Listopad. Zaczął się sezon Quidditcha, a za
parę dni miał być już pierwszy mecz. Definitywnie. Góry wokół zamku pobielały,
trawy zostały pokryte szronem, na szybach mróz malował gdzie nie gdzie wzorki. Natalie
otrzymała wreszcie swój strój do Quidditcha. Cały czas była w centrum
zainteresowania - ze względu na swoją przygodę z trollem, dostąpienie do
drużyny oraz jest wiedzę na każdy temat. Nauczyciele nie mieli do niej nigdy
żadnych zastrzeżeń - poza profesorem Snapem, który czepiał się każdego. Choć
jej najmniej, na to wychodzi. I dlatego na eliksirach przydzielał ją do pary z
Malfoyem, bo wiedział, że oboje jeszcze podtrzymują poziom i starają się - ale
nigdy jeszcze tego nie powiedział. Natalie nie okazywała nikomu niechęci do
tego pomysłu, ale nie była też szczęśliwa. Robiła to co jej kazano, żeby nie
sprawiać problemów, a wszystko i tak wyjdzie z czasem.
Oceny jak na razie
miała najwyższe w klasie - w poprzedniej szkole było to samo, tylko, że z
przyrody czasem miła problemy. Jednak wybroniła się egzaminem całorocznym.
Teraz czuła się jak ryba w wodzie, wszystko było dla niej naprawdę proste i z
chęcią się uczyła. Nudziła ją historia magii, bo nauczyciel sam zasypiał na
swoich wykładach. Nikt tego przedmiotu nie lubił. Mimo to, nawet profesor Binns
ją pochwalał wychowawcy. Jak wszyscy.
Po południu siedziała
przy kominku i słuchała jak starsi się uczą, żeby coś przy okazji podłapać.
Nikomu tam nie przeszkadzała jej obecność, nigdzie nie przeszkadzała, a czasem
pomogła, tak jak ostatnio Jeremy (ten z drugiego roku, który siedział z Lee
Jordanem na trybunach podczas treningu) pomogła w zadaniu z Zielarstwa, bo ktoś
zabrał mu podręcznik, a ona akurat czytała jakiś czas temu coś na temat tego,
co miało mu się przydać do wypracowania. Śmiali się, że jeszcze trochę, a będą
jej płacić za pisanie za nich wypracowań, jeśli dalej będzie tak wyprzedzać
materiał.
W tym samym czasie
Harry, Ron i Hermiona siedzieli na dziedzińcu przy niebieskim płomyku, który
Hermiona wyczarowała by się ogrzać. Gdy zauważyli Snape'a, stanęli tak, by
zakryć płomień, bo byli pewni, że używanie magii do takich celów jest zakazane.
Snape musiał jednak zauważyć po ich minach, że coś jest nie tak, więc podszedł
i zapytał groźnie:
- Potter, co tam masz?
- Książkę. - pokazał
egzemplarz Quidditch przez
wieki ,którą dała mu Hermiona,
żeby dowiedział się czegoś przed meczem.
- Wynoszenie książek z
biblioteki poza budynek szkoły jest zakazane, oddaj to. Minus pięć punktów dla
Gryffindoru.
Odszedł z książką, nie
zauważywszy płomienia. Utykał bardzo na jedną nogę.
- Sam wymyślił ten
przepis właśnie teraz! - krzyknął Ron.
- Ciekawe co mu się
stało w nogę. - zastanawiał się Harry.
- Nie wiem, ale mam
nadzieję, że bardzo mu dokucza. - rzekł rudzielec mściwym tonem.
Gryfoni wieczorem
odpoczywali w swoim dormitorium. Harry był zły, bo nie wiedział co ma ze sobą
zrobić, żeby nie myśleć o jutrzejszym meczu ze Ślizgonami. Tak, pierwszy mecz
miał być rozegrany pomiędzy Gryfonami i Ślizgonami. Jego jedynym pomysłem było
czytanie książki, którą Snape mu odebrał, więc zdecydował, że pójdzie mu ją
odebrać.
- Idę po Snape'a po
książkę. - oświadczył Ronowi i Hermionie.
- Mnie w to nie
wciągniesz! - krzyknęli oboje.
Poszedł więc sam do
gabinetu profesora. Zapukał, lecz nikt nie odpowiedział. Zapukał ponownie -
dalej nic. Pomyślał, że może książka leży na biurku, więc nie zaszkodziłoby
sprawdzić. Uchylił drzwi, ale to co zobaczył, przeraziło go. Snape stał z podwiniętą
szatą i pokazywał Filchowi zakrwawioną nogę.
- Mogłeś bardziej
uważać. - powiedział Filch.
- Jak miałem opanować
trzy głowy tego potwora, co? - warknął.
Harry próbował zamknąć
jak najciszej drzwi i zmyć się.
- POTTER! - wrzasnął Snape.
- Panie profesorze, ja
tylko chciałem odzyskać książkę. - wyjaśnił.
- WYJDŹ STĄD! WYNOCHA!
- wrzeszczał.
Harry pobiegł do
dormitorium, a po drodze spotkał Natalie.
- Coś się stało,
Harry? - zapytała. - Wyglądasz jakbyś ujrzał ...
- Chodź za mną,
szybko! - polecił i pobiegli razem po pozostałych dwóch przyjaciół.
Cała trójka zdziwiona
zachowaniem Harry'ego siedziała teraz z nim w łazience Jęczącej Marty, bo tam
mało kto wchodził wieczorem. Wtedy Marcie zbierało się zawsze na lamentowanie.
Akurat nie było jej w łazience, więc musiała latać gdzieś po zamku przy
lochach.
- Widziałem Snape'a...
- wysapał.
- A odzyskałeś
książkę?
- Nie! Widziałem go z
Filchem. Pokazywał mu zakrwawioną nogę i mówił o tym trzygłowym psie! -
zawołał.
Natalie, która
siedziała dotychczas z zaróżowionymi policzkami od ciepła kominka i ze
spokojnym wyrazem twarzy, najpierw zbielała, a potem wyglądała jakby ujrzała
samą śmierć przed sobą.
- Co się stało? Natalie!
- Hermiona zawołała do niej.
- Luna... Luna mówiła
przez sen o tym - wybełkotała. Ożywiła się trochę i zaczęła mówić teraz już
płynnie: - Nie mogłam znowu spać i słyszałam jak Luna mówi przez sen: "Dlaczego
profesor Snape wchodził na korytarz na trzecim piętrze? Jest zakazany...".
- Pomyluna?
- Nie mów tak o niej.
- skarciła Rona. - Jest naprawdę fajna, jeśli się ją lepiej pozna, a znam ją
dobrze, bo dzielę z nią dormitorium. Na pewno nie bełkotała, nie opowiadała
andronów.
- Skąd możesz mieć
pewność? - zapytał rudzielec.
- Bo... Bo mam.
Mówiłam już, znam ją. - Wiedziała, że Luna ma jakiś szósty zmysł. Wiedziała
rzeczy,o których nie powinna mieć pojęcia. Gdy ktoś nie miał ochoty z nią
mówić, ale nie wiedział jak jej o tym powiedzieć, sama mówiła wtedy
"Chodźmy już, Cho. Parvati teraz nie ma ochoty z nami rozmawiać, ale nie
może dojść do tego jak nam o tym powiedzieć" i mówiła to z pełnym
zrozumieniem dla osoby, o której mówiła. Mimo to, zawsze było wszystkim głupio,
że Luna nawet to widzi. Nie da się przed nią ukryć uczuć.
- No dobrze, nieważne.
To znaczy, że Snape chciał wykraść to, czego pilnuje Dumbledore? Niby dla
czego? Nie chce mi się w to wierzyć, wybaczcie. - mówiła Hermiona. - Jest
nauczycielem, więc jakie by miał do...
- A bo ty wierzysz, że
wszyscy nauczyciele są święci! - zawołał wściekle Ron. - Nie znasz go? Nie
widzisz jak traktuje innych?
- Sprawy między
nauczycielem a uczniami, a sprawy dyrektora i nauczyciela to są dwie zupełnie
inne rzeczy, Ronald. - zauważyła. - Lepiej wracajmy do dormitoriów, musicie
jeszcze skończyć swoje wypracowania.
- Czemu nie dasz nam
gotowych?
- Bo musicie coś
wiedzieć. Czytam wam swoje wypracowania na głos, żebyście sami mogli dojść do
właściwych odpowiedzi.
- Ale kicha... -
burknął Ron.
***
Słoneczny, aczkolwiek mroźny poranek zaczął
się tradycyjnie śniadaniem w Wielkiej Sali. Salę wypełniał zapach pieczonych
kiełbasek i rozentuzjazmowany gwar uczniów. Wszyscy szykowali się na wspaniałe
widowisko. Natalie usiadła między Gryfonami, ponieważ dziś nikt nie zwracał
uwagi na to kto gdzie siedzi. Usiadła tam jednak zaraz po tym jak skończyła
swoje śniadanie i chciała pokrzepić Harry'ego, bo był nie w humorze.
- Jak emocje przed meczem? - zapytała Gryfonów.
- Cudownie! Mamy transparenty, flagi, gwizdki,
wszystko! - zawołał Neville. - Będzie pięknie!
Harry tępo wpatrywał się w stół i nie
odpowiadał.
- Hej, Harry Potter. - pstryknęła mu przed
twarzą. - Do ciebie mówię.
- Przepraszam. Nie mogę się skupić.
- Widzę. Zjedz coś. Nic nie tknął, prawda? -
zapytała Hermionę.
- Próbowałam w niego wcisnąć, ale nie idzie.
- Harry. - zwróciła się do niego z pełną
powagą. - Jeśli nic nie zjesz, Ślizgoni cię zmiażdżą. ZMIAŻDŻĄ. - powtórzyła
dosadnie. - Jak spojrzysz wtedy Malfoyowi albo Snape'owi w twarz? Będą się z
ciebie śmiać.
- Dzięki za pocieszenie. - mruknął.
- Tak będzie, bo zemdlejesz na tej miotle,
chole... no! Widzieliśmy cię wszyscy w akcji i wiemy, że sobie radzisz. Nikt
nie będzie pod tobą latał z materacem, bo wiemy, że nie potrzeba ci tego,
prawda? Masz zjeść, bo inaczej pójdę po pozostałych członków drużyny i jeszcze
panią McGonagall, żeby w ciebie wmusili.
- Nie zrobisz tego. - powiedział, lecz nie był
pewien swoich słów.
- A mam jakieś wyjście? - zapytała z troską.
Harry popatrzył na nią ze zrezygnowaniem i
sięgnął po jajecznicę.
- Dobrze widzieć, że zmądrzałeś. I pamiętaj,
trzymamy za ciebie kciuki, jak będzie trzeba, to rzucę jakiś urok na
przeciwników... - chłopacy siedzący wokół uśmiechnęli się na tę myśl. - Bzdura,
nie będzie trzeba! Dasz radę. Powodzenia. - poklepała go po ramieniu i wróciła
do swojego stołu. - Luno, czy transparenty są gotowe?
- Oczywiście. Już nie mogę się doczekać.
- O tak, ja też.
O jedenastej już wszyscy byli zebrani na
stadionie. Prawie cała szkoła przyszła. Ławki dla publiczności były wysoko, ale
podczas gry i tak czasem trudno było zobaczyć co się dzieje. Wielu miało dla
tego lornetki.
Transparent, który Luna i Natalie
przygotowały, był wykonany na jasnobrązowym materiale, takim jak pergamin. Był
na nim świecący się, dzięki zaklęciu Natalie, szkarłatno-złoty napis
"GRYFFINDOR GÓRĄ!" oraz lew, który również dzięki czarom mienił się
na różne kolory. Transparent ten trzymały Cho i Marietta, a drugi transparent
jaki dziewczyny wykonały również we dwie, głosił "POTTER - MISTRZ!".
Ten był szkarłatny ze złotym napisem i herbem Gryffindoru w prawym dolnym rogu.
W tym czasie gracze Gryffindoru, w
szkarłatnych szatach do gry, słuchali przemówienia Wood'a.
- No dobra, chłopaki... - zaczął.
Angelina odchrząknęła znacząco.
- I dziewczyny. - dodał. Angelina Johnson
grała na pozycji ścigającego. - To jest to.
- Coś naprawdę wielkiego... - powiedział
George.
- Na co wszyscy czekaliśmy. - skończył
Fred. - Znamy przemówienie Olivera na pamięć. - powiedział Harry'emu. - Byliśmy
w drużynie pałkarzami już w zeszłym roku.
- Zamknąć się. - uciszył ich kapitan. - To
najlepsza drużyna Gryffindoru od lat, więc idziemy po zwycięstwo. I wiem, że
zwyciężymy. - Rzucił im groźne spojrzenie, jakby zastrzegł, że idą albo po
zwycięstwo, albo po śmierć. - Już czas. Życzę powodzenia.
Harry wyszedł za bliźniakami i myślał, że gdy
zobaczy tłumy, ugną się przed nim kolana i zemdleje, ale tak nie było. Pani
Hooch, sędzia, stała po środku boiska z miotłą w ręku.
- A teraz posłuchajcie: To ma być ładna gra,
czysta jak łza. - ostrzegła patrząc na kapitana Ślizgonów, Marcusa Flinta,
piątoklasistę, który wyglądał, jakby był spokrewniony z trollem. Rzucił okiem
na publiczność i w sektorze jego dormitorium ujrzał powiewający na wietrze
transparent z napisem "POTTER NA PREZYDENTA" trzymany przez dwójkę
jego przyjaciół z klasy. W Ravenclawie dopatrzył się Natalie, która trzymała z
Luną transparent "POTTER - MISTRZ!". Zrobiło mu się gorąco na sercu.
Poczuł się dużo lepiej.
- Proszę dosiąść swoich mioteł.
Gdy wszyscy siedzieli już na miotłach, pani
Hooch zadęła w srebrny gwizdek i piętnaście mioteł poderwało się w powietrze.
- ... Angelina Johnson natychmiast przejęła
kafla, proszę państwa... cóż to za wspaniały ścigający, ta dziewczyna, no i
przy tym tak ładna...
- JORDAN! - wrzasnęła pani McGonagall.
- Przepraszam, pani profesor.
Lee Jordan, przyjaciel bliźniaków, pełnił
funkcję komentatora na meczach, a pani McGonagall miała kontrolować jego
wypowiedzi.
- Przerzut do Alicji Spinnet, nowego odkrycia
Olivera Wooda, w zeszłym roku była rezerwową... z powrotem do Johnson... o nie,
Ślizgoni przejmują piłkę! Flint przejął kafla, podrywa się w górę... zamierza
strzelić i... nie, Wood, znakomicie wyłapuje kafla z bramce i oddaje Katie
Bell, co za wspaniałe wyminięcie, wykiwała Flinta, jest wysoko, nurkuje... Na
brodę Merlina, to musiało boleć! Tłuczek rąbnął ją w głowę... kafel u
Slytherinu... Adrian Pucey płynie do słupków, ale ... tak, zablokowany przez
któregoś z Weasleyów, trudne powiedzieć, którego! W każdym razie ładne zagranie
i Johnson odebrała kafla, rusza do przodu, ma wolne pole... Strzelaj! Strzelaj
Angelino!... obrońca, Bletchley, zanurkował i ... GOL DLA GRYFONÓÓÓÓW!
Gryfoni zaczęli wiwatować, a Ślizgoni jęczeli
zawiedzeni.
Ron i Hermiona zrobili miejsce Hagridowi,
który przeciskał się do nich. Powiedział, że był dotychczas w swojej chacie,
ale to tak samo, jakby oglądać pokaz fajerwerków przez dziurkę od klucza.
- Znicz się pokazał? - zapytał.
- Nie, jeszcze nie.
Hagrid odnalazł Harry'ego przez lornetkę.
- Wisi u góry i ucieka od kłopotów, idealnie.
Taki był plan Wooda. Harry miał czekać na
górze i wypatrywać znicza, unikając innych graczy i tłuczków. Gdy Angelina
zdobyła pierwsze dziesięć punktów, Harry zakręcił kilka pętel w powietrzu ze
szczęścia.
- Ślizgoni mają kafla... Przejęcie
przeciwników... W... Zaraz, czy to był znicz?!
Harry zanurkował w dół za złotą, uskrzydloną
piłką. Terence Higgs, szukający Ślizgonów też go zauważył i polecieli ramię w
ramię, kiedy nagle... BUUUM! Gryfoni zaczęli buczeć wściekle.
- Faul! To był Faul! - wrzeszczał Dean Thomas.
Marcus Flint wleciał w Harry'ego z impetem
tak, że ten ledwo utrzymał się na miotle. Zarządzono rzut wolny Gryfonów.
- Czerwona kartka! Zdjąć go z boiska! - ryczał
Dean.
- Co? O co ci chodzi? - zapytał Ron.
- Czerwona! W piłce nożnej pokazaliby ci za to
czerwoną kartkę i musiałbyś zejść z boiska.
- To nie piłka nożna, Dean. - przypomniał Ron.
- Ale to prawda, powinni zmienić przepisy, bo
Flint mógł zrzucić Harry'ego z tej wysokości.
Potter wzbił się w powietrze i stało się coś,
przez co wszyscy zwrócili uwagę na niego, a nie na Flinta, który zdobył kolejne
pięćdziesiąt punktów w tym czasie. Miotła Harry'ego zaczęła szarżować, aż
zrzuciła go i ten zawisł na jej końcu trzymając się jedną ręką.
- O cholibka! - wrzasnął Hagrid.
- Daj, proszę. - Hermiona wyrwała mu lornetkę
i zaczęła przeglądać wszystkich na widowni. Zobaczyła to, czego szukała. -
Zaraz wracam.
Pobiegła pod ławki i przebiegła do sektora
Slytherinu nie zwracając na uwagi na to, że przewróciła profesora Quirrela i
wpadł on głową do następnego rzędu. Stanęła pod Snapem, który nie spuszczał
wzroku z Harry'ego, mamrotał coś pod nosem i gestykulował różdżką. Rzucał czar
na Harry'ego. Hermiona schyliła się, chwyciła go za szatę i wymamrotała
zaklęcie, przez które szata profesora zajęła się o niebieskim płomieniem.
Mężczyzna wrzasnął, a wtedy panna Granger zgasiła ogień jednym machnięciem
różdżki. Szata jego nie miała żadnych uszczerbków, poczuł tylko okropne gorąco
i nic poza tym. Nigdy się nie dowie co się działo. Harry odzyskał panowanie nad
miotłą i zaczął kierować się do dołu z dużą prędkością. Wyglądał jakby miał zwymiotować.
Upadł na ziemię i krztusząc się wykaszlał...
- ZŁOTY ZNICZ! POTTER ZŁAPAŁ ZŁOTEGO ZNICZA!
KONIEC MECZU, WYNIK STO SZEŚĆDZIESIĄT DO PIĘĆDZIESIĘCIU!
Wrzeszczał o tym jeszcze przez najbliższe
dwadzieścia minut, ale Harry, Ron i Hermiona tego nie słyszeli. Siedzieli w
chacie gajowego, Hagrida i jedli herbatniki, które upiekł. Były okropnie
twarde, ale nie powiedzieli mu o tym.
- Hagridzie?
- Tak, Harry?
- Co to za trójgłowy pies na trzecim piętrze?
Olbrzym wypuścił z rąk metalowy kubek.
- Skąd wiecie o Puszku?
- Kto to Puszek?
- Pies, którego kupiłem... Pożyczyłem go
Dumbledore'owi... Czemu ja się wam tłumaczę?!
- Czego on pilnuje?
- Nieważne, nieważne! - był wyraźnie
zestresowany.
- Ważne, Snape chciał to ukraść w Noc Duchów!
To pewnie on wpuścił Trolla do zamku, żeby odwrócić uwagę wszystkich. Widziałem
jak pokazywał Filchowi ranę na nodze i mówił, że nie mógł sobie poradzić z
trzema głowami!
- Nie rozmawiajmy o tym! Wy troje, mieszacie
się w nie swoje sprawy! Macie tego nie ruszać! To sprawa między dyrektorem, a
Nicolasem Flamelem...
- A więc zamieszany jest w to jakiś Nicolas
Flamel, tak? - zapytała Hermiona.
Hagrid był okropnie zdenerwowany na samego
siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz