Nadszedł dwudziesty drugi grudnia. Pociąg z
Hogwartu wyjechał wczesnym rankiem, dlatego śniadanie dla tych, którzy
wyjeżdżali, było przygotowane już wcześniej. Z Krukonów tylko Natalie
zadeklarowała się, że zostanie. Wszyscy woleli wrócić, ponieważ ta zamieć
śnieżna ich trochę przerażała i wiedzieli, że nie lepiej jest w pozostałych
częściach Wielkiej Brytanii. Uważali też, że w domu łatwiej będzie im się
skupić na przeżywaniu świąt z rodziną i będą mieli czas, by się zregenerować i
odpocząć. Natalie zaś wiedziała, że w domu nie odpocznie, święta będą
beznadziejne i nie będzie mogła szukać wiadomości o Nicholasie Flamelu. Z domu
Godryka Gryffindora, z tego co Natalie się dowiedziała, mieli zostać na pewno
wszyscy Weasleyowie, Ron i Harry, a co do innych nie miała wiadomości. Malfoy i
jego przyjaciele wracali do domu. Duża część Puchonów opuściła zamek. Właściwie
to naprawdę mało osób zostało w szkole.
Natalie siedziała sama w swoim dormitorium.
Nie było już nikogo poza nią. Była to niedziela, a następnego dnia miały być
urodziny Natalie. Zastanawiał ją fakt, co może robić aż do drugiego stycznia,
skoro nikogo w jej dormitorium nie będzie. Deprymujący był fakt, że będzie sama
w całym dormitorium w nocy. Była przyzwyczajona do tego, że miała kogoś przy
sobie - w domu dzieliła pokój z siostrą. A w drugim domu, Hogwarcie, miała ze
sobą aż pięć osób! Rozmyślała tak wpatrując się w kominek, a z ognia dochodziły
ciche, przyjemne trzaski.
Drzwi nagle otworzyły się i wszedł profesor
Flitwick, a tuż za nim... profesor McGonagall. Stanęła na baczność i przywitała
się:
- Dzień dobry, profesor McGonagall, profesorze
Flitwick. Czy coś się stało?
- Natalie, czy wiesz o tym, że będziesz sama w
dormitorium podczas ferii świątecznych?
- Tak, wiem. - przyznała zdezorientowana.
- Profesor McGonagall ma dla ciebie pewną
propozycję. - powiedział opiekun.
- Możesz zostać w innym dormitorium na ten
czas. Tutaj nie ma nikogo, więc trochę balibyśmy się o ciebie, bo jeśli coś by
ci się stało, nikt by nam tego nie zgłosił. Nie mogłabyś sama rozpalać w
kominku ani nic przy nim robić. A poza tym święta w pustej wieży chyba nie
byłyby dobrym rozwiązaniem. Naszym zadaniem jest dbać o twoje bezpieczeństwo, więc
musisz przejść do innego dormitorium. Chcesz przejść do Gryffindoru? Czy mam
iść porozmawiać z opiekunem innego domu?
- Gryffindor mi odpowiada, proszę pani.
- Na pewno? Mam nadzieję, że nie zgadzasz się
na niego, bo boisz się, że będę zła, że wybrałaś inny dom! Oczywiście, że nie
będę, masz prawo woleć inne towarzystwo niż to Gryfonów, prawda?
- Oczywiście. - potwierdził Flitwick.
- Naprawdę Gryffindor najbardziej mi
odpowiada. Słowo!
- Skoro tak mówisz... To ja tu poczekam, a ty
idź zgarnąć swoje rzeczy, bo tą wieżę najprawdopodobniej zamkniemy.
- Tak jest, pani McGonagall! - Natalie
pobiegła do swojej sypialni.
Zaklęciem przeniosła do walizki wszystkie
swoje ubrania i pozostałe rzeczy, łącznie z podręcznikami. Rozejrzała się po
dormitorium szukając swoich rzeczy, nie będąc pewna czy o niczym nie
zapomniała. W końcu zeszła na dół, gdzie sama profesor McGonagall siedziała
przy kominku. Profesor Flitwick pewnie poszedł stroić Wielką Salę albo robić
świąteczne porządki w swoim gabinecie.
- Gotowa? - zapytała profesor.
Natalie potrząsnęła głową entuzjastycznie.
- Chodźmy. Ach, żeby być z tobą w pełni
szczera, od razu ci powiem, że uzgodniłam wcześniej z profesorem Dumbledorem,
że zostaniesz w moim domu. Widzę, że nie będziesz mi mieć tego za złe.
- Absolutnie, pani profesor!
- Będzie niespodzianka dla moich uczniów. -
zaśmiała się.
Przeskoczyły przez dziurę w portrecie i
skierowały się do wschodniej wieży.
- Kaczy
dziób. - rzekła McGonagall i ukazało im się wejście do wieży.
Przy kominku Seamus Finnigan, Dean Thomas,
Peter John i Lee Jordan rozmawiali o Quidditchu, a Parvati Patil, Katie Bell,
Lavender Brown i Alicja Spinnet siedziały na drugim końcu pokoju wspólnego i
rozprawiały o czymś chichocząc co chwilę. Pozostali musieli być w dormitoriach
albo w innych częściach zamku.
Profesor McGonagall odkaszlnęła wchodząc wgłąb
pokoju i obejrzała się na Natalie, żeby ta poszła za nią. Gryfoni patrzyli na
nauczycielkę i Krukonkę ze zdumieniem.
- Nie wiem czy wiecie, ale panna Stephens jest
jedyną Krukonką, która została w zamku na czas świąt. Musiałam przydzielić ją
do któregoś z domów na czas ferii i od razu uzgodniłam z dyrektorem, że
zostanie u nas. Przyjmijcie ją ciepło i jeśli ktoś ma z panną Stephens na
pieńku, to niech chociaż na czas świąt zachowa to dla siebie.
- Kłócić się z nią? To był żart, proszę pani?
- zapytał Dean Thomas.
- Mam nadzieję, że wszyscy tak to odbieracie
jak pan Thomas. - uśmiechnęła się. - Idź, znajdziesz sobie zaraz jakieś miejsce
w dormitorium.
Zostawiła Natalie i wyszła. Parvati Patil i
Katie Bell szepnęły coś do siebie, a potem ta pierwsza podeszła do niej.
- Mamy dwa dormitoria częściowo zajęte. -
oświadczyła. - W jednym jestem ja i Katie, a w drugim Lavender, Romilda i
Alicja. Gdzie chciałabyś się przenieść? Pytałam Katie i mówiła, że jeśli
będziesz z nami w pokoju, to dla niej nie będzie problemu!
- Pewnie, to dobry pomysł. Nie przepadam za
Lavender i Romildą...
- My też, dlatego zostałyśmy we dwie w naszym
dormitorium. Wejście do dziewczęcych sypialń jest po lewej stronie, nasza jest
całkiem po prawej.
- Ok. Dziękuję, że mnie do siebie
przygarnęłyście. - uśmiechnęła się.
Parvati również uśmiechnęła się szeroko i
poszła powiedzieć o tym Katie. Dean zauważył, że Natalie niesie ze sobą bagaże,
więc wstał by jej pomóc.
- Zanieść ci to? - zapytał.
- Dam radę, dziękuję. - odparła, ale ciężko
jej szło przeniesienie wypchanej walizki po schodach.
- Hm... Chyba jednak lepiej będzie, jeśli ci
pomogę. - wziął od niej walizkę i bezproblemowo wniósł ją na górę.
Natalie wzięła od niego walizkę i podziękowała
mu.
- Nie ma za co. W razie czego po prostu wołaj.
Weszła do środka i otworzyła drzwi dormitorium
położonego po prawej stronie. Pociągnęła za sobą walizkę i zobaczyła puste
łóżko, które wyglądało tak, jakby nie było w tym roku przez nikogo ruszane.
Spróbowała otworzyć każdą z szafek, zajrzała pod nie i zauważyła, że
rzeczywiście nikt na nim nie spał w tym roku szkolnym. Otworzyła walizkę,
wypakowała część rzeczy na półkę i wzięła listy, które miała zanieść do
sowiarni. Zeszła na dół i spytała Katie i Parvati:
- Czy to łóżko po lewej należy do kogoś?
- Nie, akurat to nie. - rzekła Parvati.
- Dobrze. Wybrałam je, jeśli nie macie nic
przeciwko.
- A co miałybyśmy mieć przeciw temu? -
zaśmiała się Katie. - Wychodzisz?
- Tak, muszę iść do biblioteki i chyba pójdę
wysłać list. - poinformowała.
- Do biblioteki? W pierwszy dzień ferii? -
zapytała Lavender.
- Może to sowa, a nie nietoperz? Jedno i
drugie ma skrzydła, a ona wciąż wkuwa. - zażartował Lee Jordan. - Czy sowy też
wiszą do góry nogami?
Natalie rzuciła mu uśmiech i wyszła wciągając
na siebie płaszcz zimowy.
Po drodze do biblioteki stwierdziła, że nie ma
ochoty siedzieć już tyle czasu szukając informacji o Nicholasie Flamelu.
Obiecała Hermionie, że wraz z Harrym i Ronem sprawdzi tak dużo książek jak
będzie mogła i dotrzyma słowa, ale musi dać sobie chwilę odpocząć. Wyszła z
zamku i postanowiła pójść na spacer na błonia.
Krocząc przez zaspy, stale obserwowała
krajobraz. Zamek wyglądał pięknie pokryty lodem i połaciami śniegu. Całe okna
były zarysowane wzorkami wykreowanymi przez mróz, drzewa ubrały płaszcze z
szadzi, a jezioro zamarzło. Nagle usłyszała głosy bliźniaków:
- ...Nie wiem, przecież nic nikomu się nie
stało! - Uskarżał się któryś z nich. Odgłosy skrzypiącego śniegu bardzo szybko
się zbliżały.
- Nieważne, mogę wyszorować jeszcze raz
podłogę w kuchni, jeśli to ma być kara...
- Za tak świetny kawał! - dokończył drugi.
- O tak, to było ...
- Epickie. - skończyli równo.
Wyszli z pomiędzy drzew i ujrzeli Natalie,
która była odwrócona do nich tyłem i patrzyła na góry. Miała na sobie zimową
szatę i niebieski szalik Ravenclawu, który podkreślał jej kolor oczu.
- Do szkoły, bo sobie coś odmrozisz,
nietoperzu! - krzyknął Fred szczerząc się.
- To chyba lepiej dla ciebie, jeśli tu zmarznę
i nie pokażę się nikomu na oczy przez jakiś czas, prawda? - zapytała łagodnym
tonem i z lekkim uśmiechem. Rzęsy miała pokryte płatkami śniegu.
- Fred miał na myśli to, że dotychczas rzadko
cię widywał na dworze i dziwi się, że ktoś taki jak ty jest w stanie wytrzymać
temperaturę minus jedenastu stopni. - wyjaśnił George.
- Lubię zimę, George. To moja ulubiona pora
roku. Nawet przy dużych mrozach, bo ze wszystkim można sobie jakoś poradzić...
A wy dwaj, co już knujecie?
- Nic aktualnie. Mieliśmy na razie karę...
- Za wyczarowanie kilku kul śniegowych...
- Które latały za Quirrelem.
- I trafiały go w turban.
- Ale słuchamy dalej. Powiedz, czemu tułasz
się po błoniach sama w taką pogodę! - Fred popatrzył na nią
badawczo.
- Muszę wychodzić raz na jakiś czas, bo
przecież to nienormalne, że ktoś nie rusza się w ogóle ze szkoły, prawda? Nie wychodziłam
ostatnio prawie wcale. Zajmowałam się szukaniem pewnych informacji i uczeniem
się, do tego miałam treningi. Ale poza tym, jest coś, co zawsze ciągnie mnie na
dwór zimą.
- Śnieg? - zapytał jeden.
- Mróz? - spytał drugi.
O nie, zaczną się pytania na zmianę...
- Lawiny?
- Zamiecie śnieżne?
- Ślizgawki?
- Magiczne kule śniegowe?
- Niee. - oznajmiła z uśmiechem.
- Wszystko już wiadome! Czego nie ma w zimę? -
zapytał Fred George'a.
- Ropuch i żab, braciszku!
- Hm... A już myślałem, że nie będzie okazji z
niej zrobić bałwana!
Natalie popatrzyła na nich ze strachem,
chwyciła płaszcz i szatę, zakasała je i zaczęła biec w stronę zamku. Udało jej
się dobiec nie wywracając się na oblodzonych miejscach. Bliźniacy byli tuż za
nią, więc musiała wbiec szybko do szkoły. W holu trafiła akurat na gajowego,
który szedł z ogromną jodłą do Wielkiej Sali.
- Cześć, Hagird! Pomóc ci? - zapytała.
- A możesz otworzyć mi drzwi? - poprosił.
Natalie chwyciła za klamkę i wpuściła gajowego
do pomieszczenia. Weszła za nim i z uchylonymi ustami stała starając się objąć
wzrokiem całą Salę.
Stało w niej dwanaście choinek - część jeszcze
błyszcząca małymi soplikami, pozostałe już przyozdobione setkami świec. Niebo
było tak zaczarowane, że miało ciemnoniebieską barwę i oprócz błyszczących
gwiazd na nim, sypały się z niego płatki śniegu, które znikały w połowie
wysokości do ziemi. Niedługo miały jeszcze zawisnąć ozdoby z gałęzi srebrnego
świerku oraz wiele innych rzeczy. Profesor McGonagall, profesor Flitwick i
dyrektor Dumbledore właśnie czarowali świeczki tak, żeby unosiły się wysoko nad
stołami.
- Witajcie, Natalie, Fred i George! - zawołał
dyrektor. - Jak wam podoba się wystrój?
- Wygląda... bajkowo. - wybełkotała Krukonka.
- Nieźle! - pochwalili bliźniacy.
Usłyszała teraz lepiej jakie zaklęcie
wymawiali nauczyciele i przyjrzała się jaki gest wykonują przy zaklęciu.
Spróbowała sama rzucić zaklęcie na świeczkę i udało jej się.
- Panie Flitwick, panna Stephens naprawdę
szybko się uczy. - skomentował dyrektor wskazując na dziewczynkę, która unosiła
kolejne świece.
Opiekun spojrzał na nią i uśmiechnął się
dumnie.
- Chluba. - określił i zabrał się do dalszej
pracy.
- Hej, Natalie, pozwól na chwilę z nami. -
zawołali ją Weasleyowie.
- Chwilkę. Hagrid?
- Tak? - olbrzym właśnie ustawiał choinkę tak,
by stała prosto.
- Czy to dobry pomysł, żeby wysłać dziś sowę?
- O ile zrobisz to wieczorem, wtedy zamieć się
uspokoi. A gdzie chcesz wysłać?
- Tam gdzie zwykle.
- To tak, wyślij ją przed lub po kolacji.
- Mhm. - pokiwała głową i ruszyła za
bliźniakami na korytarz.
Gdy zamknęła za sobą drzwi od Wielkiej Sali,
zobaczyła, że George stoi ze śnieżką pięć stóp dalej. Obejrzała się za siebie i
od razu schyliła się, bo Fred rzucił w nią swoją śnieżką. Pobiegła do wyjścia,
bo wiedziała, że znają oni mnóstwo ukrytych przejść i nie schowa się nigdzie w
zamku. Jedynym wyjściem byłoby dormitorium Krukonów, gdyby była na tyle szybka,
ale teraz jest ono zamknięte.
Pobiegła na wybrukowany dziedziniec, a
następnie skręciła do wejścia na wiadukt. Zgubiłam
ich. - pomyślała, bo kiedy odwróciła głowę w tył trzeci raz, nie
zauważyła żadnego z nich. Odwróciła się do przodu i ledwo zdołała wyhamować.
Zgadnijcie na kogo by wpadła.
- Gdzie to się śpieszysz? - zapytał Filch.
- D-do s-sowiarni. - powiedziała udając, że
trzęsie się z zimna. Zawsze widząc, że ktoś się tak trzęsie, nie przetrzymuje
się go długo przy rozmowie.
- Okrężną drogą?
- T-tak. Zap-p-pomniałam p-przedtem, a
w-właśnie b-b-byłam n-na d-dziedzińcu.
- Idź już, bo telepiesz się jak epileptyk podczas
ataku. - burknął i poszedł w przeciwną stronę. Natalie poszła dalej szybkim
krokiem, ale już nie biegnąc i usłyszała, jak Filch pyta: - A wy czego tu
chcecie?
- Spacerujemy! - odpowiedziało dwóch
chłopaków.
- Żebym was nie widział przy Zakazanym Lesie,
chłoptasie!
- Tak jest, sir!
Krukonka znowu puściła się biegiem. Miała
teraz dużą przewagę, bo była na początku wiaduktu, a oni dopiero opuścili
dziedziniec. Schylona biegła do sowiarni, mając nadzieję, że bliźniacy jej nie
zauważą, choć pewnie słyszeli jak tłumaczy się woźnemu i tak czy siak ją
złapią, a potem wrzucą na brzeg jeziora, do przerębli. Ron nie raz opowiadał,
jak go dręczyli. Mówił, że jako dziecko raz zdenerwował Freda, więc ten zmienił
jego misia w ogromnego pająka.
Przypomniała sobie o hangarze na łodzie. Pobiegła
do niego i schowała się tam. Bała się, że Filch wpadnie do środka albo Snape, a
wtedy będzie musiała wykonywać jakieś ciężkie prace w święta albo w swoje
urodziny. Zakradła się do zamku i poszła do biblioteki, a potem do dormitorium.
W dormitorium ustawiła stos książek na łóżku i
sięgała co chwila po inną gdy skończyła przeglądać kolejne siedząc na
parapecie. W pewnym momencie zobaczyła, że bliźniacy wracają do zamku.
Podbiegła do swojej szafki i wzięła z niej kociołek. Napełniła go śniegiem, który
był na parapetach okien w pokoju i sprawiła, że kociołek poleciał nad głowy
bliźniaków i przechylił się wysypując zawartość na nich. Fred i George
strząsnęli śnieg z głowy i zobaczyli, że kocioł wraca do ich wieży. Pobiegli w
tamtą stronę mając zamiar złapać tego, kto zrobił im kawał.
- Myślę, że to Finnigan. - powiedział George
trzęsąc się. Śnieg jednemu i drugiemu wleciał za płaszcz.
- Może to ...
- Nie, Lee na pewno nie. - jeden przerywał
drugiemu w środku zdania. - A...
- Nie, Dean by tego nie zrobił.
- Hm... Masz rację. Finnigan też jako tako się
nas boi... A przecież nie wycięliśmy kawału Lee ostatnio!
- To komu wycięliśmy? - spytali chórem.
Biegli zastanawiając się. Nagle obaj
krzyknęli:
- Percy!... Kaczy
dziób. - I weszli do wieży.
Chłopacy spojrzeli na nich i zapytali:
- Co się stało? Urządziliście sobie bitwę na
śnieżki?
- Który to zrobił? - spytali chórem.
- Ale co?
Rudzielcy popatrzyli na siebie i poszli na
górę. Weszli do swojego dormitorium, zostawili płaszcze i wytrzepali śnieg.
Byli zdezorientowani - żaden z chłopaków tego nie zrobił. Percy czytał książkę
jak gdyby nigdy nic, a gdyby to była jego sprawka, pokładałby się ze śmiechu.
Harry i Ron byli w sowiarni i ani nie widzieli Natalie, ani nie mogli im
spłatać kawału z takiej odległości. Dziewczny? Dziewczyny bały się, że jeśli
coś zrobią braciom, to spłatają im takiego psikusa, że popamiętają go do końca
życia. Gdzie leżał problem?
Natalie wyszła z wieży, przeszła skrótem do
biblioteki, oddała książki i poddała się na razie. Przeczytała wszystko co
mogła, resztę tytułów mieli opanować Harry i Ron. Pomoże im, jeśli nie będą
mieli czasu ani ochoty, ale teraz wolałaby polatać na miotle, posiedzieć z
Krukonami w pokoju wspólnym, czy porozmawiać z Luną o różnych rzeczach i śmiać
się z byle czego. Zdążyła się przyzwyczaić do obecności Krukonów i dziwnie się
bez nich czuła. Weszła do pokoju wspólnego w wieży zachodniej i zobaczyła Freda
i George'a, którzy grzali się przy kominku.
- A ty co tu robisz? - zapytali.
- Mieszka. - oznajmił Lee. - Do końca ferii
świątecznych. Nikt wam nie powiedział?
- Nie! - zaprzeczył George.
- Co najlepsze, widziała nas i nie wspomniała
na ten temat ani słowem. - powiedział Fred.
- Ups. - mruknęła. Usiadła na kanapie obok
Deana i nie mogła powstrzymać śmiechu widząc czerwone twarze rudzielców. -
Muszę wysuszyć kociołek. - powiedziała i odchrząknęła. - Wie ktoś może która
godzina?
- Twoja ostatnia, smarkulo. - burknął Fred.
Był jednocześnie zły, rozbawiony i pełen podziwu dla niej za to, że jako jedna
z niewielu była w stanie im się odgryźć.
***
Harry i Ron siedzieli w sowiarni, ponieważ
pani Pince wygoniła ich z biblioteki. Mieli ze sobą dużo książek i
przeszukiwali je w celu odnalezienia nazwiska Flamel. Nie mogli niczego się
dowiedzieć, więc poszli do zamku odnieść je. Spotkali Hagrida, który dziwił
się, że w ferie chodzą do biblioteki. Zapytał, czy to Hermiona im tak w głowach
zawróciła.
- Nie, z pewnością nie. Szukamy tylko
informacji o Nicholasie Flamelu, ale przeszukaliśmy już wszystkie książki i
dalej nic. Może byłbyś tak dobry i dał jakąś wskazówkę?
- Nie. Ma. Mowy! Mówiłem, żebyście nie ruszali
tej sprawy!
- Jak chcesz. Chodź, Ron, musimy zabrać się za
dalsze poszukiwania.
Pobiegli do biblioteki, a gdy Hagrid zniknął w
Wielkiej Sali, zawrócili do schodów i pobiegli na ostatnie piętro do swojej
wieży.
- Słyszysz to? - zapytał Ron stając przed
obrazem Grubej Damy.
- Co?
- Śmiech. Któraś dziewczyna się śmieje.
- Co w tym takiego dziwnego?
- Kaczy dziób.
Wskoczyli przez dziurę w portrecie i zobaczyli
braci Rona odwróconych tyłem do kominka, patrzyli na kogoś z powagą. Weszli
głębiej i zobaczyli Natalie na kanapie.
- ... Wie ktoś która godzina? - zapytała.
- Twoja ostatnia, smarkulo. - burknął Fred i
złapał ją, a następnie podniósł.
- Nieee! Zostaw nietoperza w spokoju! -
krzyczała.
Bliźniak zaczął łaskotać na zmianę z Georgem.
Natalie zakryła twarz i starała się ochronić
jakoś przed braćmi, jednak jej to nie wychodziło. Im dłużej ją męczyli, tym
mniej się opierała, ale i jej śmiech się uciszał. Nagle przestała się w ogóle
ruszać i całkiem ucichła.
Bliźniacy popatrzyli po sobie przerażeni.
Posadzili ją na ziemi i zaczęli trząść nią we wszystkie strony.
- Au! - krzyknęła, bo coś przeskoczyło jej w
karku. - Nawet trupowi nie dacie chwili spokoju!
- Czego nas straszysz?! - zapytali.
Zaśmiała się krótko i zwinęła na podłodze,
jakby szykowała się do snu. Odwróciła się od nich i ujrzawszy Rona i Harry'ego
zerwała się na równe nogi.
- Sprawdziliście te książki? - zapytała
poruszona.
- Tak... Zero.
- Zero? Kompletne zero? Tak więc... O nie, nie
ma szans. Musi być w innym dziale.
- Innym? - zapytał Ron. - Ale skąd ty się
tutaj wzięłaś?
- Chodźmy na górę i porozmawiamy na spokojnie.
- zadecydował Harry.
Do dormitorium chłopców dziewczyny mogły
wchodzić i nie łamały przy tym żadnego zakazu. Jednak nie było opcji, żeby
jakikolwiek chłopak wszedł do dormitorium dziewcząt, dlatego trójka przyjaciół
usiadła w dormitorium Harry'ego i Rona.
- To jak się tu znalazłaś? - pytał Ron. - Jak
przyjdzie McGonagall...
- To się ucieszy, że nie ma sprzeczek, bo nie
widziała tego, co wy po wejściu tutaj. Nadal mnie kark boli. - syknęła
rozcierając ręką bolące miejsce.
- Co to znaczy?
- Jestem jedyną Krukonką, która została w
zamku na święta i kazano mi przenieść się tutaj. Dla mojego
"bezpieczeństwa", jak to ujęli opiekunowie. Jestem w pokoju z Katie
Bell i Parvati Patil. Ale wracając do tematu ważniejszego niż mój koczowniczy
tryb życia w zamku, to wiadomość o Nicholasie Flamelu musi być w dziale Ksiąg
Zakazanych.
- Ksiąg Zakazanych? To chodźmy tam! - zawołał
Ron i wstał.
- Ron, nie słyszałeś? Za-ka-za-nych! Tam się
nie da od tak wejść. Jak się tam dostać? Ron i ja nigdy tam nie byliśmy.
- Bo żeby tam wejść, trzeba mieć pozwolenie od
nauczyciela, Harry. - wyjaśniła. - Nie damy rady tam wejść, za dnia pani Pince
wszystkiego pilnuje, a wieczorem kotka Filcha się tam pewnie kręci... albo sam
Filch... Ktoś zawsze tego strzeże.
- To co zrobimy?
- Nie wiem. - postukała opuszkami palców w
kolano. - Nie mam zielonego pojęcia. Mamy jeszcze czas, tak? Wątpię, żeby Snape
spróbował się wkraść po to, czego strzeże Puszek, w czasie ferii świątecznych.
Wie, że nie ma teraz tutaj zamieszania i gdyby coś się stało, zaraz ktoś by o
tym wiedział. Irytek nie omieszkałby wykrzyczeć tą wiadomość całemu Hogwartowi.
- Musi być jakiś sposób!
- Tylko jaki... - zastanowił się Ron. - A
właściwie co zrobiłaś mojemu bratu, że cię zaatakował?
Natalie opowiedziała chłopakom całą historię
od momentu, gdy spotkała Freda i George'a na błoniach. Pochwalili ją za
pomysłowość, jeśli chodzi o żart z kociołkiem. Niedługo poszli na kolację i
usiedli razem przy stole. Natalie nie miała zamiaru jeść sama przy stole
Krukonów. Zaraz po wieczerzy ruszyła do sowiarni by nadać paczki do rodziny i
przyjaciół z okazji świąt.
Miała o tyle szczęścia, że babcia jakiś czas
temu wysłała Natalie książkę, która za bardzo jej się nie spodobała, ale wiedziała,
że Hermiona lubi literaturę tego typu. Skomponowała książkę z żelowymi
ślimakami. Dziadkom, którzy przygotowali ją do Hogwartu wysłała kartkę
świąteczną, list i słodycze, drugim dziadkom również słodycze i list, a
rodzicom typowo mugolskie prezenty (nie była pewna czy wysłanie im czegoś
magicznego będzie bezpieczne) czyli: zestaw herbat dla mamy i zestaw kaw dla
ojca. Nie żeby nagle zmieniła zdanie co do niego, ale nie wypada wysłać
prezenty wszystkim, a jego zostawić bez niczego. Najbardziej przyłożyła się z
prezentem dla Ellie. Ten już był magiczny... ale w bezpieczny sposób.
Mianowicie przed wyjazdem do Hogwartu kupiła siostrze naszyjnik z kamieniem o
nieregularnym kształcie. Sprawiła, że będzie zmieniał kolor w zależności od jej
nastroju. Jest to coś, co mugole również spotykają, ale ten naprawdę działa.
Tylko, że nikt nie zda sobie z tego sprawy. Podpytała trochę o wykonanie tego
profesor McGonagall, która była zaskoczona takim pomysłem, ambicjami i
umiejętnościami dziewczyny. Dała jej jednak tylko wskazówki, żeby mogła sama do
tego dojść i obiecała wynagrodzenie w punktach dla domu, jeśli jej się to uda
za pierwszym razem.
Wrócili i chcieli jeszcze ze sobą porozmawiać
o Flamelu, ale nie mieli do tego warunków - gdy chcieli zostać w pokoju wspólnym,
Finnigan i John siedzieli tam i grzali się przy ogniu, a Percy nie pozwalał,
żeby ktokolwiek odwiedzał kogokolwiek o tej godzinie w dormitorium. Poszli
spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz