali w oczekiwaniu na kolację. W wieży została już tylko Natalie,
Harry, Ron, Lee i bliźniacy. Natalie zdecydowała, że pójdzie zobaczyć czy Ron i
Harry dalej śpią. Zapukała do drzwi ich sypialni, jednak nikt się nie odezwał.
Nacisnęła na klamkę i weszła po cichu do środka.
- George, jeśli znowu
wrzucisz tu śnieg, to...!
- George Stephens,
witam! - Natalie zaśmiała się wchodząc do pokoju.
- Przepraszam,
myślałem, że to moi bracia!
- George Stephens, Natalie Weasley... - wymamrotał Harry.
Ron podszedł do niej z
Harrym i uroczystym tonem zaczął mówić:
- My, niżej podpisani;
Ron Weasley i Harry Potter
Drzwi otworzyły się na
oścież i bliźniacy wpadli do pokoju.
- Sto lat, sto lat,
niech żyje, żyje nam! Nieeeech żyyyyje naaaam! A kto?! NIETOPERZ! - zaśpiewali
nie trafiając w kilka dźwięków, a potem wystrzelili z różdżek kolorowe iskry,
które wyglądały jak sypki brokat.
- Mama powiedziała...
- zaczął George.
- "Uściskajcie Natalie,
chłopcy, życzcie jej ode mnie i od taty wszystkiego dobrego!" - mówił
wysokim głosem Fred, udając swoją rodzicielkę.
- O nie, zaduszą ją...
- wymamrotał Ron załamany.
Fred i George ścisnęli
ją z obu stron i zaczęli czochrać po głowie.
- Wszystkiego
najlepszego, maluchu!
- Dzięki, olbrzymy. -
wybełkotała wypluwając włosy z ust.
Posadzili ją sobie na
ramionach i wyszli z Harrym i Ronem z wieży śpiewając w kółko pieśń o
urodzinach nietoperza. Dopiero gdy napotkali profesor Sprout, postanowili ją
postawić, bo ta zaczęła krzyczeć "Czy wyście oszaleli?! Jeśli coś jej się
stanie, to obiecuję, że zawiesimy was przynajmniej na miesiąc!". Rzekli wtedy,
że postawią ją w Sali i tak też zrobili. Wtedy Harry i Ron w końcu mogli z nią
porozmawiać i złożyć jej życzenia:
- Z okazji urodzin
chcemy ci strzelić poemat. - zaanonsował Ron. - Więc...
- Dnia dwudziestego
trzeciego grudnia...
- Na wkuwaniu nie
spędzisz pół dnia...
- Skoro są twe
urodziny...
- Z tej okazji ci
życzymy:..
- Soku dyniowego w
dzbanku!
- Bezdennego konta w
banku!
- Dużo swobody,
pięknej pogody...
- Słodkiej zemsty
nietoperza...
- Zmienienia Malfoya w
brzydkiego jeża!
- Sukcesów w
Quidditchu i ...
- Szczęścia w szkole
magików.
- Ile mugoli chodzi po
świecie...
- Ile czekoladowych
żab zje przeciętne dziecię...
- Tyle spełnionych
marzeń ci życzymy...
- Bo są dziś twoje
urodziny!
- No i ten, wesołych
świąt, szczęśliwego nowego roku i całej tej reszty. - dodał Ron.
- O mamo, długo zajęło
wam układanie tego poematu? - zapytała wzruszona.
- Czy długo?
Układaliśmy go w trakcie, gdy go mówiliśmy. Mieliśmy ułożony inny, ale był
mniej oryginalny. - przyznał rudzielec.
Uściskała ich oboje
naraz, żeby nie zauważyli, że naprawdę się wzruszyła do łez. Przyszedł
dyrektor, złożył jej z pozostałymi nauczycielami życzenia i dostała od
wychowawcy Wielką Księgę
Zaklęć i Uroków, zwykłych do codziennego użytku i wiele innych. Przy stole
jeden ze Skrzatów Domowych pracujących w kuchni, przyniósł jej małe ciasto ze
świeczką w środku. Przekroiła je na kilka kawałków i rozdzieliła między
przyjaciół. Sowy wleciały do Wielkiej Sali z paczkami i listami. Przed Natalie
upadło kilka paczek i listów. Nie chciała ich z początku otwierać przy stole,
ale Padma Katie namówiły ją, żeby jednak to zrobiła. Dostała aparat
fotograficzny, ale nie ten mugolski. Był to prezent od dziadków. Od rodziców
dostała album i kartkę z życzeniami. Hermiona również przysłała jej prezent:
grube tomiszcze ze spisem mnóstwa eliksirów oraz kulę śnieżną, w której postaci
się poruszały przechodząc od domu do domu i machając co jakiś czas do
oglądającego. Nawet Luna o niej pomyślała i podarowała jej piękny, niebieski
zegarek z sową! Ellie przysłała jej długi list i trochę mugolskich słodyczy.
Właściwie to prawie każdy prezent miał dołączony list, ale Natalie nie
odczytywała ich przy stole, zostawiła je jako poufne dla siebie. Na koniec
ogromna koperta... A wewnątrz niej kartka urodzinowa od Krukonów, gdzie zebrane
były krótkie wpisy włącznie z wpisem opiekuna domu i profesora Albusa Dumbledore'a.
Mieniła się różnymi kolorami dzięki zaklęciu.
Poza tym, że rano złożono
jej życzenia i otrzymała na raz więcej przesyłek niż w całym tym półroczu, to
dzień minął rutynowo. Następny dzień, Wigilia Bożego Narodzenia, zapowiadał się
być jednym z najpiękniejszych dni - dlatego, że spędzi ten dzień gdzieś, gdzie
czuje się jak w prawdziwym domu, a nie to co na Bellamy Road.
Wieczorem zajęła się
listami. Ellie napisała do niej, że w domu wiele się zmieniło - ojciec chyba
naprawdę zaczął oglądać się za pracą, ale też dużo częściej kłóci się z mamą.
Nie odbija się to jednak na dziewczynce w żaden sposób, nikt na nią nie krzyczy
ani się nie wyżywa. Opisywała największe przeżycia z tego semestru szkolnego, a
Natalie myślała, że wybuchnie śmiechem widząc ostatnie zdanie w tym akapicie
"JAK WIDZISZ, PEWNIE PRZEŻYŁAŚ SWÓJ SEMESTR O WIELE SPOKOJNIEJ NIŻ
JA".
Rodzice, a właściwie
mama, pisała o tym, że nie gniewa się na Natalie za to, że nie powiedziała jej
prawdy o szkole i prosiła, żeby nie pisała Elizabeth za dużo o magii, dopiero
dziadkowie jej o wszystkim opowiadają i wtedy powiedzą Natalie, że Ellie wie
wystarczająco dużo, żeby słuchać o codzienności Hogwartu. Ostatnio mała
wykazała zdolności magiczne - na lekcji sportu spadła z wysokości dwóch metrów
wdrapując się na drabinki, ale zupełnie nic się nie stało. Odbiła się od ziemi
jak piłka i stanęła na nogach.
Dziadkowie prosili,
żeby nadesłała listę ocen, wtedy będą mogli wytłumaczyć system rodzicom.
Został też dołączony
krótki list z kluczem od banku Gringotta.
Szanowna Panno Natalie Stephens!
Informujemy, że świętej pamięci państwo
Greta i John Stephens
przepisali w spadku cały swój
majątek pani i pańskiej siostrze,
dzieląc go na równe dwie połowy. Aby
go odebrać, proszę stawić
się w naszym banku Gringotta dowolnego
dnia oraz przedstawić
dowolnemu pracownikowi powód
wizyty. W dniu pańskich jede-
nastych urodzin, zgodnie z
wolą pani dziadków, mamy obowiązek
poinformować o tym panią, a
następnie pańską siostrę w dzień jej
jede nastych urodzin.
Klucz do skrytki zostanie zlikwidowany po
odbiorze obu wypłat. Wszystkiego
co najlepsze, wesołych świąt i
szczęśliwego nowego roku życzy:
Prezes Banku Gringotta.
A niżej podpis... Cały
majątek? Ciekawe jak to wiele... Będą pieniądze na naukę. Schowała ten list do kuferka i
zamknęła go zaklęciem zabezpieczającym.
***
Tym razem to Natalie wstała pierwsza. Katie
Bell obudziła się zaraz po niej, równo z Parvati. Spojrzały na swoje łóżka i
ujrzały na nich stosy prezentów.
- Wesołych świąt. - życzyły sobie i Gryfonki
zabrały się za rozpakowywanie prezentów.
Natalie wybiegła z sypialni i pobiegła obudzić
Rona i Harry'ego. Kiedy otworzyła drzwi do ich sypialni, obaj już się
przeciągali siedząc na swoich łóżkach.
- Wesołych świąt! - zawołała.
- Wesołych świąt.
- Wesołych świąt. Od jak dawna jesteś na
nogach? - spytał Ron.
- Niedługo, dosłownie chwilę.
- Otworzyłaś już prezenty? - zapytał Harry.
- Nie, od razu przy...
- To przynieś je tutaj i otwórz. - polecił
Ron.
- Ale...
- Już, już! - popędził ją Harry.
Zdziwiona ich pośpiechem wróciła po swoje
podarunki i położyła je na łóżku, które należało do Neville'a. Nie spodziewała
się więcej prezentów od rodziny, a jednak otrzymała od nich składniki eliksiru
do wywoływania zdjęć, od Hermiony wielkie pudło czekoladowych żab i małe
pudełko fasolek wszystkich smaków. Dojrzała też prezent od Rona i Harry'ego.
- Chłopaki... - westchnęła. - Nie trzeba było!
- Tak, niby nie, ale ty też nam coś dałaś! -
zauważył Harry wyciągając paczkę od niej.
Kupiła mu zestaw miotlarski i duże pudło
fasolek wszystkich smaków, a Ronowi czekoladowe żaby i ogromny plakat z drużyną
Quidditcha, której kibicuje. Ona zaś otrzymała od nich książkę "Quidditch
przez wieki", której nie miała okazji jeszcze przeczytać i pudło żab
czekoladowych.
- O tak, w końcu dobra lektura! - ucieszyła
się. - Świetnie. Ale tych czekoladowych żab to nie przejem do końca przyszłego
roku! A właśnie, Ron, chcesz jakieś karty?
- O nie! Nie rozdawaj ich od tak! Musisz się
nimi wymieniać!
- Mam jedną zwykłą, brązową... srebrną i na
pewno złotą, włożyłam je do albumu. Tyle mi wystarczy, resztę mogę ci oddać,
zrobisz z nimi dobry użytek. Harry, zbierasz je?
Chłopak potrząsnął głową.
- Złotą? Tą, którą widziałem, nie? - spytał
Ron.
- Tak. To jak, przynieść ci resztę? Mam je
jeszcze nie wypakowane.
- Dziękuję, potem pójdziemy po nie. A... Och,
nie, dostaliście swetry Weasleyów! - powiedział Ron patrząc na trochę niedbale
zapakowane paczki na łóżkach obojga przyjaciół. Wypakowali je i Ron burknął: -
znowu mama zrobiła mi kasztanowy... Nienawidzę tego koloru!
Sweter Harry'ego był szmaragdowozielony, a Natalie
granatowy. Na każdym z nich były pierwsze litery ich imion.
- Powiedziałem mamie, że nie spodziewacie się
zbyt wielu prezentów, a ona pomyślała akurat o tym...
Natalie przymierzyła sweter i obejrzała się w
odbiciu w szybie.
- Ładny jest! - przyznała szczerze.
Harry potrząsnął głową twierdząco zakładając
swój. Natalie zgarnęła swoje prezenty i powiedziała, że pójdzie już przebrać
piżamę, wróci do nich za pięć minut.
Zrobiła jak mówiła - miała na sobie czarne
spodnie, koszulę i sweter Weasleyów. Ledwo przekroczyła próg wejścia do
dormitoriów chłopców, a drzwi bliźniaków otworzyły się i wyszli z sypialni
unikając kulki śniegu od Lee. Następna przeleciała nad głową Natalie, musiała
się schylić, by nie oberwać. Podeszła do drzwi, wymijając bliźniaków i
powiedziała do Jordana:
- Nie żeby coś, ale na drugi raz patrz gdzie
rzucasz, bo o mało nie zebrałam świąteczną pigułą w twarz!
- Przepraszam! Wesołych świąt!
- Wesołych świąt, Lee. - zamknęła drzwi jego
sypialni i spojrzała na bliźniaków. - Wesołych świąt, Fred. Wesołych świąt,
George.
- Widzisz? Mnie lubi jednak bardziej, bo mnie
pierwszego wymieniła! Wesołych świąt, nietoperzu!
- Ale najlepszych zostawia się na koniec. -
zauważyła.
- Ha! Wesołych świąt. - odparł George.
Już zawróciła do sypialni Harry'ego i Rona,
kiedy usłyszała głosy bliźniaków:
- Masz sweter Weasleyów!
- Co? Ach, tak. Muszę napisać do waszej mamy
list i jej podziękować.
- Jej jest ładniejszy niż nasze. Bardziej się
starała.
Tego komentarza jednak nie usłyszała, bo
weszła już do docelowego miejsca z reklamówką słodyczy. Bracia dogonili ją
widząc ilość słodyczy jakie niesie. Zatrzymała sobie te, które podarowali jej
chłopacy i Hermiona, a resztę zaniosła przyjaciołom.
- Masz tutaj to wszystko, w razie czego po
prostu krzycz, jeśli będziesz chciał więcej, bo mam jeszcze te od was i od
Hermiony.
Ron był oczarowany jej hojnością. Sam miał
problemy z pieniędzmi w domu, o czym mówił tylko nielicznym, ale wiedział też,
że Natalie nie ma dużo lepiej u siebie, tylko dziadkowie jej tak pomagają.
Powiedział, że nie może przyjąć tego wszystkiego, więc wcisnęła mu połowę z
tego, a resztę planowała dołożyć, gdy nie będzie o tym wiedział.
Zeszli na śniadanie. Cudownie wyglądająca sala
miała stoły tak zawalone jedzeniem, że się pod nim uginały. Na talerzach leżały
świąteczne niespodzianki - ale nie takie, które uwielbiają mugole, choć są w
nich jedynie badziewne wyroby czekoladowopodobne i papierowe zabawki. Po
pociągnięciu tych za oba końce wylatywały dużo fajniejsze rzeczy. Fred i George
otworzyli jedno, a wyleciał z niego kapelusz marynarza i mnóstwo białych myszek
(prawdopodobnie później stały się przekąską jakiejś sowy albo pani Norris).
Profesor Dumbledore trafił kwiecisty kapelusz i założył go chichocząc z
jakiegoś żartu, który przeczytał mu Flitwick. Hagrid robił się coraz bardziej
czerwony przez dużą ilość wypitego wina i nagle ucałował profesor McGonagall w
policzek, a ta - ku zdziwieniu Harry'ego, który to widział - spłonęła rumieńcem
i zachichotała.
Śpiewali piosenki świąteczne, bliźniacy jak
zwykle śpiewali najgłośniej, a Dumbledore przechodził się między stołami i
przystawał, żeby posłuchać jak śpiewają poszczególne domy. Pochwalił potem
wszystkich, a z osobna przy wyjściu chwalił Natalie, Deana Thomasa,
Percy'ego, Bliźniaków, trzech chłopaków z szóstej klasy Gryffindoru, jednego
Ślizgona i jego siostrę oraz chyba z osiem osób z Hufflepuffu.
Mega bitwa na śnieżki została stoczona
pomiędzy wszystkimi uczniami, Hagridem i epizodycznie z profesor McGonagall,
która wyczarowała zaspę śniegu i zrzuciła ją na na wszystkich z szóstego
piętra.
Po kolacji Harry odkrył, będąc już w łóżku, że
nie otworzył wszystkich prezentów. Został mu ostatni pakunek, z anonimowym
listem, wypisany pismem pełnym zawijasów, którego Harry nie rozpoznał.
Harry, czas już żebyś to odzyskał.
Należało do twojego
ojca. Przed śmiercią prosił mnie, żebym ci
to przekazał.
Wykorzystaj do dobrze. Wesołych Świąt.
Z opakowania wyjął jakiś materiał, bardzo
dziwny, jakby wykonany z wody. Przyglądał się mu długo.
- Co jest, Harry? - zapytał Ron.
- Dostałem jeszcze jeden prezent... Ale nie
wiem od kogo. Ani co to jest.
Ron zapalił lampkę stojącą na etażerce.
Wybałuszył oczy stwierdziwszy, że ciało jego przyjaciela staje się niewidoczne
za materiałem.
- Wiem co to jest! To... Na brodę Merlina,
Harry, dostałeś pelerynę niewidkę! Załóż ją i spójrz w lustro!
Potter narzucił pelerynę na ramiona i
rzeczywiście - widział w lustrze tylko latającą głowę pozbawioną tułowia.
- Od kogo to?
- Nie mam pojęcia... Ale wiem jak to
wykorzystać. Pójdę do Działu Ksiąg zakazanych. Chciałbym, żebyś tu został, bo
jak mnie złapią, to żaden z nas nie będzie w spokoju przeżywał tych ferii
świątecznych.
- Jak nie wrócisz w ciągu godziny, to idę po
ciebie.
- Złapią cię, ty jesteś widoczny, Ron!
- To... Kurczę. Coś wykombinuję. A teraz idź,
bo zasnę zanim wrócisz. Powodzenia.
Harry naciągnął na siebie pelerynę i
sprawdził, czy jest widoczny. Wyszedł z dormitorium i najciszej jak potrafił
przechodził przez wszystkie korytarze i schody. Żaden z duchów ani postaci na
portretach go nie zauważył.
Dotarł do samej Biblioteki i wszedł do Działu
Ksiąg zakazanych, chwytając przy okazji lampę, żeby mógł oświetlić sobie
grzbiety książek. Przeglądał książkę po książce, ale żadna z nich nic mu nie
mówiła, bo tytuły były w innym języku. Niektóre nawet nie miały tytułów na
grzbiecie. Wyciągnął pierwszą lepszą z brzegu, otworzył ją i rozległ się
okropny, głośny pisk. Zamknął tom i dźwięk ucichł, ale wtedy Harry usłyszał
głosy z korytarza:
- Ktoś jest w Dziale Ksiąg Zakazanych,
profesorze. Mówił profesor, że mam go o tym informować w razie czego. - mówił
Filch.
- Przyprowadź go do mnie. - odparł Snape.
Harry przewrócił lampę i wybiegł z Biblioteki.
Przebiegł tuż nad wyciągniętą ręką Filcha, w której trzymał również lampę, ale
większą i starszą. Harry słyszał kroki zbliżającego się Snape'a. Wbiegł do
najbliższej sali, która na szczęście była otwarta, ale zostawił niedomknięte
drzwi. Na palcach podszedł do ogromnego lustra i przeczytał cicho tekst
wypisany na jego ramie:
- AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z
RAWTĄWT EIN MAJ IBDO... Co to znaczy?
Usłyszał za sobą
skrzypnięcie drzwi i aż podskoczył. Zobaczył panią Norris, która patrzyła w
jego stronę. A co, jeśli
peleryna niewidka nie działa na zwierzęta? Wtedy Filch złapie go, a Snape wyda
dyrektorowi!
Kotka jednak
zawróciła.
- Nikogo nie ma,
Argusie. - rzekł Snape.
- Przysięgam, że
słyszałem księgę!
- Idź już lepiej spać,
bo zmęczenie pada ci na słuch. - warknął do niego profesor i zamknęły się
najpierw jedne drzwi, a potem drugie.
Harry teraz spojrzał w
swoje odbicie w lustrze... Ale oprócz jego odbicia znajdowały się tam odbicia
mnóstwa innych osób. Obejrzał się za siebie. Pusto. Jest tu sam. Spojrzał znowu
w lustro i pomyślał, że odbija ono wszystkich niewidzialnych w pokoju.
Wyciągnął rękę za siebie... Ale nikogo nie poczuł. Kobieta stojąca nad nim
płakała, mężczyzna obok również. Ona miała... oczy Harry'ego. Były identyczne.
Mężczyzna zaś wyglądał identycznie jak on, a oczy się różniły. Pozostali też
byli podobni do Harry'ego - mieli jego nosy, usta, kolor włosów... Zrozumiał
właśnie, że widzi całą swoją rodzinę. Zdjął pelerynę.
- Mamo?... Tato...?
Potterowie uśmiechnęli
się lekko. Niektórzy mu machali. Harry usłyszał ponownie jakieś dźwięki na
korytarzu, więc wciągnął pelerynę i powiedział:
- Wrócę tu do was.
A następnie powrócił
do swojego dormitorium.
***
Następnej nocy Harry powrócił do pokoju z
lustrem. Tym razem z Ronem. Chciał mu strasznie pokazać ród Potterów... Ale Ron
wcale ich nie zobaczył w lustrze. Widział... siebie. Jako kapitana drużyny
Quidditcha, z pucharem domów w ręku i pucharem dla najlepszej drużyny. Był
najlepszy. Nie rozumieli, dlaczego widzą co innego. Spędzili tam dużo czasu. A
Harry powrócił sam już kolejnego dnia. Nic nie mówili Natalie o lustrze ani
pelerynie niewidce, bali się, że okrzyczy ich za to, że tułają się po nocach po
zamku, a Filch i jego kotka tylko czekają przecież, żeby ich przyłapać.
Ród Potterów uśmiechnął się na widok
Harry'ego. Chłopiec usiadł przed lustrem i wpatrywał się w nie zastanawiając
się nad jego działaniem.
- Witaj, Harry. - powiedział niski głos po
prawej stronie.
Harry obejrzał się w bok drżąc ze strachu.
Zobaczył dyrektora Albusa Dumbledore'a.
- Przepraszam, profesorze, nie widziałem pana!
- tłumaczył się. - Jak pan...
- Nie potrzebuję niewidki, żeby być
niewidocznym, chłopcze. - uśmiechnął się i usiadł obok Harry'ego na ziemi. -
Znasz już działanie tego zwierciadła Ain Eingrap?
- Nie... Niezupełnie. Nie pokazuje
przyszłości, prawda?
- Nie. Pomyśl, widzisz w nim całą swoją
rodzinę, której nigdy nie mogłeś zobaczyć. Twój przyjaciel, Ronald, który żyje
w cieniu braci, widzi siebie jako najlepszego z nich...
- To lustro... Ono pokazuje nasze pragnienia?
- I tak i nie. Pokazuje tylko to, czego
pragnie się najbardziej, w głębi podświadomości, często nawet nie miało się o
tym pojęcia, zanim się tego nie zobaczyło. Ale to lustro jest złe, Harry.
Siedząc przy nim tracisz czas. Zamiast się w nie wpatrywać godzinami, powinno
się iść do przodu, nie zatrzymywać się przy marzeniach, a spełniać zarówno je
jak i swoje obowiązki wobec siebie, szkoły, przyjaciół... Rozumiesz co mam na
myśli?
- Chyba tak, profesorze...
- Tylko człowiek w zupełni szczęśliwy mógłby
traktować to zwierciadło jak normalne lustro... Wiedz, że zostanie ono jutro
przeniesione. I proszę cię, nie szukaj go, bo nic ci to nie da. Jeśli jednak je
znajdziesz, zostałeś ostrzeżony. Zmykaj do dormitorium.
- Profesorze, mogę zadać jedno pytanie?
- Już to zrobiłeś, ale proszę. - zaśmiał się.
- Co pan widzi patrząc w to lustro?
- Ja? Siebie. Z nową parą skarpetek. Nigdy nie
jest ich za mało, a nikt mi ich nie podarował na święta. Znowu dostałem książki
od wszystkich!
Harry popatrzył na profesora ze zdumieniem.
- Skarpetki... - powtórzył. Zdał sobie sprawę,
że dyrektor go okłamał, bo było to bardzo osobiste pytanie. - Dobranoc,
profesorze.
- Dobranoc, Harry. Pamiętaj, żeby nie szukać
Ain Eingrap.
Chłopiec skinął głową i odszedł do swojej
sypialni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz