sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 10. - "Płomień na stadionie"

     Listopad. Zaczął się sezon Quidditcha, a za parę dni miał być już pierwszy mecz. Definitywnie. Góry wokół zamku pobielały, trawy zostały pokryte szronem, na szybach mróz malował gdzie nie gdzie wzorki. Natalie otrzymała wreszcie swój strój do Quidditcha. Cały czas była w centrum zainteresowania - ze względu na swoją przygodę z trollem, dostąpienie do drużyny oraz jest wiedzę na każdy temat. Nauczyciele nie mieli do niej nigdy żadnych zastrzeżeń - poza profesorem Snapem, który czepiał się każdego. Choć jej najmniej, na to wychodzi. I dlatego na eliksirach przydzielał ją do pary z Malfoyem, bo wiedział, że oboje jeszcze podtrzymują poziom i starają się - ale nigdy jeszcze tego nie powiedział. Natalie nie okazywała nikomu niechęci do tego pomysłu, ale nie była też szczęśliwa. Robiła to co jej kazano, żeby nie sprawiać problemów, a wszystko i tak wyjdzie z czasem.
     Oceny jak na razie miała najwyższe w klasie - w poprzedniej szkole było to samo, tylko, że z przyrody czasem miła problemy. Jednak wybroniła się egzaminem całorocznym. Teraz czuła się jak ryba w wodzie, wszystko było dla niej naprawdę proste i z chęcią się uczyła. Nudziła ją historia magii, bo nauczyciel sam zasypiał na swoich wykładach. Nikt tego przedmiotu nie lubił. Mimo to, nawet profesor Binns ją pochwalał wychowawcy. Jak wszyscy.
     Po południu siedziała przy kominku i słuchała jak starsi się uczą, żeby coś przy okazji podłapać. Nikomu tam nie przeszkadzała jej obecność, nigdzie nie przeszkadzała, a czasem pomogła, tak jak ostatnio Jeremy (ten z drugiego roku, który siedział z Lee Jordanem na trybunach podczas treningu) pomogła w zadaniu z Zielarstwa, bo ktoś zabrał mu podręcznik, a ona akurat czytała jakiś czas temu coś na temat tego, co miało mu się przydać do wypracowania. Śmiali się, że jeszcze trochę, a będą jej płacić za pisanie za nich wypracowań, jeśli dalej będzie tak wyprzedzać materiał.
     W tym samym czasie Harry, Ron i Hermiona siedzieli na dziedzińcu przy niebieskim płomyku, który Hermiona wyczarowała by się ogrzać. Gdy zauważyli Snape'a, stanęli tak, by zakryć płomień, bo byli pewni, że używanie magii do takich celów jest zakazane. Snape musiał jednak zauważyć po ich minach, że coś jest nie tak, więc podszedł i zapytał groźnie:
     - Potter, co tam masz?
     - Książkę. - pokazał egzemplarz Quidditch przez wieki ,którą dała mu Hermiona, żeby dowiedział się czegoś przed meczem.
     - Wynoszenie książek z biblioteki poza budynek szkoły jest zakazane, oddaj to. Minus pięć punktów dla Gryffindoru.
     Odszedł z książką, nie zauważywszy płomienia. Utykał bardzo na jedną nogę.
     - Sam wymyślił ten przepis właśnie teraz! - krzyknął Ron.
     - Ciekawe co mu się stało w nogę. - zastanawiał się Harry.
     - Nie wiem, ale mam nadzieję, że bardzo mu dokucza. - rzekł rudzielec mściwym tonem.

     Gryfoni wieczorem odpoczywali w swoim dormitorium. Harry był zły, bo nie wiedział co ma ze sobą zrobić, żeby nie myśleć o jutrzejszym meczu ze Ślizgonami. Tak, pierwszy mecz miał być rozegrany pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami. Jego jedynym pomysłem było czytanie książki, którą Snape mu odebrał, więc zdecydował, że pójdzie mu ją odebrać.
     - Idę po Snape'a po książkę. - oświadczył Ronowi i Hermionie.
     - Mnie w to nie wciągniesz! - krzyknęli oboje.
     Poszedł więc sam do gabinetu profesora. Zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Zapukał ponownie - dalej nic. Pomyślał, że może książka leży na biurku, więc nie zaszkodziłoby sprawdzić. Uchylił drzwi, ale to co zobaczył, przeraziło go. Snape stał z podwiniętą szatą i pokazywał Filchowi zakrwawioną nogę.
     - Mogłeś bardziej uważać. - powiedział Filch.
     - Jak miałem opanować trzy głowy tego potwora, co? - warknął.
     Harry próbował zamknąć jak najciszej drzwi i zmyć się.
     - POTTER! - wrzasnął Snape.
     - Panie profesorze, ja tylko chciałem odzyskać książkę. - wyjaśnił.
     - WYJDŹ STĄD! WYNOCHA! - wrzeszczał.
     Harry pobiegł do dormitorium, a po drodze spotkał Natalie.
     - Coś się stało, Harry? - zapytała. - Wyglądasz jakbyś ujrzał ...
     - Chodź za mną, szybko! - polecił i pobiegli razem po pozostałych dwóch przyjaciół.

     Cała trójka zdziwiona zachowaniem Harry'ego siedziała teraz z nim w łazience Jęczącej Marty, bo tam mało kto wchodził wieczorem. Wtedy Marcie zbierało się zawsze na lamentowanie. Akurat nie było jej w łazience, więc musiała latać gdzieś po zamku przy lochach.
     - Widziałem Snape'a... - wysapał.
     - A odzyskałeś książkę?
     - Nie! Widziałem go z Filchem. Pokazywał mu zakrwawioną nogę i mówił o tym trzygłowym psie! - zawołał.
     Natalie, która siedziała dotychczas z zaróżowionymi policzkami od ciepła kominka i ze spokojnym wyrazem twarzy, najpierw zbielała, a potem wyglądała jakby ujrzała samą śmierć przed sobą.
     - Co się stało? Natalie! - Hermiona zawołała do niej.
     - Luna... Luna mówiła przez sen o tym - wybełkotała. Ożywiła się trochę i zaczęła mówić teraz już płynnie: - Nie mogłam znowu spać i słyszałam jak Luna mówi przez sen: "Dlaczego profesor Snape wchodził na korytarz na trzecim piętrze? Jest zakazany...".
     - Pomyluna?
     - Nie mów tak o niej. - skarciła Rona. - Jest naprawdę fajna, jeśli się ją lepiej pozna, a znam ją dobrze, bo dzielę z nią dormitorium. Na pewno nie bełkotała, nie opowiadała andronów.
     - Skąd możesz mieć pewność? - zapytał rudzielec.
     - Bo... Bo mam. Mówiłam już, znam ją. - Wiedziała, że Luna ma jakiś szósty zmysł. Wiedziała rzeczy,o których nie powinna mieć pojęcia. Gdy ktoś nie miał ochoty z nią mówić, ale nie wiedział jak jej o tym powiedzieć, sama mówiła wtedy "Chodźmy już, Cho. Parvati teraz nie ma ochoty z nami rozmawiać, ale nie może dojść do tego jak nam o tym powiedzieć" i mówiła to z pełnym zrozumieniem dla osoby, o której mówiła. Mimo to, zawsze było wszystkim głupio, że Luna nawet to widzi. Nie da się przed nią ukryć uczuć.
     - No dobrze, nieważne. To znaczy, że Snape chciał wykraść to, czego pilnuje Dumbledore? Niby dla czego? Nie chce mi się w to wierzyć, wybaczcie. - mówiła Hermiona. - Jest nauczycielem, więc jakie by miał do...
     - A bo ty wierzysz, że wszyscy nauczyciele są święci! - zawołał wściekle Ron. - Nie znasz go? Nie widzisz jak traktuje innych?
     - Sprawy między nauczycielem a uczniami, a sprawy dyrektora i nauczyciela to są dwie zupełnie inne rzeczy, Ronald. - zauważyła. - Lepiej wracajmy do dormitoriów, musicie jeszcze skończyć swoje wypracowania.
     - Czemu nie dasz nam gotowych?
     - Bo musicie coś wiedzieć. Czytam wam swoje wypracowania na głos, żebyście sami mogli dojść do właściwych odpowiedzi.
     - Ale kicha... - burknął Ron.

***

     Słoneczny, aczkolwiek mroźny poranek zaczął się tradycyjnie śniadaniem w Wielkiej Sali. Salę wypełniał zapach pieczonych kiełbasek i rozentuzjazmowany gwar uczniów. Wszyscy szykowali się na wspaniałe widowisko. Natalie usiadła między Gryfonami, ponieważ dziś nikt nie zwracał uwagi na to kto gdzie siedzi. Usiadła tam jednak zaraz po tym jak skończyła swoje śniadanie i chciała pokrzepić Harry'ego, bo był nie w humorze.
     - Jak emocje przed meczem? - zapytała Gryfonów.
     - Cudownie! Mamy transparenty, flagi, gwizdki, wszystko! - zawołał Neville. - Będzie pięknie!
     Harry tępo wpatrywał się w stół i nie odpowiadał.
     - Hej, Harry Potter. - pstryknęła mu przed twarzą. - Do ciebie mówię.
     - Przepraszam. Nie mogę się skupić.
     - Widzę. Zjedz coś. Nic nie tknął, prawda? - zapytała Hermionę.
     - Próbowałam w niego wcisnąć, ale nie idzie.
     - Harry. - zwróciła się do niego z pełną powagą. - Jeśli nic nie zjesz, Ślizgoni cię zmiażdżą. ZMIAŻDŻĄ. - powtórzyła dosadnie. - Jak spojrzysz wtedy Malfoyowi albo Snape'owi w twarz? Będą się z ciebie śmiać.
     - Dzięki za pocieszenie. - mruknął.
     - Tak będzie, bo zemdlejesz na tej miotle, chole... no! Widzieliśmy cię wszyscy w akcji i wiemy, że sobie radzisz. Nikt nie będzie pod tobą latał z materacem, bo wiemy, że nie potrzeba ci tego, prawda? Masz zjeść, bo inaczej pójdę po pozostałych członków drużyny i jeszcze panią McGonagall, żeby w ciebie wmusili.
     - Nie zrobisz tego. - powiedział, lecz nie był pewien swoich słów.
     - A mam jakieś wyjście? - zapytała z troską.
     Harry popatrzył na nią ze zrezygnowaniem i sięgnął po jajecznicę.
     - Dobrze widzieć, że zmądrzałeś. I pamiętaj, trzymamy za ciebie kciuki, jak będzie trzeba, to rzucę jakiś urok na przeciwników... - chłopacy siedzący wokół uśmiechnęli się na tę myśl. - Bzdura, nie będzie trzeba! Dasz radę. Powodzenia. - poklepała go po ramieniu i wróciła do swojego stołu. - Luno, czy transparenty są gotowe?
     - Oczywiście. Już nie mogę się doczekać.
     - O tak, ja też.

     O jedenastej już wszyscy byli zebrani na stadionie. Prawie cała szkoła przyszła. Ławki dla publiczności były wysoko, ale podczas gry i tak czasem trudno było zobaczyć co się dzieje. Wielu miało dla tego lornetki.
     Transparent, który Luna i Natalie przygotowały, był wykonany na jasnobrązowym materiale, takim jak pergamin. Był na nim świecący się, dzięki zaklęciu Natalie, szkarłatno-złoty napis "GRYFFINDOR GÓRĄ!" oraz lew, który również dzięki czarom mienił się na różne kolory. Transparent ten trzymały Cho i Marietta, a drugi transparent jaki dziewczyny wykonały również we dwie, głosił "POTTER - MISTRZ!". Ten był szkarłatny ze złotym napisem i herbem Gryffindoru w prawym dolnym rogu.
     W tym czasie gracze Gryffindoru, w szkarłatnych szatach do gry, słuchali przemówienia Wood'a.
     - No dobra, chłopaki... - zaczął.
     Angelina odchrząknęła znacząco.
     - I dziewczyny. - dodał. Angelina Johnson grała na pozycji ścigającego. - To jest to.
     - Coś naprawdę wielkiego... - powiedział George.
     - Na co wszyscy czekaliśmy.  - skończył Fred. - Znamy przemówienie Olivera na pamięć. - powiedział Harry'emu. - Byliśmy w drużynie pałkarzami już w zeszłym roku.
     - Zamknąć się. - uciszył ich kapitan. - To najlepsza drużyna Gryffindoru od lat, więc idziemy po zwycięstwo. I wiem, że zwyciężymy. - Rzucił im groźne spojrzenie, jakby zastrzegł, że idą albo po zwycięstwo, albo po śmierć. - Już czas. Życzę powodzenia.
     Harry wyszedł za bliźniakami i myślał, że gdy zobaczy tłumy, ugną się przed nim kolana i zemdleje, ale tak nie było. Pani Hooch, sędzia, stała po środku boiska z miotłą w ręku.
     - A teraz posłuchajcie: To ma być ładna gra, czysta jak łza. - ostrzegła patrząc na kapitana Ślizgonów, Marcusa Flinta, piątoklasistę, który wyglądał, jakby był spokrewniony z trollem. Rzucił okiem na publiczność i w sektorze jego dormitorium ujrzał powiewający na wietrze transparent z napisem "POTTER NA PREZYDENTA" trzymany przez dwójkę jego przyjaciół z klasy. W Ravenclawie dopatrzył się Natalie, która trzymała z Luną transparent "POTTER - MISTRZ!". Zrobiło mu się gorąco na sercu. Poczuł się dużo lepiej.
     - Proszę dosiąść swoich mioteł.
     Gdy wszyscy siedzieli już na miotłach, pani Hooch zadęła w srebrny gwizdek i piętnaście mioteł poderwało się w powietrze.
     - ... Angelina Johnson natychmiast przejęła kafla, proszę państwa... cóż to za wspaniały ścigający, ta dziewczyna, no i przy tym tak ładna...
     - JORDAN! - wrzasnęła pani McGonagall.
     - Przepraszam, pani profesor.
     Lee Jordan, przyjaciel bliźniaków, pełnił funkcję komentatora na meczach, a pani McGonagall miała kontrolować jego wypowiedzi.
     - Przerzut do Alicji Spinnet, nowego odkrycia Olivera Wooda, w zeszłym roku była rezerwową... z powrotem do Johnson... o nie, Ślizgoni przejmują piłkę! Flint przejął kafla, podrywa się w górę... zamierza strzelić i... nie, Wood, znakomicie wyłapuje kafla z bramce i oddaje Katie Bell, co za wspaniałe wyminięcie, wykiwała Flinta, jest wysoko, nurkuje... Na brodę Merlina, to musiało boleć! Tłuczek rąbnął ją w głowę... kafel u Slytherinu... Adrian Pucey płynie do słupków, ale ... tak, zablokowany przez któregoś z Weasleyów, trudne powiedzieć, którego! W każdym razie ładne zagranie i Johnson odebrała kafla, rusza do przodu, ma wolne pole... Strzelaj! Strzelaj Angelino!... obrońca, Bletchley, zanurkował i ... GOL DLA GRYFONÓÓÓÓW!
     Gryfoni zaczęli wiwatować, a Ślizgoni jęczeli zawiedzeni.
     Ron i Hermiona zrobili miejsce Hagridowi, który przeciskał się do nich. Powiedział, że był dotychczas w swojej chacie, ale to tak samo, jakby oglądać pokaz fajerwerków przez dziurkę od klucza.
     - Znicz się pokazał? - zapytał.
     - Nie, jeszcze nie.
     Hagrid odnalazł Harry'ego przez lornetkę.
     - Wisi u góry i ucieka od kłopotów, idealnie.
     Taki był plan Wooda. Harry miał czekać na górze i wypatrywać znicza, unikając innych graczy i tłuczków. Gdy Angelina zdobyła pierwsze dziesięć punktów, Harry zakręcił kilka pętel w powietrzu ze szczęścia.
     - Ślizgoni mają kafla... Przejęcie przeciwników... W... Zaraz, czy to był znicz?!
     Harry zanurkował w dół za złotą, uskrzydloną piłką. Terence Higgs, szukający Ślizgonów też go zauważył i polecieli ramię w ramię, kiedy nagle... BUUUM! Gryfoni zaczęli buczeć wściekle.
     - Faul! To był Faul! - wrzeszczał Dean Thomas.
     Marcus Flint wleciał w Harry'ego z impetem tak, że ten ledwo utrzymał się na miotle. Zarządzono rzut wolny Gryfonów.
     - Czerwona kartka! Zdjąć go z boiska! - ryczał Dean.
     - Co? O co ci chodzi? - zapytał Ron.
     - Czerwona! W piłce nożnej pokazaliby ci za to czerwoną kartkę i musiałbyś zejść z boiska.
     - To nie piłka nożna, Dean. - przypomniał Ron.
     - Ale to prawda, powinni zmienić przepisy, bo Flint mógł zrzucić Harry'ego z tej wysokości.
     Potter wzbił się w powietrze i stało się coś, przez co wszyscy zwrócili uwagę na niego, a nie na Flinta, który zdobył kolejne pięćdziesiąt punktów w tym czasie. Miotła Harry'ego zaczęła szarżować, aż zrzuciła go i ten zawisł na jej końcu trzymając się jedną ręką.
     - O cholibka! - wrzasnął Hagrid.
     - Daj, proszę. - Hermiona wyrwała mu lornetkę i zaczęła przeglądać wszystkich na widowni. Zobaczyła to, czego szukała. - Zaraz wracam.
     Pobiegła pod ławki i przebiegła do sektora Slytherinu nie zwracając na uwagi na to, że przewróciła profesora Quirrela i wpadł on głową do następnego rzędu. Stanęła pod Snapem, który nie spuszczał wzroku z Harry'ego, mamrotał coś pod nosem i gestykulował różdżką. Rzucał czar na Harry'ego. Hermiona schyliła się, chwyciła go za szatę i wymamrotała zaklęcie, przez które szata profesora zajęła się o niebieskim płomieniem. Mężczyzna wrzasnął, a wtedy panna Granger zgasiła ogień jednym machnięciem różdżki. Szata jego nie miała żadnych uszczerbków, poczuł tylko okropne gorąco i nic poza tym. Nigdy się nie dowie co się działo. Harry odzyskał panowanie nad miotłą i zaczął kierować się do dołu z dużą prędkością. Wyglądał jakby miał zwymiotować. Upadł na ziemię i krztusząc się wykaszlał...
     - ZŁOTY ZNICZ! POTTER ZŁAPAŁ ZŁOTEGO ZNICZA! KONIEC MECZU, WYNIK STO SZEŚĆDZIESIĄT DO PIĘĆDZIESIĘCIU!
     Wrzeszczał o tym jeszcze przez najbliższe dwadzieścia minut, ale Harry, Ron i Hermiona tego nie słyszeli. Siedzieli w chacie gajowego, Hagrida i jedli herbatniki, które upiekł. Były okropnie twarde, ale nie powiedzieli mu o tym.
     - Hagridzie?
     - Tak, Harry?
     - Co to za trójgłowy pies na trzecim piętrze?
     Olbrzym wypuścił z rąk metalowy kubek.
     - Skąd wiecie o Puszku?
     - Kto to Puszek?
     - Pies, którego kupiłem... Pożyczyłem go Dumbledore'owi... Czemu ja się wam tłumaczę?!
     - Czego on pilnuje?
     - Nieważne, nieważne! - był wyraźnie zestresowany.
     - Ważne, Snape chciał to ukraść w Noc Duchów! To pewnie on wpuścił Trolla do zamku, żeby odwrócić uwagę wszystkich. Widziałem jak pokazywał Filchowi ranę na nodze i mówił, że nie mógł sobie poradzić z trzema głowami!
     - Nie rozmawiajmy o tym! Wy troje, mieszacie się w nie swoje sprawy! Macie tego nie ruszać! To sprawa między dyrektorem, a Nicolasem Flamelem...
     - A więc zamieszany jest w to jakiś Nicolas Flamel, tak? - zapytała Hermiona.

     Hagrid był okropnie zdenerwowany na samego siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz