Grudzień. Już w pierwszej połowie miesiąca
grube połacie śniegu przykryły zamek i jego, nawet najdalsze, okolice. Wszystko
wyglądało przepięknie. Natalie napisała na początku miesiąca do babci i
dołączyła tam swój list do rodziców. Babci opisała jak się uczy, o jej wyczynach
na lekcji latania i o tym, że przez to, że pomogła przyjaciołom w opałach,
dyrektor na forum szkoły przyznał jej wiele punktów, tak samo jak i
wychowawczyni Gryffindoru oraz jej wychowawca, pan Flitwick. Oczywiście nie
opisała tej przygody, ani żadnej innej, żeby babcia nie była zła, że Krukonka
naraża się na kłopoty. Rodzicom napisała list, który wyglądał tak:
Cześć! U mnie wszystko w porządku,
nauka mi idzie
bardzo dobrze. Trafiłam do szkolnej
drużyny sporto-
wej i zbliża się mój pierwszy mecz! Dam
wam znać o
tym jak mi poszło. Nauczyciele niedługo
będą sporzą-
dzać listę tych, którzy zostają w szkole
na święta. Czy
mogłabym też zostać? Oczywiście będę na
siebie uwa-
żać! Bardzo mi się tu spodobało, dlatego
pytam! A co
do prezentów świątecznych, to prosiłabym
was tylko o
to, żebyście wysłali mi album na zdjęcia.
Pozdrawiam!
PS. Po świętach nadam od razu list.
Uściskajcie Ellie!
Natalie
Kiedy jednak poszła do sowiarni, ujrzała list od dziadków.
Zdecydowała, że najpierw go przeczyta, a potem nada odpowiedź. Dobrze, że miała
ze sobą pergamin i pióro.
Natalie! Twoi rodzice wiedzą już o tym, że
jesteś czar-
ownicą. Wszystko im wyjaśniliśmy i mimo
tego, że na
początku nie byli za bardzo zadowoleni, że
to ukryłam,
to zdążyli się oswoić z tą myślą. Twojemu
tacie tłuma-
czyli jego rodzice, przecież też są
czarodziejami. Mama
dołączyła zgodę, abyś została w
Hogwarcie na święta.
Nie wysyłaj jeszcze sowy, bo są u nas
okropne zamiecie
i na razie będzie to niebezpieczne. Ewentualne
przesyłki
otrzymasz od nas w okolicach świąt, a
jeśli ty chcesz coś
nadać, to pytaj wychowawcę, dyrektora,
albo gajowego.
Będą wiedzieć, czy już jest dobry czas.
Ściskamy mocno!
Babcia Janice & Dziadek Richard
Schowała koperty do kieszeni w szacie i wyjęła zgodę matki na
pozostanie Natalie w Hogwarcie na święta. Ślizgając się musiała przejść przez
błonia, wiadukt i dziedziniec. Kilka razy o mało nie skręciła kostki,
zwłaszcza, że musiała pójść w obuwiu jesiennym, bo to zimowe zatrzasnęło się w
kufrze. Weszła do swojego dormitorium, wrzuciła listy, które zamierzała wysłać,
do kominka i poszła do gabinetu profesora Flitwicka. akurat otwierał szafę i
sięgał coś z dolnej półki, kiedy nagle jakieś duże pudło zaczęło się wychylać i
spadło wprost na niego. Spadłoby, gdyby nie szybka reakcja uczennicy.
- Vingardium
Leviosa! - zawołała
przestraszając opiekuna.
Profesor podskoczył i obejrzał się na nią.
- Och, to ty! Witaj! Wystraszyłaś mnie. - popatrzył
w górę i zauważył dopiero, że karton z jego książkami wisi dwie stopy nad jego
głową. - O matko, dziękuję ci bardzo! Te książki mnie kiedyś zabiją!
- Nie ma za co. Profesorze... czy mogłabym już
wręczyć zgodę na pozostanie w Hogwarcie na ferie świąteczne?
- Miałem spisywać listę dopiero od niedzieli,
ale skoro tak... Daj, proszę. - odebrał od niej kartkę z wypisanym pozwoleniem.
- Dziękuję bardzo. Jak idą przygotowania do ferii świątecznych?
- Dobrze, nie narzekam. A panu?
- Ach, jest trochę pracy, ale nareszcie
znajdzie się chwila wytchnienia. A jak z całą resztą? Samopoczucie, oceny i tak
dalej? Nie chcę być wścibski, ale jestem twoim wychowawcą i powinienem
wiedzieć, czy wszystko w porządku.
- Och, w jak najlepszym! Cieszę się, że
zostanę w zamku, samopoczucie i zdrowie bez szwanku... Oceny na razie mam
raczej zadowalające...
- Nie raczej, tylko na pewno! Są rewelacyjne,
aż nie chce mi się wierzyć, że nie miałaś o niczym pojęcia aż do pozyskania
listu ze szkoły! Oby tak dalej! Jeremy opowiadał mi już jak pomagałaś mu z
zadaniem na Zielarstwo i Obronę Przed Czarną Magią. Tęgi umysł, koleżeństwo i
poza tym rozwijanie pasji, to coś, czego nam trzeba, a ty naprawdę to masz.
- Naprawdę miło mi to słyszeć. - uśmiechnęła
się. - Nie mam absolutnie żadnych problemów na razie.
- Cieszę się. W razie jakichkolwiek problemów,
możesz przyjść do któregoś z nauczycieli. Czy to do mnie, czy do którejś z pań
profesor, do pana dyrektora... Nauczyciel jest przyjacielem, nie wrogiem,
pamiętaj to.
- Och, mam tą świadomość, ja tutaj czuję się
naprawdę jak w domu.
Profesor sprawiał wrażenie nie posiadającego
się z radości słysząc coś takiego od ucznia.
- Dobrze, to zmykaj do dormitorium. Jest
środa, więc masz zaraz trening, potem kolację i astronomię.
- Tak, do widzenia, profesorze! Dobrej nocy! -
zamknęła za sobą drzwi i popędziła do biblioteki po kolejne cztery tomy.
Szukała z przyjaciółmi informacji na temat tego całego "Nicolasa
Flamela". Przejrzeli już setki książek, ale nie mogli znaleźć na jego
temat żadnej wzmianki. Gdzieś
się spotkałam z tym nazwiskiem... Tylko nie wiem gdzie.
Tydzień później, gdy pogoda się trochę
polepszyła, przyszedł czas na mecz między Hufflepuffem i Ravenclawem. Teraz to Natalie
nie czuła się na siłach w ten sam dzień. Trenowała trzy razy w tygodniu, a
jednak bała się, że coś pójdzie nie tak. Davies powtarzał jej, że dawno nie
mieli tak dobrego ścigającego, że musieli zmieniać go co roku, bo nikt się nie
nadawał, a jednak ona sobie radzi póki co świetnie na tym miejscu. Wszyscy
Krukoni jej powtarzali "Natalie, nie martw się, poradzisz sobie, to tylko
mecz, masz wszystko pod kontrolą". Przejmowała się, gdy ktoś mówił jej, że
w razie wypadku rozłożą wielką poduchę albo materac. Nie ma być wypadku! Nie ma żadnego
"w razie wypadku"! A
co jak Snape odkrył, że Natalie często przebywa z Gryfonami i wie więcej niż
powinna? Jeśli na nią też rzuci urok? O nie... Nie ma mowy... Nie... Nie.
- Nie! - sprzeciwiła się. - Nie chcę jeść,
naprawdę!
Koledzy z drużyny siedzieli teraz przy niej i
namawiali, żeby zjadła cokolwiek. Ale z nerwów, nie byłaby w stanie przełknąć
niczego. Był czwartek... Wtorkowej nocy nie przespała, ale za to w środę spała już
przed kolacją aż do rana.
- Natalie. - Roger wypowiedział jej imię
srogim tonem. - Chcesz zlecieć z miotły z wysokości pięćdziesięciu stóp, bo nie
chciało ci się ruszyć nawet jednego tosta z serem na śniadaniu?
- Przeżyję bez jedzenia, uwierz!
Nie-jestem-głodna.
- Pójdę zaraz po Lee Jordana i bliźniaków,
czekajcie. - powiedział Jeremy i wstał od stołu.
- O matko! - zawołała Natalie i chwyciła
najbliższy widelec, nabiła na niego grzankę i wpakowała do ust.
Koledzy z drużyny wpatrywali się z nią z
dumnymi uśmiechami.
- Na co się gapicie? - powiedziała omal nie
dławiąc się. - Jem przecież, nie?
Godzina siedemnasta czterdzieści. Ławki na
trybunach są zapełnione, wszyscy siedzą w grubych płaszczach, niektórzy
przynieśli sobie koce, by przykryć nogi. Nauczyciele sprawili, że ławki same
się nagrzewały, więc nie było aż tak źle.
- Taktyka. - rzekł Roger Davies, kapitan,
stojąc w szatni. - Wszyscy znają zasady. Ja, Jeremy Stretton i Natalie
Stephens, rozstawiamy się w trójkącie. Pałkarze, Duncan i Jason, wy znacie
pozycje? Jason, zwracaj bardziej uwagę na Natalie, bo mogą się starać ją
sfaulować.
Natalie przełknęła głośno ślinę.
- Obrońca, Grant, ty nie wylatujesz poza
bramki. No i szukający, Randolph Burrow, ty lataj gdzieś nad stadionem, uważaj
na siebie. Jak zobaczysz znicz, to leć od razu, wtedy my pałkarze zajmą się
tobą. Wszyscy zrozumieli? - kiwnięcia głowami. - Gotowi? - ponowne
przytaknięcia. - Jakieś pytania?
- Co jeśli zapomniałam spisać testament? -
zapytała Natalie.
Chłopacy zaśmiali się. Była jedyną dziewczyną
w grupie. Cho miała grać jako ścigający, ale Randolph powrócił jednak do
drużyny i teraz ma boisku mają być drugą dziewczyną na boisku oprócz pani
Hooch. Jest jeszcze Heidi Macavoy z Hufflepuffu, pałkarz.
Wyszli na boisko witani wiwatami. Natalie
zobaczyła równie dużo transparentów zagrzewających Hufflepuff do boju, co tych,
które pokrzepiały Ravenclaw. No, może trochę mniej tych dla Puchonów, ale to
dosłownie kilka, góra dziesięć. Zobaczyła, jak przyjaciele machają do niej,
usłyszała gdzieś jak jakaś grupa woła jej nazwisko. Gryffindor podzielił się po
połowie jeśli chodzi o kibicowanie. Slytherin również. O dziwo Malfoy i jego
kumple byli za Krukonami, ale już Pancy Parkinson, dziewczyna uganiająca się za
Harrym, mopsica (tak ją nazywano za jej plecami), kibicowała Puchonom, a
zwłaszcza Cedricowi Diggory'emu, który był kapitanem.
- Czysta, ładna gra. Bez fauli i oszustw. To
rozkaz. - powiedziała pani Hooch. - Znacie zasady, więc nie będę tu niczego
powtarzać... Proszę dosiąść mioteł.
Natalie dosiadła swojego Nimbusa Dwa Tysiące.
Krzyki. Gwar.
Gwizdy.
Transparenty. Oklaski.
Gwizd srebrnego, dużego gwizdka pani Hooch.
Natalie wzbiła się w górę i obserwowała gdzie
jest kafel oraz tłuczki.
- Proszę państwa, kafel w rękach Rogera
Daviesa... - komentował Jordan. - Davies szybuje, wykonuje dziwne manewry
dekoncentrując przeciwników... Piękne zagranie pałkarza Ravenclawu, Duncana
Inglebee!... Oho! Tłuczek śmignął tuż przy miotle Herberta Fleeta, o mały włos,
a rozkwasiłby mu stopę!... Kafel w rękach Malcolma Preece... Preece zbliża się
do bramki... Przygotowuje się do strzału i ... OOOCH! CHYBIŁ!... O nie! Jeszcze
zebrał tłuczkiem w dodatku... Ale żyje... Kafel w rękach Daviesa... O nie,
pędzą do niego dwaj ścigający przeciwników... Puchoni przejęli kafla... GOL DLA
PUCHONÓW ZDOBYTY PRZEZ TASMIN APLEBEE!
Rozległy się krzyki i wiwaty Puchonów.
- ... Kafel u Daviesa! Zgrabne podanie do...
Oho! Natalie Stephens, nowego odkrycia tego roku! To najmłodszy gracz od wieku,
bo urodziła się w dzień przed Wigilią Bożego Narodzenia! Niedługo możecie
zacząć więc znosić jej prezenty! Jest równie ładna co szybka...
- JORDAN!
- Już jestem cicho, pani Profesor!...
Przecisnęła się między ścigającymi Hufflepuffu... Jason Samuels odbił od niej
tłuczek, lecz Stephens zdawała się nawet nie zauważać zbliżającego się
niebezpieczeństwa!... Nurek pod pałkarzem... IIIII... STRZELIŁA BRAMKĘ!
DZIESIĘĆ PUNKTÓW DLA KRUKONÓW!
Roger krzyknął z radości i pofrunął za kaflem,
który przeleciał nad jego ramieniem. Natalie ruszyła drugą połową boiska, żeby
miał do kogo podać.
- Roger złapał kafla, ale ... Uwaga! Oto
Randolph Burrow mknie za złotym zniczem! Obaj pałkarze przygotowują się do
ochrony... Jeden podążył za szukającym, drugi został na boisku między graczami
i ... Kafel powędrował do Natalie... Od Natalie do Jeremy'ego... O nie, Jeremy
wypuścił kafla, dostał tłuczkiem! Ale... O TAK! Natalie go złapała i ... DRUGI
GOL!
Z widowni zamiast wiwatów, rozległy się
zdumione i przerażone okrzyki.
- TŁUCZEK RĄBNĄŁ W KONIEC MIOTŁY STEPHENS!
Natalie zawisła bokiem na swojej miotle,
obróciła się wokół własnej osi tak, że zwisała teraz do góry nogami.
- Ona zaraz zleci! - wrzasnęli bliźniacy.
- Będzie problem... - syknął Percy. - Trzymaj
się!
- A co właśnie robi?! - krzyknął Ron.
- GOL DLA PUCHONÓW!
Jedna noga zsunęła się jej z miotły. Znowu
rozległy się okrzyki. Nikt nie zwrócił uwagi na to, że czterech ścigających
podaje w kółko między sobą kafla nie mogąc rozegrać żadnej z akcji, a gdy już
udało się dorzucić do bramki, to i tak nie trafiali.
Krukonka rozbujała się i usiadła na miotle we
właściwy sposób.
- Och, utrzymała się, choć z trudem... Mam
nadzieję, że nie będzie miała traumy i jeszcze nie raz zagra na boisku! Szkoda
takiej ładnej ścigającej.
- JORDAN, ZARAZ STAMTĄD WYLECISZ!
- Przepraszam!... Kafel w ręku w ręku Heidi...
Podanie do Malcoma... Czy Puchoni zdobędą punkt? Leci do bramki... Zamach...
Znicz pod Diggorym! Znicz pod... ZNICZ ZŁAPANY PRZEZ RANDOLPHA BURROWA! KRUKONI
WYGRALI! I niestety bramka Puchonów dwie sekundy po czasie... Sto
siedemdziesiąt punktów do dwudziestu!
Zlecieli na miotłach na ziemię i zostali
zasypani oklaskami i okrzykami.
- Podrzućmy Randolpha! - zawołał Grant Page.
- O nie! - ten się sprzeciwił. - Podrzucimy Natalie,
bo to jej pierwszy mecz, a zagrała świetnie.
Zanim zdążyła zaprzeczyć, wznieśli ją do góry
i podrzucili trzy razy. Wnieśli ją jeszcze do szatni i długo jeszcze krzyczeli
z radości. Natalie, jako, że pierwsza się przebrała, wyszła ze stadionu.
Krukoni przyszli jej pogratulować i poczekali na resztę drużyny, a ona zaczęła
zmierzać do zamku na lunch.
- Stephens! Ej, Stephens! - zawołał za nią
znajomy głos.
Oj, bardzo znajomy. Tak, że usłyszała go raz w
koszmarze sennym. Odwróciła się za siebie niepewnie.
- Tak, Draco? - spytała. Niech tylko spróbuje
z niej zażartować, a udławi go śniegiem.
- Gratuluję. - spojrzał na nią z czymś, czego
nigdy nie widziała w jego oczach. Obawiała się, że to... uznanie. - Naprawdę,
poszło ci bardzo dobrze, moje gratulacje.
- Dzięki...
Czekała tylko, aż Draco wyjawi o co mu chodzi.
Może nagle dopowie coś w stylu "idzie ci prawie tak dobrze jak niezdarom z
Gryffindoru" albo obleje ją Wywarem Rozdymającym. Ewenutalnie
najzwyczajniej w świecie Crabbe i Goyle zrobią jej myjkę śniegową na jego
rozkaz.
- Crabbe, Goyle, idziemy. - skinął na nich. -
Na razie, Stephens.
- Cześć, Malfoy. - odparła i powlokła nogami
będąc w ciągłym osłupieniu.
- Nietoperzu! - zawołał ktoś za nią. - Natalie-Nietoperz!
Obejrzała się za siebie i zobaczyła Gryfonów:
Harry'ego, Hermionę, czterech Weasleyów, Neville'a, Deana i kilka innych osób.
- Nietoperz Stephens!
- Fred, George! - krzyknął na nich Percy
poprawiając okulary w śmieszny sposób. - Gratuluję, naprawdę dobre zagrania. -
pochwalił ją.
- Dziękuję, Percy. - zarumieniła się.
- O tak! To było świetne! - zawołał Neville.
- Tak, połowy pewnie nie widziałeś, bo
szlochałeś w płaszcz Hagrida gdy tak wisiała do dołu głową. - powiedział Ron. -
Charlie powiedziałby, że i tak nic by ci się nie stało, gdybyś spadła, bo była
pod tobą gruba warstwa śniegu!
Hermiona pogratulowała jej tego, że zdołała
się jeszcze utrzymać na miotle, bo ona sama by na pewno spadła. Ron stwierdził,
że Hermiona nawet by się nie wzbiła na miotle, bo to prawda, że szło jej
kiepsko z lataniem. Dean i Lee na zmianę komentowali: "Czy widzicie tą
dziewczynę? Dziś wisi na kiju od miotły, ale kto wie? Może jutro zawiśnie na
choince?" albo coś w tym stylu. Fred i George krzyczeli "miejsce dla
kobiety-nietoperza!" i prowadzili ją mówiąc, że nietoperze przecież nic
nie widzą i muszą się zdać na echolokację.
- Nietoperzu, jak to jest być nietoperzem i
bać się tracić kontakt z ziemią nie siedząc na miotle? - zapytał Fred.
- Jak to jest, kiedy ktoś cię podnosi i o mało
nie mdlejesz, a na miotle latasz do góry nogami? - pytał George.
- Jak to jest żyć jako przyszłe ofiary ataku
nietoperza? - zapytała. - Jestem wampirem, nie nietoperzem, więc uważaj.
- Wampirem? Jak dajesz radę na lekcjach z
panem Quirrelem, który nosi ze sobą czosnek...
- Wszędzie, nawet do kąpieli?
- I w swoim turbanie?
- Napiszę waszej mamie listę z wymienionymi
wszystkimi dniami, w których chcecie mi się naprzykrzać. - zagroziła.
- Mamie? - zapytali chórem. - Tylko nie to,
Nietoperzu!
- Ja też dorzucę coś od siebie, dobra? -
zapytał Ron Natalie pół-głosem.
Kolację Natalie zjadła w towarzystwie swoich
kolegów z drużyny. Nauczyciele gratulowali im, a zwłaszcza Randolphowi i Natalie.
Po tym poszli do dormitorium i urządzili sobie imprezę z uczniami wszystkich
klas świętując wygraną pierwszego meczu. W nocy Krukonka rozmyślała na temat
zemsty na bliźniakach, żeby nie rzucać słów na wiatr... a potem o tym, co
powiedział jej Malfoy. Miała wątpliwości czy komuś o tym powiedzieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz